Radiowe pogadanki biblijne

 

Psalmy

 

Potęga psalmów (1)

Opowiadałem poprzednio o pieśni, która wypłynęła z serca Dawida, gdy prorok Natan uświadomił mu jego grzech, a skruszony król w bólu pokuty ukorzył się przed Bogiem wołając: Zmiłuj się nade mną, Panie w łaskawości swojej. Miserere mei, Deus...

Jest to psalm 51, zawierający w tytule uwagę dla kierownika chóru, informującą, iż jest to psalm Dawida, gdy po jego grzechu z Batszebą przybył do niego prorok Natan. Tradycja przekazała nam wieść o tym, że król był poetą i muzykiem zarazem, że ułożył wiele pieśni religijnych, bowiem w tytułach wielu psalmów wymieniane jest jego imię -- w tekście hebrajskim 73 razy, zaś w starożytnym przekładzie greckim (tak zwanej Septuagincie) aż 83 razy.

Znamy także zapisy i miejsca biblijne wskazujące na okoliczności, w których Dawid modlił się słowami Psalmów, jak choćby wymieniony już przed chwilą psalm 51. Ale znamy inne jeszcze: w 2 Księdze Samuela znajdziemy podobny wypadek. Oto przytoczona jest długa pieśń, o której dowiadujemy się, iż była "wypowiedziana do Jahwe w dniu, w którym wybawił go [Dawida] z rąk wszystkich jego wrogów i z rąk Saula" (Sm 22,1). Pieśń ta znajduje się w Biblii w dwu różnych miejscach -- w całości przeczytać ją można w wymienionej właśnie przed chwilą Księdze Samuela, ale znajdujemy ją także w Księdze Psalmów, w dwu miejscach: jako Psalm 18 oraz jako początek psalmu 144 (w.1-11).

Nie znajdujemy natomiast w Księdze Psalmów, lecz jedynie w Księdze Samuela, innego utworu, świadczącego o talencie poetyckim i muzycznym króla Dawida. Gdy dowiedział się o śmierci Saula i swego ukochanego przyjaciela Jonatana, którzy polegli w krwawej rozprawie z Filistynami na wzgórzach Gilboa, wyśpiewał żałobną pieśń, której tekst zostaje przez autorów Księgi przytoczony ze znamiennym komentarzem, iż zapisany jest także w "Księdze Sprawiedliwego", tajemniczej księdze, o której docierały do nas tylko pewne wzmianki, ale która nie zachowała się do naszych czasów.

I jeszcze jeden przykład -- u samego końca swoich dziejów, u kresu swych dni, Dawid wypowiedział uroczyste proroctwo, poprzedzone przez autorów Księgi Samuela takim wstępem:

Oto ostatnie słowa Dawida:
orędzie Dawida, syna Iszaja
orędzie człowieka wysoko wyniesionego
pomazańca Boga Jakuba
umiłowanego psalmisty Izraela.

(2 Sm 23,1)

To bardzo interesujące, że jednym z najważniejszych tytułów, jakimi nagrodzono Dawida, było nazwanie go umiłowanym psalmistą Izraela - takim pozostał w pamięci całego Narodu. Być może właśnie to, iż pozostał niedościgłym twórcą, a zarazem klasykiem tego typu twórczości religijnej spowodowało, że przypisano mu autorstwo całej Księgi Psalmów, co niewątpliwie jest przesadą. Ale przesadą są także opinie niektórych badaczy (szczególnie z 2 połowy XIX wieku), którzy uważali, że psalmy należą do najpóźniejszych utworów biblijnych, że powstały w zasadzie na przełomie czasów, w okresie zwanym "międzytestamentalnym".

Sprawa autorstwa psalmów wywoływała i wywołuje nadal ożywioną debatę wśród "uczonych w piśmie", ale my jako nie zobowiązani do "zawodowego" czytania Biblii, prości jej miłośnicy, możemy czytać psalmy jako twory religijnego geniusza, boskiego natchnienia czy szaleństwa, nie kłopocąc się tymi sprawami.

Dotykamy tutaj zresztą bardzo interesującej sprawy -- czy rzeczywiście jest tak ważne, że psalmy są liryczno-religijną relacją z osobistych przeżyć Dawida lub jakiegokolwiek innego poety, czy też że są poematami anonimowymi? Przywiązywanie wagi do autentyczności utworów artystycznych jest stosunkowo niedawnej daty. Nic nie wiemy o Homerze jako o twórcy, co bynajmniej nie przeszkadza, aby odczytywać Iliadę i Odyseję jako twory najwyższego geniusza. W pewnym sensie także psalmy są anonimowe; potęga ich wielkości nie na tym polega, że umiemy przypisać ich autorstwo konkretnemu człowiekowi.

Pisarka, którą bardzo cenię i do której myśli często powracam, Simone Weil pisała: "Śpiew gregoriański, kościoły romańskie, Iliada, wynalazek geometrii nie były dla istot, przez które przeszły żeby dojść do nas, okazją do rozwoju osobowości. Nauka, sztuka literatura, filozofia, będąca tylko formami rozkwitu osobowości, stanowią dziedzinę, gdzie dokonują się osiągnięcia wspaniałe i sławne, które zapewniają nazwiskom życie przez tysiące lat. Ale ponad tą dziedziną, wysoko ponad nią, oddzielona bezmiarem jest inna dziedzina, w której mieszczą się rzeczy pierwszego rzędu. I te są już ze swej istoty czymś bezimiennym" (Osoba ludzka i to, co święte).

Bezimienne nie znaczy -- bezosobowe. Psalmy, jak każda literatura "pierwszorzędnej klasy", są anonimowe i dlatego tak bardzo osobiste, tak bardzo trafiają w serce każdego, bowiem wypowiadają w prostych słowach najgłębsze przeżycia, przemyślenia, wewnętrzną walkę.

Wciąż są ludzie, którzy podejmują wysiłek zrozumienia świata, tęsknią do jego wyjaśnienia. Bez tego wysiłku niemożliwe jest człowieczeństwo. Nazywamy ich filozofami. Gdzieś bardzo blisko filozofa pracuje poeta. Psalmista był i jednym i drugim, był poszukiwaczem sensu i drogi wiodącej do spełnienia ludzkiego życia, i był twórcą wypowiadającym najwyższą Chwałę. Był poetą i filozofem, ale paradoksalnie był kimś nieskończenie więcej, był człowiekiem myślącym i śpiewającym o ludzkim życiu w tej szczególnej przestrzeni życia, jaką jest religia.

Potęga psalmów (2)

Przeczytajmy jeden psalm, oznaczony w kolejności pod numerem 95. Psalmem tym zazwyczaj wspólnoty zakonne zaczynają modlitwy każdego dnia, podobnie zresztą jak wszyscy, którzy modląc się trzymają w ręku brewiarz.

Psalm ten jest w przekładzie greckim Siedemdziesięciu (Septuaginta) opatrzony notą, wskazującą na Dawida jako na autora. Współcześni badacze są wobec tej noty niezbyt ufni, przypuszczają, iż datę powstania psalmu trzeba przesunąć później, że powstał tuż przed niewolą babilońską. Być może mają rację, ale nam to nie przeszkadza, mamy już bowiem ukształtowany pogląd na temat autorstwa i anonimowości psalmów.

Zazwyczaj staram się przytaczać psalmy w przekładzie Czesława Miłosza, ale dzisiaj proszę podarować mi odstępstwo -- jestem tak bardzo przyzwyczajony do wersji, jaką znajduję codziennie w moim brewiarzu, że nie czułbym się swobodny w rozmowie z moimi słuchaczami, gdybym posłużył się innym przekładem. Przyzwyczajenie jest jednak drugą naturą. Gdy zacząłem pracę nad tym felietonem, posługując się przekładem Miłosza (który, podkreślam, jest znakomity) poczułem się tak, jak gdybym zaczął mówić do Państwa nie swoim, ale obcym głosem.

Psalm zaczyna się od wezwania:

Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu
wznośmy okrzyki ku chwale Opoki naszego zbawienia
Stańmy przed obliczem Jego z uwielbieniem
z weselem śpiewajmy Mu pieśni

Jest to wezwanie do świętowania, do uroczystego oddawania czci Bogu. I rzeczywiście, egzegeci przypuszczają, iż pieśń ta została ułożona jako wezwanie do obchodzenia Święta Namiotów. Było to święto obchodzone jesienią, z okazji zbioru plonów i winobrania. Związane było także z upamiętnieniem wędrówki Narodu Wybranego przez pustynię, kiedy to Izraelici mieszkali w namiotach. Stąd też niejako podwójny tytuł do wyrażania Bogu wdzięczności, jaki znajdujemy w wersach omawianego psalmu.

Najpierw jest to wezwanie do oddania czci Bogu -- Stworzycielowi. Modlitwa jest wyznaniem wiary, a jednocześnie jest świadectwem widzenia świata w świetle wiary:

Bo Pan jest Bogiem wielkim
wielkim Królem nad wszystkimi bogami.
W Jego ręku głębiny ziemi,
szczyty gór do niego należą
Jego własnością jest morze, które sam stworzył
i ziemia, którą ulepiły Jego ręce.

Cały świat jest w "ręku Boga". Jest to oczywiście wyrażenie symboliczne, wskazujące na antropomorficzny język wypowiedzi o Bogu, odwołujący się doświadczenia ludzkiego. Ale do jakiego doświadczenia może się odwołać człowiek, jeżeli chce wypowiedzieć się do Boga i o Bogu? Nie ma innego języka, jak język ludzki. Człowiek rozumie, co to znaczy "mieć w ręku" -- jak matka bierze dziecko na ręce, aby je uspokoić i pocieszyć. Jak rzemieślnik, który bierze glinę do ręki, aby ulepić z niej garnek na kole.

Ale jednocześnie psalmista wie, że Bóg jest inny od tego wszystkiego, co człowiek może pojąć. Człowiek nie ma w swoim ręku ani głębin ziemi, ani szczytów górskich. Na szczyty musi się mozolnie wspinać, a głębiny morskie przerażają go. Stąd ten pozornie naiwny język antropomorficzny, okazuje się w istocie językiem paradoksu i językowej niespodzianki.

Pan ma w swoim ręku wszystko, także i człowieka. Ten więc, który modli się słowami tego psalmu woła:

Albowiem On jest naszym Bogiem
a my ludem Jego pastwiska
i owcami w Jego ręku.

Pan jest pasterzem swoich owiec. Pasterz prowadzi, ale i napomina. Stajemy z uwielbieniem, aby posłyszeć słowa przestrogi -- obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego. Psalm jest szkołą modlitwy i dlatego pojawia się słowo "dzisiaj". Czytając jako modlitwę słowa Psalmu nie rozpamiętujemy przeszłości, nie zajmujemy się jedynie tym, co było. Nie zanurzamy się w odmęcie pamięci, lecz w teraźniejszości -- obyście "dzisiaj usłyszeli Jego głos!"

Cóż ten głos mówi? Posłuchajmy:

Nie zatwardzajcie waszych serca jak w Meriba
jak na pustyni w dniu Massa
Gdzie Mnie kusili wasi ojcowi
doświadczali Mnie, choć widzieli Moje dzieła.

Głos przypomina wydarzenia z czasu Wyjścia, kiedy to szemrający tłum buntował się przeciw swemu powołaniu, kiedy wołał głośno o powrót do Egiptu, do pełnego talerza na stole, choć stał on w domu niewoli.

Wtedy "kusili" Boga, wystawiali Go na próbę -- znaczyło to tyle, że Izraelici prosili, aby Pan zaniechał próbowania ich wiary. Innymi słowy, próbowanie Boga oznacza odmowę ufności, czyli właśnie "zatwardzenie serca". Biblia grecka nazywa to wspaniale -- SKLEROKARDIA -- czyli dosłownie -- "skleroza serca". Innymi słowy przesłanie psalmu brzmi -- nie będziecie sklerotycznie nieufni Bogu, nie trzymajcie się kurczowo waszych lęków, przeciwnie: przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu!

Każdy dzień, który zaczynamy jest też dniem próby. Może być to próba przegrana, nie mamy gwarancji zwycięstwa. Ale ufamy.

