Radiowe pogadanki biblijne

 

Saul

 

Pierwszy król Narodu Wybranego

Samuel, przeciwnik władzy królewskiej, jest jednak posłuszny Panu, który powiedział: Wysłuchaj ich żądania i ustanów im króla! (1 Sm 8, 22).

Nowego bohatera, tragicznego bohatera biblijnych dziejów poznajemy w okolicznościach zgoła odległych od horyzontów wielkiej historii. Saul, syn Kisza z pokolenia Beniamina, był wprawdzie młodzieńcem nad wyraz urodziwym, przewyższającym -- jak zapewnia autor biblijny -- cały lud o głowę, ale tego dzielnego młodzieńca poznajemy gdy ugania się po całej ziemi izraelskiej w poszukiwaniu dwu oślic. Taki był rozkaz ojca, a syn posłusznie go wypełniał, wspomagany jedynie towarzystwem młodszego sługi.

Poszukiwania przedłużały się, odeszli już bardzo daleko od rodzinnych okolic i Saul postanawia wracać, sługa był jednak bardziej wytrwały, a na dodatek wpadł na doskonały pomysł: oto znaleźli się bardzo blisko miejscowości, w której mieszka poważny człowiek, mąż Boży, który może im powiedzieć po prostu, gdzie znalazły się owe nieszczęsne oślice. Decydują się więc udać do widzącego męża, ale powstaje nowy problem -- co mu podarować? Chleb już zjedli, żadnego innego daru nie posiadają. A stanąć przed Bożym mężem bez podarku -- aż strach pomyśleć. Ale przemyślny sługa znalazł w sakwie podróżnej jeszcze małą monetkę -- czwartą część sykla. Tyle wystarczy.

Miasto było na górze, bo wspinają się do niego. Spotykają dziewczęta, które wybrały się po wodę. Miasto jest na górze, woda widać w dole. Pytają dziewczęta: czy tu mieszka Widzący? Piękna nazwa proroka -- ten, który widzi, który widzi więcej niż zwykli ludzie, bowiem siłą jego oczu jest Pan.

Dowiadują się, że właśnie powrócił do miasta, ale aby go spotkać trzeba się pospieszyć, dziś bowiem wielka uroczystość: lud składa ofiarę na wyżynie, potem ma być wielka uczta, ale nikt nie tknie żadnej z przygotowanych potraw, zanim nie pobłogosławi Widzący.

Gdy sanktuarium było już w Jerozolimie, prorocy zwalczali składanie ofiar w dowolnych miejscach ("na wyżynach"), bowiem często łączyły się one z kultem lokalnych bóstw kanaanejskich. Ale Samuel widać czuwał, a lud oczekiwał jego aprobaty czyli błogosławieństwa.

Samuel naprawdę widział więcej, niż mógł zobaczyć człowiek. Bóg objawił mu poprzedniego dnia, że nazajutrz zobaczy człowieka, którego namaści na króla dla Izraela, dlatego wiedział wszystko i Saul nie zdążył nawet zapytać o owe nieszczęsne oślice. Samuel kazał mu iść za sobą, wyjaśniając że oślice zostały znalezione i są już bezpieczne. Mieli poważniejsze sprawy do załatwienia.

Następnego dnia, oddaliwszy sługę Saula, Samuel wylał na głowę syna Kisza oliwę, namaszczając go w ten sposób na króla. W tym momencie Bóg zmienił serce (Saula) na inne. Namaszczenie nie było tylko zewnętrzną ceremonią, szła za nim Boża łaska i moc, potrzebna do wypełnienia powierzonej misji. Z wielkiego osiłka, uganiającego się za zaginionymi oślicami, Saul staje się mężem Bożego przeznaczenia.

Wszystko to jednak pozostawało do czasu w tajemnicy.

