Mateusz

W O K Ó Ł   B I B L I I

Wielkie symbole biblijne -- Niebo

Jan Andrzej Kłoczowski OP

 

 

Czy niebo może być jeszcze dla nas, tak jak dla ludzi kultur nazywanych pierwotnymi, źródłem religijnego przeżycia i zachwytu? Kosmonauci radzieccy powrócili na Ziemię z wiadomością, iż nie widzieli ani Boga, ani nawet anioła. Nieobjęta przestrzeń wszechświata jest pusta, ale powoli będzie ulegała człowiekowi, który cierpliwie, za cenę wielu ofiar i wysiłków, coraz uparciej starać się będzie podporządkowywać sobie świat. Inni kosmonauci krążąc dookoła Księżyca czytali hymn o stworzeniu z Księgi Rodzaju. Czy była to typowa dla amerykańskiego protestantyzmu, nieco dla nas ekshibicjonistyczna, pobożność, czy też przejaw wiary każącej człowiekowi widzieć poza harmonią wszechświata Twórcę tego ładu?

Człowiek chodził po Księżycu, ale poeci nie zrezygnowali z niego jako lirycznego rekwizytu.

Tak my na Ziemi, jak i nasi przedstawiciele w Kosmosie, rozdarci jesteśmy pomiędzy dwiema skrajnymi postawami wobec nieba. Gdy odkrycia Kopernika i Galileusza pozbawiły ostatecznie Ziemię jej uprzywilejowanego miejsca w Kosmosie i otworzyły perspektywę zagubienia w ogromie uniwersum, Pascal pisał: "Cisza nieskończonych przestrzeni przeraża mnie". Półtora wieku po nim pedantyczny filozof z Królewca w porywie poetyckiego natchnienia wyznał: "Dwie rzeczy napełniają moje serce wciąż nowym i wciąż rosnącym szacunkiem, im częściej i wytrwalej zastanawiam się nad nimi: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie".

Czy niebo, jako rozpięty nad nami firmament, jeszcze do nas przemawia? Czy potrafi wyzwolić marzenie, zadumę, czy ułatwia wyzwolenie poetyckiej ekstazy? Są to pytania retoryczne, nie jest bowiem prawdą, iżby teokratyczna kultura, coraz ciaśniej opasująca nasze życie, potrafiła zabić w człowieku jego instynkt pierwotnego kontaktu ze światem. Marzenie kazało ludziom budować rakiety unoszące kosmonautów i to samo marzenie każe nam odejść w samotność górskich przestrzeni, gdzieś pod rozgwieżdżony nieboskłon.

Nie pierwsi tak czynimy. Od wieków niebo karmiło marzenia ludzi, uczyli się oni odkrywać różne treści niesione przez błękit nieba, słońce czy groźne kłęby granatowych chmur. Nie były to tylko marzenia poetyckie. Niebo objawiało potęgę i grozę świata, i więcej jeszcze - tajemniczą moc tym światem rządzącą. Człowiek dawnych kultur nigdy nie przeżywał świata jako układu w sobie zamkniętego. Świat doń mówił, był znakiem, odsyłał jego myśl, wyobraźnię i marzenie poza siebie. Mówiąc po prostu - niebo było zawsze źródłem religijnego przeżycia. Obecnie wiele już powiedziano o tym, że dla nas ten świat stał się niemy, że człowiek dostrzega w nim, jak w zwierciadle, odbicie własnej twarzy. Nie przesądzajmy tego sporu. Stawiamy sobie zadanie skromniejsze - chcemy po prostu dowiedzieć się, jaka była treść religijnego przeżycia nieba dla człowieka kultur zwanych pierwotnymi oraz dla człowieka Biblu. Może obrazy te będą w mocy ożywić naszą wyobraźnię, może pomogą nam samym wzbudzić marzenie i tęsknotę za Kimś czystym, odległym.

