Duchowość

Zbigniew Nosowski

Święci małżonkowie -- razem czy osobno?

 

Czy na początku trzeciego tysiąclecia Kościół uroczyście pokaże światu, że małżeństwo  n a p r a w d ę  jest drogą do świętości? Czy na ołtarze wyniesiona zostanie para małżeńska -- jako para i jako małżonkowie -- a nie tylko poszczególni członkowie rodziny? Czy będziemy mogli czcić świętych świadomie kroczących drogą wiary poprzez małżeństwo, a nie tylko takich, którym małżeństwo jedynie  p r z y d a r z y ł o  się na ich drodze do świętości?

O braku beatyfikowanych czy świętych małżonków wspominaliśmy już kiedyś na łamach "Więzi". Temat ten powrócił do mnie z dużą mocą podczas obrad Międzynarodowego Kongresu Ruchów Kościelnych w Rzymie. Niezależnie od siebie, dwaj duchowni wyrazili tam nadzieję, że wkrótce Kościół będzie oficjalnie uznawał za święte nie tylko osoby indywidualne, lecz także małżeństwa, a nawet całe rodziny. Światowy kapelan ruchu "Spotkania Małżeńskie", ks. Charles Patrick Coulter z Irlandii, mówił, że dzisiaj Kościół bardzo potrzebuje małżonków, a małżonkowie potrzebują Kościoła. Dlatego można się spodziewać, że wkrótce będziemy świadkami beatyfikacji sakramentalnego małżeństwa. Podobną nadzieję wyraził wybitny międzynarodowy ewangelizator, o. Daniel Ange. Jego zdaniem, w trzecim tysiącleciu papież będzie mógł kanonizować całe rodziny, a nie tylko poszczególnych jej członków.

Szukając w historii...

Chociaż w Kościele katolickim małżeństwo jest uznawane za jeden z sakramentów, czyli szczególnie uprzywilejowanych dróg otrzymywania łaski Bożej, a rodzina nazywana jest "domowym Kościołem", w gronie osób oficjalnie uznanych dotychczas przez Kościół za święte i błogosławione trudno znaleźć małżonków.

Jeśli już ktoś wyniesiony na ołtarze żył w małżeństwie, to zazwyczaj "zasłużył" na świętość raczej przez to, że po śmierci współmałżonka wstąpił do klasztoru. Do niedawna Mszał rzymski definiował święte kobiety zamężne per non: non virgines, czyli nie-dziewice. W życiorysach świętych podkreśla się, że niektórzy z nich nawet w małżeństwie ślubowali powstrzymanie się od współżycia seksualnego, np. bł. Kinga (? 1292), żona Bolesława Wstydliwego (tradycja twierdzi, że musiała ona stoczyć ostrą walkę z mężem o zachowanie dziewictwa w małżeństwie) czy św. Emeryk (1007-1031), jedyny syn króla Węgier, św. Stefana. Świętym jest człowiek, który dla służby Bożej pozostawił żonę i dziesięcioro dzieci -- św. Mikołaj z Flü e, główny patron Szwajcarii (1417-1487). Najpierw wstąpił on do benedyktynów, wkrótce zrezygnował jednak z życia zakonnego i ożenił się z Dorotą Wyss. Mieli 5 synów i 5 córek. Był radcą, sędzią i deputowanym do federacji kantonów szwajcarskich. W latach 1433-60 był oficerem w wojsku. Po kolejnej kampanii wojennej, w wieku lat 50 wstąpił do klasztoru reformowanych benedyktynów (jedne źródła podają, że dość nieoczekiwanie opuścił dom, inne -- że uczynił to za zgodą małżonki). Nakłoniono go jednak, by został pustelnikiem bliżej stron rodzinnych. Tam przez 19 ostatnich lat życia nie przyjmował żadnych pokarmów, żywił się jedynie Komunią świętą. W 1481 r. uratował na zjeździe w Stans jedność federacji szwajcarskiej, dlatego zaczęto go czcić jako "ojca ojczyzny". Kanonizowany został w roku 1947 przez papieża Piusa XII jako pustelnik. Mniej wiadomo o dalszych losach jego żony.

Znaleźć można święte żony czy matki, najczęściej próżno jednak szukać w uzasadnieniu ich oddania Bogu informacji, że prowadziły wraz z mężem święte życie małżeńskie. Czasem zasłużyły się przez to, że z heroiczną cierpliwością znosiły "wybryki" swoich mężów. Nieudane było np. życie małżeńskie św. Moniki, ale swymi modlitwami i cierpieniem wyprosiła ona nawrócenie zarówno porywczego męża, jak i syna, św. Augustyna. W pewnym sensie podobna do niej jest bł. Dorota z Mątowów (1347-1394), nieszczęśliwie wydana za mąż za starszego o 20 lat gdańskiego płatnerza, Adalberta. Mąż bił ją za oddawanie się modlitwom i praktykom pokutnym, tak że raz była nawet bliska śmierci. Dorota urodziła dziewięcioro dzieci, z których ośmioro wcześnie zmarło, na skutek panujących wówczas epidemii. Po latach zdołała ułagodzić męża i pod koniec jego życia nawet wspólnie pielgrzymowali po sanktuariach Europy. Po śmierci męża uzyskała zgodę na całkowite odcięcie się od świata poprzez dobrowolne zamurowanie w celi przy kościele katedralnym w Kwidzyniu. Tam przeżyła 14 miesięcy. Bliższa współczesności jest bł. Anna Maria Taigi (1769-1837), mistyczka, matka siedmiorga dzieci i cierpliwa żona dość uciążliwego męża. W tym samym czasie żyła bł. Elżbieta Canori Mora (1774-1825), której mąż nawrócił się dopiero po jej śmierci i jako zakonnik pokutował za małżeńskie niewierności.

Znana jest jeszcze św. Brygida (? 1373), która została przymuszona do małżeństwa, miała ośmioro dzieci, a po śmierci męża założyła nowe zgromadzenie zakonne. Św. Jadwiga, królowa (1374-1399), kanonizowana przed rokiem przez Jana Pawła II, wyszła natomiast za mąż za Jagiełłę ze względów religijno-polityczno-dyplomatycznych, choć szczerze kochała przewidzianego dla niej uprzednio Wilhelma Habsburga (usiłowała nawet uciec do niego z Wawelu). Bardziej szczęśliwą małżonką i matką była zapewne pochodząca z Moraw bł. Zdzisława (? 1252), która urodziła czworo dzieci. Wcześnie jednak musiała je opuścić, gdyż zmarła w wieku ok. 37 lat. Ciekawe, że choć przedstawiana jest jako wzór dla młodych żon i matek, to ikonografia zwykła prezentować ją najczęściej w habicie dominikańskim (być może była tercjarką tego zakonu?). Spośród wcześniejszych zamężnych świętych wspomnieć trzeba jeszcze córkę cesarza Konstantyna Wielkiego, św. Konstancję. Niewiele jednak wiadomo tak o niej, jak i jej życiu małżeńskim.

Wśród mężczyzn żony mieli liczni kanonizowani średniowieczni królowie czy książęta, lecz tym bardziej w ich przypadku nie podkreśla się małżeńskich zasług na drodze do świętości. Żonaci byli także niektórzy męczennicy czy to pierwszych wieków, czy też późniejsi (np. Tomasz More). Tytułem do kanonizacji było tu jednak przede wszystkim męczeństwo w obronie wiary. W gronie bardziej współczesnych świętych są już tylko samotni świeccy mężczyźni, jak beatyfikowany przez Pawła VI w 1975r. profesor medycyny Józef Moscati (1880-1927) czy dobrze znany w Polsce Piotr Jerzy Frassati (1901-1925).

A jednak...

