Duchowość

JACEK ŚWIĘCKI

Różaniec biblijny

 

 

Różaniec biblijny, który chciałbym czytelnikom Mateusza zaproponować, jest szczególnym sposobem modlenia się na różańcu. Nawiązuje on bezpośrednio do formy, która wykształciła się na początku XV-go wieku w opactwach kartuzów w Trewirze i Marienfloss za sprawą trzech błogosławionych: Adolfa von Essen, Małgorzaty Bawarskiej i Dominika z Prus. Polega on na tym, aby w trakcie odmawiania Różańca rozważyć w stu pięćdziesięciu dopowiedzeniach całe życie Pana Jezusa począwszy od Jego poczęcia w chwili Zwiastowania, a skończywszy na Jego Powtórnym Przyjściu w chwale. Tym samym każde ze stu pięćdziesięciu Zdrowaś Mario składających się na różaniec jest poświęcone jakiemuś wydarzeniu z życia Pana Jezusa, jakie znamy z Ewangelii, lub też Słowu, które wypowiedział. W trakcie odmawiania przechodzimy kolejno, od jednego zbawczego wydarzenia do następnego, wraz z Jezusem drogę, którą On sam przeszedł i prosimy nieustannie Jego Matkę, aby nam w niej towarzyszyła jako najlepsza przewodniczka ewangelicznych tajemnic. Owocem zaś modlitwy staje się coraz większe upodobnienie do Niego.

Skąd ten pomysł?

Czym proponowana przeze mnie forma różni się od formy będącej powszechnie w użyciu do października 2002, to jest do chwili kiedy to Ojciec Święty ogłosił list Rosarium Virginis Mariae?

Forma ta, zatwierdzona w breve papieża Piusa V Consueverunt Romani Pontifices z 1568 roku, polega na medytacji piętnastu tajemnic podzielonych na trzy grupy: radosną, bolesna i chwalebną, przy czym każdą tajemnicę rozważa się w trakcie odmawiania jednego Ojcze Nasz i dziesięciu Zdrowaś Mario. Jest to już w jakimś stopniu modlitwa medytująca wydarzenia opisane w Ewangelii, ale koncentruje się wyłącznie na misterium Wcielenia (tajemnice radosne) i na misterium Paschalnym (męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa – tajemnice bolesne i chwalebne). Owszem, są to niewątpliwie centralne tajemnice naszej wiary, niemniej wybór właśnie takich, a nie innych wydarzeń zbawczych rozważanych w ramach każdej z trzech grup mógł budzić przed październikiem 2002 sporo istotnych zastrzeżeń. Czy na przykład chrzest Pana Jezusa w Jordanie nie jest czymś bardziej centralnym dla naszej wiary niż odnalezienie w świątyni? Czy ustanowienie Eucharystii i umycie uczniom nóg nie są istotniejsze od biczowania i koronowania cierniem? A co z tak centralną prawdą jak powtórne przyjście Chrystusa – o ile istotniejsze od koronowania Maryi na królową nieba i ziemi, które w dodatku wcale dogmatem wiary nie jest?

Dopiero Rosarium Virginis Mariae ustanawiając nowe „tajemnice Światła”, uzupełnia w znacznym stopniu na „lukę” różańca z 1568 roku jaką był brak rozważania publicznej działalności Chrystusa. Niemniej rola papieskiego listu na tym się nie kończy: dodatkowo potwierdza on bowiem praktykę dopowiedzeń (stosowaną powszechnie w krajach niemieckojęzycznych) i w ogóle zachęca nas do twórczego rozwijania modlitwy różańcowej w oparciu o Tradycję Kościoła. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć do następujących fragmentów listu:

Różaniec bowiem, choć ma charakter maryjny, jest modlitwą o sercu chrystologicznym. W powściągliwości swych elementów skupia w sobie głębię całego przesłania ewangelicznego, którego jest jakby streszczeniem. (1)

Jedno jest pewne: jeśli powtarzanie « Zdrowaś Maryjo » zwraca się bezpośrednio do Matki Najświętszej, to z Nią i przez Nią miłość odnosi się ostatecznie do Jezusa. Powtarzanie ożywiane jest pragnieniem coraz pełniejszego upodobnienia się do Chrystusa, co stanowi prawdziwy ‘program’ życia chrześcijańskiego. Św. Paweł ogłosił ten program płomiennymi słowami: « Dla mnie żyć — to Chrystus, a umrzeć — to zysk » (Flp 1, 21). I jeszcze: « Teraz już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus» (Ga 2, 20). Różaniec pomaga nam wzrastać w tym upodabnianiu się aż do osiągnięcia celu, którym jest świętość. (26)