Potęga Psalmów (3)

Człowiek biblijny nie jest człowiekiem, któremu obcy jest dramat świata. Świat pojmuje jako rozłamany, rozdarty na dwoje: czyż nie do bojowania podobny jest byt człowieka? (Hi 7,1). Trzeba to dobrze rozumieć. Świat nie jest rozdzielony, jak to pojmowali gnostycy, na dobry świat ducha i zły materii, na świat stworzony przez Dobrego Boga i Złego Demiurga. Cały świat jest dobry, bo wszystko co jest, wyszło z ręki Stworzyciela, ale nie oznacza to żadnej sielanki -- świat uwikłany jest w dramat grzechu, wyrosły ze źle użytej wolności. O genezie tej sytuacji trzeba będzie powiedzieć przy okazji omawiania pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, co nas czeka w naszych niedzielnych spotkaniach niebawem.

Psalmista przyjmuje świat taki, jaki jest i szuka w nim miejsca dla siebie i dla drogi, którą ma zdążać do Boga:

Szczęśliwy, kto nie chodzi za radą bezbożnych
i na drodze grzeszników nie postał
i w gromadzie naśmiewców nie siedzi.
Ale w Prawie Pańskim ma upodobanie
i naukę Pańską bada w dzień i w noc.
I będzie jak drzewo zasadzone u strumieni wód
które wydaje owoc, kiedy jego czas
i którego liść nie usycha
a cokolwiek zacznie, powiedzie się.
(Ps 1, 1-3)

Droga Sprawiedliwego jest prosta, obok niej czyhają liczne zasadzki. Nieprawy bowiem:

Czai się w ukryciu jak lew w swym legowisku,
czyha, aby porwać ubogiego
i oplątuje w swoje sidła.
Płaszczy się, czai, aż wpadną w jego moc ubodzy.
Mówi w swoim sercu: Zapomniał Bóg, odwrócił swoje oblicze,
już nie wejrzy nigdy.
(Ps 10, 9-11)

Nieprawy wie, że Bóg istnieje; nie jest filozoficznym ateistą, ale bezbożnikiem, istotą, która świadomie i dobrowolnie odmawia zawierzenia Bogu, kierowania się Jego prawem:

Nieprawy chlubę czerpie ze swej pożądliwości,
a wydzierca bluźni, przeklina Pana.
Nieprawy powiada w swojej pysze:
"Nie upomni się On, nie ma Boga" -- to cała myśl jego
.
(Ps 10, 3-4)

"Nie ma Boga" to znaczy -- "nie upomni się". Odmowa zaufania Bogu idzie w parze z przekonaniem, że Bóg nie interesuje się losem człowieka, że odszedł gdzieś daleko, że mieszka w niedostępnych wyżynach nieba, pozostawiając ziemię przewrotnym złoczyńcom.

Inna postać niewiary to przekonanie, że Bóg jest zazdrosny o człowieka i jego prawa; że człowiek powinien wybierać -- albo ja, albo Bóg. Jest to alternatywa szczególnie przewrotnie sformułowana, ale jej echo przetacza się przez pokolenia.

Przed Nieprawym stoi Sprawiedliwy, ten, który wybrał drogę życia. Idzie drogami Pana, a światłem na ścieżkach życia jest mu Tora, prawo Pańskie -- w Prawie Pańskim ma upodobanie i naukę Pańską bada w dzień i w nocy (Ps 1,2).

Mieć upodobanie w prawie Pańskim oznacza postawę wewnętrzną, a nie ma to nic wspólnego z zewnętrznym jedynie konformizmem.

Dlatego Psalmista woła: Wybadaj mnie, Panie, i wypróbuj, jak ogniem wypławiaj moje nerki i serce moje. Albowiem dobrotliwość Twoją mam przed sobą i w prawdzie Twojej chodzę (Ps 26, 2-3). Wezwanie do "wypławiania nerek i serca" trzeba rozumieć jako wezwanie do przenikania przez Boga najskrytszych tajników ludzkiego wnętrza, miejsca najtajniejszych myśli, miejsca, w którym rodzą się decyzje, zapalają najskrytsze żądze.

Kim jest sprawiedliwy? Znają go psalmy pod różnymi określeniami. Jest to ubogi, anaw. Nie znaczy to, że "ubogim" jest wyłącznie człowiek pozbawiony dóbr ziemskich. Jest to przede wszystkim człowiek, który wie, że nie może liczyć na siebie. Wie, że nieprawdą jest budowanie życia, zabezpieczanie go, osadzanie na bogactwie doczesnym. Ksiądz Sadzik we wstępie do Miłoszowego przekładu Psalmów słusznie zauważa, że bliblijne pojęcie "ubóstwa" jest bardzo bliskie pustyni. Tam człowiek jest wędrowcą, nie może przecież zapuścić korzeni w ruchomych piaskach. Iść przez pustynię -- to obraz życia człowieka. Ale przez pustynię idzie się prowadzonym przez Boga, który nigdy nie zapomina człowieka i prowadzi go do wyznaczonego celu, do swojego Miasta. Ale trudna jest ta droga -- Sprawiedliwy nie tylko cierpi ucisk od niegodziwca, ale także cierpi utrudzenie, płynące z drogi: Boże, tyś Bóg mój, szukam Ciebie, pragnie Ciebie dusza moja, tęskni do Ciebie moje ciało na ziemi suchej i znużonej, nie mającej wody (Ps 63,2).

Sprawiedliwy jest więc ubogim, ale także wędrowcem.

Woła do Pana, jest żarliwym człowiekiem modlitwy. Wie, że dramat w którym uczestniczy, nie jest tylko dramatem "zewnętrznym", nie rozgrywa się w przestrzeni odległej od jego serca. Wchodzi w samo centrum jego życia, pochłania go: Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, Panie usłysz głos mój! Niech będą uszy Twoje otwarte na głos błagania mojego" (Ps 130, 1-2).

Głęboka wiara czyni z psalmisty przyjaciela Pana, dlatego upoważnia go -- ośmielę się tak powiedzieć -- do wymówek, skierowanych do Boga: Ocknij się, czemu śpisz, Panie? Zbudź się, nie odrzucaj na zawsze! Czemu Twoje oblicze zakrywasz, niepomny na naszą nędzę i ucisk nasz? (Ps 44,24-5).

Jedno jest pewne, psalmy uczą nas tego, co znaczy być przyjacielem Boga. Nie ma innej drogi, jak wejść w świat psalmów, aby znaleźć drogę do Pana.

