Nie tylko o przykazaniach
II. Co to znaczy: "chrześcijanin"?

 

W połowie lat sześćdziesiątych w Niemczech ukazała się niewielka książeczka księdza Hansa Ursa von Balthasara, nieżyjącego już teologa i humanisty, uhonorowanego przez Papieża godnością kardynalską. Książeczka doczekała się wielu wznowień i przekładów i nosiła tytuł: Kordula, czyli o decydującej próbie. Kordula to imię chrześcijańskiej świętej z IV wieku. W czasie ataku Hunów na pewien okręt chrześcijański jedna z pasażerek, młoda dziewczyna o imieniu Kordula ukryła się pod pokładem statku. Tam przeczekała bezpiecznie noc, unikając w ten sposób losu swoich sióstr i braci, którzy z rąk napastników ponieśli okrutną, męczeńską śmierć. Ale oto rankiem następnego dnia Kordula niespodziewanie wyszła na pokład. Postanowiła nie czekać na odsiecz, lecz świadomie, z podniesionym czołem przyjąć palmę męczeństwa.

Kordula jest postacią do pewnego stopnia legendarną, historyczne dane na jej temat są więcej niż skromne, a mimo to jej łzy i trwogę bez trudu możemy sobie wyobrazić. Nie wiemy dokładnie kiedy żyła ani jak wyglądała, ale czy nie większą tajemnicą jest to, co działo się w jej sercu w czasie tego ostatniego nocnego czuwania. Cóż to za siła kazała jej rankiem spokojnie wyjść na spotkanie za śmiercią? Najpewniej Kordula zrozumiała, że w śmierci dobrowolnie przyjętej za wiarę kryje się szczególna łaska -- łaska nie tylko dla niej, ale i dla innych, także dla jej oprawców. Dlatego postanowiła przyjąć tę łaskę, tak jak ją przyjął Chrystus. Pan Życia był przy niej, więc śmierć wydała się jej czymś błahym. Życie było w niej silniejsze od śmierci, pokonało śmierć -- nikt nie mógł mieć co do tego najmniejszych wątpliwości, widząc Kordulę kroczącą spokojnie po pokładzie noszącym świeże ślady krwi. Chcąc nie chcąc, każdy zastanawiał się tylko skąd w Korduli to życie.

A jak wygląda męczeństwo dzisiejszych chrześcijan? Ksiądz von Balthasar zadaje podobne pytanie. Zamiast odpowiedzi maluje przed nami wyimaginowany proces sądowy. Oto przed antychrześcijańskim trybunałem stoi współczesny chrześcijanin. Prokurator pyta go: "Powiedz szczerze kim wy właściwie jesteście?" "No cóż -- odpowiada chrześcijanin -- ostatnio stajemy się coraz bardziej otwarci na świat." "Skoro nawracacie się na świat -- mówi prokurator -- to po co jeszcze jesteście chrześcijanami?" "Ach, to wcale nie jest takie ważne -- tłumaczy dzisiejszy chrześcijanin. -- Najważniejsza jest moralność zgodna z duchem czasu. Obecnie na przykład kładziemy nacisk na miłość braterską..." Po kilku odpowiedziach w podobnym stylu prokurator rozkłada ręce nad współczesnym chrześcijaninem i postanawia puścić go wolno. "Staliście się tak nijacy -- mówi -- że nie mamy najmniejszego powodu, żeby zawracać sobie wami głowę". Czy nie taki właśnie wyrok podpisanoby dzisiaj i na nas?

Na szczęście, pytanie o to kim jesteśmy stawia nam nie tylko dzisiejszy świat. W liście na trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa (TMA) Ojciec Święty Jan Paweł II zachęca nas do refleksji nad sobą: "Synowie Kościoła -- pisze Papież -- muszą zadać sobie pytanie: w jakiej mierze sami ulegli atmosferze zeświecczenia i relatywizmu etycznego? Jaką część odpowiedzialności za szerzącą się coraz bardziej niewiarę winni wziąć na siebie, ponieważ nie umieli okazywać prawdziwego oblicza Boga na skutek >braków we własnym życiu religijnym, moralnym i społecznym<" (TMA, 39).

Tak więc zadanie jest proste. Mamy zastanowić się nad sobą, tak jak to zrobiła Kordula. Trzeba nam zatem ukryć się na osobności, aby zagłębić się w życie Zbawiciela, pytać Go i słuchać, przebywać z Nim, a następnie zapytać samego siebie o jakość własnego życia, tak aby potem wychodząc na pokład tego świata móc ukazać bliźnim prawdziwe oblicze Boga. Pokazać innym oblicze Boga -- czy słyszał kto kiedy o piękniejszym zadaniu?

Ilekroć jednak chcemy mówić o praktycznych konsekwencjach wiary, o przykazaniach, cnotach, wadach, itd., musimy pamiętać, że bez modlitwy całe to przedsięwzięcie będzie skazane na niepowodzenie. To modlitwa uczyniła z Korduli bohaterkę życia. To modlitwa sprawia, że nasze kruche życie staje się życiem Kościoła. Modlitwa wyposaża nas bowiem w coś, co może zadziwić i pociągnąć innych. Modlitwa przemienia nas w żywy obraz Boga. Pod pokładem własnych niepewności i strachu Kordula spotkała Boga. Wobec otchłani zła poczuła się łupiną, ale spotkała Pana i On uczynił z niej nieśmiertelny korab. W pewnym sensie Korduli udało się jej to, co ongiś nie udało się nawet Apostołowi Piotrowi. Piotr, jak pamiętamy, uląkł się razu pewnego wysokich fal i zaczął tonąć, a przecież nie szło tam o fale męczeństwa, ale o zwyczajną burzę na jeziorze. Kordula tymczasem wyszła śmiało na przeciw bałwanów ludzkiej złości i strachu. I przemogła je niespożytą dobrocią, pokojem i żarem, które wcześniej odnalazła na modlitwie. Tak też powinno być z nami.

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
I. Carpe diem... III. Co to znaczy: być w dialogu ze światem?

początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz