mateusz.pl /

Megan McKenna

Historie, opowiadania - Mądrość na Wielki Post

 

Dawno, dawno temu był sobie gawędziarz, który kochał słowa: ich dźwięk i odczucie jakie dawały, zmiany jakie w nich zachodziły, gdy powracały do niego i opadały w małych, niesionych wiatrem spiralach. Co lepsze, kochał historie: właściwie każdy ich rodzaj, ale szczególnie te, które porywały słuchacza i przenosiły go w odległe krainy, dalekie od miejsca, w którym wysłuchiwał opowieści. Był do tego przymuszany przez moc potężniejszą niż siła, która pcha nurty rzek i porusza głębiny mórz. Podczas opowiadania był sobą: łagodnym, wolnym, pełnym światła i prawdy człowiekiem, posłusznym Innemu, o którym lubił myśleć jako o Słowie, Historii której inni mogą jedynie służyć i ją naśladować.

Żył prosto i wiernie, opowiadając historie, kiedy tylko mógł. Jednak pewnego dnia zauważył że rzeczy się zmieniają, a dokładnie mówiąc – znikają. Najpierw były to drobiazgi: jego klucze, okulary, notatki, kartki z kalendarza, skarpety, łyżki. Nie znikało nic ważnego, jednak było to denerwujące. Zaczął więc myśleć, że stał się zapominalski i przypisał cały incydent lukom w pamięci krótkotrwałej, śmiejąc się z przypadłości wieku średniego.

Jednak problem narastał i coraz trudniej było się z niego śmiać. Znikać zaczęły: godziny dnia, sen i marzenia senne, znajomi, nawet przyjaciele. Znikały strony z jego rękopisów, również notatki z wykładów i przemówień, teczka. Nic nie wracało, nie dawało się znaleźć. Zastanawiał się, czy może nie jest chory, traci zmysły lub dopada go starość. I wtedy zaczął dostrzegać w tym wszystkim związki, niepokojące związki. Skrupulatnie prowadził obserwacje, aż stał się absolutnie pewien swych domysłów, które tak bardzo go niepokoiły. Wszystko co zniknęło było ściśle związane z historią, którą opowiedział.

Starał się nie snuć opowieści, jednak to nie działało. Analizował więc historię, by sprawdzić, co straci w następnej kolejności. Czasem się to udawało, jednak nie od razu widział w tym logikę. Wydawało się, że działa tu inna struktura logiki i symboli. Próbował się dystansować, nie angażować, nawet praktykował cnotę ubóstwa, i szybko przekonał się, że jest to trudne. Stal się strachliwy i niespokojny. Kiedy i gdzie to wszystko się skończy?

Sytuacja ta stała się tłem jego życia. Historie zaczęły go oczarowywać, i było ich coraz więcej. Odnajdywał je w książkach, ludzkich rozmowach, własnym umyśle, obserwując zachowania ludzi na ulicy, podróżując. Nagle historii było w nadmiarze. Nie mogły pojawić się (a może miał wybór, czy je przyjąć? ) w gorszym momencie jego życia. Przyjął je więc, uważnie, zachłannie jak człowiek pragnący pożywienia, wnikliwości, mądrości i nadziei.

Wtedy zaczął tracić części samego siebie! Naprzód stracił włosy, paznokcie u rąk i nóg: to, co mogło odrosnąć. Pewnego dnia opowiedział historię – którą sam stawał się oczarowany, gdy słowa płynęły z jego ust – i stracił palec u ręki. Następny palec u tej samej ręki stracił nazajutrz. Nadszedł wtedy czas na podjęcie poważnych decyzji. Nie mógł dalej żyć w ten sposób, musiał przynajmniej mieć świadomość wydarzeń, które nastąpią za każdym razem, gdy opowie kolejną historię. Nadal jednak czuł przywiązanie do opowieści i opowiadania.

