Duchowość
o. Wojciech Jędrzejewski OP

Wiara, Nadzieja i Miłość w życiu duchowym

 

 

Trzy konferencje o wierze, nadziei i miłości będą próbą zebrania najważniejszych postaci każdej z tych cnót. Próbą przyjrzenia się najbardziej znaczącym sposobom ich wyrazu. Te różne formy życia cnót teologicznych wyodrębniłem sięgając po doświadczenia zaczerpnięte z teologii duchowości: oświecenie, oczyszczenie i zjednoczenie. Spróbuję więc przedstawić postacie wiary zinterpretowanej jako oświecenie, nadziei jako oczyszczenie, miłości jako zjednoczenie.

 

WIARA
NADZIEJA
MIŁOŚĆ

 

 

WIARA OŚWIECAJĄCA

Jak przejawia się wiara, jej działanie w człowieku. Zatrzymajmy się na trzech rodzajach doświadczeń, które można porównać do światła, coraz jaśniej i głębiej ogarniającego człowieka.

Najbardziej podstawowe doświadczenie to odkrycie, że Bóg jest. Znamy tak zwane drogi św. Tomasza widące do odkrycia istnienia Boga, lecz można je z korzyścią odczytać jedynie w świetle tego małego płomyka, jakim jest już wstępne uznanie istnienia Boga. Wówczas, gdy doświadczamy pierwszego rodzaju wiary, określonej w teologii świętego Tomasza mianem "credere ut Deo" ("wierzę że") rozum może stać się sprzymierzeńcem do uznania sensowności twierdzenia, że Bóg istnieje. Jako ostateczna podstawa, źródło i spełnienie wszystkiego, co jest.

Ważne jest pytanie o sposób dochodzenia do tej formy wiary, pytanie o to, co ułatwia jej przyjęcie. Ciekawego przykładu dostarcza Gabriel Marcel, filozof egzystencjalista, który opisuje, że był w jego życiu czas, gdy jak to określa, sam nie miał łaski wiary, ale Wierzył, że inni mogą wierzyć. Potem, pisze, odkryłem, że umiejętność uznania wiary w innych jest już udziałem w łasce wiary.

Czyli na tym poziomie wiara pojawia się poprzez oświecenie blaskiem wiary, jaśniejącym na twarzach innych ludzi. Mam pierwszy udział w wierze poprzez wiarę innych. Idę jeszcze właściwie w ciemnościach, ale za kimś, kto widzi w oddali wyjście z tunelu. Idę pociągany jego pewnością. Oblask wiary innych jest pierwszą jej postacią. Przez nią zostaję pociągnięty do Niego, o ile zechcę skorzystać z tej szansy. To jest płomyk w junkersie, umożliwiający ogrzanie wody, przez zapalenie gazu, o ile jednak odkręci się kran.

Odwołajmy się do doświadczenia Ludu Izraelskiego pozostającemu wciąż jeszcze w niewoli. Ma mu wystarczyć na początek pewność wiary Mojżesza i Imię Boga "Jestem, który Jestem".

Ten rodzaj wiary ma ogromne znaczenie gdy chodzi o nasze nieustanne nawracanie się. Boże "JESTEM", jest niezachwianą opoką, wierną i niezmienną Miłością w przeciwieństwie do nas, którzy często przestajemy być przy Bogu -- nie ma nas przy Nim. Wtedy, gdy błąkamy się po krainie grzechu -- pustyni marnowanego, niszczonego życia, pomniejszanego, spłycanego, iluzorycznego i jałowego istnienia, możemy dzięki drzemiącej w nas wierze podjąć decyzję o ratowaniu naszego gasnącego życia przez powrót do TEGO, KTÓRY JEST.

 

Olśnienie Bożą mądrością

Pozostając przy metaforyce światła spójrzmy teraz na drugą postać wiary -- Olśnienie Mądrością Boga, Prawdą Jego Słowa. Mądrość jest odblaskiem wieczystej jasności, zwierciadłem bez skazy działania Boga, obrazem Jego dobroci (Mdr 8,26).