Potęga psalmów (4)

Co roku w Niedzielę Palmową w kościołach czytana jest Męka Pana Naszego według św. Mateusza. Pamiętamy z niej zapewne ów szczególnie dramatyczny moment, oddający grozą zachodzących wydarzeń:

Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał głosem donośnym: Eli, Eli lama sabachthani. To znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mt 27,46). Z tekstu Ewangelii wynika, iż wołanie to spowodowało pewną konsternację wśród stojących pod krzyżem, nie bardzo bowiem zrozumiano te słowa wypowiedziane w języku hebrajskim (w powszechnym użyciu był już wtedy aramejski), niektórzy nawet przypuszczali, że woła Eliasza. Jezus jednak modlił się słowami psalmu 22 zaczynającego się właśnie od tych słów, które padły z krzyża -- Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił. * Daleko odszedłeś od ratowania mnie * od słów jęku mego. "Eli" to w języku hebrajskim tyle, co "Boże Mój", co błędnie wzięto za przywoływanie Eliasza.

Jest to dla mnie jedno z najbardziej dramatycznych miejsc całego Pisma Świętego, najbardziej jednoznaczne wykazanie prawdziwego zjednoczenia Boga u człowiekiem w Chrystusie. Karl Gustaw Jung, wielki psycholog szwajcarski, napisał kontrowersyjną rozprawę zatytułowaną Pytania do Hioba, ale nie o niej w tej chwili chcę mówić. Jung rzuca tam, jakby mimochodem, niezwykle cenną uwagę -- na pytania Hioba nie było odpowiedzi ani w Księdze Hioba ani w ogóle w Starym Testamencie. Odpowiedź zostaje dana w Nowym, w sposób przez człowieka jak najmniej oczekiwany -- w ten oto sposób, że sam Bóg staje się Hiobem.

O czym mówi sam psalm, oznaczony w kolejności porządku tej księgi numerem 22? Jest to lamentacja, specjalny "rodzaj literacki", czyli sposób wypowiadania przez autora swoich przeżyć, przemyśleń i doświadczeń. "Ja lirycznym" czy też może lepiej trzeba by powiedzieć -- "ja tragicznym" -- jest człowiek udręczony ponad miarę swoich możliwości:

A ja jestem robak, a nie człowiek
pośmiewisko rodzaju ludzkiego i wzgarda ludu
.

Tych kilka słów oddaje najtrafniej sens doświadczenia cierpienia, jakie staje się udziałem nieszczęśliwego -- głębokie osamotnienie i radość, jaką jego cierpienie sprawia bliźnim. Osamotnienie -- ludzie się boją cierpiących, bowiem boją się cierpienia. W spotkaniu z nieszczęściem pierwszym odruchem jest ucieczka, oddalenie od niepokojącego widoku, niewygodnego towarzystwa. Pojawia się też szyderstwo-- szyderca, to człowiek, któremu radość sprawia nieszczęście bliźniego. Już nie odruch bezradnej ucieczki, raczej atak śmiechu i przewrotnej radości. Szczególnie łatwo przedmiotem tego szyderstwa staje się człowiek bezbronnie rozpięty na krzyżu, jeżeli przedtem z całą mocą zaufał Bogu:

Naśmiewają się ze mnie wszyscy, którzy mnie widzą
krzywią usta i kiwają głową:
"Zaufał Panu, niech go wyzwoli
niech go ocali, skoro w tym człowieku upodobał sobie".

Cóż powinien odpowiedzieć bezbronnie i niewinnie cierpiący Hiob? Odwołać się do swojej ufności?

Tyś jest ten, który mnie wywiódł z łona
ty złożyłeś mnie bezpiecznie u piersi matki mojej
Na Tobie polegałem od urodzenia
od łona matki mojej moim Bogiem jesteś
Nie oddalaj się ode mnie, bo nieszczęście blisko
i nikogo, kto by dopomógł

Narastają w rytmie modlitwy obrazy grozy:

otoczyło mnie stado byków
potężne byki z Baszan obległy mnie
.

Baszan to żyzna, obfita w bogate łąki kraina na wschód od Jordanu, na których wypasano bydło. Były tam i wspaniałe, groźne byki, których widok stał się dla mieszkańców górskiej i ubogiej Judei wcieleniem grozy, obrazem najlepiej się nadającym do opisania stanu skrajnego przerażenia:

rozwarły na mnie swoje paszcze
jak lew drapieżny i ryczący
.

Zewnętrzne niebezpieczeństwo dosięga człowieka, jego wewnętrznej integralności:

Wszystkie kości moje mogę policzyć
a oni patrzą i cieszą się tym, co widzą.
Dzielą między siebie szaty moje
i o suknię moją los miotają.

Nic dziwnego, że czytający ten psalm chrześcijanie widzieli bardzo dokładnie Twarz Tego, czyje kości zostały policzone, o którego szatę rzucono los. Pamiętają przecież tekst Ewangelii według św. Jana, który przekazuje wiadomość, iż żołnierze, rzymskim zwyczajem dzieląc się majątkiem skazańców wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: "Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć". Tak miały się wypełnić słowa Pisma: "Podzielili między siebie szaty, a los rzucili o moją suknię. (Jn 19,24)

Pieśń przerażenia i grozy, lament, przechodzi w pieśń nadziei:

Którzy boicie się Pana, pieśnią sławcie Go
wychwalaj Go cały rodzie Jakuba (...)

Albowiem nie pogardził i nie brzydził się nędzą biedaka
i nie ukrył oblicza swego przed nim, a kiedy do Niego zawołał, On usłyszał

Usłyszał, jednak usłyszał. Nie jest Bogiem dalekim, mieszkającym na wysokościach, jest Bogiem bliskim, Bogiem z nami. Do niego woła psalmista -- Hiob i każdy z nas.

Psalm Zmartwychwstania

Ten psalm przewija się w liturgii Wielkiej Niedzieli - wyjątkowej w całym roku:

Oto dzień który sprawił Pan,
radujmy się zeń i weselmy
.
(Ps 118, 24)

Co jest treścią tej radości, jaka jest jej przyczyna?