Wkrótce odkrył kolejne efekty uboczne. W miarę jak znikał, stawał się coraz bieglejszy w opowiadaniu. Historie miały większą siłę, zasięg i wpływ. Prawdę mówiąc, zaczęły dziać się w świecie rzeczywistym. Pojawiła się w nim nadzieja, że w zatracaniu się samego siebie jest jakiś większy plan, całość do której się przyczynia i którą dosłownie tworzy z własnego ciała.

Ta myśl wystarczała mu przez jakiś czas, jednak nadal tracił cząstki siebie – nogi, dłonie, ręce, stopy, ramiona, biodra. Niewiele pozostało już z jego ciała. Trzymał się kurczowo swojej twarzy, swoich oczu i ust, pamięci i umysłu, oczu i płuc, i oczywiście swego serca. Tylko to mu pozostało. Czy jakakolwiek historia jest warta utraty wzroku? Lub pamięci? Lub serca? Lub własnej duszy? Czyżby historie były nienasycone ? Czy naprawdę chciały wszystkiego, wszystko czym jest, aż po ostatnie strzępki jego duszy i ciała? A co najważniejsze: czy mógł i powinien oddać to wszystko z ufnością? Czy mógł?

Oto jest pytanie. Czy możemy poddać się innym lub Innemu? Czy uczynimy to? Gdzie jest koniec, granica? Jak wiele gotowi jesteśmy stracić? Jak bardzo nasze wnętrze musi opustoszeć, aby Słowo, Opowieść, mogły płynąć poprzez nas?

Książka ta jest o Wielkim Poście, jest książką refleksji, opowiadań i pytań na czterdzieści dni i opiera się na codziennych czytaniach z lekcjonarza na ten okres. Powyższa opowieść stanowi jej kontekst. Co by było, gdyby ta historia stała się rzeczywista w życiu każdego z nas, w życiu każdego członka globalnej społeczności? Co jeśli każdego dnia Wielkiego Postu tracilibyśmy coś z nas samych, aby Opowiadający, Słowo, mogło płynąć przez nas z większą wolnością i pewnością? Co zostanie pod koniec tych czterdziestu dni? Czy możemy poddać się opowieści? Czy to zrobimy? Czy zgodzimy się na umniejszanie się? Stratę? Tajemnicę, jaka stoi za zakończeniem? Całkowite zaufanie Słowu? A co jeśli nie nadejdzie koniec, póki cały czas nie rozpłynie się w wieczności, we wcieleniu i w zapisie Historii w naszym ciele?

Podobno po przemówieniu wygłoszonym na Dalekim Wschodzie, Tomasz Merton opuścił salę ze słowami „Myślę, że po prostu zniknę". To były jego ostatnie słowa. Wkrótce umarł, porażony prądem przez wentylator pokojowy, a ciało wysłano do domu w Kentucky wojskowym transporterem. Czy ten mnich, który spędził dwadzieścia siedem lat szukając twarzy i tajemnicy Bożej, znał jakiś sekret? Czyżby zniknął z błyskiem rozbawienia w oczach? Ten Wielki Post pozwoli nam przenieść się z powrotem w ramiona Tego, który stworzył ziemię, by była ogrodem, bezpiecznym domem dla wszystkich ludzi, niebem dla najmniejszych spośród nas.

Jezus, poruszyciel porządków i dusz, na długo zanim został złożony do grobu, pragnął zatracić się w okazywaniu czci Bogu, w cieniu jego Ducha, w woli swego Ojca, w służbie i posłuszeństwu swoim ziemskim towarzyszom i w głębiach historii i czasu. Zniknijmy wraz z Nim i w Nim. Jeśli pójdziemy z Nim na śmierć, zatracając samych siebie w posłuszeństwie i zaufaniu, to i z Nim powstaniemy pierwszego dnia tygodnia, przed świtem...

Megan McKenna z książki "Wielki Post - Refleksje i opowieści"