Istotnie, różaniec jest tylko metodą kontemplacji. Jako metodę należy go stosować mając na względzie cel, a nie może on stać się celem samym w sobie. Jednak również jako metody nie należy go lekceważyć, skoro jest owocem wielowiekowego doświadczenia. Przemawia za nim doświadczenie niezliczonych świętych. Nie wyklucza to jednak faktu, że można go ulepszyć. Do tego właśnie zmierza uzupełnienie cyklu tajemnic nową serią — mysteria lucis — wraz z pewnymi sugestiami dotyczącymi odmawiania różańca, które przedstawiam w niniejszym Liście. (28)

Centrum « Zdrowaś Maryjo », poniekąd zwornikiem między jego pierwszą a drugą częścią, jest imię Jezus. Czasami, przy pośpiesznym odmawianiu, to centrum uchodzi uwagi, a wraz z nim również nawiązanie do misterium Chrystusa, które jest kontemplowane. Ale to właśnie akcent, jaki kładzie się na imieniu Jezus i na Jego misterium, znamionuje znaczące i owocne odmawianie różańca. Już Paweł VI przypomniał w Adhortacji Marialis cultus praktykowany w pewnych regionach zwyczaj, by podkreślać imię Chrystusa, dodając do niego refren (tak zwane « dopowiedzenia ») nawiązujący do rozważanej tajemnicy. Jest to zwyczaj godny pochwały, zwłaszcza przy publicznym odmawianiu różańca. Wyraża on dobrze wiarę chrystologiczną, odnoszącą się do różnych momentów życia Odkupiciela. Jest to wyznanie wiary, a równocześnie pomoc w medytacji, która pozwala przyswajać i przeżywać misterium Chrystusa, w naturalny sposób związane z odmawianiem « Zdrowaś Maryjo ». Powtarzanie imienia Jezus — jedynego imienia, w którym dane nam jest mieć nadzieję na zbawienie (por. Dz 4, 12) — złączonego z imieniem Matki Najświętszej, pozwalając niejako, by to Ona sama nam je podsuwała, stanowi drogę asymilacji, której celem jest coraz głębsze wprowadzanie nas w życie Chrystusa. (33)

Propozycja ta jest z mojej strony jakby odpowiedzią na wskazania i apele zawarte w papieskim liście.

Zanim jednak przedstawię ją ze wszystkimi szczegółami, chciałbym wpierw krótko przedstawić historię owej niezwykłej modlitwy, aby ugruntować ją w autentycznej Tradycji Kościoła.

To właśnie zapoznanie się z historią różańca umożliwiło mi odkrycie, iż jego szczególna postać wypracowana wspólnie przez Trzech Błogosławionych z lotaryńskiego Marienfloss może stać się autentycznym źródłem i natchnieniem naszych współczesnych prób zmierzających do doskonalenia i dalszego rozwoju Psałterza Najświętszej Maryi Panny – jak to powszechnie nazywano tę modlitwę w średniowieczu.

Geneza modlitwy Różańcowej

Różaniec jest modlitwą, w której występuje połączenie trzech elementów: sznura modlitewnego, Psałterza Dawidowego i rozważania tajemnic wiary. Jest to niezwykła synteza, która dokonała się za sprawą tysięcy niekiedy zupełnie anonimowych świętych w ciągu prawie tysiąca lat dziejów chrześcijańskiej Europy – mniej więcej od siódmego, do szesnastego wieku.

Sznur modlitewny nie jest wcale chrześcijańskim wynalazkiem: występuje on we wszystkich niemal religiach i duchowych praktykach, gdzie stosuje się modlitwę polegającą na powtarzaniu jakiegoś świętego imienia, wezwania lub wersetu. Służy on do odmierzania ilości wypowiadanych modlitw 1. Tak też paciorki, węzełki lub też specjalne nacięcia mające na celu odliczanie modlitw pojawiają się już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Ponieważ Ojcowie Pustyni zalecali nieustanną modlitwę przez powtarzanie imienia Jezus, z czasem przyjął się na chrześcijańskim Wschodzie zwyczaj powtarzania tysiąc razy dziennie wezwania: „Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem” – i pojawiły się też odpowiednie sznury modlitewne z tysiącem węzełków.

Na chrześcijańskim Zachodzie sznurów modlitewnych zaczęto używać do odmawiania Modlitwy Pańskiej i dlatego nazywano je „paternostrami”. Otóż już we wczesnym średniowieczu w klasztorach irlandzkich przyjął się zwyczaj odmawiania wszystkich 150 psalmów w ciągu dnia: pięćdziesięciu rano, pięćdziesięciu w południe i pięćdziesięciu wieczorem. Nie wszyscy zakonnicy mogli psalmy czytać i rozumieć – tylko ci, którzy byli najbardziej wykształceni. Inni zastępowali każdy psalm odmawiany przez braci przez jedno „Ojcze Nasz”. Qui non potest psallere, debet patere 2 – nakazywał przeor. I ci właśnie zakonnicy jako pierwsi zaczęli używać sznurów modlitewnych z odpowiednią ilością paciorków – pięćdziesiąt albo sto pięćdziesiąt 3. Z czasem zaczęli się do nich przyłączać pobożne osoby świeckie, które zaczęły praktykować ten rodzaj modlitwy także prywatnie, poza oficjalnymi nabożeństwami. Nazywano ją po prostu Psałterzem Chrystusa...