Znikąd zatem nadziei? Całkiem próżno szukać świętego małżeństwa? Aż tak źle nie jest. Było np. na przełomie X i XI wieku małżeństwo cesarza niemieckiego Henryka II i Kunegundy. Obydwoje małżonkowie czczeni są jako święci. Nie mogą oni jednak być przykładem dla wszystkich małżeństw, gdyż oboje -- za namową Kunegundy -- złożyli ślub czystości dziewiczej. Naśladowanie ich dzisiaj utrudnia także względna łatwość, z jaką w średniowieczu ogłaszano głowy koronowane świętymi. To samo dotyczy małżeństwa siostry św. Henryka II, bł. Gizeli i króla Węgier, św. Stefana. Wzorowe było ponoć małżeństwo św. Jadwigi Śląskiej (? 1243) i Henryka Brodatego, lecz tylko ona wyniesiona została na ołtarze.

Są jeszcze przypadki świętych małżeństw z czasów, gdy celibat jeszcze nie obowiązywał duchownych. W IV wieku żyli św. Grzegorz, biskup Nazjanzu i św. Nonna. Byli oni rodzicami św. Grzegorza z Nazjanzu (doktora Kościoła, wybitnego teologa, jednego z tzw. ojców kapadockich), św. Cezarego z Nazjanzu (lekarza, pustelnika) i św. Gorgonii. Ze zrozumiałych względów trudno jednak przedstawiać dzisiaj w Kościele małżeństwo biskupa jako wzór do naśladowania dla świeckich.

Być może dalsze poszukiwania przyniosłyby jeszcze jakieś owoce. Rzecz jasna, można sięgać do czczonych w naszym kraju świętych Joachima i Anny, rodziców Matki Bożej (żadne małżeństwo nie zostało obdarowane przez Boga takim dzieckiem jak oni). Przede wszystkim pamiętać trzeba o Józefie i Maryi. Żonaty był św. Piotr, być może również inni apostołowie. Nowy Testament kilkakrotnie wspomina chrześcijańskich małżonków, bliskich współpracowników św. Pawła, Akwilę i Pryscyllę. Wszyscy oni słusznie byli i są przedstawiani jako wzór dla współczesnych rodzin. Rzecz jasna, w wielu wymiarach pary te mogą być naśladowane przez dzisiejszych wyznawców Chrystusa. Naśladowanie i kult Świętej Rodziny zdaje się zresztą przybierać na sile, co dostrzec można choćby w rosnącej popularności różnych ikonograficznych przedstawień Jezusa wraz z Maryją i Józefem oraz sanktuariów, w których znajdują się takie obrazy. W zjawisku tym trzeba dostrzec ważny duszpasterski znak czasu. Jednak nawet Święta Rodzina -- skoro wierzymy w niepokalane poczęcie i trwałe dziewictwo Maryi -- w istotnych wymiarach różni się od normalnych rodzin. Trudniej przez to w pełni się z nią utożsamiać.

Faktem pozostaje zatem, że przez dwadzieścia wieków chrześcijańscy małżonkowie nie otrzymali od Kościoła katolickiego wzorów do naśladowania w postaci beatyfikowanych czy kanonizowanych par małżeńskich. Smutne to tym bardziej, że za pontyfikatu Jana Pawła II odbywa się tak wiele uroczystości wyniesienia na ołtarze kolejnych sług Bożych. Wciąż jednak są to najczęściej osoby duchowne lub zakonne, z rzadka jedynie indywidualni świeccy.