 

*

Aby uwiarygodnić wobec ludu Boży wybór, Samuel -- wciąż posiadający autorytet sędziego i Widzącego proroka -- zwołuje cały lud do Mispa. Niepoprawny przeciwnik władzy królewskiej nawet w tym doniosłym momencie nie omieszkał wytknąć Izraelczykom ich uporu -- postanowiliście odrzucić Boga jako waszego króla, chcecie być jak wszystkie inne narody, więc Jahwe mi nakazał ustanowić wam pana, sami się przekonacie, jak będzie wam ten dar smakował. Zostały rzucone losy wedle pokoleń Izraela. Los padł na Saula, a gdy stanął przed ludem, nieśmiały i olbrzymi, Samuel powiedział: Czy widzicie, że temu, którego Bóg wybrał, w całym narodzie nikt nie dorówna? (10, 24). Wtedy cały lud zakrzyknął: Niech żyje król!

Nie wszystkich jednak to zadowoliło, byli i tacy, których Biblia nazywa synami Beliala (szatańskimi), którzy szemrali -- dlaczego królem ma stać się prosty człowiek, czy nie było lepszych? Jednak najbliższe wydarzenia uwiarygodniły autorytet władzy Saula. Wojny była stałym elementem życia małych narodów, kłębiących się na wąskim przesmyku pomiędzy morzem a pustyniami. Nadciągnął ze swoimi wojskami Nachasz Ammonita i oblegał miasteczko w Gileadzie. Oblężeni gotowi byli sprzedać swoją wolność za cenę przeżycia i zaproponowali przeciwnikowi zawarcie pokoju. Jednakże wróg chciał więcej, król ammonicki powiedział że nie tylko uczyni ich swoimi niewolnikami, ale na dowód swej władzy wyrwie wszystkim prawe oko i okryje w ten sposób hańbą całego Izraela. Oblężeni poprosili więc o pomoc. Gdy wysłańcy przybyli do Gibea, miasta Saula, wszyscy posłyszawszy tę wiadomość popadli w rozpacz i poczęli płakać. Posłyszał to Saul, właśnie wracający z pola, które orał wołami. Widać nie objął swej królewskiej władzy, królowie bowiem nie orzą sami wołami swego pola. Gdy posłyszał, o co chodzi, wpadł w święty gniew (opanował wtedy Saula Duch Boży 11,6), zabił swoje woły i zawołał, że tak stanie się z wołami tych wszystkich, którzy lękliwie odmówią udziału w świętej wojnie, mającej na celu uwolnienie braci z niedoli. Zrobiło to wrażenie. Z naprędce zebranym wojskiem Saul udał się do Gileadu, odniósł walne zwycięstwo.

Teraz już nie było wątpliwości. Uroczyście, przed obliczem Pana, obwołali Saula królem. Stali się narodem jak inne -- mieli króla.

Tragedia Saula -- odrzucenie

Dzieje starożytnych królów to dzieje wojen. Nie inaczej przebiegała historia Saula. Atakowani ze wszystkich stron, Hebrajczycy byli zmuszeni do odpierania zbrojnych napaści. Ale były także wojny zaczepne, mające zabezpieczyć przed możliwością napadów.

Taka miała być wojny z Amalekitami. Nakazał ją Samuel, bowiem taka była wola Pana -- chodziło o karę za to, że stanęli przeciw Izraelowi, gdy ten wędrował z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Mojżesz dwukrotnie przepowiadał wyniszczenie tego wrogiego plemienia, podobnie przepowiadał pogański wieszczek Baalam (Lb 24,20). Teraz Saul ma wypełnić owe przepowiednie. Izraelici nie tylko mieli Amalekitów zniszczyć militarnie, ale także cały ich dobytek został obłożony klątwą, to znaczy miał być zniszczony.

Mówiłem już o sensie klątwy jako nakazie zniszczenia całej zdobyczy. W nowej sytuacji, również i klątwa wydaje się nabierać nowego znaczenia. Wojny, obok aspektu militarnego, miały także aspekt ekonomiczny: zwyciężywszy można się było nieźle obłowić, zagarniając majętność pokonanego nieprzyjaciela. Wojna święta miała się różnić zasadniczo od wojen grabieżczych, stąd nakaz niszczenia całej zdobyczy.

Saul był posłuszny słowu proroka, zebrał wojsko i poszedł oblegać stolicę Amalekitów. Zwycięstwo było walne, Amalekici pogrążeni. Saul i lud ulitował się jednak nad Agagiem (królem Amalekitów) i nad dobytkiem trzody i bydła, nad zwierzętami dwurocznymi, nad odchowanymi baranami i nad wszystkim, co było lepszego, nie chciano tego wytępić przez klątwę, cały zaś dobytek, nie posiadający żadnej wartości, poddał klątwie ( 1Sm 15,9).

