Czytelnia
Aleksander Mień

Dlaczego spalono Giordana Bruna?

 

O nauce i religii

 

Ojciec Aleksander Mień zginął 9 września 1990 roku1. Stało się to w poranek niedzielny, kiedy udawał się do świątyni na nabożeństwo. Dotychczas jeszcze nie ustalono motywów morderstwa, wyklucza się jednak rabunek. Najprawdopodobniej zginął za poglądy i swoją działalność duszpasterską. Myślał inaczej niż inni. Swoim nauczaniem kruszył schematy podziałów, otwierał granice myślenia uniwersalnego, uderzał w mentalność fanatyczną i apodyktyczną, unikał demagogii. Jednak w swej otwartości nie zatracił zdolności dostrzegania podobieństw i różnic.

Autor żyjąc w środowisku zdominowanym przez tak zwany "naukowy światopogląd", którym kierowała się ideologia komunistyczna, starał się wydobyć z "uśpienia" myślenie ludzkie i ukazać, co naprawdę kryje się pod warstwą propagandową systemu ateistycznego. W prowadzonej przez niego apologu dostrzega się bardziej ducha dialogu niż polemiki.

Na podstawie faktów historycznych próbuje obalić pogląd, że wiara wiąże się z ciemnotą, ignorancją i jest świadectwem ułomności człowieka. Analizuje dokładniej incydent historyczny, w którym zrodził się "konflikt" między religią i nauką. Procesy Giordana Bruna oraz Galileusza stanowią według niego nieustanny pretekst do krytyki Kościoła i jego działalności inkwizycyjnej skierowanej przeciwko nauce.

Według ojca Mienia skazanie na śmierć Bruna nie można niczym usprawiedliwić, zaś proces Galileusza należy uznać za dzieło haniebne. Jednak u podstaw tych zdarzeń nie znajduje się motywu walki religii z nauką. Ojciec Mień piętnuje każdy przejaw fanatyzmu i nietolerancji bez względu na to, w jakich środowiskach to zjawisko występuje. Jest to zjawisko "gorszej strony człowieka" i zawsze negatywne.

 

ks. Tadeusz Pikus

 

 

Tak często słyszy się twierdzenie, jakoby religia była zawsze wrogiem nauki, że już prawie przyzwyczailiśmy się do tego2. Wielu, jeszcze z lat szkolnych, na tyle przyswoiło sobie tego rodzaju stwierdzenie, że wydaje im się, iż nie podlega już ono żadnym wątpliwościom ani potrzebie weryfikacji. Aczkolwiek w ateistycznej literaturze robi się zwykle omówienie, że w ostatnim czasie religia "dostosowuje się do sytuacji" i dlatego już "nie występuje otwarcie przeciwko nauce", to jednak gdzieś w ukryciu "stan wojny" w dalszym ciągu trwa.

Tymczasem fakty historyczne na tyle zaprzeczają takiemu twierdzeniu, że należy się tylko dziwić, jak może pozostawać to niedostrzegalne. Czyż kapłani starożytnego Egiptu, tworząc podstawy matematyki, medycyny, astronomii, dostosowywali się do jakichś tam "nowych czasów"? Kto rozwijał naukę w Babilonie, w kolebce przyrodoznawstwa, jeśli nie ci sami kapłani. Świątynie starożytno-wschodnich cywilizacji były jednocześnie szkołami, laboratoriami i obserwatoriami. Pierwsze anatomiczne atlasy, pierwsze formuły matematyczne, pierwsze mapy wyszły z rąk ludzi, którzy służyli religii. Jest to powszechnie znany fakt historyczny, który nie jest przez nikogo kwestionowany.

Jeśli przejdziemy do starożytnej Grecji, zobaczymy, że twórcy ówczesnej nauki byli jednocześnie myślicielami religijnymi. Wspólnota pitagorejezyków była zgromadzeniem religijnym. Arystoteles, ojciec współczesnego przyrodoznawstwa, był twórcą religijno-filozoficznych zasad, które weszły także na stałe do myślenia chrześcijańskiego. Ani Arystarch, ani Archimedes, ani też znakomity Ptolemeusz, twórca geocentrycznego systemu Wszechświata, nie byli poddawani żadnym prześladowaniom ze strony religii.