Przed kilku laty, podczas Międzynarodowego Roku Rodziny, Papież pragnął przedstawić wiernym wyraźny symbol świętości rodziny. Odbyły się wówczas -- tego samego dnia, 24 kwietnia 1994 r. -- znamienne beatyfikacje dwóch kobiet, które były żonami i matkami. Pierwszą była wspomniana już Elżbieta Canori Mora. Druga to współczesna nam włoska lekarka, Joanna Beretta Molla, która zmarła przy urodzeniu czwartego dziecka. Przeżyła zaledwie 40 lat (1922-1962). Była specjalistką w dziedzinie pediatrii i ginekologii. Podczas trwania czwartej ciąży dowiedziała się o śmiertelnym niebezpieczeństwie grożącym zarówno jej, jak i dziecku. Nie zgodziła się na przerwanie ciąży. Wybrała zagrożenie własnego życia, byle nie spowodować śmierci dziecka. Zmarła w kilka dni po urodzeniu córki, w domu rodzinnym, dokąd -- już w agonii -- przewieziono ją ze szpitala. Jej mąż nie mógł być wraz z nią wyniesiony na ołtarze, choćby dlatego, że... wraz z dziećmi był uczestnikiem ceremonii beatyfikacyjnej dokonanej przez Jana Pawła II na placu św. Piotra.

Obie kobiety były żonami i matkami. Ich beatyfikacja w Roku Rodziny wyraźnie, w papieskiej intencji, miała być znakiem świętości rodziny. Siłą rzeczy musiał być to jednak znak niepełny -- za błogosławione uznawano wciąż tylko indywidualne osoby, a nie sakramentalne małżeństwo.

Jan Paweł II sam wskazywał w liście "Tertio millennio adveniente" na potrzebę oficjalnego uznawania par małżeńskich za błogosławione i święte: Należy popierać uznanie heroiczności cnót zwłaszcza świątobliwych wiernych świeckich, którzy realizowali swe powołanie chrześcijańskie w małżeństwie. Żywiąc przeświadczenie, że w rzeczywistości nie brak owoców świętości również w tym stanie, czujemy potrzebę znalezienia odpowiednich sposobów, ażeby świętość ta była przez Kościół stwierdzana i stawiana za wzór dla innych chrześcijańskich małżonków (nr 37).

Jak do tej pory, apel ten nie został zrealizowany. Wysokie wymagania formalne (i dodajmy, także finansowe) długotrwałego i wyczerpującego procesu beatyfikacyjnego "preferują" niejako osoby zakonne, których macierzyste zgromadzenia mogą poświęcić się tej sprawie. W przypadku duchownych spraw pilnuje diecezja. A kto stoi za małżonkami? Tu byłaby ważna rola do odegrania dla diecezji, wszak święci małżonkowie w nich żyli i żyją -- mówił przed czterema laty na tych łamach ks. Andrzej Santorski. Wciąż jednak nie znalazły się -- postulowane przez Papieża -- "odpowiednie sposoby" stwierdzania świętości małżonków. Innymi słowy, Kuria Rzymska nie zdołała znaleźć sposobu na obniżenie poprzeczki formalnych wymagań w procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych, bez równoczesnego obniżania poprzeczki faktycznych wymagań niezbędnych, by wykazać świętość poszczególnych osób.

Kto będzie pierwszy?

Jan Paweł II wielokrotnie mówił o świętości, jaką przeżywają współczesne małżeństwa. W swej homilii podczas spotkania z uczestnikami nowych ruchów i wspólnot kościelnych w wigilię Zesłania Ducha Świętego Jan Paweł II wymienił -- jako jeden z owoców działalności ruchów -- wspaniałe rodziny chrześcijańskie, prawdziwe Kościoły domowe. Być może zatem wkrótce rzeczywiście ktoś w Watykanie znajdzie odpowiednie sposoby, ażeby świętość ta była przez Kościół stwierdzana i stawiana za wzór dla innych chrześcijańskich małżonków. Tak wiele wspaniałych inicjatyw zawdzięczamy polskiemu Papieżowi, może będzie on również pierwszym biskupem Rzymu, który beatyfikuje parę małżeńską.

Wolno chyba przypuszczać, że sprawy zaszły już tak daleko, że można snuć rozważania nie tylko c z y, lecz także: k i e d y nastąpi to wydarzenie i k t o będzie jego bohaterem. Podczas Międzynarodowego Kongresu Ruchów Kościelnych pytałem o to księży, którzy przedstawiali postulaty beatyfikowania małżonków czy całych rodzin.

