Rozważania na wakacje

 
KS. TOMASZ STROYNOWSKI

„Za kogo Mnie uważasz?”

 

Niedziela, 29 sierpnia

 

Dziś nasze ostatnie wakacyjne rozważanie nad Ewangelią. A temat nasuwa się sam: KRZYŻ. Jezus mówi nam o Krzyżu. Prawdę powiedziawszy jest to albo jedyny temat niektórych kaznodziejów albo skrzętnie przemilczywany, bo trudny.

Czy jesteś gotowy na Krzyż? Może od razu budzi się w Tobie sprzeciw — dlaczego zaraz Krzyż? Po co Krzyż? Czy nie można by tak bez Krzyża? Co to właściwie znaczy „weź” Krzyż? O co tak naprawdę chodzi dziś Jezusowi? Czy nie dziwi nas ta gwałtowna reakcja na słowa Piotra, który bądź co bądź, wyrażał jedynie swoje zatroskanie o Mistrza? Co dla nas dziś znaczą słowa Jezusa o dźwiganiu Krzyża? Dlaczego mamy nosić Krzyż? Oto pytania, na które chcemy dziś znaleźć odpowiedź.

Krzyż od początku był problemem. Jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii już w chwili ujawnienia krzyża rozlega się „nie!” — i to ze strony, z której zdawałoby się nie powinno się ono rozlec. Potem, gdy doszło do wydarzeń Wielkiego Czwartku i Piątku również Krzyż został odrzucony i niezrozumiany. I tak było przez wieki.

Filozofowie się śmiali, Żydzi gorszyli, niektórzy chrześcijanie zaprzeczali Jego realności. Dokeci, np. odrzucali prawdziwość cierpień Jezusa na Krzyżu i tłumaczyli, że Chrystus miał pozorne ciało oraz że Jego cierpienia też były pozorne. Wszyscy jednak zgodnie odrzucali Krzyż. Tymczasem św. Paweł wołał: Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego (1Koryntian 2,2). Nie ma prawdziwego chrześcijaństwa bez Krzyża i bez cierpienia. To co teraz mówię być może nie jest łatwe, ale jest prawdą. Ta prawda może w nas wzbudzać sprzeciw, tak jak obudziła w Piotrze, ale nie wolno nam o niej milczeć.

Spotykamy się czasem z fałszywymi wizjami chrześcijaństwa. Są to wizje przyjemne i dlatego chętnie dajemy im posłuch. Przedstawiają one chrześcijaństwo jako życie wielką miłością do Chrystusa, kładą nacisk na życie zgodne z Ewangelią, modlitwę, doznania religijne i zapewniają o opiece Bożej pojmowanej jako zabezpieczenie życiowe. Tylko jednej rzeczy nie nam w tych wizjach: cierpienia dla Chrystusa, nie ma Krzyża. I właśnie dlatego te wizje, choć czasem piękne, są nieprawdziwe. Są nieprawdziwe, ponieważ sam Chrystus uczy nas, że być Jego uczniem to znaczy wziąć Krzyż i naśladować Go.

Jeśli pytasz czy nie można by tak bez Krzyża — odpowiedź brzmi: NIE. Prawdziwa wizja chrześcijaństwa to życie, które jest składaniem ofiary z samego siebie. O tym mówi dziś do nas św. Paweł. Takie życie pociąga za sobą niezawinione cierpienie i dlatego musimy się z tym liczyć. Krzyż jest symbolem niewinnego, niezasłużonego cierpienia. My nie chcemy cierpieć. Nie chcemy, ponieważ cierpienie jest nieprzyjemne, sprawia nam ból i smutek. Wobec cierpienia czujemy się bezradni. Cierpiąc jesteśmy samotni. W cierpieniu czujemy się nie kochani. Zdecydowanie odrzucamy cierpienie, wzdragamy się przed nim i nic dziwnego.

Trzeba jednak wyjaśnić, że Chrystus nakazując nam brać swój Krzyż nie oczekuje od nas cierpiętnictwa, nie żąda, żebyśmy nieustannie szukali okazji do cierpienia. Taka wizja chrześcijaństwa nadaje się być może dla sado-masochistów, ale nie ma nic wspólnego z Chrystusem. Zauważmy, że Jezus wyraźnie nawiązuje dziś do Siebie. Owszem wzywa do dźwigania Krzyża, ale mamy go dźwigać tak jak On. A wiemy przecież, że życie Jezusa nie było tylko jednym, wielkim pasmem udręk, ale było normalnym, ludzkim życiem. Jezus nie każe nam szukać cierpienia, ale przyjmować je i znosić z miłością oraz poddaniem się Bogu. To właśnie znaczą słowa: „Weź swój Krzyż i naśladuj Mnie.” Jeżeli kochamy Boga i chcemy być Mu wierni musimy zaakceptować tę trudną prawdę, że spotka nas cierpienie. Jeśli myślimy, że wierność Bogu ustrzeże nas przed cierpieniem — żyjemy iluzjami. Jeżeli chcemy trwać przy Bogu musimy zgodzić się na to, że spotka nas niezawinione cierpienie.