W imię jakiego "dostosowywania się" Kościół w Średniowieczu stał się jedynym kulturowym ogniskiem w Europie, który zachował nasiona starożytnej nauki? Klasztory gromadziły starą literaturę i były centrum wiedzy swojej epoki. Wspaniali myśliciele Kościoła późnej Starożytności i Średniowiecza byli zorientowani na bieżąco w sprawach nauki swoich czasów. Zagadnieniami przyrodoznawstwa żywo interesowali się Bazyli Wielki i św. Augustyn. Takie encyklopedyczne umysły jak św. Albert i św. Tomasz przypisywały nauce ogromne znaczenie, studiując liczne dziedziny. Mnich Roger Bacon, który tak wiele uczynił dla rozwoju średniowiecznej nauki, był teologiem i mistykiem. W świecie pozachrześcijańskim dostrzegamy to samo. Arabscy teologowie studiują Arystotelesa, wnoszą ogromny wkład w rozwój astronomii, algebry i anatomii. I tak w ciągu tysiącleci starowschodniej kultury, dziesiątek wieków antycznego przyrodoznawstwa i na koniec przez całe Średniowiecze, nauka i religia żyły w zgodzie jedna obok drugiej, ze wzajemną korzyścią. I dopiero w XVII wieku nastąpiło jedyne zderzenie między nimi, związane z problemem obrotu Ziemi.

Zatrzymajmy się nad tym konfliktem dłużej. Teoria o centralnym astronomicznym położeniu Ziemi nie była przedmiotem jakiegoś szczególnego religijnego nauczania, a tym bardziej chrześcijańskiego. Powstała ona w opracowaniach aleksandryjskiego astronoma z II wieku Ptolemeusza zebranych w dziele Wielki zbiór. Pojawienie się tej księgi było "bardzo ważnym wydarzeniem w kosmologii", ponieważ stanowiła ona podsumowanie antycznej astronomii.

Przez wiele wieków system geocentryczny pozostawał niezachwianym kamieniem węgielnym astronomii. Wszedł on w krwiobieg naukowego myślenia. Jest sprawą oczywistą, że i chrześcijańscy filozofowie podzielali go wraz z całym światem naukowym, tym bardziej, że Biblia chociaż i mówiła o tym, że Ziemia "jest zawieszona na niczym", to nie podawała żadnych konkretnych wytycznych w odniesieniu do jej obrotu.

Jednak w XIV i XV wieku teoria ta zaczęła się kruszyć. Pierwszymi, którzy zaczęli w nią wątpić, byli filozofowie chrześcijańscy. I tak słynny teolog, kard. Mikołaj z Kuzy (1401-1464), pisał: "Jest jasne, że Ziemia obraca się, lecz jeśli my tego nie dostrzegamy, to tylko dlatego, że ruch jest przyjmowany przez nas na drodze porównania z czymś nieruchomym"3. Naukową formę nowym heliocentrycznym zasadom nadał polski duchowny Mikołaj Kopernik. Jego dzieło O obrocie ciał niebieskich poświęcone było papieżowi, który przyjął je przychylnie. Teoria ta, która wzbudzała sprzeciwy u wielu wielkich uczonych, takich jak Tycho de Brahe, była uznana jako jedna z możliwych do przedyskutowania. Tak minęło około siedemdziesięciu lat. Zmarli już Kopernik i de Brahe, i nagle wokół problemu rozgorzała okrutna wojna ideowa. Preludium do niej stanowił nieszczęsny proces Giordana Bruna.

Do dziś istnieje opinia o tym człowieku jako o "męczenniku nauki". Opinia ta jest oparta na nieporozumieniu. Proces Bruna odbywał się wówczas, kiedy nie było jeszcze zakazu cenzury na teorię Kopernika. W takim przypadku nie mógł być za nią sądzony. Co zatem w 1600 roku doprowadziło śmiałka na stos?