Niebo odkrywało człowiekowi jego nikłość i kruchość. Patrząc w firmament uświadamiał on sobie potęgę świata i jakby przypadkowość swojego bytu. Powiadają nam kompetentni badacze, iż pierwotne religie koncentrowały się na sakralności nieba. W wielu kulturach słowo na określenie bóstwa było identyczne z nazwą nieba - jak pierwotna nazwa Diues u plemion aryjskich ma ten sam źródłosłów co określenie nieba pogodnego, jaśniejącego. Jak mówił pewien Afrykańczyk ze szczepu Ewe: "tam, gdzie jest niebo - tam jest również Bóg". Ale był to Bóg odległy, transcendentny - jak określilibyśmy to współczesnym językiem filozoficznym - całkiem odmienny, daleki od codziennych spraw ludzkich. Tę transcendencję Boga najlepiej symbolizuje i uprzystępnia ludziom odległość i niedostępność nieba. Możemy wyobrazić sobie nomadę pasterza jak nocą siedzi przed swoim namiotem wpatrzony w migotliwy nieboskłon. Jest wtedy archetypem człowieka religijnego.

Wyobraźnia religijna człowieka pierwotnego uległa przemianie gdy odkrył ziemię jako Matkę-karmicielkę i rolnictwo stało się źródłem jego utrzymania i wyżywienia. Dawny transcendentny Bóg gwiezdnego nieboskłonu odszedł na dalszy plan, przestał być przedmiotem kultu. Pozostała po nim jakaś niejasna pamięć, ale Ojciec Niebieski jakby przestał się interesować losem swych dzieci , troskę tę powierzaj ąc innym bóstwom, bardziej związanym z codzienną egzystencją człowieka. Symbolem naczelnym w tej nowej sytuacji religijnej stało się niebo "bliższe", to, po którym przechadzają się chmury, niebo wyobrażone jako bóg, który zapładnia łono Matki-Ziemi zraszając je deszczem. Tę symbolikę znały właściwie religie wszystkich ludów, utrzymujących się z rolnictwa i przetrwała ona bardzo długo, czasami do naszych dni.

Niebo - symbol "inności" Boga, Jego transcendencji

Człowiek biblijny zna wielkie symbole religii swego kręgu kulturowego, używa ich, są mu potrzebne. Jednakże używa ich w odmiennym sensie i znaczeniu. Objawienie zmieniło radykalnie stosunek człowieka do świata - świat ten nie jest już pełen bogów, jest stworzony, powołany do istnienia przez Boga - "na początku Bóg stworzył niebo i ziemię". Ziemia jest ziemią - nie Reą czy inną boginią, a niebo jest niebem, a nie Uranosem. Bóg jest ponad niebem, bo je stworzył "rozpostarł niebiosa jak namiot" (Ps 104,2).

Jednak ta względna sekularyzacja nie oznaczała odebrania mu do końca znaczenia religijnego. Staje się ono znakiem, symbolem transcendencji Boga. Mówi się o niebie. że jest mieszkaniem Najwyższego, tam postawił swój tron i z niego panuje nad całym światem. Dla Hebrajczyka nie były to tylko metafory poetyckie, wynikały one z całego obrazu świata - rzeczywiście ponad sferami niebios, ponad firmamentem znajdowało się niebo Boga, które zamieszkiwał On z aniołami. Jednakże teksty biblijne zawierają treść bogatszą jeszcze niż tylko wskazówki "geografii Boga". Obrazy, poprzez które ta "geografia" zostaje opisana, mają większą nośność, bogatszą treść. Język w pewnych momentach zdaje się jakby plątać, tracić kontury wyrazistości, dotyka bowiem spraw strasznych i potężnych.

Któż wstąpił aż do niebios i zstąpił z nich z powrotem?
Któż zebrał wiatr w swe dłonie?
Któż zgarnął wody w swej szacie?
Któż utwierdził wszystkie krańce ziemi?
Jakie jest Jego Imię i Imię Jego Syna?
Czy wiesz?
(Prz 30,4; Biblia Poznańska)

Gromadzenie niemożliwości służy opisaniu niemożliwości wstąpienia do nieba czyli poznania Boga twarzą w twarz. Majestat Jego jest tak potężny, że nie można oglądać Boga i pozostać przy życiu. Dlatego nie jest dane człowiekowi osiągnąć niebo i widzieć Najwyższego. Biblia nie zna i nie używa filozoficznego pojęcia transcendencji Boga, natomiast mnoży obrazy i metafory; tak opisuje sytuację człowieka wobec Boga, by oddać potęgę, grozę i świętość Tego, który

nagiął niebiosa i zstąpił,
czarna chmura pod Jego stopami,
dosiadł cheruba i leciał
a skrzydła wiatru Go niosły,
z mroku uczynił sobie zasłonę,
okrył się wodą i gęstą chmurą,
Pan z nieba odezwał się grzmotem,
zabrzmiał głos Najwyższego
(Ps 18,10-14; Biblia Poznańska)