Jest kilka źródeł cierpienia. Najpierw wypływa ono z faktu, że na świecie jest zło. Kochając Boga cierpimy, że wokół nas ludzie popełniają grzechy, nie słuchają Boga i lekceważą Go. Bardzo często wiemy, że to się dla nich źle skończy, lecz słowa naszych upomnień nie trafiają do ich serc i umysłów. A kiedy w końcu zrobią sobie krzywdę, nie chcą uznać, że przyczyną zła było ich grzeszne postępowanie. Powoduje to wielkie cierpienie ludzi oddanych Bogu. Pragną oni dobra dla innych i cierpią widząc, że tamci sami ściągają na siebie nieszczęście, szczególnie, że zazwyczaj chodzi tu o ich bliskich.

Po drugie cierpimy z powodu własnych grzechów. Kochając Boga nie chcemy grzeszyć, jednak często popełniamy te same przewinienia. Nasze upadki upokarzają nas, jesteśmy często bezradni wobec własnej słabości. Pragniemy przemiany, próbujemy czynić dobro, modlimy się o łaski i ciągle ( i to najczęściej w głupi sposób) znów wpadamy w te same grzechy. Stając w obliczu własnej grzeszności, czujemy wielką niewdzięczność wobec dobrego Boga, a nasze wnętrze ogarnia żar cierpienia.

Trzecim źródłem naszego cierpienia są bliźni. Ludzie gorliwi i szczerze wierzący są często prześladowani z powodu wiary począwszy od drobnych, kąśliwych uwag poprzez obelgi wyzwiska, szykany, rozliczanie za innych aż do poniżania, bicia i mordowania.

Także obowiązki naszego życia mogą się stać źródłem cierpienia. Dobra, uczciwa praca, solidne wykonywanie swoich obowiązków staranne wychowanie dzieci — ile w tym trudu, ile zawodów, ile nie raz niezawinionego cierpienia?

Wreszcie ostatnim źródłem cierpienia jest nasze ciało, które starzeje się i słabnie. Z wiekiem zapadamy na rozmaite choroby, często przecież z niewiadomych przyczyn.

Jak więc łatwo stwierdzić Krzyż jest dla nas przygotowany i jakkolwiek byśmy nie próbowali nie da się od niego uciec.

Cóż zatem czynić? Jezus chce nam po prostu powiedzieć, że nie można uciec przed cierpieniem, a skoro nie można uciec od Krzyża trzeba go wziąć na siebie. Wziąć, ale tak jak Jezus, czyli z miłością. W życiu nie można szukać tylko swojej przyjemności trzeba szukać dobra: swojego i innych. Człowiek zawsze będzie uciekał przed Krzyżem, ponieważ przeraża go cierpienie. Jezus objawia nam jednak ważną tajemnicę: my dźwigamy nasz Krzyż z Nim, a nie sami. Człowiek ucieka przed Krzyżem ponieważ o własnych siłach nie jest w stanie go unieść. Jeśli jednak przyjdzie do Chrystusa, to on Mu pomoże. Kiedy spada na nas cierpienie musimy zwrócić się do Pana i powiedzieć: „Panie, mój Krzyż jest udziałem w Twoim Krzyżu, a Twój Krzyż jest dźwiganiem mojego Krzyża. Proszę, pomóż mi nieść mój Krzyż tak, jak Ty niosłeś swój”. Jeśli tak modlimy się, to Pan pomaga nam zobaczyć sens naszego Krzyża, pomnaża moc duszy i czyni nas zdolnymi do rzeczy niemożliwych. Krzyż jest nam potrzebny, ćwiczy nas w pokorze, odziera ze złudzeń, pozwala zrozumieć wielkość miłości Jezusa, który dla nas cierpiał. Krzyż Jezusa jest jednym wielkim dowodem miłości Boga. Bóg w człowieczym ciele wdarł się w cierpienie istot cielesnych, które jako Bogu było Mu nie znane. Bóg wszedł w nie po to, aby być z każdym z nas w chwili cierpienia oraz by przestało ono być dla nas tylko źródłem zwątpienia i rozpaczy. Dlatego Jezus tak gwałtownie reaguje na słowa Piotra. W tej trosce pobrzmiewa pokusa szatana, by Jezus zdradził człowieka, porzucił zamiar zbawienia go w każdym calu ludzkiego losu, także w cierpieniu.

Nie wiem na ile to rozważanie pomoże wam zaakceptować Krzyż. Na koniec pragnę was tylko prosić, abyście, gdy on na was spadnie, nie próbowali go nieść samemu, ale ufnie zwrócili się do Jezusa. ON nie sprawi, że Krzyż zostanie wam zabrany, ale da wam siłę do jego dźwigania i światło serca do Jego zrozumienia.

Ks. Tomasz Stroynowski

 

Teksty czytań znajdziesz na stronie Czytania na każdy dzień.

 

 

 

 

na początek strony
© 1996-1999 Mateusz