ŻYCIE DUCHOWE  •  ZIMA 2000 

LEKTURY •


 

KTO KOCHA WOLNOŚĆ, KOCHA BOGA

 


 

Anselm Grün OSB,
Drogi ku wolności,
przekład Katarzyna Zimmerer,
Wydawnictwo WAM, Kraków 1999, ss. 116.

 

Przekonani jesteśmy, że zasługujemy na dar wolności. A jeśli ktoś nie jest zbyt pewny, co winien przez to rozumieć, niech spojrzy w twarz ulicznym billboardom. Oczywiście, to personifikacja: przecież plakaty nie mają twarzy. One mają maski! A jedna z nich nosi imię: „wolność” i jej przekaz jest niedwuznaczny – ”Używajcie! używajcie świata, ile tylko chcecie!” Nasz świat huczy od tego głosu.

 W tramwaju trudno dać się pochłonąć lekturze: atmosfera w godzinach szczytu jest zdecydowanie nerwowa: trudne opowieści szeptane urywanym głosem na ucho towarzyszowi podróży, krótkie rozmowy pełne narzekań, strachu i pretensji do świata wypełniają niewielką, zagmatwaną przez ludzi przestrzeń. Jakby na znak sprzeciwu – kartkuję ze spokojem (udawanym?) stronice Dróg ku wolności ojca Anselma Grüna OSB, raz po raz odrywając się od liter, obserwując i oceniając rzeczywistość: wszystko się zgadza z tym, co napisano; niewiele w nas wolności. W tym czasie do wyjścia podchodzi mężczyzna mamroczący pod nosem modlitwy, wlokąc za sobą brudny pakunek i przenikliwą falę odoru, a na przystanku wita go reklama zachęcająca do „bycia sobą”; wita go tylko ona – żywi ludzie odsuwają się na bok z niezdarnie skrywanym skrępowaniem. Niewolnik wychodzi naprzeciw niewolnikom.

Drogi ku wolności to precyzyjny i momentami dramatycznie bezpardonowy opis naszego, tak często zniewolonego na różne sposoby człowieczeństwa, stworzonego z równoważnych elementów: ciała, psyche i ducha. Światła, jakie w poszczególnych rozdziałach rzuca ojciec Grün, są skierowane na rozumienie i przeżywanie człowieczej wolności, zakorzenionej w Objawieniu. On sam pisze: „Zamierzam [...] przełożyć biblijne pojęcie wolności na nasze konkretne życie. Czy jestem dziś w stanie żyć według zasad zawartych w Biblii? Jak można zastosować je w naszej psychicznej i społecznej sytuacji?” Te pytania zadane już na wstępie będą powracały do nas nieustannie w ciągu lektury, będą prowokowały tym mocniej, im bardziej szczerze otworzymy się na nie.

Owe „drogi ku wolności” według ojca Grüna biegną od Synoptyków, przez świętego Jana Ewangelistę i świętego Pawła, aż do świętego Jakuba. W drugiej części książki przedstawione jest doświadczenie wolności w trzech ważnych dla chrześcijaństwa tradycjach, czyli w filozofii Greków, u Ojców Kościoła i Ojców pustyni. Całość zamyka opis roli życia duchowego jako doświadczenia wiodącego do wolności.

Książka nie należy do łatwych, choć wydawać się może, iż współczesny czytelnik na tyle przyzwyczaił się do „psychologizującego” języka wypowiedzi w różnych publikacjach, by i treść Dróg ku wolności przyswoić sobie bez trudu. Ale tutaj nie mamy do czynienia z żargonem, któremu sprosta pobieżna lektura. Mocną stronę pisarstwa ojca Grüna stanowi niebywale odważne odkrywanie tajemnic ludzkiego życia i interpretowanie ich w świetle psychologii głębi. Na szczęście nie tutaj koniec drogi autora. Doktor Anna Gałdowa, we wstępie do innej z jego książek, tak pisze: „[Przyznaje on], że sięganie po interpretacje z obszaru psychologii głębi ma dla niego sens tylko wówczas, gdy chodzi o psychologiczne warunki, jakie muszą być spełnione, aby «pełny człowiek [...] złożony z ciała i duszy» mógł się «ubiegać o spotkanie z Bogiem»„. Takie ujęcie ratuje przed aktualnym obecnie problemem instrumentalnego sprowadzenia życia religijnego do funkcji terapii.

Wspomniałem powyżej o kłopocie, jaki sprawia czytelnikowi pisarstwo ojca Grüna. Otóż konstruuje on wypowiedź w ten sposób, by poprzez wielość przykładów, odnoszących chrześcijańskie treści do z życia wziętych wzorców ludzkich postaw i przeżyć, sprowokować czytających do przewartościowania stylu myślenia (a w konsekwencji: postępowania). Może to szokować szczególnie wtedy, gdy porusza zagadnienie najbardziej intymnych ludzkich doświadczeń, które niestety czasem zamieniają się w narzędzia psychicznego i duchowego terroru. O czym konkretnie mowa w tym miejscu? O relacjach z rodzicami (gdy są obciążone nadmierną uległością), o miłości (gdy okazuje się raniącym przywiązaniem), o przeżywaniu własnej seksualności (często zafałszowanym przez negatywny, lękowy obraz tej sfery człowieczeństwa). A przecież dźwigamy w sobie także dwa przemożne i jakże często nieuświadomione źródła zniewolenia: grzeszny egoizm i strach przed śmiercią.