Ks. Charles Patrick Coulter ma nadzieję, iż pierwsza beatyfikacja małżonków nastąpi jeszcze za jego życia (a ma 67 lat). Widzi on trzy źródła takiej nadziei. Po pierwsze, skoro małżeństwo jest sakramentem, to jest drogą do świętości. Zatem wiele małżeństw -- choć wcale nie ogłoszonych przez Kościół jako święci -- z pewnością przeszło tę drogę w sposób godny naśladowania. Po drugie, w dzisiejszym świecie bardzo trudno jest głosić zasadę świętości małżeństwa. Taki symboliczny akt -- a symbole odgrywają bardzo ważną rolę w życiu Kościoła -- byłby sygnałem dla wielu małżeństw, że małżeństwo jest rzeczą świętą i drogą do świętości. Po trzecie, małżeństwo wymaga specyficznej duchowości i beatyfikacja małżonków przypomniałaby o tym. "Proces beatyfikacyjny małżonków wymagałby podwójnego zaangażowania, ale nie wydaje się to niemożliwe, przecież Duch Święty działa w Kościele; być może ma On coś w rękawie" -- powiedział mi ks. Coulter. Przypomniałem mu, że trwa obecnie proces beatyfikacyjny państwa Martin, rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus. "Być może to oni będą pierwsi" -- zastanawiał się irlandzki duchowny. "Za nimi powinni jednak pójść następni. Warto bowiem pamiętać, że wszystkie córki państwa Martin wstąpiły do klasztoru. Rzecz jasna, to nic złego, ale o wiele bardziej czytelnym sygnałem byłoby dziś uznanie świętości małżonków, których dzieci niekoniecznie stawały się zakonnikami. Świętość małżonków nie wymaga bowiem oddawania dzieci do klasztoru" -- powiedział ks. Coulter.

Zdaniem o. Daniel Ange'a, w trzecim tysiącleciu możliwe będą kanonizacje całych rodzin. "Idą bowiem czasy, które wymagają, by w rodzinie wszyscy byli święci. Żyjemy w czasach destrukcji wiary, a im bardziej działa szatan, tym bardziej Duch Święty rozdaje niezwykłe dary świętości. Konkretnie myślę o dwóch rodzinach z Rwandy, które zostały w całości, łącznie z dziećmi, zamordowane. Mogą one być beatyfikowane, bo wszyscy oddali życie za Jezusa" -- powiedział o. Daniel Ange. "Również św. Maksymilian Kolbe oddał życie, by uratować rodzinę. Za jego przykładem księża powinni ofiarowywać swoje życie w obronie misterium rodziny". Nie zdążyliśmy porozmawiać o szczegółach, przypuszczam jednak, że Daniel Ange -- który sam trzynaście lat spędził w Rwandzie -- miał na pewno na myśli rodzinę Rugamba: Cypriana, Dafrozę i ich sześcioro dzieci.