Kamień, który odrzucili budowniczowie,
ten stał się kamieniem węgielnym

(w.22)

Dla chrześcijan od samego początku słowa te odnosiły się w sposób wyraźny do Chrystusa -- to On został odrzucony, stąd tragedia Wielkiego Piątku, ale -- nie dlatego, ale pomimo tego -- stał się kamieniem węgielnym. Nie cieszymy się z tego, iż kamień węgielny został odrzucony, lecz z tego, że stał się dla nas, dla wszystkich, kamieniem węgielnym, na którym można budować swoje życie.

Ten sens psalmu ujawnił się wraz z ze zmartwychwstaniem Chrystusa, wcześniej psalm ten przez wieki był -- i pozostaje -- modlitwą Izraela, naszego starszego brata we wierze. Kiedy powstał?

Ważne są oczywiście okoliczności historyczne, ale jeszcze ważniejsze są okoliczności duchowe. Odczytać je można z samego tekstu:

W ucisku wzywałem Pana,
i wysłuchał mnie Pan,
i na przestwór wywiódł mnie

Pan jest ze mną,
nie ulęknę się,
cóż mi zrobi człowiek ?
(...)

Lepiej ostoję mieć w Panu,
niż ufność pokładać w człowieku.

Lepiej ostoję mieć w Panu,
niż ufność pokładać w możnych

Wszystkie narody mnie otoczyły,
w imię Pańskie starłem je (...)

Pan jest siła moja i pieśń moja, i stał się dla mnie zbawieniem

Psalm ma charakter świąteczny, wspomina o procesji dziękczynnej, kierującej się do Świątyni dla uczczenia zwycięstwa. Nie bardzo wiemy, jakie to zwycięstwo, ale to już jest prawo poetyckiej modlitwy, że nie musi być jednoznaczna i dosłowna, raczej posługuje się językiem religijno-lirycznego uogólnienia.

Komentatorzy są skłonni sądzić, że ten psalm nie jest dziełem Dawida, lecz powstał w okresie późniejszym, już po powrocie Izraelitów z Wygnania, po odbudowie świątyni, kiedy na nowo rozkwitła służba Boża na Górze Syjon i spełniły się nadzieje i oczekiwania narodu. Mógł więc ten psalm powstać albo w okolicach roku 516, kiedy na nowo poświęcono świątynię i rozpoczęto w niej składanie ofiar. Inni natomiast sądzą, iż powstanie psalmu należy wiązać z rokiem 444, kiedy to wbrew naciskowi nieprzyjaznych sąsiadów otoczono Jerozolimę murami obronnymi. Prawdopodobny jest związek omawianego psalmu ze świętem Namiotów, na nowo zaprowadzonym przez odnowiciela życia religijnego w Izraelu po okresie Wygnania, czyli przez Nehemiasza.

Ciekawe jest pierwsze wezwanie:

Dzięki czyńcie Panu bo jest dobry,
bo na wieki łaska Jego.

Pismo wielokrotnie tymi słowami określa Pana jako dobrego (tob) i pełnego łaski, miłosiernego (hezed). Słowa te właściwie są synonimami -- wyrażają wdzięczność Bogu za to, iż nie pozostawił grzesznych ludzi, grzesznych Izraelitów w karze niewoli, ale wyprowadził ich z ucisku na szeroką przestrzeń wolności. Tak więc łaska Pańska okazała się na wieki.

Motyw wyrażonej w psalmie wdzięczności jest więc zbiorowy -- śpiewający wyraża ją w imieniu całego narodu, dobroć i łaska dotknęła wszystkie dzieci Izraela. Ale psalmista śpiewa pieśń wdzięczności także w swoim imieniu. Przypomnę to, co już powiedziałem kiedyś przy okazji omawiania anonimowości czy też autorstwa psalmów -- największe dzieła literackie świata, a wszyscy uznają psalmy za jeden z najpotężniejszych pomników literatury światowej -- owe giganty są większe od swojego autora i dlatego każdy może się w nich zmieścić. Wyrażają więcej niż może pomieścić dusza jednego człowieka, dlatego tak wiele potrafią wyrazić z tego, co każdy osobiście przeżywa.

Prawica Pańska wywyższona,
prawica Pańska okazała moc

Nie umrę, ale będę żył
i opowiadał czyny Pańskie

Nic więc dziwnego, że chrześcijanie, starając się wyrazić radość Zmartwychwstania, odnajdywali w słowach tego psalmu właściwe środki wyrazu. Prawica Pańska moc okazała w tym właśnie, że nie pozostawił On swojego umęczonego Sługi w ciemnościach śmierci, ale Go wskrzesił i uwielbił. Próba, jaką przeszedł Izrael, był próbą doczesnego ucisku, natomiast próba Jezusa była fundamentalna -- była próbą życia i śmierci.

Oto dzień, który sprawił Pan,
radujmy się zeń i weselmy.

Absalomie, Absalomie (1)

Powrócimy teraz -- po długiej wyprawie do świata Dawidowych Psalmów -- do samego Dawida. Opowiem o jego ostatnich latach, naznaczonych bardzo trudnymi doświadczeniami, związanymi ze sporami we własnej rodzinie, gdzie namiętności i pragnienie władzy rozbijały jedność i harmonię życia.

Zaczęło się od kazirodztwa. Jeden z synów Dawida, Amnon, zapałał namiętną miłością do swej przyrodniej siostry imieniem Tamar. Podstępem sprowadził ją do siebie i -- jak się powiadało w dawnej polszczyźnie -- posiadł ją, odbierając jej cześć dziewiczą, której strzegła jak wszystkie dziewczęta izraelskie. Gdy tylko Amnon dopełnił swego, jego namiętna miłość zamieniła się w pogardę i nienawiść taką, że wprost wyrzucił nieszczęsną. Ta schroniła się w domu swego rodzonego brata Absaloma, gdzie wiodła życie samotne.

Absalom zaprzysiągł zemstę, czekał tylko na sposobną chwilę. Po dwu latach owa sposobna chwila nadeszła. Odbywało się właśnie święto strzyżenia owiec, które zawsze dawało okazję do hucznej zabawy.