Ojciec Grün nie jest jednak nieubłaganym oskarżycielem człowieka, nie jest też bezwzględnym kontestatorem porządku społecznego. Stara się raczej przywrócić ludzkiej rzeczywistości jej właściwy wymiar, właściwą hierarchię istnienia, opartą na fakcie, iż będąc człowiekiem, „jestem synem lub córką Boga” (s. 16). Oto, co nas wyrywa ze zniewolenia!

Częste są tutaj odniesienia do tradycji filozofii greckiej, która dyskretnie, lecz i trwale wpisana jest w naszą kulturę. To, co początkowo odnosiło się w myśli greckiej do płaszczyzny czysto politycznej, z czasem, u Sokratesa i Platona poczęło być coraz bardziej uduchowione. Mianem wolnego określali oni człowieka sprawiedliwego, mądrego, cnotliwego. Najgłębsze rozumienie wolności znajduje ojciec Grün u stoików. Głosili oni uwolnienie od namiętności, niezłomność i zgodę na to, co niesie los. Według nich człowiek jest sobą w swej najskrytszej i wewnętrznej istocie.

Można jednak odnieść wrażenie, iż autor nadto dowartościowuje powiązania stoików z chrześcijańską koncepcją wolności. Szczególnie, gdy przychodzi do interpretacji zasług Ojców Kościoła w rozumieniu pojęcia „wolność”. Owszem, autor zdaje się dostrzegać odmienny kontekst pojmowania zagadnienia wolności w obu tradycjach, lecz niemal na każdym miejscu następujące odwołania do filozofii stoików powodują, iż rozmywa się granica między tym, co jest antycznym dorobkiem myśli ludzkiej, a tym, co wynika z Objawienia. Także przez pryzmat nauk Epikteta zostaje oceniona kontemplacyjna droga Ojców pustyni, ukazana na przykładzie Ewagriusza z Pontu, uważanego za psychologa wczesnego monastycyzmu.

Wspaniałym uwieńczeniem książki jest rozdział „Życie duchowe jako droga ku wolności”. Ojciec Grün nawiązując do budzącego u wielu ambiwalentne uczucia pojęcia ascezy odkrywa przed nami jej ożywcze znaczenie: „Asceza to ćwiczenia i trening. Trenuj nie tylko po to, by odnieść sukcesy sportowe lub osiągnąć żołnierską sprawność, lecz także po to, by wykształcić w sobie określone postawy życiowe. W tym przypadku chodzi o postawę wewnętrznej wolności” (s. 87). Nasze wyrzeczenie, zgoda na dyskomfort (a tym jest każda forma autentycznie przeżywanego postu) konfrontuje nas z każdą formą nałogu, obnaża przywiązania, inspiruje do opanowania, stanowienia o sobie, a zatem: przemienia nas, czyni „ludźmi wnętrza”. Równocześnie autor stanowczo zauważa, że nie wolno mylić ascezy z bezwzględnym dążeniem do źle pojętej doskonałości. Znakiem wolności jest także pokorne przyznanie przed Bogiem, iż nie wszystko jest w naszej mocy, że naszemu życiu towarzyszyć będą zawsze bolesne porażki, że niejednokrotnie zawiedziemy się na sobie samych, gdyż tylko On jest większy od naszych serc.

Poznajemy siebie, poznając Boga. On zaś ofiaruje się nam w sakramentach i na modlitwie. Modlitwa jest zanurzeniem się w Jego prawdzie i pokoju, czyli w tym, co uwalnia spod dyktatu codzienności. Odrobina milczenia Jemu poświęcona jest niebagatelnym krokiem ku wolności. Ojciec Grün stwierdza: „W tym pomieszczeniu, w którym Bóg mieszka we mnie, ego ustępuje, a moja prawdziwa jaźń jaśnieje. Dotykam niezafałszowanego wizerunku Boga we mnie” (s. 101). Nawet jeśli nie zależy nam na zgłębianiu znaczenia pojęć ego i prawdziwa jaźń, i tak intuicyjnie odczuwamy prawdziwość powyższej wypowiedzi.

Rozmyślając w krakowskim tramwaju o Drogach ku wolności, znów rozglądam się wokół siebie. Kto mnie otacza? Kto z tych ludzi byłby gotów sięgnąć po trzymaną przeze mnie w ręku książkę? Czy wolność dana jest każdemu? Wysiadam; na ulicy szantażują mnie pewne siebie twarze z billboardów. Ale nie zależy mi na ich wolności. Chcę być wolny i chcę być dzięki temu bardziej człowiekiem dla ludzi przechodzących obok mnie. A przecież z całą pewnością nie jest to tylko moje doświadczenie.

A ile we mnie miejsca na wolność? Ile w Tobie miejsca na wolność? Warto skonfrontować swoje życie z prawdą, której zarys zawarł ojciec Grün w Drogach ku wolności. Z prawdą o bosko-ludzkiej wolności, której możemy zakosztować i którą możemy się dzielić.

Ostatnie zdanie książki utkwiło we mnie najgłębiej i dlatego podzielę się nim tutaj; a choć pewnie nigdy nie doświadczę jego pełni, to bynajmniej nie zamierzam zapomnieć o jego treści. Brzmi ono: „Kto kocha Boga, kocha też wolność”.

Krzysztof Wołodźko SJ

 

 

 

 

 DO GÓRY  •  NASTĘPNY