Od jedenastego wieku zaczęto praktykować także Psałterz Najświętszej Maryi Panny polegający na zastąpieniu Modlitwy Pańskiej poprzez Pozdrowienie Anielskie: Ave Maria gratia plena, Dominus tecum (Łk 1,28). Trzeba tu wspomnieć, że już w siódmym wieku przyjął się w Rzymie zwyczaj używania tych słów w refrenach hymnów śpiewanych w czasie mszy z okazji święta Zwiastowania i Bożego Narodzenia. Potem, gdy zaczęto czcić figury i obrazy Matki Bożej, też śpiewano Ave Maria, aby Ją w możliwie najpiękniejszy sposób powitać, tak właśnie, jak powitał Ją archanioł Gabriel. Stąd łatwo było przejść do swoistego nabożeństwa polegającego na odmawianiu przed figurą, którą chciano uczcić 50ciu Ave rano, 50ciu Ave w południe i 50 Ave wieczorem. W dwunastym wieku dodano do Pozdrowienia Anielskiego także pozdrowienia św. Elżbiety: Benedicta tu in mulieribus et benedictus fructus ventris tui (Łk 1,42). Wielcy mistrzowie duchowi tych czasów podają przepiękne uzasadnienie podobnej praktyki:

„Gdy pozdrawiamy Maryję, to nie jest chyba tak niewychowana (sic!), aby i nas w odpowiedzi nie pozdrowić. Elżbieta, gdy usłyszała pozdrowienie Maryi, została napełniona Duchem Świętym. Tak więc Maryję często pozdrawiać nam trzeba, abyśmy przez jej pozdrowienie byli napełnieni łaską.” (Hugo de Santa Clara – 1263)

“Pozdrawiajmy się nawzajem – my i Maryja. Pozdrawiajmy Ją tak, jakbyśmy chcieli, aby i Ona nas pozdrowiła.” (św. Albert Wielki)

“Zobacz, jak wielka jest moc pozdrowienia Maryi: daje nam ono radość, daje nam samego Ducha Świętego, daje nam objawienie Bożych tajemnic, daje nam moc prorokowania. Powinniśmy zatem ochoczo pozdrawiać Maryję za wszystko, co zyskujemy gdy Ona odwzajemnia nam je.” (Nicholas de Gorran)

Mniej więcej w tym samym czasie powstają pierwsze zakony żebracze, które rozpowszechniają Psałterz Najświętszej Maryi Panny: czynią to zwłaszcza dominikanie. Św. Dominik modlił się w ten sposób, aby wyprosić zwycięstwa nad heretyckimi katarami i w ogóle w intencji ich nawrócenia 4. Wśród ludu zakonnicy szerzyli różne nowe nabożeństwa do Matki Bożej, które polegały na odmawianiu określonej liczby Zdrowaś Mario ku czci radości czy też smutków Najświętszej Panienki. Tak więc wymieniano jako jej pięć radości: Zwiastowanie, Narodzenie, Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie i Wniebowzięcie. Dodając do tego Nawiedzenie i Zesłanie Ducha Świętego (niekiedy zastępowane przez pokłon Mędrców) franciszkanie zaczęli propagować nowe nabożeństwo zwane „Koroną Siedmiu Radości”.

Wymieniano też pięć boleści: Agonia w Ogrójcu, Biczowanie, Koronowanie Cierniem, Ukrzyżowanie i Przebicie Boku. Potem, w ramach „Korony Siedmiu Boleści”, dodano także rzeź niewiniątek i odnalezienie w świątyni (niekiedy zastępowane przez „miecz boleści” zapowiedziany Maryi w trakcie Ofiarowania w świątyni).

Odmawianie kolejnych Ave porównywano do róży, którą wierny ofiarowuje Maryi, jako wyłącznej Pani swojego serca. Każda wypowiedziana pięćdziesiątka stanowiła koronę róż, jaką wierny wieńczył skroń Matki Bożej, a całość 150ciu Pozdrowień stanowiła już cały ogród różany – rosarium. Stąd też wzięły się terminy „koronka” i „różaniec”... W zależności od praktykowanej formy modlitwy pojawiły się coraz to nowe sznury modlitewne – niekoniecznie z 50cioma czy też 150cioma paciorkami. Na przykład stosowano sznury z 63cioma paciorkami dla uczczenia wieku w jakim Maryja miała według rozlicznych tradycji zostać wzięta do nieba 5.