Małżonkowie Rugamba byli założycielami wspólnoty "Emmanuel" w Rwandzie. Wcześniej jednak ich życie małżeńskie przeszło przez wiele prób. Cyprian po ukończeniu szkoły średniej wstąpił do seminarium duchownego. Po dwóch latach zrezygnował jednak z tej drogi. Podczas studiów w Belgii stracił wiarę. Poślubił Dafrozę Mukansanga, lecz po nieporozumieniach i urodzeniu pierwszego dziecka -- zgodnie z prawem zwyczajowym -- odprowadził żonę do jej rodziców. Przez osiem miesięcy żyli w separacji. Cyprian nie stronił od kobiet, miał pozamałżeńskie dziecko, które Dafroza później przygarnęła jak swoje. Cyprian nawrócił się w roku 1982, w siedemnastym roku małżeństwa. Odżyła również ich miłość. Zaangażowali się w działalność ewangelizacyjną. Wraz ze wspólnotą "Emmanuel" założyli sierociniec dla dzieci ulicy. Wszechstronnie uzdolniony Cyprian był dyrektorem Narodowego Instytutu Badań Naukowych, głównym pomysłodawcą muzeum kultury rwandyjskiej w Butare. Jako choreograf prowadził zespół tańca tradycyjnego. Pisał również wiersze i pieśni religijne. Lokalny biskup zezwolił rodzinie Rugamba na utworzenie domowej kaplicy. Przed tym właśnie tabernakulum spędzili wraz z dziećmi ostatnie chwile swego życia, zanim zabili ich żołnierze 7 kwietnia 1994 r. Mordercy zignorowali prośbę Dafrozy o chwilę czasu na ostatnią modlitwę. Skierowali serię z karabinu maszynowego w kierunku tabernakulum, a następnie zabili Cypriana, Dafrozę i sześcioro (spośród dziesięciorga) ich dzieci. Jak pisze ks. Jan Pałyga -- co potwierdzają polscy misjonarze pracujący w Rwandzie -- po śmierci Cypriana i Dafrozy Rugamba przypomniano sobie w tym kraju o słowach Jana Pawła II wypowiedzianych podczas pielgrzymki we wrześniu 1990 r.: Jestem przekonany, że prawdziwi święci znajdują się między wami, wśród waszego ludu rwandyjskiego, w waszych domach i rodzinach. Ostatnia piosenka skomponowana przez Cypriana Rugamba nosi tytuł "Tanecznym krokiem idę do Nowego Jeruzalem"...

Jednymi z pierwszych beatyfikowanych małżonków mogą być również państwo Vanier, rodzice założyciela wspólnot skupionych wokół osób z upośledzeniem umysłowym. Jean Vanier w rozmowie ze mną potwierdził, że w jego rodzinnej diecezji w Kanadzie rozpoczęto przygotowania do procesu beatyfikacyjnego jego rodziców. Jego ojciec był gubernatorem Kanady, bardzo szanowanym przez jej mieszkańców, jego beatyfikacja miałaby zatem dodatkowy niezwykły wymiar -- dotyczyłaby wysokiej rangi polityka. Jean Vanier nic jednak nie mógł mi powiedzieć na temat stanu zaawansowania procesu beatyfikacyjnego, a zwłaszcza stanowiska watykańskiej kongregacji ds. świętych w tej sprawie.

Świętość "pomimo" małżeństwa?

Istnieją -- jak sądzę -- trzy sposoby chrześcijańskiego przeżywania wydarzeń powszedniego dnia, a zarazem trzy rodzaje chrześcijańskiej refleksji nad codziennością. Pierwszy z nich to ucieczka od codzienności, celem staje się wówczas świętość pomimo codzienności. Drugi to sakralizacja codzienności; celem jest wtedy świętość w życiu codziennym. Trzecie podejście to akceptacja codzienności; celem staje się tu uświęcenie przez codzienność, która jest pełna łaski. Powyższe rozróżnienia mogą być pomocne również w refleksji nad problemem świętości małżonków.

Pierwszy z tych sposobów myślenia i życia chrześcijańskiego zakładał, że codzienność (i szerzej: sprawy ziemskie) są złe. Wyciągano z tego wniosek, że trzeba od nich uciekać -- czym dalej, tym lepiej. Codzienność była tu jedynie przeszkodą w życiu chrześcijańskim i żadnym sposobem nie mogła się stać drogą do świętości.

W drugim stylu również przyjmowano, że codzienność należy do sfery profanum, a zatem wymaga przemienienia, niejako przyłączenia do sfery sacrum. Przedstawiciele tego nurtu myślenia już nie sądzili, iż codzienność jest i musi pozostać zła, nie chcieli uciekać od codzienności, pragnęli ją więc uświęcić. Pod hasłem "uświęcenie codzienności" pisali jednak i mówili głównie o modlitwie i umartwieniach, mimochodem jedynie wspominając o wykonywaniu świeckich obowiązków.