Absalom doglądał widać swoich stad w Baal-Chacor w pobliżu Efraima i stamtąd wystosował zaproszenie do króla-ojca i do swoich tak rodzonych jak i przyrodnich braci, aby przybyli na zabawę. Król odmówił, widać niczego nie podejrzewając, zaś inni stawili się tłumnie. Absalom nakazał sługom, aby w najgorętszym momencie zabawy, gdy Amnon podochoci sobie winem (13,28) napadli go i zamordowali. Słudzy Absaloma postąpili z Amnonem tak, jak im Absalom rozkazał (13,29). Inni synowie królewscy w popłochu siedli na swoje muły i uciekli.

Gdy wieść o owej nieszczęsnej zbrodni dotarła do Dawida, rozdarł on swoje szaty i zapłakał głośno, bowiem Amnon był mu szczególnie drogi jako syn pierworodny. Absalom uciekł pod opiekę swego dziadka ze strony matki Tamaja, króla Geszur (2 Sm 3,3). Dawid zaś trwał w żałobie. Biblia i Szekspir, księgi najlepiej znające tajniki ludzkich namiętności wiedzą, że czas panowania starzejących się królów jest czasem spisków mających przygotować następcę. Wierny Dawidowi, ale sprytny i okrutny Joab, wódz wojsk królewskich, przewidywał, że mimo wszelkich nieporozumień i gwałtów to jednak Absalom zostanie królem po śmierci Dawida. Postanowił więc pomóc losowi, sprowadził z Tekoa (miejscowość bliska Betlejem) niewiastę przemyślną, którą postawił przed królem, a która w alegorycznym wywodzie przekonała króla o konieczności amnestii dla bratobójcy. Dawid zorientował się w podstępie Joaba, widać jednak miał słabość do starego sługi, rozkazał więc, aby wezwano Absaloma, zakazał mu jednak pojawienia się na dworze królewskim.

Tliło się już jednak zarzewie buntu. Absalom był atrakcyjnym i porywczym młodzieńcem, Księga Samuela zapewnia, iż nie było piękniejszego nad niego człowieka w całym Izraelu. Szczególną jego ozdobą były włosy, które strzygł obyczajem starożytnych raz na rok, bo mu ciążyły, jak pisze Księga Samuela, ważyły bowiem -- zadziwiająca skrupulatność autorów biblijnych -- 200 sykli, czyli około 3 kilogramów. Komentatorzy w tym miejscu już nie wytrzymali i dodali (cytuję za Biblią poznańską), że wydaje się to wyraźną przesadą, wschodnią hiperbolą.

Absalom czekał, minęły dwa lata a król nie wzywał go przed swoje oblicze. Nieznośna i niebezpieczna dla całego królestwa jest sytuacja niechcianego delfina. Dawid, widać już stary i sterany życiem, nie umiał jakoś podjąć decyzji, czy przywrócić Absaloma do łask, czy też zdecydowanie go usunąć. Joab, choć przychylny Absalomowi, nie chciał jednak prowadzić już zupełnie wyraźnie swojej polityki, też nie spieszył Absalomowi z pomocą. Ten nawet wzywał raz i drugi starego wodza, aby przybył do jego siedziby, jednak ani w pierwszym, ani w drugim wypadku do spotkania nie doszło. Powiedziałem, że Absalom był młodzieńcem krewkim, więc znalazł sposób na wyprowadzenie Joaba ze stanu rezerwy i dystansu. Po prostu stwierdził, że pola jego sąsiadują z polami Joaba i kazał spalić rosnący na nim jęczmień. Dobrze się zapowiadały rządy Absaloma! Joab przybył z pretensją, ale dla Absaloma było to tylko okazję zażądania pośrednictwa wobec króla. Zażądał rozstrzygnięcia całej sprawy -- albo król przyjmie go do pełni swych łask, albo wyda na niego wyrok i go zabije. Joab zorientował się, że nie są to tylko czcze pogróżki, stwierdził, że Dawid niepotrzebnie w tak poniżający sposób traktuje potencjalnego następcę tronu, więc ponownie stanął przed królem w misji pojednawczej. Dawid zgodził się na widzenie i po odebraniu od Absaloma hołdu, podniósł go i ucałował.

Ale Joab się przeliczył, dopuszczenie do łask tylko rozzuchwaliło Absaloma. Sprawił sobie wóz z końmi, a pięćdziesięciu ludzi biegło przed nim. Było to dowodem, że chce być zauważony, że zamierza przystąpić już zupełnie jawnie do walki o władzę.

Rano stawał u bramy miasta, wychodząc naprzeciw petentom, zamierzającym zwrócić się ze swymi sprawami do króla Dawida, który pełnił zarówno władzę wojskową, jak i sądową. Absalom rozmawiał najpierw z tymi ludźmi, którym tłumaczył, że ich sprawa jest z całą pewnością słuszna i że on załatwiłby ją po ich myśli, ale niestety król jest otoczony ludźmi niesprawiedliwymi, którzy nie dopuszczają do sprawiedliwych wyroków.

Powoli serca wszystkich Izraelitów, a w każdym razie sporej ich części przychylały się do młodego królewicza i następcy tronu. Postanowił więc on działać: udaje się do Hebronu i wydaje rozkaz: Jeżeli usłyszycie głos rogu wiedzcie, że Absalom został królem w Hebronie. Było to wypowiedzenie wojny królowi ojcu.

Absalomie, Absalomie (2)

Opowiadamy dalej tragiczne dzieje buntu, podniesionego przez Absaloma przeciw jego ojcu, Dawidowi. Pamiętamy, że uciekł on z Jerozolimy do Hebronu, dawnej stolicy Judei, aby tam prowadzić dalej dzieło buntu. Do obozu nieposłusznego syna dołączyli się także niektórzy ludzie Dawida, jak jego doradca Achitofel. W pewnym momencie w Jerozolimie zorientowano się, że sytuacja staje się groźna: doniesiono wiadomość Dawidowi: serca wszystkich Izraelitów przystały do Absaloma (15,13). "Izraelici" ta nazwa w tym wypadku oznacza plemiona zamieszkujące północne rejony kraju, w przeciwieństwie do "Judejczyków", mieszkańców okolic Jerozolimy, którzy pozostali wierni Dawidowi. Mamy więc tutaj zaczątek przyszłego rozłamu, w wyniku którego plemiona północne odłączyły się od Jerozolimy.