Człowiek nie może się ukryć przed Nim, gdyż wypełnia On sobą niebo i ziemię (Jr 23,23). Jego obecność nie jest tylko obecnością grozy, jest także obecnością nadziei, zwłaszcza dla ubogiego i pokrzywdzonego któremu Pan przychodzi zawsze z pomocą. Jednakże ani niebo, ani ziemia nie są w stanie Jego ogarnąć - "Czy rzeczywiście Bóg zamieszka na ziemi? Oto niebiosa i niebiosa niebios nie mogą Cię ogarnąć..." (1 Krl 8, 27). Jednakże nikt pojąć Go nie może, żadna rzeczywistość ogarnąć, nie może ogarnąć Go ani ziemia, ani nawet niebo. Tekst Księgi Królewskiej wyraźnie wskazuje, iż autorzy biblijni byli świadomi niedoskonałości swego aparatu pojęciowego i zawodności wyobraźni i nie śmieli opisywać dokładniej Tego który przekracza najśmielsze ludzkie pomysły.

Jednakże Ten daleki, niedostępny, jest przedmiotem najintymniejszej ludzkiej tęsknoty. Jest Ojcem i Mężem, ku któremu spoglądamy z nadzieją: "Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił" (Iz 63,19). Cały Stary Testament jest w ostatecznym rozliczeniu takim właśnie wołaniem o bliskość Boga, o Jego zbawczą obecność przy człowieku, Jest wołaniem i przeczuciem Boga-z-nami, Emmanuela.

W Chrystusie niebo dla nas jest otwarte

W Jezusie Chrystusie boska obietnica i ludzka tęsknota spotykają się - Słowo staje się ciałem, a niebo otwiera się dla człowieka. "Zaprawdę zaprawdę powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych zstępujących na Syna Człowieczego" (J 1,51). Te słowa Chrystusa nawiązują do znanego obrazu z Księgi Rodzaju. Jakub w swej wędrówce do Charanu trafił na jakieś miejsce i zatrzymał się na nocleg. We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi, a wierzchołkiem sięgającą nieba, wstępowali po niej i zstępowali aniołowie. Na szczycie drabiny stanął Jahwe i potwierdził uroczyście Przymierze zawarte z Abrahamem i Izaakiem. Obecnie to Jezus jest "drabiną" łączącą niebo z ziemią i jednocześnie sam jest potwierdzeniem i wypełnieniem przyrzeczeń Przymierza.

Podkreślają to ewangeliści w opisach chrztu rozpoczynającego oficjalną misję Mesjasza i nauczyciela. Otóż zgodnie wprowadzają do opisu moment otwarcia się nieba w chwili, gdy Jezus wychodził z wody: "Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego" (Łk 3,21n). Otwarcie nieba uprzytamnia rozpoczęcie nowego etapu w historii Boga i człowieka, etapu pełnej obecności Boga, Jego całkowitego oddania się człowiekowi. żen, który mieszka w niedostępnej światłości, Nieogarniony, staje się nie tylko jednym z nas, ale i Kimś niesłychanie bliskim, jak przyjaciel. Nie tracąc swego straszliwego majestatu obecność Jego ujawnia się jako osobowa obecność przyjaciela.

