Czytelnia
Wojciech Giertych OP

Malchusowe ucho

 

Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go,
uderzył sługę arcykapłana, i odciął mu prawe ucho.
Na to rzekł Jezus do Piotra:
"Schowaj miecz do pochwy."

(J 18, 10-11)

 

Nastroje wywołane dyskusją wokół powrotu nauki religii do szkół, wokół ustaw o ochronie dziecka poczętego i o wartościach chrześcijańskich w środkach masowego przekazu wskazują na to, iż niedostatecznie jasno rozumiemy w naszym społeczeństwie specyfikę misji Kościoła oraz zadania państwa. Generalnie rzecz biorąc, prawie wszyscy zgadzają się, iż aborcja jest czynem złym, którego należy unikać. Problem sporu nie dotyczy jednak etycznej kwalifikacji aborcji, ale natury chrześcijańskiej moralności oraz relacji tejże do porządku prawnego państwa. Bez jasnego rozróżnienia zadań zaczynają się zamazywać granice między Kościołem i państwem ze szkodą dla obu stron. Trzeba zatem wprowadzić odpowiednie dystynkcje, bez których nie sposób spokojnie spojrzeć na wzajemne relacje między światem chrześcijańskim a porządkiem demokratycznego państwa.

W dyskusji, w której wartości chrześcijańskie są przywoływane, przecenia się zwykle rolę prawa moralnego, skutkiem czego mogą zniknąć nam sprzed oczu inne bardziej fundamentalne prawdy chrześcijańskiego kerygmatu - o miłosiernym Bogu, o Jego łasce, o dziele Odkupienia, o Chrystusie i posłanym przez Niego Duchu. Nadmierne moralizowanie przy atrofii pozostałych wątków chrześcijańskiego życia przynosi szkodę Kościołowi, przesłania jego zbawczą misję.

Natomiast w przebudowie fundamentów państwa, brak nam spokojnej refleksji na temat natury, celowości i zależności ładu państwowego od porządku moralnego, a także na temat odrębności praktycznych rozwiązań polityczno-prawnych od teoretycznego wykładu etycznego.

W Ewangelii, tuż przed wyjściem do Ogrójca, padają tajemnicze słowa Jezusa, w których poleca On kupić miecz. W odpowiedzi uczniowie pokazują, iż mają dwa miecze (Łk 22, 38). Nie bardzo wiadomo jak interpretować tę scenę, ale możną ją zastosować do dwóch władz, doczesnej i duchowej. Za miecz władzy doczesnej próbował chwycić św. Piotr, gdy stając w obronie Jezusa odciął ucho Malchusowi. Pan polecił mu wtedy schować miecz. Nie na władaniu takim mieczem polega misja Piotrowa. Ale jest i drugi miecz, właściwy dla Kościoła: "Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca" (Hbr 4, 12). Ten miecz - miecz żywego Słowa ma swoją nadprzyrodzoną skuteczność i nie można dopuścić aby został skryty i odłożony.

 

Miecz Kościoła

Kościół, jako Ciało Chrystusa cieszy się obecnością Ducha św., Pana i Ożywiciela, wyzwalającego u wiernych czynną miłość. Kościół ma w swym skarbie łaskę Chrystusa, sakramenty, żywe Słowo Boże. Gdy tymi środkami włada się z wiarą, okazują się one owocne w budowaniu dobra. Gdy brak wiary w moc łaski Chrystusa, samo głoszenie choćby najsłuszniejszych zasad moralnych rozdrażnia, rodzi opór. Miecz Kościoła to przede wszystkim miecz łaski, nadprzyrodzonej mocy obecnej w sakramentach, w głoszeniu Ewangelii, w praktycznym miłosierdziu. Działa on w rzeczywistości tajemnicy, w którą wchodzi się przez wiarę.

W chrześcijaństwie nie moralność jest najważniejsza. Najważniejszy jest Chrystus, Pan i Zbawiciel, który objawia miłosierne oblicze Ojca i który posyła swego Ducha. Tymczasem wydaję mi się, że większość naszego społeczeństwa żywi przekonanie, że w religii chrześcijańskiej najważniejszą sprawą jest moralność, a w moralności najważniejsza sprawa to unikanie czynów grzesznych, które są zakazane przez przykazania Boże i kościelne. Tak jest odbierane nauczanie Kościoła płynące z ambon. Nie brzmi to jak Dobra Nowina! Brzmi to raczej jak program ideologiczny, zmierzający do urządzenia tego świata.

W rzeczywistości - najważniejszą sprawą jaką Kościół ma do ukazania, jest łaska Chrystusa, która od wewnątrz przemienia człowieka i pobudza go do ofiarnej miłości. Oczywiście, by żyć łaską, trzeba wskazań, które pokażą jak otworzyć się na tę duchową dynamikę pochodzącą od samego Boga, oraz jak unikać takich działań, które wrażliwość na łaskę zatruwają. Ale nie moralizowanie, lecz zwiastowanie Bożej miłości jest podstawową nutą ewangelicznego przepowiadania.