Nie tylko istnienie Boga jest sensowne, ale i On sam jest sensowny, pełen prawdy, mądrości, którą objawia w swoim słowie. Syjon jest miejscem, w którym Ten, który Jest objawia jaki jest. Ukazuje swą zachwycającą mądrość wyrażoną w Prawie. Mojżesz powiedział do ludu te słowa: "Patrzcie, nauczałem was praw i nakazów, jak mi nakazał Pan, Bóg mój, abyście je wypełniali w ziemi do której idziecie, by ją posiąść. Strzeżcie ich i wypełniajcie, bo one są waszą mądrością i umiejętnością w oczach narodów, które usłyszawszy o tych prawach powiedzą: "Z pewnością ten wielki naród to lud mądry i rozumny". Bo któryż naród ma bogów tak bliskich, jak Pan Bóg nasz, ilekroć Go wzywamy. Któryż naród wielki ma prawa i nakazy tak sprawiedliwe jak całe to Prawo, które ja wam dzisiaj daję (Pwt 4, 5-8). Twa sprawiedliwość to wieczna sprawiedliwość, a Prawo Twoje jest prawdą. Jezus mówi w przypowieści o ziarnie, które wydaje plon u tych, którzy słuchają i rozumieją. Rozumieją, to tyle, co zostają oświeceni mądrością słów Pana i przyjmują je jako prawdziwe. Tyle mamy zachwytu w Starym Testamencie nad mądrością Bożego Prawa.

Bóg wyjaśnia swoje zamysły, które są wyrazem Jego serca. Wszystko jest dziełem Jego mądrości, cały stworzony ład. Bóg jest prawdą i wszystko, co mówi jest prawdziwe.

W świetle takiego objawienia mogę zobaczyć to, co we mnie jest zafałszowaniem, nieprawdą, bezładem, chaosem. Postawiony w prawdzie Słowa dostrzegam swoją grzeszność. Równocześnie dane jest mi światło wskazujące drogę wyjścia z mroku.

Cała Boża Stwórcza Mądrość, Boża jasność, Prawda zagęszcza się w Jezusie Chrystusie wcielonym Słowie Ojca. Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga, a przez Nie wszystko się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi. A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Kto idzie za mną -- światłością -- nie chodzi w ciemności, lecz będzie miał światło życia.

W olśnieniu Bożą prawdą może zrodzić się postawa, którą Tomasz nazywa: "credere Deo" -- wierzę Tobie, jestem gotów powierzyć się Twej mądrości, prawdzie Twojego słowa.

 

Wiara jako uszczęśliwiające doświadczenie

Kiedy apostołowie wracają ze swej pierwszej misji ich serca promienieją radością. Przez wzgląd na Imię Jezusa poddają się im złe duchy. Obietnica Pana spełnia się na ich oczach. Doświadczają prawdy słów Mistrza. Idą za Nim, żyją Jego nauką i ich serca poznają od wewnątrz moc Pana.

Posłuszeństwo wiary owocuje nowym poznaniem Boga. Pełniąc wolę Pana wchodzą w żywy kontakt z Nim i poznają Go od środka.

Słowo staje się Rhema, czyli bezpośrednio adresowanym i przyjętym przynagleniem Boga do naśladowania Go w moim konkretnym życiu. To jest to słowo, które nie wraca bezowocne, zanim nie dokona wpierw tego, co chciałem i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa ( Iz 55,11).

Wiara wprowadzająca w doświadczenie Bożej mądrości, mocy i prawdy Jego słów oświeca serca w sposób nieporównywalny z żadną wiedzą o Nim. Na tej drodze przewodnikiem są słowa Filipa: Chodź i zobacz (J 1,46).

Na tym etapie ludzie doświadczają pierwszych odcinków drogi błogosławieństw. Czują się szczęśliwi, bo doświadczają obdarowania i odkrywają, że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu. Uczestniczą w hojności Ojca, który daje im udział w swojej miłości. Znajdują wiele radości w czynieniu dobra. Czują się dziećmi Ojca. Obdarowani i obdarowujący. Nie mówią, że wierzą. Są pewni, że Bóg jest. Widzą, że zmienia się ich życie, odnajdują moc do pokonania wielu słabości i grzechów, które przedtem panowały nad nimi. Wszystko jest skąpane w świetle Bożej miłości. Życie staje się piękne.