W XIVtym wieku Zdrowaś Mario zaczęto kończyć na imieniu Jezus, przypuszczalnie po to, aby móc dodawać krótkie dopowiedzenia do odpowiedniej radości lub boleści (np. błogosławiony owoc żywota Twego, Jezus, okrutnie pobity). Nie było jednak jeszcze mowy o rozważaniu tajemnic wiary. Wreszcie na początku XVgo wieku rozpowszechnił się zwyczaj przetykania każdych dziesięciu Zdrowaś Mario jednym Ojcze nasz z następującym uzasadnieniem:

„Zaleca się, aby po dziesięciu białych różach wpleść [w bukiet Maryi] jedną czerwoną różę, którą symbolizuje Pater Noster i poprzez którą przypominamy sobie o krwi Jezusa Chrystusa przelanej z woli Ojca dla naszego zbawienia” (Jacob Sprenger, dominikanin stojący na czele jednego z pierwszych w Europie bractw różańcowych)

Marienfloss – „Strumień Maryi”

Ta niezwykła historia zaczyna się od spotkania Adolfa z Essen, przeora kartuskiego opactwa św. Albana w Trewirze z księżną Lotaryngii, bł. Małgorzatą Bawarską. Małgorzata została w zasadzie wygnana przez swojego męża, Karola Drugiego, który znienawidził ją z powodu jej pobożności 6. Księżna Małgorzata schroniła się zatem w Trewirze, a bł. Adolf został jej kierownikiem duchowym. Wobec rozpaczliwej sytuacji osobistej, w jakiej się znajdowała zalecił jej, aby w trakcie odmawiania Psałterza Najświętszej Maryi Panny próbowała medytować całe życie Pana Jezusa opisane w Ewangeliach: od poczęcia w chwili Zwiastowania do Wniebowstąpienia i Zesłania Ducha Świętego. Dlaczego właśnie tak? Otóż przeor Adolf wierzył głęboko, że jedynym ratunkiem na wszelkie ludzkie tragedie i dramaty jest Słowo Ewangelii, a Maryja jest jedyną przewodniczką, które może znękanego człowieka do tego Słowa w pełni doprowadzić... Rada okazała się zbawienna: Małgorzata stopniowo doszła do siebie i po śmierci męża odzyskała wpływy w księstwie Lotaryngii na tyle, że mogła ufundować na skraju swej krainy – tak blisko Trewiru jak tylko się dało – nowe opactwo kartuzów. Nastąpiło to w roku 1415 na wzgórzu w pobliżu przełomu Mozeli o symbolicznej nazwie Marienfloss – „strumień Maryi” 7.

Zanim jednak fundacja nowego klasztoru miała miejsce, do opactwa św. Albana zapukał w 1409 roku pewien młodzian. Był to Dominik, były student Uniwersytetu Jagiellońskiego, który musiał uciekać z Krakowa i w ogóle z Polski z powodu długów i skandalicznych historii, w które wplątało go uprzednio prowadzone hulaszcze życie. Nie był on jednak rodem z Krakowa: urodził się na Pomorzu, które wtedy jeszcze było częścią państwa krzyżackiego i dlatego nazwano go „Dominikiem z Prus” 8. Dominika wysłali do Krakowa jego ubodzy rodzice za zachętą dominikanów kierujących szkołą parafialną, w której pobierał on pierwsze nauki,. Tam odznaczył się błyskotliwym umysłem, ale niestety uległ licznym pokusom czyhających na młodych prowincjuszy w wielkiej europejskiej stolicy. Po ucieczce z Krakowa tułał się Dominik po całej Europie, bo do rodzinnego domu bał się wrócić. Próbował nawet przystać do jakiegoś zakonu, ale z podobnym włóczykijem nikt już nie chciał rozmawiać. Zrobił to dopiero bł. Adolf z Essen. Powiedzielibyśmy dzisiaj: dał mu ostatnią szansę. Było to chyba jednak coś więcej: przeor Adolf musiał odczytać w sercu Dominika wielkie pokłady wielkoduszności i szlachetności, których nie zdołały zatrzeć namiętności i grzechy, w które się był ów nieszczęsny młodzieniec wplątał.