Tylko Jezus jest pośrednikiem pomiędzy niebem - niedostępnością Boga - a ziemią, symbolem doli i losu człowieka. "I nikt nie wstąpił do nieba prócz Tego, który z nieba zstąpił" (J 3,13). Jezus dokonał swej misji na ziemi, a Ojciec potwierdzając ją "wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich" (Ef 1,20). Nie oznacza to jednakże powrotu do poprzedniej sytuacji zamkniętego nieba, obcości dalekiego Boga. Bo oto każdy chrześcijanin odrodzony przez chrzest wraz z Jezusem jest wskrzeszony i przywrócony do życia, razem z Nim posadzony na wyżynach niebieskich (Ef 2,6). Bóg dalej z nami pozostał, a znaczy to, że nie tylko niebo stało się dla nas otwarte, lecz że j u ż  t e r a z  przebywamy w niebie, o ile żyjemy w przyjaźni z Bogiem, pełni Jego miłości i łaski. Ta pełnia nie jest jeszcze ostateczna, jest natomiast przedmiotem naszej nadziei: "nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako zbawcy oczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa" (Flp 3,20). Tak więc egzystencja chrześcijańska jest rozpięta jakby pomiędzy już urzeczywistnioną obecnością Boga z nami, a pełnym ujawnieniem się tej obecności, na które to ujawnienie czekamy.

Gdy wypełnią się czasy, wtedy ostatecznie Jeruzalem niebieskie zstąpi z nieba, a Pan pragnącemu da darmo pić i będzie Bogiem dla niego (Ap 21,6n). Aby Bóg był dla człowieka, człowiek musi być dla Boga i uczynienie tego prawdą i zadaniem życia jest treścią i zadaniem naszej egzystencji. Bliskość i dalekość Boga nie są kategoriami przestrzennymi czy geograficznymi, są kategoriami osobowymi. Jak obecność drogiego mi człowieka nie musi się wyrażać jego bliskością fizyczną, czasami wręcz przeciwnie, ci, z którymi spotykamy się na co dzień są nam bardzo dalecy - tak i bliskość Boga jest poza tymi kategoriami. Jednakże opis tej bliskości jest wzięty z wyobrażeń przestrzennych. Nie musimy z nich rezygnować, winniśmy jednak stale pamiętać o symbolicznym charakterze wszelkiego "przestrzennego" opisywania Boga i Jego transcendencji - mogę tu odesłać Czytelnika do jednego z poprzednich rozdziałów, w którym była o tym mowa.

Przed kilkunastu laty wielkie poruszenie wśród teologów i czytającej publiczności wywołała książka anglikańskiego biskupa Robinsona Uczciwość wobec Boga. Nawiązując do niemieckiego teologa Bultmana, poddał on krytyce nasz potoczny język religijny, w którym tak często wstępują symbole przestrzenne, gdzie tak często mówimy o "Ojcu Niebieskim" czy "Bogu z wysoka". Obydwaj wymienieni teologowie uważali takie wyrażenia za pozostałości języka mitologicznego - a mit to dla nich tyle, co mówienie o transcendencji w kategoriach przestrzennych. Dlatego wyrażenia takie - twierdzą - stają się niezrozumiałe dla tzw. współczesnego człowieka, wychowanego na nauce. Język Biblii jako język wielkiego tekstu religijnego rządzi się własnymi prawami, które trzeba uszanować a przede wszystkim odczytać w jemu właściwym sensie, właśnie religijnym. Ale pamiętać musimy, że religia biblijna jest odmienna od starych religii komicznych. Bóg Objawienia jest Bogiem osobowym i język tego Objawienia trzeba rozumieć jako opis relacji pomiędzy człowiekiem a Bogiem, jako relacji osobowej ja-Ty. Stąd trzeba kategorie przestrzenne rozumieć jako kategorie opisujące relacje międzyosobowe, podobnie zresztą jak to się dzieje w relacjach międzyludzkich (gdy mówimy , że ktoś jest nam  b l i s k i).

Izajasz opisał swoją wizję we wnętrzu świątyni, w której ujrzał Boga wspaniałego majestatu, zasiadającego na tronie przy wtórze potężnych śpiewów ogłaszających Go świętym. Czy można dokładniej niż w tym obrazie wyrazić sens Bożej transcendencji? Symbol zawiera zawsze "coś więcej", niż potrafimy to wyrazić językiem pojęciowym, zawiera zawsze jakiś "naddatek" sensu. Stąd nie możemy języka symbolicznego z religii usunąć, możemy - i winniśmy - go interpretować. Bo człowiek zawsze , czy ten z epoki kamiennej czy atomowej , staje wobec tej samej tajemnicy Nieogarnionego Boga, którego niebo jest symbolem.

Jan Andrzej Kłoczowski OP

 

 

 


początek strony
(c) 1996-1997 Mateusz