Duchowość trzecia -- akceptacji codzienności i poszukiwania w niej samej wymiaru duchowej głębi -- opiera się na przełamaniu podziału sacrum-profanum. Świat przestaje być podzielony (czy nawet rozerwany) między to, co święte i to, co świeckie. Wszystko może być święte. Więcej, wszystko, co czyni człowiek wierzący, powinno być święte -- właśnie ze względu na to, że on (lub ona) to czyni. Dlatego mówi się tu o mistyce życia codziennego.

Powyższa typologia pozwala też na zarysowanie trzech modeli funkcji małżeństwa na drodze do świętości. Po pierwsze, byłaby to świętość pomimo małżeństwa. Przykładami mogą tu być błogosławieni i święci, którzy traktowali swe małżeństwo jako ciężar, a prawdziwą duchową radość odnajdywali, gdy -- czy to jeszcze za życia współmałżonka czy też po jego śmierci -- oddawać się mogli praktykom pokutnym i modlitwie. Ideałem stawała się rezygnacja w małżeństwie ze współżycia seksualnego, które traktowane było jako coś niegodnego ludzi oddanych Bogu. Dobitnie wyraziła taki model świętości św. Katarzyna ze Sieny, która -- odpowiadając na prośbę pewnego adwokata z Florencji o kierowanie jego życiem wewnętrznym -- obwarowała swą zgodę dwoma warunkami: jej rozmówca musiałby najpierw porzucić swe małżeństwo i pracę zawodową.

Po drugie, można mówić o świętości w życiu małżeńskim. Tutaj wskazać należałoby w szczególności na te osoby, które świadomie akceptowały małżeństwo i za wszelką cenę -- także cierpliwie znosząc nieznośnych współmałżonków -- starały się w nim żyć "po Bożemu". Uświęcały się one poprzez rozmaite praktyki duchowe. Opór współmałżonków sprawiał jednak, że drogą do świętości było tu nie małżeństwo jako takie, lecz sposób przeżywania go przez jedną ze stron. Łaska sakramentu małżeństwa dawała moc do heroicznej wierności współmałżonkowi. Współżycie cielesne było zaś spełnianiem, bardziej czy mniej przykrego, małżeńskiego obowiązku.

Trzeci sposób przeżywania małżeństwa na drodze wiary wypływa z głębokiego uświadomienia sobie wielkiej łaski tego sakramentu, którego szafarzami są przecież sami małżonkowie. Przysięga małżeńska oznacza tu jednoczesne wyznanie wiary w łaskę Chrystusa, która pozwoli wytrwać w zobowiązaniu wierności na dobre i na złe. Sakrament małżeństwa to misterium przymierza, w które zostaje włączona para małżeńska celem odtwarzania go w życiu codziennym. Całe życie małżeńskie staje się przeniknięte wymiarem świętości, a nie tylko jego wybrane fragmenty. Wszystko, co czyni człowiek wierzący, powinno być przecież święte, tym bardziej, gdy czynią to we dwoje -- związani sakramentalnym węzłem małżeńskim. Szczególnej roli nabiera tu fizyczna bliskość małżonków. Sakrament małżeństwa powoduje, że cielesne współżycie małżonków jest także znakiem ich świętości. Łaska Boża czyni bowiem wzajemny dar ciała znakiem świętej miłości małżeńskiej.

Bez większego trudu można znaleźć świętych małżonków należących do pierwszej i drugiej kategorii. Co jednak z tymi, którzy świadomie traktowali swe małżeństwo jako drogę do świętości, a nie jako przeszkodę czy trudną przypadłość na tej drodze? Małodusznością byłoby sądzić, że w oczach Bożych nie było takich par małżeńskich. Wciąż jednak nie zostały one dostrzeżone przez swój Kościół, wciąż pozostają anonimowe.