Morze Czerwone zawiera za Izraelitami swoje otchłanie, wyrzucając na brzeg trupy wrogów. W niebo wzbija się śpiew Mojżesza: Będę śpiewał na cześć Pana, który wspaniale swą potęgę okazał, gdy konia i jeźdźca pogrążył w morzu. Pan jest moją mocą i źródłem męstwa, Jemu zawdzięczam moje ocalenie. On Bogiem moim uwielbiać Go będę, On Bogiem mojego ojca będę Go wywyższał [...] Któż jest wśród bogów równy Tobie Panie, w blasku świętości podobny do Ciebie, straszliwy w czynach, działający cuda. Prowadziłeś swą mocą lud oswobodzony i przywiodłeś go swą mocą w święte Twe mieszkanie (Wyj 15, 1-3. 11 -13).

Tomasz nazywa ten rodzaj wiary -- credere in Deo. Wierzę w Ciebie. "In" oznacza ukierunkowanie, dynamizm, bycie w Bogu, w mocy Jego Imienia.

Nasz sposób mówienia o Panu Bogu i Jego pragnieniach może utrudnić to Boże oświecenie. Dzieje się tak wtedy, gdy stajemy się uczonymi w Piśmie, zamiast uczniami Pisma, słuchającymi z wdzięcznością i zachwytem Słowa Pana. Biada wam uczeni w Piśmie i faryzeusze, bo zamykacie Królestwo Niebieskie przed ludźmi. Sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą (Mt 23,13). Łaska Słowa w Kościele jest narzędziem, jakim posługuje się Pan, aby wzbudzać wiarę, która bierze się ze słuchania Jego słów

 

 

NADZIEJA JAKO OCZYSZCZENIE

 

Nadzieja jest właściwością duszy, która zgadza się w obliczu przeszkody w drodze do czegoś upragnionego na choćby częściową, lub całkowitą niemożność zrobienia czegokolwiek. Względna, bądź bezwzględna zgoda (wolna wszakże od zniechęcenia, lub bezczynności) na bezradność w obliczu celu, którego pomimo usilnego pragnienia nie można z jakiś powodów osiągnąć, to potrafi uczynić nadzieja. Pozwala ona wytrwać w przeciwnościach. Trwanie pomimo, w oczekiwaniu na wyzwolenie -- jest wpisane w jej serce. Mimo przeciwności człowiek liczy na coś coś, lub kogoś większego, niż on sam. W żaden jednak sposób nie może manipulować swym tajemniczym sprzymierzeńcem. Tyle fenomenologicznego opisu, opartego na myśli wspomnianego już Gabriela Marcela.

Jeżeli człowiek liczy na Boga w przeciwnościach, uniemożliwiających osiągnięcie Jego samego jako swego celu, tam działa nadzieja.

Pierwszym takim doświadczeniem jest liczenie na odpuszczenie grzechów. W Kartaginie wielu chrześcijan upada w prześladowaniach. Podczas gdy jedna frakcja domaga są natychmiastowego przyjęcia apostatów do Kościoła, a druga bezpowrotnego ich wykluczenia święty Cyprian wskazuje drogę pokuty, jako szansę oczyszczenia z grzechów i pojednania. Daję upadłym nadzieję, że pojednanie nastąpi.

Oni sami mają podjąć wysiłek w celu uwolnienia się od grzechu, ale ostatecznie to sam Bóg rękami Kościoła udzieli daru ich odpuszczenia.


Najbardziej zanieczyszcza człowieka jego poczucie samowystarczalności. Konieczność zdania się na Boga, na Jego łaskę uwalnia serce od tej najgorszej skazy. Aktywne liczenie grzesznika na łaskę, którego dokonuje nadzieja, uwalnia człowieka po pierwsze od tego poziomu zła, które może sam porzucić (nie wchodzimy tu w wątek łaski uczynkowej), uwalnia od zła winy poprzez darowane przebaczenie i wyzwala od tego wymiaru grzeszności, któremu na imię "samowystarczalność". Zrywam owoce sam, dostaję rosnące na szczycie, niedostępne mi, a mimochodem zbieram te najbardziej pożądane.

Ten schemat działania nadziei jest zaczynem duchowego postępu. Postępu w dosłownym sensie tego słowa jako drogi do Boga, do coraz większej z Nim bliskości.

 

Oczyszczenie od przywiązań

Grzeszność, która musi zostać oczyszczona w nocy nadziei dotyczy sfery naszych przywiązań. Szybko powinniśmy odkryć nasze zniewolenie ludźmi, rzeczmi, doświadczeniami, z którymi wiążemy nasze bezpieczeństwo. Naród wybrany na pustyni przeżywa nostalgię za czosnkiem i cebulą, za względnym bezpieczeństwem Egiptu.

Celem oczyszczenia od przywiązań jest wyciśnięcie wrzodu, który zatruwa nam spokój i jątrzy się kłamliwym muszę. Muszę się spotkać z jakimś człowiekiem, bo inaczej będę nieszczęśliwy. Muszę mieć tę książkę, muszę się pomodlić. Muszę zachować czystość, być bezwzględnie posłuszny. Muszę być skupiony na modlitwie, cierpliwy wobec każdego, z radością przyjmować wolę -- choćby niemądrą -- przełożonego.

W tym obszarze wiele jeszcze leży w naszych rękach. Post, na przykład, oprocz najważniejszego sensu, którym jest wstawiennictwo i pokuta stanowi dobry sposób na realne doświadczenie, że wcale, na przykład, nie "muszę" mieć pełego brzucha. Podobną rolę pełnią wszelkie inne wyrzeczenia. Niezłym sposobem leczenia naszego wrzodu jest odkładanie na jakiś czas pewnych czynności, spotkań, których się bardzo pragnie (wtedy oczywiście, gdy nie domaga się tego obiektywna konieczność). W takiej perspektywie wiele pozornych, zakonnych śmiesznostek, które widzimy u świętych nabiera sensu.

Pomimo gorliwych starań krąg naszego oddziaływania będzie zacieśniał się coraz bardziej. Większość z tego, co wiąże nasze serce musi nam zostać po prostu odebrane przez Boga. W wielu bowiem wypadkach tak bardzo ręce przykleiły się do osób, rzeczy i doświadczeń, że trzeba chirurgicznego skalpla, dla uwolnienia.

Posłuszeństwo jest fantastyczną sposobnością "narzuconego" uwalniania się od niejednego muszę. Ile razy przychodziłem do przełożonego mówiąc mu: Ojcze, muszę odwiedzić swoją znajomą, bo obiecałem, że z nią porozmawiam. A on na to z wdziękiem: Nie pójdziesz. Wrzód dotknięty odmową doznaje bólu pod tytułem "holender, nie mogę, co za pech". Można nie zgodzić się na ból tracenia i zacząć kombinować. Pierwsze moje nieposłuszeństwo i kombinowanie wyglądało tak, że magister nie pozwolił mi odprowadzić znajomej po Pasterce do domu (a obiecałem, że to zrobię, jako warunek jej przyjścia). Dodam, że na wypełnieniu tej obietnicy zależało mi również z powodow osobistych. Pomimo braku zgody zrobiłem swoje. Zamiast tego rodzaju rozwiązań można swoją niemożność przyjąć w nadziei, że narzucony mi rozwój wypadków kryje w sobie jakieś dobro.

Z największym bólem przychodzi nam przyjąć niemożność doświadczania Boga w taki, jak dotychczas sposób. Mamy bowiem tendencję do traktowania religijnych praktyk jako skały, która daje nam oparcie i od której odbija się głos naszej pobożności powracając słodko brzmiącym echem: "Jesteś gorliwy, autentyczny, pokorny, bezkompromisowy, wierny, szukający Boga; jesteś sprawiedliwym wśród narodów. Najbardziej cenimy sobie przekonanie o własnej pobożności, a nie samego Boga.