Dominik został zatem zakonnym nowicjuszem. Przeor Adolf polecił mu modlić się podobnie, jak uczynił to w przypadku księżnej Małgorzaty. Niestety Dominik zupełnie nie mógł się skupić na modlitwie: wydawało mu się wprost niemożliwe, aby rytmiczne powtarzanie Ave Maria móc połączyć z medytacją Ewangelii. Światło przyszło niespodziewanie w Adwencie A.D. 1409. Dominik uzmysłowił sobie, że do Imienia Jezus kończącego Pozdrowienie można dołączyć jakieś ewangeliczne wydarzenie. Spontanicznie ułożył pięćdziesiąt dopowiedzeń, które pozwalały mu przejść przez całe życie Chrystusa w trakcie pozdrawiania Jego Matki:

To odkrycie zupełnie zmieniło Dominika. Przełożeni nie mogli nadziwić się, skąd wzięły się u niego nagłe pozytywne zmiany usposobienia, skąd wypłynęło tyle cnót, których istnienia nikt przedtem nie mógł nawet podejrzewać. On, który słynął z tego, że w ciągu paru dni potrafił przepuścić niezłą fortunę, został po paru latach ekonomem opactwa Marienfloss, i doprowadził je do rozkwitu. Tylko przeor Adolf znał jego sekret: po jakimś czasie zachęcił go do spisania dopowiedzeń i do udzielania odpowiednich porad modlitewnych porad najpierw dla współbraci, a potem dla coraz licznych rzesz ludzi, którzy masowo zaczęli napływać do Marienfloss, czując podświadomie, że tam się coś niezwykle istotnego dzieje. Różaniec bł. Dominika rozpowszechniał się w niesamowitym tempie. Aby zapamiętać wszystkie dopowiedzenia zaczęto nawet rzeźbić przedstawienia każdego z nich. Marienfloss stało się prawdziwym strumieniem wody żywej, danym wszystkim spragnionym Ducha Świętego ludziom za przyczyną Matki Bożej.

Od Marienfloss do „Rosarium Virginis Mariae”

Niemniej trzeba sobie uświadomić, że wspólne odkrycie naszej trójki Błogosławionych wprowadzało tak radykalne zmiany w stosunku do poprzednich praktyk, że musiało napotkać na pewne opory. Po pierwsze pięćdziesiąt dopowiedzeń trudno było zapamiętać. Wierni przekręcali je i tym samym wypowiadali publicznie sformułowania niezupełnie zgodne z przekazem wiary. Aby modlić się w ten sposób w czasie wspólnych nabożeństw trzeba było zawsze mieć kogoś, kto potrafiłby przeczytać dopowiedzenia, a to nie zawsze było w XV-tym wieku takie oczywiste. Poza tym Różaniec był uważany bardziej za modlitwę ku czci Matki Bożej, a nie za medytację Ewangelii...

W tym kontekście pojawił się w drugiej połowie XV-go wieku pewien dominikanin rodem z Bretanii: bł. Alain de la Roche, zwany z łacińska Alanusem de Rupe. Wobec narastającego zamieszania wokół kilku konkurujących ze sobą sposobów modlitwy różańcowej postanowił wypracować pewną syntezę: z poprzednich praktyk wziął radości i smutki Najświętszej Panienki, a z Marienfloss zapożyczył połączenie odmawiania Ave Maria z medytacją treści ewangelicznych. W wyniku tego powstał nowy różaniec, ogromnie zbliżony do różańca jaki znamy obecnie. Tak więc pierwszą pięćdziesiątkę bł. Alanus polecił odmawiać ku czci Wcielenia Chrystusa. Przy odmawianiu każdej dziesiątki wierny miał postawić sobie przed oczyma jakieś przedstawienie (obraz lub rzeźbę) dotyczące odpowiedniego wydarzenia związanego z Wcieleniem, wziętego jednak z listy „radości i smutków”. Były to właśnie: Zwiastowanie, Nawiedzenie, Narodzenie, Ofiarowanie i Odnalezienie. Podobnie drugą pięćdziesiątkę należało odmówić ku czci Męki Pańskiej stawiając sobie przed oczy przedstawinia Modlitwy w Ogrójcu, Biczowania, Koronowania Cierniem, Niesienia Krzyża i Śmierci na Krzyżu. Trzecią pięćdziesiątkę należało odmówić ku czci Zmartwychwstania Pańskiego, Wniebowstąpienia i Zesłania Ducha Świętego. Pozostałymi dwoma wydarzeniami były: Zaśnięcie Najświętszej Marii Panny 9 i Powtórne Przyjście Chrystusa.

W 1464 roku Alanus rozpoczął swoje przepowiadanie nowej formy Psałterza Najśw. Marii Panny z dużym sukcesem. Aby uniknąć zbyt wielu pytań, czemu właśnie tak go należy odmawiać, a nie inaczej, Alanus powoływał się na własne doświadczenia mistyczne: twierdził że tak właśnie modlili się wszyscy wielcy święci poczynając od św. Augustyna (sic!), a ponadto Matka Boża sama objawiła św. Dominikowi tę modlitwę, jako niezawodny sposób na zwyciężanie wszelkich herezji 10. Alanus był w swych staraniach niezwykle energiczny: zjeździł praktycznie całą Europę i uzyskał dla swojego nowego Psałterza liczne odpusty – co w owych czasach było decydującym przywilejem. Po jego śmierci w 1475 forma wypracowana w Marienfloss zaczęła szybko zanikać, a dopowiedzenia (dotyczące już tylko piętnastu zbawczych wydarzeń) utrzymały się jedynie w krajach niemieckojęzycznych 11.

Wyrastające spontanicznie niczym grzyby po deszczu w całej Europie bractwa różańcowe wprowadziły już tylko niewiele nowych elementów. I tak w 1521 wyszedł modlitewnik dla użytku jednej z takich bractw Rosano della gloriosa Vergine, autorstwa dominikanina Alberto da Castello. Wprowadza on termin Różaniec w miejsce Psałterza Najśw. Marii Panny, zbawcze wydarzenia, ku czci których należało odmawiać kolejne dziesiątki nazywa „tajemnicami” i ustala, że tajemnice te należy odtąd medytować. Pierwszą pięćdziesiątkę nazywa tajemnicami Radosnymi 12, drugą – Bolesnymi, a Trzecią – Chwalebnymi. Ponadto zamienia dwie ostatnie tajemnice na Wniebowzięcie i Koronowanie Matki Bożej na Królową nieba i ziemi (zgodnie z tradycją hiszpańską) i wprowadza Credo oraz trzy Ave na początku Różańca, aby uprosić wiarę, nadzieję i miłość. Wreszcie w 1568 roku papież Pius V, dominikanin, zatwierdza tę formę jako jedyną w całym Kościele powszechnym listem Consueverunt Romani Pontifices. Dopiero tam pojawia się też wezwanie kończące Pozdrowienie: „Sancta Maria, Mater Dei, ora pro nobis, peccatoribus, nunc et in hora mortis nostrae” (Święta Mario, Matko Boża...) przypisywane św. Bernardino ze Sieny (który zmarł w 1564) oraz „Gloria Patri et Filio et Spiritui Sancto” (Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu) na zakończenie każdej dziesiątki.

Trzy lata później miała miejsce jedna z bitew decydujących o losach cywilizacji europejskiej: siódmego pażdziernika 1571 pod Lepanto połączona flota kilku chrześcijańskich państw rozgromiła zagrażającą bezpośrednio Rzymowi flotę turecką. W dniu bitwy modliło się tysiące bractw różańcowych, a sam papież miał wizję Matki Bożej z różańcem w ręku, która miała osłaniać flotę chrześcijańską przed nieprzyjacielskimi pociskami. Natychmiast kazał bić w dzwony w całym Rzymie, chociaż wieść o zwycięstwie dotarła do niego dopiero po tygodniu, i zaraz też ustanowił święto Matki Boskiej Różańcowej (rozszerzone na cały Kościół powszechny w 1716).

Odtąd forma Różańca już nie ewoluowała, a raczej starano się zgłębić jego treść. Najwybitniejszy wkład wniósł w tej materii św. Ludwik Grignon de Monfort, który na początku XVIII w swych licznych misjach upowszechnił go wśród zaniedbanej duchowo ludności zachodniej Francji, sprowadzając go tym samym z orbity dość elitarnych bractw różańcowych dosłownie „pod strzechy”. Jego traktaty maryjne stały się natchnieniem całej rzeszy propagatorów modlitwy różańcowej 13.

W dziewiętnastym wieku i na początku dwudziestego decydujące znaczenie miały liczne objawienia Matki Bożej, w których prosi ona nieustannie o modlitwę różańcową (la Salette, Lourdes, Gietrzwałd, Fatima...). Wtedy też zaczęły pojawiać się dodatkowe akty strzeliste na zakończenie każdej dziesiątki. Najbardziej znane jest wezwanie z Fatimy: „O, mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, wyrwij nas od ognia piekielnego, doprowadź wszystkie dusze do nieba, a zwłaszcza te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia. Ponadto papieże, począwszy od Leona XIII, wydają wiele encyklik i listów zachęcających wiernych do odmawiania Różańca i potwierdzających nadane wcześniej odpusty.

Adhortacja papieża Pawła VI Marialis cultus, napisana już po Drugim Soborze Watykańskim (w 1974), kładzie akcent na tym, że modlitwa różańcowa jest skierowana przede wszystkim do Chrystusa i powinna wiązać się z medytacją całej Ewangelii. Ale jej formy w niczym jednak nie zmienia. Dopiero papież Jan Paweł II w liście Rosarium Virginis Mariae (z 2002) wprowadza nowe tajemnice światła, potwierdza użycie dopowiedzeń i zachęca nas do kontynuacji rozwoju Różańca, zgodnie z tysiącletnią tradycją tej jedynej w swoim rodzaju modlitwy, gdzie dajemy się Matce Bożej prowadzić do Jej Syna..

Różaniec jako medytacja Ewangelii

Teraz dopiero pozwolę sobie przedstawić swoją propozycję, która nawiązuje bezpośrednio do dziedzictwa Marienfloss. Polega ona na przejściu każdej z Czterech Ewangelii w stu pięćdziesięciu krokach-dopowiedzeniach, i to dokładnie w kolejności w jakiej dana Ewangelia relacjonuje poszczególne słowa i czyny Chrystusa. Czyniąc to otrzymuje się w bardzo naturalny sposób niezwykle gęstą i pożywną syntezę każdej z nich.

Jeśli komuś z Was takie czy inne sformułowanie wyda się niezbyt szczęśliwe i ma propozycję ulepszenia lub zastąpienia czymś innym – to zapraszam go serdecznie do współpracy. Być może wtedy właśnie wspólnie dojdziemy do dojrzałej wersji, która z czasem będzie mogła upowszechnić się w całym Kościele Chrystusowym, przekraczając nawet granice Kościoła rzymsko-katolickiego 14...

Pragnę też od razu zastrzec się, że moja propozycja nie zmierza w żadnym wypadku w kierunku zastąpienia tradycyjnego Różańca jakąś nową, bardziej wyrafinowaną formą, ponieważ nie w każdej sytuacji będzie ją można stosować. Osoby jadące zatłoczonym autobusem, prowadzące samochód czy też obłożnie chore z pewnością nie będą mogły modlić się w taki sposób, chyba, że zdołają zapamiętać wszystkie 150 dopowiedzeń. Niemniej każda wspólnota parafialna i rodzinna może podjąć ryzyko wypróbowania różańca biblijnego dostosowując go ewentualnie do swoich potrzeb.

I jeszcze jedno: Pozdrowienie Anielskie zamieściłem o obu wersjach; obok wersji tradycyjnej Zdrowaś Mario zamieściłem też tytułem informacji tekst odmawiany przez niektóre francuskojęzyczne wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Tekst ten tłumaczy prawie dosłownie z oryginału zwroty zapisane w odpowiednich miejscach łukaszowej Ewangelii i zaczyna się od Raduj się, Miriam, łaską przepełniona 15. Czyniąc to nie chcę bynajmniej „poprawiać” uświęconej tradycją i znanej nam wszystkim staropolskiej wersji. Powodowała mną jedynie obserwacja faktu, iż wiele osób nie jest w stanie przełamać rutyny przy odmawianiu kolejnych „zdrowasiek” i zaczyna łapać się na tym, że je bezmyślnie „klepie”. Dostarczenie im jakiejś alternatywnej wersji może im pomóc przezwyciężyć uczucie znużenia i monotonii, które niemal zawsze daje o sobie znać przynajmniej na początku praktykowania modlitwy różańcowej.

Różaniec albo będzie kontemplacją Ewangelii, albo też zdegeneruje się do jakiejś niechrześcijańskiej mantry, rytmicznego acz bezmyślnego recytowania magicznych zaklęć. List papieski mówi o tym niezwykle wyraźnie:

Różaniec, właśnie wychodząc z doświadczenia Maryi, jest modlitwą wyraźnie kontemplacyjną. Pozbawiony tego wymiaru, okazałby się wyzuty ze swej natury, jak podkreślał Paweł VI: « Jeśli brak kontemplacji, różaniec upodabnia się do ciała bez duszy i zachodzi niebezpieczeństwo, że odmawianie stanie się bezmyślnym powtarzaniem formuł, oraz że będzie w sprzeczności z upomnieniem Chrystusa, który powiedział: ‘Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani’ (Mt 6, 7). Różaniec bowiem z natury swej wymaga odmawiania w rytmie spokojnej modlitwy i powolnej refleksji, by przez to modlący się łatwiej oddał się kontemplacji tajemnic życia Chrystusa, rozważanych jakby sercem Tej, która ze wszystkich była najbliższa Panu, i by otwarte zostały niezgłębione tych tajemnic bogactwa ». (12)

(...)W przeciwnym razie zachodziłoby niebezpieczeństwo, że różaniec nie tylko nie przyniesie pożądanych skutków duchowych, ale dojdzie nawet do takiej sytuacji, że koronkę, na której zazwyczaj się go odmawia, będzie się traktować na równi z jakimś amuletem czy przedmiotem magicznym, co byłoby radykalnym wypaczeniem jego znaczenia i funkcji. (28)

Proponując to, co proponuję pragnę zbliżyć się możliwie jak najbardziej do ideału, na który wskazuje Rosarium Virginis Mariae. Różaniec biblijny i jego dalsze losy składam w ręce bł. Dominika z Prus, naszego wielkiego, choć tak mało nam znanego Rodaka: Błogosławiony Dominiku, módl się za nas wszystkich, którzy staramy się iść Twoimi śladami w zgłębianiu ewangelicznych tajemnic! Módl się, aby ten Rok Różańca Świętego wprowadził nas na drogę, na którą Ty wstąpiłeś sześć wieków temu! Amen.