Mistyka życia małżeńskiego

Ks. Andrzej Santorski podkreśla, że małżonków uznanych za świętych nie ma wielu, bo samo sformułowanie tezy, że małżeństwo jest drogą do świętości, to temat stosunkowo nowy w teologii. Podobnie musiało być i przy podejmowaniu decyzji o kandydatach do beatyfikacji. Najwyższa pora na odrobienie tych zaległości. Niezbędne wydaje się, by hierarchia kościelna nie tylko cieszyła się z zaangażowania świeckich w życie Kościoła, nie tylko zachęcała rodziny do wierności i wytrwałości, lecz także przedstawiała im konkretne wzory świętości na co dzień w życiu świeckim. Nie ma lepszego testu powszedniej świętości niż codzienne życie z najbliższymi. Nic bardziej nie obnaża przecież ludzkich słabości i wad. Niewiele też może być rzeczy piękniejszych nad szczęście rodzinne.

Beatyfikacja małżonków nie dokona się sama. Potrzebny jest wysiłek i dobra wola osób, od których zależy przebieg formalnych procedur beatyfikacyjnych. Najczęściej są nimi duchowni. Czy zrozumieją oni, że dzisiejszy świat -- tak często całkowicie odrzucający małżeństwo lub sprowadzający je do czasowego kontraktu opartego na zasadzie przyjemności -- pilnie potrzebuje głosu Kościoła, który na przykładzie konkretnych ludzi pokaże, jak wielką siłą może być miłość małżeńska przeżywana w przyjaźni z Bogiem -- Dawcą Miłości? Taka beatyfikacja byłaby wielką pomocą w zrozumieniu misterium Boga, zawartego w powołaniu człowieka do małżeństwa.

Trzeba zacząć myśleć i mówić o mistyce życia małżeńskiego i rodzinnego oraz wyciągać konkretne wnioski z tego, że rodzina jest Kościołem domowym. Jeśli tak twierdzimy, to zaangażowanie w życie rodziny jest przecież jednocześnie zaangażowaniem w życie Kościoła. I nie chodzi tu tylko -- pisał niedawno na tych łamach Józef Majewski -- o wspólny, rodzinny udział w liturgii, o wspólny rodzinny pacierz, wspólną domową lekturę Pisma Świętego czy wspólną modlitwę w związku z posiłkami. Tu chodzi o bezwzględnie każdą chwilę, każde doświadczenie, każdą codzienną czynność, najdrobniejszy uśmiech, niedostrzegalną łzę, każdy trud, każdy ból i każdą radość.

Czy zatem w trzecim tysiącleciu pojawią się kanonizowani wspólnie święci małżonkowie? Wszystko wskazuje, że tak. Oczekiwanie na tę chwilę powoli przestaje być utopią. Gdyby pierwsza beatyfikacja małżonków odbyła się w jubileuszowym roku 2000, byłoby to najpiękniejsze z możliwych przypomnienie, że Bóg zechciał przyjść na świat w ludzkiej rodzinie. Takiego przypomnienia współczesny świat bardzo potrzebuje.

Zbigniew Nosowski

 

Zbigniew Nosowski -- ur. 1961. Ukończył studia socjologiczne na Uniwersytecie Warszawskim i teologiczne na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie i w Instytucie Ekumenicznym w Bossey pod Genewą. Od 1988r. pracuje w redakcji miesięcznika "Więź", od 1993r. jako zastępca redaktora naczelnego. Członek Krajowej Rady Katolików Świeckich. Członek Zarządu Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie. Redaktor i współautor książki "Dzieci Soboru zadają pytania". Autor ponad 200 telewizyjnych programów publicystycznych. Mieszka z żoną i dwiema córkami w Otwocku.

 

Artykuł ten ukazał się we wrześniowym numerze miesięcznika "Więź" (nr 479, 9/1998).
Adres internetowy "Więzi":
http://free.ngo.pl/wiez, E-mail: wiez@supermedia.pl

 

 


początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz