DUCHOWOŚĆ I ŻYCIE •
JANUSZ PONIEWIERSKI
Moje bilanse kwartalne
Jesień 1999 – Zima 2000
Jesień 1999
16 października 1999, kolejna rocznica pontyfikatu Jana Pawła II. W prasie
(zwłaszcza zachodniej) fala spekulacji: czy Papież powinien zrezygnować? Kto
zostanie jego następcą? Jaki będzie Kościół po Janie Pawle? Muszę przyznać, że
nie bardzo odpowiada mi ta perspektywa myślenia o Kościele. Od razu przypomina
mi się anegdota zasłyszana od znanego krakowskiego duszpasterza o. Jana
Andrzeja Kłoczowskiego. Zapytał on kiedyś Ojca Świętego, co będzie z planowanym
na 2000 rok spotkaniem trzech wielkich religii. „Ty się nie wymądrzaj –
odpowiedział mu Papież. – Ty się módl!”
W zakładach zbrojeniowych w Skarżysku-Kamiennej skradziono kilka rakiet
bojowych. Z Biblioteki Jagiellońskiej ukradziono kilkadziesiąt bezcennych
starodruków. W Akademii Medycznej w Gdańsku trzy telefonistki, dzwoniąc w
czasie pracy do audiotele, okradły swego pracodawcę na blisko 650 tys. złotych
(tyle wyniosły koszty połączeń telefonicznych). Co łączy te fakty? Jakieś
zamazanie granic... I całkowity brak odpowiedzialności – pośmiertny triumf
komunizmu. A tak się oburzaliśmy, kiedy ks. Tischner mówił, że żyje w nas „homo
sovieticus”.
Rok 1999 wejdzie do historii Kościoła jako ważny dla ekumenii. Po pierwsze,
z inicjatywy Jana Pawła II w Rzymie odbyło się kolejne międzyreligijne
spotkanie modlitewne – znak tego, że Asyż A.D. 1986 nie był nieprzemyślanym
„wypadkiem przy pracy”, jak chcieliby integryści, lecz stanowi kamień milowy w
dziejach chrześcijaństwa. Tu wcale nie chodzi o synkretyzm religijny – tu
chodzi o modlitwę, która „góry przenosi”, i o świadectwo dla coraz bardziej
bez-Bożnego świata.
Po drugie, katolicy i luteranie podpisali Wspólną deklarację w sprawie
nauki o usprawiedliwieniu. Data i miejsce tej uroczystości – 31
października, Augsburg – nie były przypadkowe. Właśnie tego dnia, w 1517 roku,
na drzwiach kościoła w Wittenberdze doktor Marcin Luter przybił 95 tez –
wydarzenie to jest uważane za początek Reformacji. Kilkanaście lat później, w
Augsburgu, ogłoszono tekst fundamentalny dla protestantyzmu: Konfesję
Augsburską. Odtąd obie strony – katolicka i protestancka – przez całe stulecia
wierzyły, iż dzieli je przepaść niemożliwa do zasypania. Człowiek może dostąpić
zbawienia jedynie przez wiarę – mówili protestanci i... zarzucali katolikom, iż
pełnienie dobrych uczynków może być rodzajem „przekupstwa” i czystą
formalnością. „Wiara bez uczynków jest martwa” – odpowiadali katolicy i...
oskarżali protestantów o gotowość czynienia zła z wiarą w sercu. Cóż za
nieporozumienie! I jaka podejrzliwość!
Komentując tamten spór, napisałem w innym miejscu, że przypomina mi on baśń
Andersena o zwierciadle zrobionym przez diabła, które miało tę właściwość, iż
„wszystko dobre i ładne, co się w nim odbijało, rozpływało się, a to, co nie
miało żadnej wartości i było brzydkie, występowało wyraźnie i stawało się
jeszcze brzydsze”. Jak wiadomo, lustro to pękło i rozprysło się na miliardy
okruchów. „Niektóre kawałki były mniejsze od ziarnka piasku i pofrunęły daleko
w świat; gdy wpadły komuś do oka, tkwiły w nim i wtedy człowiek ten widział
wszystko na odwrót. [...] A w powietrzu wciąż unosiły się maleńkie okruchy
lustra...”
31 października 1999 roku – dochodząc do wniosku, że w gruncie rzeczy zawsze
myśleliśmy tak samo, tylko inaczej rozkładaliśmy akcenty – wzajemnie wyjęliśmy
sobie z oka resztki tych okruchów. I zrozumieliśmy, chyba już raz na zawsze, że
chodzi o miłość. Albowiem jak pisał abp Alfons Nossol: „Dzisiaj w ekumenizmie
chodzi o to, by w ramach własnego wyznania nawracać się bardziej do Chrystusa.
Obejmując coraz mocniej stopy Ukrzyżowanego Zbawiciela, nawet się nie
zorientujemy, kiedy zaczniemy siebie nawzajem obejmować. Wtedy wybije godzina
jedności” („Gość Niedzielny” nr 47/1999).
Kolejny ważny dokument ogłoszony przez Jana Pawła II (skąd ten człowiek, dwa
razy starszy ode mnie, bierze siłę? Głupie pytanie. Przecież wiem...): List do
osób w podeszłym wieku. Refleksja nad upływającym czasem i nad starością, o
której świat mówi, że „nie udała się Panu Bogu”. W zderzeniu tych dwóch opinii
widać jak na dłoni, jak odmienna jest perspektywa chrześcijańska: „Starość nie
jest postrzegana i przeżywana jako bierne oczekiwanie na moment unicestwienia,
ale jako zapowiedź rychłego już osiągnięcia pełnej dojrzałości. [...] Mimo
ograniczeń mego wieku – dodaje Papież – bardzo wysoko cenię sobie życie i umiem
się nim cieszyć”.
Próba wspólnego czytania mądrej książki religijnej – takiej, która pomaga w
życiu wewnętrznym. Próba mozolna, bo książka niełatwa, a czytamy ją późnym
wieczorem; jest w tym jakaś szarpanina – bo zmęczenie, brak czasu itp. Trudne
to i czasem ma się ochotę zakląć.
Papież w Indiach – genialna lekcja tego, jak mówić o Jezusie w środowisku
całkowicie niechrześcijańskim (lekcją tą nie byli jednak zachwyceni hinduscy
fundamentaliści). Biskup Rzymu zachował się jak Paweł Apostoł na ateńskim
Areopagu, który najpierw złożył hołd miejscowym tradycjom („Mężowie ateńscy,
widzę, że jesteście pod każdym względem bardzo religijni”), a następnie mówił
Grekom o Jezusie Chrystusie („Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając...”).
Naśladowca Apostoła pogan, przemawiając w New Delhi, zaczął od obchodów Święta
Świateł (tego właśnie dnia przypadało owo święto – hinduskie Divali), by dać
„świadectwo o Tym, który jest ‘światłością prawdziwą, oświecającą każdego
człowieka’„.
Opowieść o ks. Janie Ziei – poproszono go, żeby poszedł do niewierzącego,
który umierał, i opowiedział mu o Jezusie. Jak zacząć? Od tego, co
najważniejsze: „Bóg jest miłością. Jezus cię kocha!”
Papież w Gruzji – politycy (prezydent Szewardnadze) przyjmują go cieplej niż
prawosławni biskupi. Pewnie mają ku temu swoje powody, ale... Naiwnie pytam:
Czy, będąc biskupem, można pozostać obojętnym na wezwanie „do rachunku
sumienia, a także do stosownych poczynań ekumenicznych, tak abyśmy wobec
Wielkiego Jubileuszu mogli stanąć jeśli nie całkowicie pojednani, to
przynajmniej o wiele bliżsi przezwyciężenia podziałów powstałych w drugim
tysiącleciu”?
Zima 1999/2000
Rozpoczął się Wielki Jubileusz Roku 2000. Jan Paweł II otworzył Drzwi Święte
– symbol Chrystusa. „Bądź dla nas Bramą! – wołał Biskup Rzymu. – Bądź dla nas
Bramą, która wprowadza nas w tajemnicę Ojca. Spraw, aby wszyscy zostali
ogarnięci miłosierdziem i pokojem!”
Proklamowany przez Papieża jubileusz swymi korzeniami sięga Starego
Testamentu. Kiedy wypadał żydowski rok jubileuszowy, nie uprawiano ziemi,
przypominając sobie w ten sposób, kto jest Panem czasu i Władcą ziemi, ludzi i
ich pracy (aktualne w czasach, gdy spieramy się o sens pracy w niedzielę).
Darowywano sobie długi, uwalniano niewolników – był to czas przebaczenia i
miłosierdzia.
Jest rzeczą niezwykle ważną, byśmy pojmowali jubileusz nie tylko w
perspektywie duchowej: jako okazję do spowiedzi i rozgrzeszenia. „Odpuść nam
nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” – powtarzamy w Modlitwie
Pańskiej. I taki też ma być Jubileusz – czas, w którym i my przebaczamy i
darowujemy długi.
Wielkie wrażenie zrobiła na mnie inicjatywa parafian z Podkowy Leśnej,
którzy odpowiadając na apel Papieża (i nie czekając na decyzję mocarstw o
umorzeniu długów Trzeciego Świata), postanowili przekazać dziesiątą część
swoich dochodów (z jednego tylko miesiąca) na budowę hospicjum, leprozorium,
sierocińca bądź kościoła: w Albanii, Kambodży, Mozambiku, Kolumbii i Nowej
Gwinei. Nie ukrywam, że chętnie bym się do takiej inicjatywy przyłączył...
Przy niemal powszechnej obojętności świata trwa wojna w Czeczenii. Wojna
ludobójcza. W „Tygodniku Powszechnym” (nr 8/2000) przerażający tekst Jana
Strzałki: „Madina umiera w chlewie. Aiszi, jej wnuczka, zazdrości zwierzętom.
‘Bo gdybyśmy były zwierzętami – mówi – może ktoś okazałby nam pomoc i
współczucie. Być może zająłby się nami Greenpeace’. Ale Madina i Aiszi nie są
zwierzętami...”.
Kilka dni później moja żona odwiedza supermarket. Pełno ulotek i plakatów z
prośbą o pomoc dla Czeczenów: o kaszę, ryż, mydło, wodę pitną, artykuły
sanitarne. Stoją również kosze z przeznaczeniem na te dary. Niemal wszystkie są
puste.
Czy potrafimy dostrzec sens Roku Jubileuszowego? Jak na razie, kolejne,
„szczegółowe” jubileusze – dzieci, chorych, artystów przeszły właściwie
niezauważone. „Każdy jubileusz jest jakby zaproszeniem na ucztę weselną”. Ilu
artystów, ilu chorych, ile dzieci miało szansę, żeby w ten dzień świętować?
I jakże się tu dziwić prawosławnym biskupom z Gruzji, którzy mają na swoje
usprawiedliwienie przynajmniej tyle, że lękają się katolicyzmu? A my co? Możemy
jedynie zacytować Pismo: „Nie poznali czasu nawiedzenia swego...”
Dwunastoletnia córka opowiedziała mi, o czym rozmawia się w jej klasie: o
rodzajach (i cenach) posiadanej w domu muszli klozetowej.
Głównym wyzwaniem stojącym przed Kościołem u progu trzeciego tysiąclecia
jest ponowne zainteresowanie religią wbrew wszelkim przejawom sekularyzacji –
twierdzi ks. prof. Paul Zulehner, Austriak, jeden z najwybitniejszych w świecie
socjologów religii. Jego zdaniem, ten powrót do duchowości można tłumaczyć jako
bunt przeciwko zbyt spiesznemu „pokładaniu nadziei w życiu doczesnym” i wyraz
poszukiwania sensu życia. Jednak Kościół – mówi Zulehner – wykorzysta swą
szansę jedynie wówczas, jeśli będzie łączył pobożność z zaangażowaniem
społecznym na rzecz najbardziej potrzebujących.
Znów kilkadziesiąt osób umarło w Polsce z powodu zimna. I co? I nic.
Awantury dotyczące lustracji. Właściwie każdy może powiedzieć o drugim: „to
agent”. I ta opinia – prawdziwa czy nie, tego akurat nie wiadomo – przykleja
się do człowieka i ciągnie się za nim przez całe życie. Ilu ludzi skrzywdzono w
ten sposób w imię polityki?
Czytam list Brata Rogera z Taizé, skierowany do uczestników tegorocznego
Europejskiego Spotkania Młodych w Warszawie. „Jedną z najpilniejszych spraw
dzisiaj, mimo naszej bezradności, jest wprowadzanie zrozumienia tam, gdzie
istnieje wzajemna niechęć. Niektóre wspomnienia z przeszłości sprawiają, że
osoby i całe narody trzymają się od siebie z daleka. Nie ma nic bardziej
uporczywego niż pamięć o ranach i upokorzeniach. [...] Modlitwa jest
ewangelicznym skarbem, toruje drogę, która prowadzi do tego, by kochać i
przebaczać. Przebaczenie może zmienić i nasze serce, i nasze życie: oddala się
wtedy surowość, ostrość sądów, by zostawić miejsce dobroci i życzliwości serca.
I oto stajemy się zdolni, by starać się raczej rozumieć, niż być zrozumianym.
Temu, kto żyje przebaczeniem, udaje się pokonać sytuacje pełne zatwardziałej
niechęci, na podobieństwo strumyka, który wczesną wiosną toruje sobie drogę
przez zamarzniętą jeszcze ziemię”.
|