Po ludzku to zrozumiałe -- po co prowadzić wojnę, jeżeli nie może na dać wymiernych korzyści? Gdzie sens w masowym wyniszczaniu takiego majątku? Takiego bogactwa? Przecież w Izraelu się nie przelewało, nie byli ludźmi majętnymi. A tutaj tyle trzody i bydła, tyle zwierząt dwurocznych ... Kto to widział postępować tak nierozsądnie? Czy też przypadkiem temu staremu Widzącemu coś się nie przewidziało, może jego oczy już osłabły i nie widzi dobrze?

Może osłabły oczy Samuela, ale nie osłabły oczy Pana. Powiedział do Samuela: żałuję, że uczyniłem Saula królem. Odstąpił od moich nakazów, odstąpił od moich przykazań. Staje się prawdziwie królem, takim samym jak inni królowie. Zapomniał, skąd jest jego władza, kierując się jedynie racjami politycznymi i ekonomicznymi. Nie taki ma być król Izraela. Samuel otrzymał rozkaz porozmawiania z Saulem, aby mu donieść o odrzuceniu go przez Jahwe jako króla nad Izraelem.

Rozmowa pomiędzy protagonistami sporu była dramatyczna: Samuel przypomina Saulowi, że przecież wszystko zawdzięcza Jahwe, to On go wybrał i ustanowił królem, niech więc teraz się nie wywyższa ponad Pana, ale pilnie strzeże wszystkich Jego dróg i przykazań. Dlaczego teraz nie usłuchałeś Pana, dlaczego uległeś chciwości swojej i ludu i nie wykonałeś rozkazu Pana, który nie pozwolił brać łupu wojennego? Saul tłumaczy się jak dziecko przyłapane na łasowaniu w spiżarni: przecież wypełniłem rozkaz Pana, przecież poprowadziłem naród do zwycięskiej walki. A z łupu lud [wybrał] najlepsze owce i woły, by złożyć je na ofiarę Jahwe, twemu Bogu.

Stary prorok nie jest małostkowy, przyjmuje słowa Saula, bowiem istota sporu nie polega na tym, do czego będą przeznaczone łupy -- czy do podziału wśród zwycięskich wojowników, czy na ofiarę dla Pana. Istota tkwi w tym, że Bóg pragnie posłuszeństwa, nie ofiary. Słowa, które teraz padają, otwierają bardzo ważny etap rozwoju biblijnej myśli religijnej: Czyż milsze są dla Jahwe całopalenia i ofiary krwawe od posłuszeństwa głosowi Jahwe? Właśnie lepsze posłuszeństwo od ofiary, uległość -- od tłuszczu baranów. Bo opór jest jak grzech wróżbiarstwa, a krnąbrność jak złość bałwochwalstwa. Ponieważ wzgardziłeś nakazami Jahwe, odrzucił On ciebie jako króla (1 Sm 15, 22-23).

Słowa te zabrzmiały dla Saula straszliwie -- jak to się stało, że ten sam Bóg, który go ustanowił królem, teraz go odrzuca? Czyż człowiek nie jest zabawką w rękach Boga, który może z nim robić co chce?

Istnieje pokusa utworzenia sobie takiego obrazu Boga -- groźnego, bo nieobliczalnego. Jednakże Biblia wyraźnie zwraca uwagę na postępowanie Saula jako na źródło i podstawę jego odrzucenia. Życie człowieka nie jest wyznaczone wyrokami Losu, jak sądzili starożytni i jak sądzą współcześni poganie. Życie i jego przebieg jest wynikiem współdziałania Boskiego powołania i ludzkiej wolności. Saul sam siebie odrzucił, a wyrok Jahwe stanowi tylko osądzenie i potwierdzenie tego wyboru.

o. Jan Andrzej Kłoczowski OP

 

NASTĘPNY ODCINEK:
Dawid pasterzem

 

 

 

na początek strony
© 1996–2001 Mateusz