Giordano Bruno był wychowany w rodzinie religijnej i przebywał przez wiele lat w klasztorze. Jego żywy i poetycki umysł szybko chłonął rozmaite nowe prądy myślowe. Pod ich wpływem zrodził się u niego swoisty religijno-filozoficzny światopogląd zbliżony do neoplatońskiej mistyki i panteizmu. Pojmował on Bóstwo jako siłę przenikającą cały Wszechświat, który uznawał za pitagorejczykami jako nieskończoną ilość światów. Dla tej filozofii hipoteza Kopernika okazała się ważnym czysto naukowym dopełnieniem. Bruno płonął chęcią głoszenia swojej nauki. Uciekł z monastyru w Rzymie, dokąd trafił z dominikańskiego klasztoru w Noli, i schronił się za granicą. Przez wiele lat wędrował po stolicach różnych państw, w tym wrogich Rzymowi. Mieszkał w Londynie, w protestanckiej Genewie, w Paryżu, tułał się po kraju, Wenecji w dyskusjach, wzbudzał zamieszanie i kłótnie. Przy tym nie szczędził ostrych napaści na Rzym i kurię oraz na nauczanie Kościoła. Jego bluźniercze wystąpienia odbiły się szerokim echem. Tak niebezpieczny polityczny przeciwnik nie mógł nie wzbudzać trwogi w Rzymie. Był to czas, kiedy wszędzie płonęły ogniska Reformacji, kiedy cała Europa została wciągnięta w burzę buntów, rozłamów i wojen. W walkę ideową włączyły się polityczne namiętności. Giordano Bruno nazywając siebie "nauczycielem doskonalszej teologii, synem nieba i matki ziemi", został oskarżony o fałszywą naukę.

Kiedy pewien wenecki szlachcic, chcąc się zemścić, wydał go w ręce trybunału kurialnego, Bruno początkowo nie przejął się tym, ponieważ uważał, że nie ma podstaw, aby go można było oskarżyć o jakąkolwiek herezję. Rzeczywiście, jego panteistyczne nauczanie, chociaż sprzeciwiało się chrześcijaństwu w niektórych punktach, nie podpadało pod kategorie fałszywej nauki osądzonej oficjalnie. Na tym opierał swoją obronę wobec sędziów.

Podczas przesłuchania zapytywano Bruna o jego związki z "protestanckimi państwami" i jego sympatie do nich. Szczególnie pytano go: "Czy prowadził rozmowy z królem Nawarry, czy pokładał w nim nadzieję, czy otrzymał obietnicę wsparcia i łaskawości?"4 Bruno na procesie przedstawiał siebie jako katolika i syna Kościoła, dodając, że jego religijno-filozoficzne poglądy nie przeciwstawiają się chrześcijaństwu. "Zawsze trzymam się tych poglądów, których trzyma się święta matka Kościół katolicki"5. Jednakże te oświadczenia nie zostały przyjęte jako szczere, i "niebezpieczny mąciciel spokoju, przyjaciel heretyków i propagator fałszywej nauki" został przekazany w ręce świeckiego gubernatora Rzymu z prośbą, aby wymiar kary obył się "bez groźby śmierci i okaleczenia". Rozprawa odbyła się. Bruno został stracony 19 lutego 1600 roku.

Proces ten i kara śmierci dla Bruna kładą się ciężkim piętnem na urzędnikach rzymskiej kurii XVII wieku. Było to przestępstwo, którego nikt nie może usprawiedliwić. Jednakże należy tutaj podkreślić, że Bruno padł ofiarą nie tyle swoich naukowych teorii, ile w pierwszej kolejności jako człowiek niebezpieczny politycznie, heretyk i przeciwnik kurii. Zakaz na kopernikańską literaturę nastąpił dopiero 16 lat po jego śmierci. Zrozumiałe jest, że każdy fanatyzm i nietolerancja stanowią przejaw gorszej strony natury człowieka. Jednakże byłoby zbyt wielkim błędem uznawać, że grzech ten jest szczególną właściwością tylko rzymskiego kleru. Ateiści także nie mogą się pochwalić jakąś szczególną tolerancją wobec inaczej myślących. Znajdując się na miejscu inkwizytorów, na pewno nie bawiliby się z takim przeciwnikiem jak Bruno przez osiem lat. Skończyliby z nim o wiele szybciej. Gdy zaś chodzi o tendencję mieszania idei z polityką, to ateizm przedstawia się w daleko gorszym świetle. Wystarczy wspomnieć kpiące słowa przewodniczącego trybunału, kiedy został skazany na śmierć wielki chemik Lavoisier: "Republika nie potrzebuje uczonych". I uczony został zgilotynowany jako człowiek oskarżony o "zmowę z wrogami Francji", co było jawnym kłamstwem. Jeśli chodzi o problem "heretyków", to minione wieki inkwizycji niczego nie nauczyły fanatyków różnej maści, a w nietolerancji do swoich "heretyków" ateizm znacznie wyprzedził poprzedzających ich średniowiecznych inkwizytorów.

Powróćmy jeszcze do historii walki geocentryzmu z heliocentryzmem. Idee Kopernika szybko rozprzestrzeniały się wśród chrześcijańskiej inteligencji. W lutym 1615 roku wyszła książka mnicha Paolo Fascariniego broniąca jego heliocentrycznej hipotezy. Spośród świeckich uczonych jej zwolennikiem był znakomity Galileo Galilei (1564-1642), nie ukrywający swoich poglądów.

Galileusz był człowiekiem wierzącym, obracał się w kręgach kościelnych. Papież Urban VIII wysoko cenił Galileusza już wtedy, gdy był studentem i sławił go w swoich wierszach. "Urban cenił Galileusza, autora fortyfikacyjnych i hydrotechnicznych prac. Cenił też jego prace na temat teoretycznej mechaniki... Panegiryczne wiersze na cześć Galileusza zostały napisane po odkryciu przez niego Medycejskich gwiazd. Heliocentryczny system nie budził sprzeciwu dopóty, dopóki nie pretendował do znaczenia obiektywnego." Na wzór współczesnej teorii relatywistycznej kosmogonii heliocentryzm wydawał się uczonym, w tym i papieżowi, wykształconemu humaniście, tylko matematycznymi ćwiczeniami umysłu. Jednakże Galileusz dążył do pozyskania powszechnego uznania dla teorii kopernikańskiej. Uzasadniał przekonywająco, że odwoływanie się do Pisma Świętego w sprawach kosmogonii jest bezmyślne. "Jakkolwiek Pismo Święte nie może się mylić mówił to błądzić mogą niektórzy jego egzegeci i interpretatorzy... Błędem byłoby, gdybyśmy chcieli trzymać się dosłownego znaczenia słów..." 6 Na pytanie Galileusza kard. Conti odpowiedział, że istnieje pogląd, według którego interpretacja tekstów Pisma Świętego jest w pełni zgodna z hipotezą heliocentryzmu, lecz nie jest to pogląd "powszechny".

Jednakże w tym fatalnym czasie w grę weszła walka polityczna. Galileusz zgromadził wokół siebie niemało wrogów, którzy dążyli do poderwania przed Rzymem jego autorytetu. Urban nie był religijnym fanatykiem, był typowym przedstawicielem pokolenia uczestników i świadków trzydziestoletniej wojny. Żył i pracował w sytuacji skrajnego politycznego napięcia, otoczony przeciwnikami. Naciskała na niego zarówno katolicka Hiszpania jak i protestancka Północ. Nieudany związek ze szwedzkimi protestantami, napięte stosunki z Wenecją, wszystko to stawiało państwo rzymsko-papieskie w niezwykle trudnym położeniu. 7