Dla wielu faryzeuszów rolę takiej skały pełniło Prawo. Solidna ściana zbudowana z wielu kamieni. Same kamienne tablice nie wystarczały, żeby wytworzyć solidne echo upajające poczuciem sprawiedliwości przed Bogiem. Pomnożyli więc przepisy, zarządzenia, zasady i stworzyli mur odgradzający ich od Boga i ludzi -- mur wrogości, który zburzył w swoim ciele Pan.

Jezus zdecydowanie obnaża te nasze skłonności, kiedy mówi: Strzeżcie się, abyście uczynkow pobożnych nie wykonywali przed ludźmi, aby was widzieli. Inaczej nie będziecie mieć nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę nie trąb przed sobą jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiedam wam, ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu odda tobie. Gdy się modlicie nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać, aby się luzdiom pokazać. Zaprawdę powiadam wam już otrzymali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i modl się do Ojca swego, który widzi w ukryciu.

Kiedy pościcie nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby ludziom pokazać, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam, już otrzymali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz namaść sobie głowę oliwą i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale4 Ojcu swojemu, który jest w ukrzyciu. A Ojciec twój, który jest w ukryciu odda tobie (Mt 6, 1-6.16-18).

Ilekroć więc ziemia usuwa się nam spod nóg, tracimy poczucie pewności w naszej wierze i pobożności. Gdy ogarnia nas poczucie zagubienia i dezorientacja, która zyskała w teologii duchowości miano "nocy ciemnej", wiedzmy, że to Pan burzy rozdzielający nas mur, aby wprowadzić nas do komórki intymnego spotkania z Ojcem. Echo, którego tak pragniemy już nie wraca, ale dzięki temu stajemy się zdolni usłuszeć najbardziej osobiście skierowane do nas słowo miłości Boga. Zamiast próbować łatać dziury w murze, przyklejać nowe łaty do tstarego ubrania, możemy mocą nadziei zgodzić się na bezradność i zostać przygotowanym przez Jezusa do zjadnoczenia z Trójcą Świętą w miłości.

 

 

MIŁOŚĆ JAKO ZJEDNOCZENIE

 

Cały stworzony świat jest wyrazem Bożego pragnienia. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia. Niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś. Bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakże by coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał. Jakże by się zachowało, czego byś nie wezwał. Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko twoje Panie miłośniku życia (Mdr 11,24-26).

Bóg jako stwórcza miłość osobiście bierze udział w powstaniu wszechświata. Widzimy różnicę pomiędzy Creatio ex nihilo, gdzie Bóg swoim Słowem, porywem własnego serca wyłania z nicości byt, a obecną w wielu mitach sytuacją, kiedy Bóg powierza to dzieło niższemu od siebie demiurgowi. Duch Boży unosi się nad wodami, aby wywołać harmonię stworzenia, tak jak ptak nad gniazdem wywabia swe pisklęta, ruchami skrzydeł wzywając je do lotu. Edyta Stein modli się do Ducha: Duchu Święty Stworzycielu wszechświata. Czyż nie jesteś słodką pieśnią miłości oraz świętej bojaźni, rozbrzmiewającej wiecznie przed Trójjedynym Tronem oraz jednoczącej w sobie czysty dzwięk wszelkich istot? Stwórcza Pieśń Ducha dociera do każdej drobiny Kosmosu. Bóg w swojej miłości ogarnia wszystko i osobiście uczestniczy w całym Wszechświecie.

Stąd miłość wyrażać się będzie w postawie uczestnictwa -- czyli poczuciu komunii ze wszystkim i wszystkimi, jako przeciwieństwo zdyystans.