Na wieść o jawnym już buncie Absaloma, Dawid decyduje się uciekać ze stolicy. Nie bardzo wiadomo dlaczego-- nie był jeszcze przecież zagrożony bezpośrednio, co więcej -- oddanie stolicy bez walki było przyznaniem się do klęski, było wręcz uprzedzeniem klęski. Opis tej ucieczki jest dość dziwny, przypomina bardziej defiladę organizowaną przez zwycięskie wojska, niż paniczną ucieczkę starego króla przez walecznymi wojskami samozwańczego pretendenta do tronu. Mamy więc i składanie ofiar przed Arką Przymierza przez kapłanów, mamy patetyczne pożegnania wygłaszane przez Ittaja. Dawid odsyła Arkę do Jerozolimy, nie zabiera jej ze sobą na pustynię. Sam przechodzi przez potok Cedron (15,23), płynący pomiędzy Jerozolimą a Górą Oliwną oraz wstępuje boso i ze łzami na samą Górę.

Strategia Dawida była przemyślna -- pozostawia w Jerozolimie swego zaufanego Chuszaja z poleceniem, aby wkradł się w łaski Absaloma i doradzając mu błędnie doprowadził go do klęski.

Absalom tymczasem zajmuje Jerozolimę, właśnie "zajmuje" a nie "zdobywa", bowiem nikt jej nie bronił, obyło się więc bez ofiar. Za radą Achitofela dokonuje jednak Absalom czynu symbolicznego -- wchodzi do haremu swego ojca: Wzniesiono więc dla Absalona namiot na dachu i Absalom wszedł do nałożnic swego ojca na oczach całego Izraela (16,22). Czynność taka była ukoronowaniem podboju kraju -- zwycięski władca niejako prawnie obejmował władzę wraz z momentem wkroczenia do haremu swego przeciwnika, i tej pory stawał się panem nie tylko jego haremu, ale i całego kraju.

Jaką teraz ma zastosować Absalom taktykę, jak prowadzić dalszą wojnę? Logicznie biorąc były dwie możliwości -- szybki atak na niewielkie jeszcze siły wojsk wiernych Dawidowi, albo też poczekanie na zgromadzenie się wokół Absaloma liczniejszych wojsk izraelskich, które zapewnią druzgocące zwycięstwo. Takie też plany przedstawili Absalomowi jego doradcy -- Achitofel radził natychmiastowy atak, zaś chytry Chuszaj, jak pamiętamy podstawiony sprytnie przez Dawida, radził taktykę zbierania posiłków, nie zaś natychmiastowego ataku. Oczywiście taktyka opóźniania była na rękę Dawidowi, który chciał zyskać na czasie, gdyż wokół niego zaczęły się już gromadzić wierne mu drużyny.

Rada Chuszaja wydała się Absalomowi bardziej roztropna i do niej się zastosował. Gdy natomiast wysłani wywiadowcy donieśli, że Dawidowi udało się uciec poza Jordan i tam gromadzić wojska, stary Achitofel już wiedział, że sprawa jest przegrana. Miotany ambicją, lękiem a jednocześnie świadomością zdrady swego prawowitego pana jak i świadomością nieuniknionej klęski oddalił się z obozu Absaloma, wrócił do swej rodzinne miejscowości, rozporządził swoim majątkiem i powiesił się. Ojcowie Kościoła widzieli w nim obraz typiczny Judasza -- który także sam ukarał swoją zdradę wieszając się.

Absalom, zgromadziwszy liczne wojska udaje się w pościg za ojcem. Przekraczają Jordan. Dawid także był już gotowy. Jego drużyna, mniej liczna niż wojsko zdradzieckiego syna, bardziej jednak było zaprawiona w bojach, jakie od lat prowadzili. Dawid podzielił i zorganizował swą armię na nowo, a ruszającym w bój przykazywał, aby oszczędzali mu jego syna Absaloma.

Do bitwy doszło w Lesie Efraima, miejscu, którego nie umiemy obecnie zlokalizować, natomiast znamy jego warunki terenowe -- był to teren lesisty i trudno dostępny. Tu o zwycięstwie decydowała nie tyle ilość wojowników, co ich znajomość sztuki wojennej, zaprawienie w boju. I dlatego, mimo przewagi, Izraelczycy przegrali z wiernymi królowi Dawidowi Judejczykami. Wojsko Absaloma zostało rozproszone. On sam uciekał na mule, ścigany przez ludzi Dawida: kiedy muł przebiegał pod dębem wielkim i rozgałęzionym, głowa Absaloma zaplątała się w gałęziach, tak, że zawisł pomiędzy niebem i ziemią, bo muł, który go niósł pomknął dalej (18,8-9).

Zauważono Absaloma i doniesiono o tym Joabowi. Tutaj w całej mocy ujawnia się okrucieństwo starego wodza. Słyszał, bo słyszeli to wszyscy, prośbę Dawida, aby ocalono Absaloma, jego syna. Ale jednocześnie wie, że ocalony Absalom to kolejne bunty i niepokoje. Co ważniejsze -- dobre i czułe serce ojca, pragnącego za wszelką cenę ocalić marnotrawnego, ale przecież syna, czy też okrutna wiedza stratega, myślącego kategoriami dobra państwa? Wybór Joaba łatwo przewidzieć -- podjeżdża do wiszącego Absalona i przeszywa trzema włóczniami jego serce. Ponieważ żył jeszcze, więc podbiegła cała gromada i dobiła go. Wtedy zdjęto wiszące ciało, wrzucono do rozpadliny i zasypano kamieniami.

Przepiękna jest opowieść o zawiadomieniu Dawida o zwycięstwie i jednoczesnej klęsce -- wszak w walce padł przecież syn królewski. Na wieść o śmierci Absalona król zadrżał, wszedł do górnej komnaty i zapłakał. Idąc zaś wołał: synu mój Absalomie, synu mój, synu mój Absalomie! Obym ja był umarł zamiast ciebie, Absalomie, synu mój!

(..) Chyłkiem przemykał się lud tego dnia wchodząc do miasta, tak jak przemykają się ludzie okryci hańbą, którzy uciekli z bitwy. (2 Sm 19,1; 4)

A król rozpaczał. Poszedł do niego Joab z reprymendą: Nie wolno -- powiadał -- postępować równie dziecinnie, jak ty to czynisz królu, trzeba się wziąć w garść, siąść przed bramą i sprawować rządy.