Moralność chrześcijańska nie jest tylko moralnością Dekalogu czy też filozoficznie rozpoznanego prawa naturalnego. Nie jest ona też zbiorem powinności wzorowanych na Chrystusie i bardziej wymagających od Dekalogu. Istota moralności chrześcijańskiej, polega na życiu w Chrystusie, czy też życiu według Jego Ducha. A to prowadzi do duchowej spontaniczności, objawiającej się w praktycznym miłosierdziu. Taka jest droga Kościoła, takim mieczem nadprzyrodzonej mocy włada Kościół. Nie można za pomocą samego moralizowania lub co gorsze - przy pomocy państwa doprowadzić ludzi do świętości.

Gdy w nauczaniu Kościoła przeważa ewangelizacja wiodąca do obudzenia i pogłębienia wiary w Chrystusa, niesie to ze sobą konieczność pewnej cierpliwości i spokoju wobec tych, którzy do tej wiary jeszcze nie dorastają. Nie oznacza to bynajmniej, że Kościół ma przykrawać swój ethos do poziomu ludzkiej grzeszności, ale trzeba powstrzymać się od potępienia, od groźby rzucania kamieniem. Wiara w Chrystusa musi mieć czas się narodzić, rozwinąć, i za poruszeniem łaski wzbudzić próby miłości według wskazań Ewangelii.

Jeżeli duszpasterska działalność Kościoła za mało troszczy się o wzrost dobra, jeżeli chrześcijaństwo nie kojarzy się bardziej z miłością i litością wobec człowieka pogubionego niż z zakazami, to znaczy, że akcenty są źle rozłożone. Czy nasze społeczeństwo nie odbiera duchownych raczej jako rzeczników Bożego prawa którzy domagają się jedynie egzekucji moralnych należności? Straciliśmy coś bardzo istotnego przez przeakcentowanie i wzmocnienie roli źle rozumianego prawa moralnego. Zagubiliśmy duchową, nadprzyrodzoną spontaniczność w chrześcijańskiej moralności. To mści się dziś niechęcią i wrogością wobec Kościoła i jego tajemnicy.

 

Miecz państwa

Państwo też prowadzi ludzi do dobra, ale robi to inaczej i wolniej niż Kościół. Staje ono w obronie sprawiedliwości posługując się mieczem władzy doczesnej. Dysponuje swym systemem podatkowym, swoimi programami propagandowymi i wychowawczymi, a w ostateczności pałką, grzywną czy więzieniem. W porównaniu ze Słowem Bożym i sakramentami są to raczej środki toporne.

Państwo nie może być obojętne wobec wartości. Istnieje ono wśród ludzi i dla ludzi. Musi ono uznawać ponad sobą prawdę o człowieku, o sobie, musi uznać istnienie obiektywnego, poznawalnego porządku moralnego, z którym się liczy. Uznawanie nie oznacza oczywiście posiadanie tej prawdy na sposób ideologiczny. Prawdy trzeba z pokorą szukać, ale podstawowe jej twierdzenia da się znaleźć. Trzeba mieć także odwagę odkryć je i nazwać. Dla własnego funkcjonowania, państwo potrzebuje klarowności w zasadniczych sprawach moralnych. Skoro dzisiaj państwa rozszerzyły swe kompetencje i prowadzą służbę zdrowia, prowadzą szkoły, skoro prowadzą jakąś politykę wychowawczą w propagandzie, w domach dziecka czy wojsku, państwa muszą znać najbardziej podstawowe prawdy o człowieku, muszą wiedzieć jak fundamentalną sprawą jest prawo do życia od poczęcia, muszą mieć rozeznanie i wiedzieć skąd się bierze spirala wzrastającej agresji wobec najsłabszych, muszą umieć rozróżniać sprawiedliwość od niesprawiedliwości, zabijanie od leczenia, wychowanie od deformacji. Szkolnictwo musi wiedzieć, że wierność małżeńska jest dobra a homoseksualizm jest wynaturzeniem. Bez klarowności w tych podstawowych zagadnieniach, filozoficznie poznawalnych, państwo naraża się na zachwianie fundamentów, na których samo stoi.

W wielu państwach uformowanych w przeszłości przez tradycję judeo-chrześcijańską, klarowność w tych sprawach dziś się chwieje. Jest to skutkiem między innymi intelektualnego pogubienia i braku zdroworozsądkowych, metafizycznych odniesień elit społecznych i politycznych. Jeżeli istnieje jeszcze w danym społeczeństwie słyszalny głos Kościoła, który odnajduje dzięki wierze zrozumienie natury i celowości człowieka, nadaje to państwu stabilność i kierunek.

Nie ma jednak co liczyć na to, że państwo poprowadzi ludzi do dobra tak skutecznie, jak to czyni Kościół. Państwo wiedzie do dobra, jak mówi św. Tomasz z Akwinu, non subito, sed gradatim1 - nie natychmiast, lecz stopniowo, licząc się ze słabością ludzką i własnymi możliwościami organizacyjno-technicznymi. Dlatego też toleruje ono niejedno zło. Państwo nie udziela łaski Chrystusa, ethos więc, jaki ono jest w stanie wyegzekwować, będzie zaniżony w stosunku do horyzontu prawa naturalnego, a tym bardziej prawa Ewangelii. Może ono natomiast pokazywać ethos, którego nie jest w stanie wyegzekwować. Ono jest nie tylko dla świętych, ale dla wszystkich, a swoje sankcje karne ma przede wszystkich dla tych, których od poważniejszego zła można odwieść tylko groźbą kary.