Nasze uczestnictwo w stworzonym przez miłość świecie wyraża się w porządnie wykonanej pracy. Rabi Izrael Ben Elezer, znany jako duchowy ojciec hasydów uczył: Niech człowiek posiądzie w jak największym stopniu właściwość gorliwości. Niech gorliwie zrywa się ze snu, bowiem został uczyniony innym i godzien jest tworzyć i został uczynionym według właściwości Boga Świętego, bo to On stworzył jego świat. Wszystko, co możesz zrobić, rób z całych swych sił. Znaczy to zwiąż czyn z siłą myśli. Tak, jak mówi się o Henochu, że byl szewcem i każdym sztychem swego szydła, którą zszywał holewkę z podeszwą, łączył Boga Świętego z zamieszkującą Chwałą.

Benedyktyńskie "módl się i pracuj", jest odpowiedzią na wezwanie z Księgi Rodzaju: Czyńcie sobie ziemię poddaną. Jest to ludzkie uczestnictwo w twórczej miłości Boga. Ile mądrości jest w powiedzeniu: "Zrobić coś z sercem". Wasza mała Tereska mówiła coś o igle podniesionej z ziemi, w którym to geście może zawierać się ogrom miłości. W Średniowieczu pytano ile diabłów może się zmieścić na końcu szpilki, a Tereska rozważa ile tam się może pomieścić miłości...

Kiedy w naszej dominikańskiej tradycji mówiło się o studium, rozumiano pod tym pojęciem gorliwe zaangażowanie, z miłością, w poszukiwanie prawdy, a nie tylko czynność wertowania uczonych ksiąg.

 

Zjednoczenie przez współczucie

Na początek cytat z Tomasza Mertona: Dostojewski w Braciach Karamazow ukazuje to, co Rozanow nazwał "odwiecznym konfliktem" w monastycyzmie -- i bez wątpienia w samym chrześcijaństwie. Jest to konflikt pomiędzy surowym, apodyktycznym, obłudnym ascetycznym Ferapontem, który siłą wyzwala się ze świata, a potem czuje się upoważnionym do ściągania nań przekleństw -- oraz starcem Zosimą, dobrym współczującym człowiekiem modlitwy, który utożsamia się z grzesznym i cierpiącym światem, aby tym samym sprowadzić nań Boże błogosławieństwo (T. Merton, Modlitwa kontemplacyjna, s.22).

Miłość, Boska agaph przejawia się w poczuciu uczestnictwa w tym samym losie, który nam zgotował grzech Adama. Święty Jan pisze w swoim liście: Jeśli by ktoś mówił "miłuję Boga", a brata swego nienawidził jest kłamcą i nie ma w nim prawdy (1 J 4,20).

Powiedziałem, że przeciwieństwem miłości jest poczucie dystansu. Wszędzie więc, gdzie z wyżyn własnej rzekomej sprawiedliwości osądza się i potępia braci, nienawidzi się ich tym samym. Otrzymaliśmy przykazanie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Kto dystansuje się do grzeszników realizuje to przykazanie negatywnie w odwrotną stronę: nienawidzi bliźniego swego, jak siebie samego. Dzieje się tak, jak gdyby syn z pogardą mówił o swoim ojcu, nienawidząc w nim choroby, o której wie, że genetycznie stała się również jego udziałem. Nie umie zapłakać nad wspólnym losem, ale usiłuje żyć jak gdyby on sam cudownym zrządzeniem wyrwał się z przeklętego kręgu.

Kiedy Gabriel Marcel nawrócił się jako czterdziestoletni dojrzały mężczyzna mowił o sobie jako filozofie progu. Był tym, który pozostał w progu Koscioła, z troską zwrócony ku niewierzącym, jako tym, którzy kiedyś stanowili jego świat. Rozumiał, że nadzieja i miłość, które odkrył wznoszą się jak zbawienie w świecie zagrożonym rozpaczą.

Ilu pustelników powróciło do świata wypchniętych tam przez Boga, aby współczującym sercem towarzyszyli ludziom w ich drodze do Boga. Wspomnijmy choćby Grzegorza z Nazjanzu, Atanazego, a dziś Daniela Ange'a. Zupełnie odwrotnie jest w odosobnieniu przeżywanych w sektach, które proponując pewien rodzaj nawrócenia spychają przez to swych konwertytów w absolutny dystans do porzuconego, grzesznego świata, któremu na imię nienawiść.