Jacek Święcki

 

PRZYPISY:

1 Otóż dominikanin Wilhelm de Nubruk w 1253 roku przysyła następującą informację z podróży do krainy Tatarów: „Oni także noszą sznury modlitewne, tak jak my”. Owszem, pobożni muzułmanie mają zwyczaj wielokrotnego wypowiadania imienia Allacha … Podobne sznury nie są też obce pewnym tradycjom buddyjskim. Chrześcijańscy misjonarze odkrywali je, nie bez zdumienia, w Indiach i w Japonii nie tylko wśród mnichów buddyjskich, ale także wśród tamtejszych władców.
2 „Kto nie może odmawiać psalmów, powinien odmawiać Pater NosterOjcze Nasz
3 Warto odnotować, że wyrobem sznurów modlitewnych zajmowały się odrębne cechy rzemieślnicze. Do dzisiaj w niektórych zachodnioeuropejskich miastach zachowały się uliczki i zaułki o nazwie „Paternoster”, obok „Szewskiej”, „Garbarskiej” itp.
4 Nie był to jednak absolutnie taki Różaniec, jaki znamy obecnie! Legendę o tym, że sama Maryja objawiła św. Dominikowi tę modlitwę pochodzi od bł. Alana de Rupe, dominikanina żyjącego ok. 250 lat po św. Dominiku.
5 Stąd też wziął się zwyczaj rozpoczynania modlitwy różańcowej trzema Ave Maria...
6 Warto wspomnieć tu, że gdy umierający książę Karol wezwał do siebie św. Joannę d’Arc, ta bez wahania oświadczyła mu, że wyzdrowieje „o ile tylko pojedna się ze swoją świętą małżonką Małgorzatą”. Karol jednak nawet w takiej chwili się na to nie zdecydował i w parę dni potem umarł.
7 Obecnie Marienfloss jest jedynie ruiną. W odrestaurowanej kapliczce odbywają się jednak regularnie nabożeństwa różańcowe. Papież Jan Paweł II podczas spotkania z duchowieństwem w lotaryńskiej katedrze w Metz (1988) zapytał jednak wszystkich zebranych o... proboszcza Marienfloss! Wtedy powstał bardzo zażenowany proboszcz z Sierck-les-Bains i powiedział, że to na terenie jego parafii znajdują się resztki opactwa Marienfloss, ale on sam takiego tytułu nie posiada. Ojciec Święty bardzo się ucieszył i wzruszył widząc go; udzielił mu też specjalnego błogosławieństwa.
8 Dominik, który opisał swoją duchową autobiografię w dziele Liber duorum experientiarum, uważał się za Polaka. Także amerykańska Wielka Encyklopedia Katolicka wyraźnie stwierdza, że był on Polakiem.
9 Bł. Alanus, jako dominikanin, idąc za naukami swego wielkiego współbrata, św. Tomasza z Akwinu, zdecydowanie odrzucał naukę o wzięciu Maryi do nieba z ciałem i duszą, którą już wówczas głosili franciszkanie... Kościół ogłosił dogmat o Wniebowzięciu Matki Bożej dopiero w 1950 roku.
10 Na początku XIX wieku grupa jezuitów badających historię Różańca św. zwana bolandystami jednoznacznie odrzuciła wiarygodność większości twierdzeń bł. Alanusa: były to po prostu głoszone w zbożnym celu „pobożne kłamstwa”, jakich skądinąd w średniowieczu nie brakowało...
11 W Polsce zachowały się jedynie na Śląsku dzięki współobecności niemieckojęzycznej tradycji katolickiej.
12 Tak więc paradoksalnie dwa „smutki” Maryi (miecz boleści zapowiedziany Jej w czasie Ofiarowania i Odnalezienie) stały się nagle „tajemnicami radosnymi”!
13 Papież Jan Paweł II wielokrotnie podkreśla wpływ św. Ludwika Grignon de Montfort na swoją duchowość, łącznie z przybraną przez niego maryjną dewizą „Totus tuus”.
14 Warto w tym miejscu zauważyć, że niektóre kościoły protestanckie bardzo przychylnie przyjęły papieski list...
15 Po grecku „chaire kecharitomene Mariam”. Sęk w tym, że starożytni Grecy pozdrawiali się właśnie przez „raduj się” – „chaire”, toteż pierwsi czytelnicy Ewangelii nic szczególnego w tym słowie nie dostrzegali. Tymczasem Żydzi zwykli pozdrawiać się słowami „pokój tobie” – „shalom” i tak na ogól pozdrowienia oddawane są w Ewangeliach. „Raduj się” nie jest zatem banalnym pozdrowieniem – nawiązuje bowiem do używanego przez proroków zwrotu „Raduj się, Jeruzalem” (hebr. Gili Yerushalaim) z powodu Boga, który idzie do ciebie i przebywa w tobie (por. Sof 3,14, Zch 9,9).

 

 

 

na początek strony
© 1996–2003 Mateusz