Życie musi toczyć się dalej, a państwo funkcjonować. Wstał więc król i zasiadł w bramie (19,9). Trudno być królem.

Dawid -- ostatnie lata...

Opowiedzieliśmy już obydwie Księgi Samuela, otwieramy więc kolejną, noszącą tytuł Księgi Królewskiej. W malowniczy sposób opisuje ona stare lata Dawida. Siedemdziesięcioletni król ustawicznie marzł. Okrywano go najrozmaitszymi szatami, ale on trząsł się nieustannie.

Zastosowano więc wypróbowaną w takich sytuacjach metodę. Słudzy powiedzieli: trzeba, aby poszukano dla króla pana młodą dziewczynę, dziewicę, aby służyła królowi i aby go pielęgnowała. Będzie się kłaść na twoim łonie i będzie ciepło królowi panu. (1 Krl 1,2). Znaleziono piękną dziewczynę, Abiszag Szunamitkę i wprowadzono ją do króla. Ten jednak jej "nie poznał" - wschodni eufemizm na oznaczenie, iż nie był już zdolny do tego, aby być z nią jak z kobietą, choć przecież stała się jego legalną konkubiną. Autor biblijny ostrożnie i delikatnie zwraca uwagę na starczą impotencję króla, co ma znaczenie polityczne -- bowiem wedle starożytnych wyobrażeń, król tak długo był zdolny do sprawowania władzy, jak długo mógł obcować ze swoimi kobietami.

Nic więc dziwnego, że zaczynają się dworskie intrygi. Mamy już za sobą otwartą wojnę o tron, rozpoczętą przez Absaloma. Teraz pretendentem został kolejny syn Dawida, rodzony brat Absaloma Adonija. Nabył sobie rydwan i jeźdźców, którzy biegli przed nim.

Mówił także: ja zostanę królem (1 Krl 1,5). To ostentacyjne działanie, zmierzające do zyskania sympatii ludu, poparł Adonija zakulisową dyplomacją. Przede wszystkim zdobył poparcie bardzo wpływowego Joaba oraz kapłana Abijatara.

Tutaj rozpoczyna się interwencja Natana - pamiętamy już to imię. Ten człowiek, zwykle pozostający chyba w ukryciu, pojawia się w dziejach Dawida w kilku kluczowych momentach: gdy Dawid postanowił wybudować świątynię - aby napominać wtedy Dawida, że nie on będzie tę świątynię wznosił, bowiem to Bóg jest jedynym prawdziwym budowniczym miejsca świętego; następnie gdy Dawid zamordował Uriasza aby pozyskać dla siebie jego żonę Batszebę; pojawił się wreszcie, gdy nastał czas decyzji o sukcesji.

Prorok, mąż Boży, miał jednak pewne wyczucie polityczne, bowiem zaczął swoją misję od udania się do umiłowanej żony Dawida, do Batszeby, aby przypomnieć jej, że to jej synowi, Salomonowi, Dawid obiecał tron. Sprawa nie była jasno uregulowana -- obydwaj poprzedni królowie, tak Saul jak i Dawid byli powołani przez lud i prorockie namaszczenie. Natan skłonił teraz Batszebę, aby udała się do Dawida i przypomniała mu jego zobowiązanie. W starzejącym się Dawidzie jakby obudziło się życie. Kazał kapłanowi Cadokowi oraz prorokowi Natanowi zaprowadzić Salomona do źródła Giszon (w dolinie Cedronu, blisko Jerozolimy) i tam namaścić go na króla. Gdy tak się stało i namaszczono Salomona na króla, zaczęto dąć w rogi, wołając: Niech żyje król Salomon (1,29). I szedł cały lud za nim. Ludzie grali na fletach i bardzo się radowali, [aż] ziemia drżała od ich okrzyków (1,40).

Przerażony Adonijja, spodziewając się zemsty przyrodniego brata, pobiegł do ołtarza całopalenia, który znajdował się pod Namiotem z Arką. Ołtarz ten był uważany za szczególną świętość, stąd ktokolwiek dotykał się go, odwoływał się do prawa azylu, które posiadały sanktuaria. Salomon uszanował to, nie mszcząc się na przeciwniku, jednak postawił mu warunek całkowitej lojalności.

Umierający Dawid zostawił synowi i swojemu następcy Salomonowi taki nakaz: Wypełniaj przykazania Jahwe, Twojego Boga, krocząc Jego drogami, przestrzegając Jego przepisów i Jego nakazów, Jego zasad i Jego upomnień, jak jest napisane w Prawie Mojżeszowym, abyś szczęśliwie przeprowadził wszystkie swoje dzieła i wszystkie swe zamierzenia (2,4).

I spoczął Dawid między swymi przodkami i pochowano go w Mieście Dawidowym.

Ale protagoniści walki o tron nie pogodzili się z klęską. Póki żył stary król, wszystko było zgodne z jego decyzjami, ale wydaje się że po śmierci walka rozgorzała na nowo. Adonijja przyszedł do Batszeby, która teraz pełniła bardzo ważną funkcję w państwie, była bowiem Królową-Matką i prosił ją o wstawiennictwo w sprawie sercowej: otóż zapragnął mieć za żonę ową piękną Abiszag, która umilała ostatnie lata Dawida.

Batszeba poszła do syna, ale Salomon w lot pochwycił nić intrygi. Chęć małżeństwa z konkubiną ojca nie była sprawą osobistą i sentymentalną, ale stanowiła żądanie polityczne. Wedle starożytnych obyczajów wschodnich, kto ma kobiety zmarłego króla, ten ma władzę. Adonijja w ten sposób chciał uzasadnić swoje dążenie do tronu. Salomon tym razem jest bezwzględny. Dokonuje ostrej "czystki" w całym aparacie państwowym, nasyłając zabójcę na brata, składając z urzędu przychylnego Adonijowi kapłana Ebjatara. Podobny los spotkał okrutnego, ale wiernego Dawidowi wodza Joaba, który również został zamordowany. Biblia przekazuje okrutną prawdę o człowieku, ale nie jest to jej ostatnie słowo...

o. Jan Andrzej Kłoczowski OP

 

NASTĘPNY ODCINEK:
Salomon

 

 

 

na początek strony
© 1996–2001 Mateusz