Miłość wyraża się w pełnym zaangażowania czestnictwie w życiu ludzi, o których na jakieś zasadzie myślimy, że zostali nam powierzeni. To uczestnictwo we wnikliwy sposób opisał Erich Fromm w książce "O sztuce miłości", gdzie wyodrębnił cztery zasadnicze jej cechy: poznanie, poszanowanie, troska, odpowiedzialność. Ilustracją niech będzie opowieść, cytowana bodajże w "Opowieści pielgrzyma". Pewien w miarę zamożny władyka, który wynajmował ludzi do pracy, modlił się mówiąc: "Panie spójrz na tego młodego Iwana, który przywędrował kilkanaście kilometrów, aby pracować na chleb dla swojej biednej rodziny. Wspieraj go Panie, by nie osłabł w trudzie, opiekuj się jego rodziną". Gdy tak się modlił naraz widział jak ogromną miłością Bóg obdarza Iwana, podobnie jak jego. I wtedy nie umiał robić nic innego jak uwielbiać tę miłość, zapominając o wszystkim. U szczytu kontemplowanej miłości odkrywał na powrót Iwana i jego problemy: zmęczenie, biedną rodzinę. I tak Jego przez jego serce przelewał się ten sam strumień miłości: raz ogarniając człowieka, raz samego Boga.

 

Jedność Kościoła

Duch Bożej miłości ożywia Kościół, który jest Ciałem Pana. Uczestniczyć w tej miłości oznacza w tym samym Duchu współtworzyć jedność Mistycznego Ciała. Mała Tereska pytała Pana w jaki sposób ona może to czynić. Duch udziela charyzmatów, aby poszczególne członki Ciała mogły służyć jego wzrostowi. Miłość na służbie jedności Kościoła objawia się więc poprzez wierność otrzymanemu charyzmatowi. On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzmi i nauczycielami dla przysposobienia świętych celem budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary, i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości, według pełni Chrystusa (Ef 4,11-13). Żyć Bożą miłością w tym wymiarze oznacza wspólną troskę o wierność danemu nam charyzmatowi. Jeżeli wspólnota zakonna przestaje pytać o to, co na ten konktetny czas oznacza wierność ich powołaniu, utrudnia Duchowi Świętemu użycie jej w posłudze budowania Ciała Chrystusa.

W konkretnej wspólnocie życia danym charyzmatem każdy posiada własne dary od Boga, na służbie jedności wspólnoty. Miłością ożywieni, służcie sobie wzajemnie tym darem, jaki każdy z was otrzymał. Żyć miłością we wspólnocie to rozpoznać swoje charyzmaty, mające służyć wszystkim pozostałym. Czasem z fałszywej pokory unikamy bycia we wspólnocie tym, kim z woli Pana mamy być. Niekiedy zaniedbujemy otrzymany dar.

 

Miłość jednocząca z Panem

Kochać Boga jako Oblubieńca można jedynie jego własną miłością. Stąd odmowa otwarcia serca na Jego wszechogarniającą miłość w jakimkolwiek z omówionych wymiarów uniemożliwia prawdziwe zjednoczenie w miłości.

Miłość oblubieńcza mówi "chcę Ciebie we wszystkim". Przy czym coraz bardziej z łaski Ducha stajemy się zdolni mówić to "chcę" konsekwetnie oraz bezbłędnie. Dzieje się tak dzięki pewnej bezpośredniości posłuszeństwa Panu, który od wewnątrz kieruje naszymi myślami i dziełaniem. Coraz bardziej nasza wola po prostu jest zjednoczona z Jego wolą i posłuszeństwo wewnętrznym natchnieniom staje się czymś naturalnym. Ci, których prowadzi Duch Boży są synami Bożymi.

 

Zapis konferencji dla sióstr Karmelitanek

 

 


początek strony
© 1996-1997 Mateusz