Ponadto w świecie protestanckim, który był wrogi wszelkim przejawom niedosłownego rozumienia Biblii, zaczęły krążyć słuchy, że papież jest nie tylko wrogiem Boga i Antychrystem, lecz i tym, który popiera fałszywą naukę Kopernika. Ten moment wykorzystali nieprzyjaciele Galileusza. Zaczęli udowadniać papieżowi, że kłótnie o ruch Ziemi wzburzają umysły, przynoszą zgorszenie i niezdrowego ducha do kręgu zdrowo myślących ludzi. Twierdzili oni, że teoria Kopernika jest tylko nieuzasadnioną naukowo hipotezą, nie mającą dokładnego potwierdzenia. Żądali więc cenzury na literaturę heliocentryczną, która przynosi, według nich, tylko szkodę. Galileusz ze swej strony czynił wszystko, co mógł, żeby obronić teorię kopernikańską. Jednak, według świadectwa osoby mu współczesnej, "bardziej ufał swoim poglądom niż opiniom swoich przyjaciół", którzy w złożonej sytuacji dworskich intryg przekonywali go do działań spokojnych i niegorączkowych. Galileusz nie przyjmował tych rad. Został ciepło przyjęty przez papieża i to dodało mu odwagi. Jednak jego wrogowie nie spali. Co prawda nie udało się im doprowadzić do ogłoszenia heliocentryzmu herezją, lecz owocem ich wysiłków było nałożenie cenzury na heliocentryczne książki. Zgodnie z dekretem należało je "czasowo wstrzymać do czasu ich poprawienia".8 Według cenzorów, poprawki powinny były podkreślić charakter spekulatywny i nieobowiązkowy tych wywodów. Rzeczywiście, "system Kopernika w tym czasie był tylko genialnym przypuszczeniem, a nie naukową prawdą opartą na dokładnych dowodach"9. Spory, które powstały wokół niego, nabrały niebezpiecznego rozmachu. Dekret został podpisany 5 marca 1616 roku, lecz intrygi przeciwko Galileuszowi istniały w dalszym ciągu. W końcu przeciwnicy uczonego doczekali się wezwania go do Rzymu celem usprawiedliwienia się. Na tym procesie Galileusz całkowicie odwołał wszystkie swoje poglądy. Jeden z duchownych stwierdził po tym, że gdyby uczony unikał utarczek ze swoimi wrogami, żyłby spokojnie, "czerpiąc ze swej sławy, nie doznając jakichkolwiek przykrości, mogąc pisać zgodnie ze swymi zapatrywaniami, o czym by tylko chciał, także i o ruchu Ziemi" 10.

W odróżnieniu od procesu Bruna, proces Galileusza nie był związany z jakimkolwiek filozoficznym nauczaniem. Chodziło tutaj o propagandę teorii naukowej, która nie była dopuszczona przez cenzurę. Przeciwstawny punkt widzenia był może naukowy, aczkolwiek błędny. Gdyż, raz jeszcze przypomnijmy, geocentryzm nie był przedmiotem religijnego, lecz czysto naukowego nauczania. Kiedy więc heliocentryzm stał się teorią uzasadnioną, przestał wprawiać w zakłopotanie i denerwować kogokolwiek. Nam, żyjącym dzisiaj, wydaje się bezsensem, że można było przywiązywać tak wielką ideową wagę do teorii astronomicznej.

Nie ulega wątpliwości, iż mieszanie się polityki i ideologii do rozwoju nauki jest zjawiskiem negatywnym. Na szczęście we wzajemnych relacjach nauki i religii był to jedyny tego typu przypadek. Gdy natomiast chodzi o ateizm, ten takie mieszanie się przemienił w system. Wszyscy pamiętają dni, w których miały miejsce haniebne zjawiska, pozostawiające daleko w tyle proces Galileusza. Czy to było tak dawno, kiedy współczesna genetyka określana była jako idealizm i dziesiątki uczonych przez swoją skruchę dzieliło los Galileusza? W psychologii zakazana była psychoanaliza, w lingwistyce semantyka, "teoria cykli" w nauce historycznej, teoria rozszerzania się Wszechświata w kosmologii. Nazwiska wybitnych uczonych takich jak Mendel czy Morgan stały się niemalże synonimami obelg. A wszystko to dokonywało się nie w głuchym Średniowieczu, lecz w połowie XX stulecia. Czy zatem ateizm ma prawo po tym wszystkim operować przykładami z dalekiej przeszłości? Czyż sam nie splamił się bardziej nie tak dawno?

Gdy zaś chodzi o wzajemne relacje między nauką i religią w czasie późniejszym, to nie naruszały ich tego typu incydenty, o których była mowa wyżej. Newton i Kartezjusz, Kepler i Pascal w XVII wieku nie przeżywali tego typu "konfliktów". Dokonywali naukowych odkryć, będąc szczerze wierzącymi ludźmi i teologami. Podobnie i w wolnomyślicielskim XVIII wieku tacy uczeni jak Łomonosow, Herschel, Euler w swoich studiach przyrodoznawczych wychodzili z przesłanek swego religijnego światopoglądu. W XIX wieku wśród uczonych ludźmi wiary byli Liebieg i Pasteur, Cuvier i Wallace, Lyell i Faraday, Mayer i Roentgen, Ohm i Maxwell, i wielu innych.

Przede wszystkim należałoby zadać sobie pytanie: Czy religia i nauka mogą swobodnie rozwijać się, nie przeszkadzając jedna drugiej? Pozytywna odpowiedź wypływa z istotowej różnicy przedmiotów, na które obie dziedziny są ukierunkowane. Nauka studiuje świat widzialny. Przedmiotem jej badań jest Wszechświat materialny. Religia zaś jest duchowym dążeniem do świata ponadzmysłowego, który nie może być zrozumiały w świetle metod czysto naukowych.

Nauka nigdy nie powinna zatrzymywać się w swoich badaniach, lecz jest zobowiązana wyjaśnić jak największą liczbę zjawisk. Równocześnie uczony nie powinien zapominać, że nawet jeśli nauka okaże się zdolną objąć cały widzialny świat, to sfera niewidzialna pozostaje dla niej zasłonięta. Dlatego uczony powinien być zawsze ostrożny w wyciąganiu filozoficznych wniosków ze znanych mu faktów. Szczególnie niebezpieczny w nauce jest dogmatyzm, który nie tylko wdziera się w sfery obce dla nauki, lecz i hamuje rozwój samej nauki. Przykładem takiego dogmatyzmu może być działalność Ernesta Haeckla, który chciał ustalić w nauce twierdzenia, rzekomo niepodważalne.

Istnieje dostateczna liczba przykładów na to, kiedy jedno twierdzenie naukowe zastępowano innym. Nie powodowało to przecież żadnego "kryzysu nauki"; kryzys taki powstaje bowiem jedynie wówczas, kiedy stare prawdy są nieprawnie absolutyzowane.

W istocie swej nauka jest neutralna w odniesieniu do religii i filozofii. Przeto nauczanie Platona istniało w starożytnym świecie, a jednocześnie jak pokazał to Werner Heisenberg platonizm nie stracił swej wartości i dzisiaj. Odkrycie przez człowieka przepięknego świata w sztuce i świata duchowego w religii nie może i nie powinno przeszkadzać odkryciom naukowym w sferze materialnej.

Myślenie religijne może wykorzystać metody naukowe dla odsłonięcia i uzmysłowienia własnych intuicji, lecz może też ono obejść się bez nich. Podobnie również i nauka może rozwijać się na gruncie światopoglądu religijnego lub też może pozostawać poza nim. Znaczenie religii dla pracy uczonego dobrze ukazał Einstein, twierdząc, że wiara w rozumność Wszechświata jest natchnieniem dla badacza. Uczony wierzący, odsłaniając prawidłowości obecne w przestworzach Wszechświata lub w głębi atomu, widzi w nich przejaw Powszechnego Rozumu. Nadaje to szczególne znaczenie jego badaniom.

Przy takim spojrzeniu na granice sfer nauki i religii odpada jakakolwiek "sprzeczność" między nimi. Uznaje to dzisiaj większość wybitnych uczonych, co też nie może nie niepokoić ateistów, którzy są zainteresowani w rozdmuchiwaniu "konfliktu". Jeden z nich zatrwożony napisał: "Wielu burżuazyjnych uczonych mówi o sojuszu, nauki i religii. Born, Planck Heisenber von Weizsacker, Jordan i inni znani fizycy niejednokrotnie wyznawali, że nauka jakoby nie przeczyła religii 11 (...)

W naszym spojrzeniu na życie zawsze jest obecne coś, co znajduje się poza granicami nauki. Człowiek nigdy nie może kierować się w swoim postępowaniu tylko tym, co przyniosło mu badanie przyrody. Kategorie wyższe sensu i wartości, dobra i zła należą do sfery religii i moralności. Dlatego, zgodnie ze słowami Maxa Plancka, "nauka i religia w rzeczywistości nie przeczą jedna drugiej, lecz dla każdego myślącego człowieka wzajemnie się dopełniają" 12.

Religia daje człowiekowi znajomość tego, po co żyje i jak powinien żyć. Nauka nie może odpowiedzieć na te pytania, ona tylko próbuje poznać jak jest zbudowany świat materialny. Sfera nauki jest głównie sferą intelektu. Jednak człowiek nie może i nie powinien zawężać siebie do granic tylko tej jednej sfery. Światopogląd religijny jest całością, w której zawiera się ludzkie życie, a w tym i pragnienie poznania, naukowe badanie świata. Według słów francuskiego filozofa Emila Boutroux, "religia proponuje człowiekowi bogatsze i głębsze życie niż tylko spontaniczne czy też intelektualne: jest ono pewnego rodzaju Syntezą lub dokładniej ukrytym duchowym połączeniem instynktu i rozumu, przy czym każde z nich jest zlane z drugim i dzięki temu przemienione i rozpłomienione, posługuje się pełnią i siłą twórczą, która wymyka mu się wówczas, kiedy działa osobno" 13.

W taki sposób nauka i religia te dwie drogi poznania obiektywnej rzeczywistości nie powinny być niezależnymi sferami, lecz w harmonijnym połączeniu sprzyjać wspólnemu dążeniu ludzkości drogą do Prawdy.

 

o. Aleksander Mień

tłum. ks. Tadeusz Pikus

 

1 Zob. ks. T. Pikus Twórczość pisarska o. Aleksandraa Mienia, kapłana rosyjskiej Cerkwii prawosławnej, "Studia Theol. Vars." 31/1993, nr 2, s. 253-266; Ostatni wykład ojca Aleksandra Mienia "W drodze" 4/1994, s. 8-20.

2 A. Mień, W poiskach Puti, Istiny i Żizni, t. 1: Istoki religii, Bruksela 1970 (pod pseudonimem Emmanuel.Swietłow); Priedłażenije 2, s. 254-274.

3 N. Kuzanskij, Ob uczienom nieznanii, Izbrannyje proizwiedienija, Moskwa 1939.

4 Dżordano Bruno i Inkwizicija, Protokoły processa, w: Woprosy istorii religii i ateizmu, l950, s. 360.

5 Tamże, s. 448.

6 W. Kuzniecow, Galilej, 1964. s. 113.

7 Tamże, s. 199.

8 Tamże, s. 122.

9 G. Bożij, Watikanskij pawilon na Mieżdunarodnoj wystawkie, Luwicn 1958, s. 26-27.

10 Tamże, s. 221.

11 M. I. Szachnowicz, Lenin i problemy ateizma Moskwa 1961, s. 185

12 M. Planek, Wege zur physicalischen Erkenntnis, s. 141.

13 E. Butru, Nauka i religia w sowriemiennoj fiłosofii, Moskwa 1910, s. 280.

 


początek strony
© 1996-1998 Mateusz