Istota sporu społecznego dzisiaj leży w ustaleniu granic państwowej tolerancji zła. Św. Tomasz daje nam w tej sprawie bardzo precyzyjne uwagi. Po pierwsze: prawo państwowe zakazuje jedynie takich złych czynów, które przynoszą innym ludziom bezpośrednią szkodę, a więc sprzeciwiają się cnocie sprawiedliwości. Nie zakazuje ono czynów, które sprzeciwiają się cnocie męstwa, czy wiary, lub umiarkowania. Ochrona zatem życia jest sprawą za swej istoty fundamentalną, o randze kluczowej, innej niż takie wartości jak trzeźwość czy czystość. Po drugie: prawo państwowe zakazuje jedynie poważniejszych przewinień, od których większa część społeczeństwa potrafi się powstrzymać. Ocena możliwości moralnych społeczeństwa jest oczywiście oceną socjologiczną. Może ona różnie wypaść w różnych krajach, różnie też może być przez ustawodawców interpretowana.

Pytanie, które grzechy mają być karane przez państwo, a które mogą być z konieczności tolerowane, jest pytaniem, które ma swoją warstwę i etyczną i polityczną. Odpowiedź na pytanie o godziwość czynu przynależy do sfery wiedzy etycznej (poziom scientia), natomiast odpowiedź na pytanie o reakcję państwa na ten czyn przynależy do sfery sztuki politycznej (poziom ars). Nie ma wątpliwości, że czyn grzeszny w swej istocie jest zły, bez względu na to, czy jest popełniony w Polsce, Japonii, Irlandii czy Uzbekistanie. Ale na poziomie politycznym mogą być proponowane różne rozwiązania cywilno-prawne w zależności od oceny społeczeństwa, jego nastrojów i możliwości.

Polityk chrześcijański może zatem być zdania, że lepiej będzie jeśli jakiś zły czyn nie będzie w danym państwie karany, czy też będzie potępiony symbolicznie. Musi być jednak przekonany, że karalność tego czynu przyniesie gorsze jeszcze napięcie społeczne. Przy ocenie tego co w danym społeczeństwie jest możliwe, i jakie napięcia grożą, ustawodawca nie winien jednak wpadać w małoduszność, zbyt tragicznie odmalowując demoralizację społeczną. Prawo państwowe spełnia również rolę wychowawczą i wzmacnia ład moralny. Gdy więc polityk oceni, że wprowadzenie karalności złego czynu jest politycznie w danym społeczeństwie realne, i to przeprowadzi, może to zaowocować wzmocnieniem struktur społecznych i ethosu tegoż społeczeństwa, w konsekwencji - wzmocnieniem państwa.

Ponieważ niełatwe rozstrzygnięcia tego typu są decyzjami politycznymi, jako takie podlegają dyskusji. Nie są zaś absolutne. Nauka św. Tomasza jest daleka od purytańskiego fundamentalizmu, który domagałby się wymuszania cnoty całą potęgą aparatu państwowego. Co więcej - Akwinata przestrzega nawet chrześcijańskich ustawodawców przed nadmierną gorliwością we władaniu mieczem władzy państwowej. Mówi, że jeśli "nowe wino" - wskazania dotyczące doskonałego życia, "zostanie wlane w stare bukłaki" - będzie narzucone ludziom niedoskonałym, to i "bukłaki się rozerwą i wino się wyleje" - wskazania zostaną odrzucone, a ludzie niedoskonali z pogardy dla prawa staną się jeszcze gorszymi.2

 

Polityk chrześcijański, który uczestniczy w tworzeniu prawa, czyni to w oparciu o wartości etyczne; kieruje się jednak również obserwacją faktów socjologicznych. W praktycznym poszukiwaniu rozwiązań, uwzględniając różnorakie potrzeby państwa, musi on brać pod uwagę realia społeczne, jakie spostrzega. Jego decyzje nie są więc prostym przełożeniem na język prawa samych zasad moralnych. Rozwiązania polityczne, jak każdy sąd sumienia, wiążą się z pewną dozą ryzyka, twórczości i samodzielności.

Natomiast Kościół, wspólnota duchownych i świeckich żyjących tajemnicą łaski, nie rezygnując z ukazywania horyzontu etycznego, ma przekonywująco ukazywać miłosierdzie Boga, ma pokazywać moc rzeczywistej, nadprzyrodzonej miłości. Jeżeli prawdą jest, jak mówi św. Paweł, że tam "gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5,20), to najbardziej palącym zadaniem chrześcijan jest nadanie tej prawdzie wiarygodnej czytelności.

Wojciech Giertych OP

 

1 STh, Ia-IIae, q. 96, art. 2, ad 2.
2 Tamże.

 

 


początek strony
© 1996-1998 Mateusz