Chrześcijaństwo ponownie odkrywane

STARY TESTAMENT W RĘKU CHRZEŚCIJANINA

Tylko Bóg może mnie wybawić

 

Posłuchajmy na wstępie następującego fragmentu z Drugiej Księgi Kronik:

Potem Moabici i Ammonici, a z nimi część spośród Maonitów, wtargnęli, aby walczyć przeciw Jozafatowi. Przyniesiono wówczas Jozafatowi wiadomość następującą: „Powstało przeciw tobie z drugiej strony morza, z Edomu, wielkie wojsko i jest już teraz w Chaseson–Tamar, to jest w Engaddi”. Przerażony Jozafat zwrócił się o pomoc Jahwe. Ogłosił też post w całej ziemi judzkiej. Zebrali się więc mieszkańcy Judy, aby prosić Jahwe o pomoc. Przybyli zaś z każdego miasta Judy, aby błagać Jahwe...

A pośród zgromadzenia duch Jahwe spoczął na Jachazjelu, synu Zachariasza, synu Benajasza, synu Jejela, synu Mattaniasza — lewicie spośród potomków Asafa. I rzekł on: „ Wszyscy mieszkańcy Judy i Jerozolimy, i ty, królu, Jozafacie, słuchajcie uważnie. Tak do was mówi Jahwe: Nie bójcie się i nie lękajcie tego wielkiego mnóstwa, albowiem nie wy będziecie walczyć, lecz Bóg. Nie bójcie się i nie lękajcie! Jutro wyruszcie im na spotkanie, a Jahwe będzie z wami”.

Wczesnym rankiem powstali i ruszyli ku pustyni Tekoa. Gdy ruszali, stanął Jozafat i rzekł: „Mieszkańcy Judy i Jerozolimy, posłuchajcie mnie: Zaufajcie waszemu Bogu, Jahwe, a ostaniecie się, zaufajcie Jego prorokom, a będzie się wam powodziło”.

(2 Krn 20,1–4.14–15.17b–20).

Izrael rzeczywiście zwyciężył! Nie musiał przy tym wcale walczyć. Jahwe sprawił, że w obozie wrogów wybuchło zamieszanie, które zniweczyło ich armię. Opowiadanie Drugiej Księgi Kronik tak zostało literacko wystylizowane, by pokazać całkowitą darmowość interwencji Bożej oraz pouczyć, na czym polega wkład człowieka w spełnienie się tego zbawienia. Współpraca człowieka polega fundamentalnie na wierze! Mieszkańcy Judy i Jerozolimy, posłuchajcie mnie: Zawierzcie waszemu Bogu, Jahwe, a ostaniecie się, uwierzcie Jego prorokom, a będzie wam się powodziło (por. 2 Krn 20,20).

To opowiadanie, niezależnie od tego, co w nim jest historią, a co nie, mówi nam o istotnej strukturze naszego także zbawienia; zbawienia, które nie jest już wyzwoleniem od przemocy wrogów zewnętrznych, ale od naszego wewnętrznego zła. Człowieka znajdującego się pod panowaniem tego zła Pismo Święte porównuje do umarłego, do istoty, która — użyjmy tego paradoksalnego określenia — fałszywie istnieje. To Bóg nas wyprowadza z tego stanu, odradzając nas za darmo do nowego życia, stwarzając nas jeszcze raz, bez żadnych naszych zasług, bez naszych uczynków. Jedynym warunkiem z naszej strony jest — tak jak to było w historii Jozafata — wiara.

Takie postawienie sprawy wydaje nam się dziwne. Za wiarę uważamy bowiem akt naszego rozumu, który uznaje za prawdę np. to, że Bóg jest jeden, ale w trzech osobach, że Jezus Chrystus jest Bogiem i człowiekiem, że zmartwychwstał, że narodził się z Maryi Dziewicy itd. Jakim cudem ten akt rozumu może mieć aż tak wielkie znaczenie, by być nieodzownym warunkiem naszego zbawienia? To istotnie byłoby dziwne, gdyby wiara była tylko tym, za co ją powszechnie uważamy. Jest to jednak bardzo zacieśnione pojęcie wiary, które w małym stopniu odpowiada temu, czym w Biblii de facto jest wiara.

Wiara — jak to już widać było w przeczytanym wyżej urywku z Księgi Kronik — jest czymś bardzo konkretnym, nie mającym w sobie zrazu nic z intelektualnego wyznawania abstrakcyjnych prawd dotyczących Boga. Akt wiary zakłada najpierw sytuację osaczenia, w której człowiek czuje się zagubiony i bezradny. Jozafat razem ze swoim ludem dowiaduje się, że powstała przeciw niemu koalicja sąsiadów dysponująca wojskiem o wiele liczniejszym niż jego. To oznacza koniec! Jego siły nie wystarczą, by temu podołać. Jozafat jest przerażony! Człowiek syty, zadowolony z siebie i pewny swych sił, który nigdy nie znalazł się w sytuacji udręki i niespełnienia z trudem uwierzy. To był negatywny warunek ułatwiający powstanie wiary. A teraz, jak rodzi się wiara? Nie jakakolwiek wiara, ale ta, o którą w chrześcijaństwie chodzi, rodzi się ze słowa Bożego, które w taki czy w inny sposób zostaje człowiekowi zakomunikowane. Dla Izraela, który razem ze swoim królem modli się o ratunek, jest to słowo proroka, które zapowiada interwencję Boga: Nie bójcie się! Bóg będzie walczył za was! (por. 2 Krn 20,15). Jak widzimy, Bóg sam poprzez swoje słowo staje na drodze człowieka i obiecuje ratować jego doczesne życie. Wiara w swoim najpierwotniejszym znaczeniu zaczyna się wtedy, gdy człowiek spuści się na Boga, zacznie na Niego liczyć, weźmie na serio obietnicę Jego interwencji i będzie oczekiwał jej spełnienia; słowem, gdy człowiek zawierzy Bogu. Pismo Święte mówi, że w tym akcie Bóg odbiera od człowieka najwyższą chwałę (zob. Rz 4,20). To jest jasne! W akcie wiary człowiek nie tylko w abstrakcji, ale w konkrecie swojego życia wybiera Boga jako jedynego, który może ocalić jego egzystencję. Nie przemyślność ani spryt, nie siła fizyczna ani moralna, nie przypadek, ale Bóg może mnie wybawić mówi niejako człowiek wierzący. To całkowite zdanie się na Boga, którym jest wiara, stwarza w nas przestrzeń, w której Bóg może rozwinąć całą swoją wszechmoc; ma On teraz wolne ręce do działania w nas. A Jego działanie jest zawsze ku naszemu dobru. Jozafat, zawierzywszy, otrzymuje w darze bez dalszego swego współudziału zwycięstwo. Ten schemat powielony jest w Starym Testamencie nieskończoną liczbę razy. Bóg chciał w ten sposób przygotować lud Starego Przymierza, a dziś, gdy my czytamy historie starotestamentowe, chce przygotować nas do wiary chrześcijańskiej i wprowadzić w jej głębię.

Dla nas, chrześcijan, negatywną przesłanką wiary jest zdanie sobie sprawy i poczucie się źle w tej naszej wewnętrznej sytuacji, którą tak szeroko opisywaliśmy w naszych poprzednich pogadankach: niemożność prawdziwej czyli bezinteresownej i trwałej miłości; nasze ustawiczne szukanie siebie we wszystkim, wewnętrzne rozdarcie, szamotanie się i zmęczenie spowodowane gonitwą za pseudowartościami, które prędzej czy później okazują się złudne. Wiara chrześcijańska przychodzi do nas ze słowem Bożym, które słyszymy, gdy jest nam przepowiadana Ewangelia. W niej staje przed nami Jezus Chrystus, w którego śmierci i zmartwychwstaniu została zniszczona moc zła, które nas wiąże i jest silniejsze niż nasza dobra i najsilniejsza wola. Jezus Chrystus zmartwychwstały — głosi dalej Ewangelia — jest Panem, który dając nam swojego Ducha, może nas wewnętrznie zmienić, odrodzić, jeszcze raz stworzyć. W Nim możemy stać się nowymi ludźmi, nad którymi grzech nie będzie miał władzy i którzy będą zdolni kochać tak, jak kocha Bóg.

Stajemy się ludźmi wierzącymi, gdy w Ewangelię i w obietnicę, jaką ona dla naszego życia zawiera, uwierzymy. Człowiek w tym momencie stawia jedynie na Boga; mając wzrok skierowany na Niego wierzy w możliwość swojej zmiany; to nic, że do tej pory w naszym życiu były ustawiczne rozczarowania, wracały ciągle te same grzechy, że nasz egoizm szedł dotąd za nami jak cień. Teraz Bóg obiecuje dokonać naszej naprawy; człowiek w obliczu tej perspektywy nie patrzy na własne nieprawdopodobieństwo i niemoc, ale na potęgę Tego, który obiecuje, i opiera się całkowicie i wyłącznie na Nim.

To był początek wiary! Życie człowieka wchodzi odtąd w nowy wymiar, staje się — jak to cudownie określa Stary Testament — obcowaniem, chodzeniem z Bogiem (zob. Mi 6,8). Na drodze wiary człowiek poznaje Boga. W całej Biblii wyrażenie „poznać Boga” nigdy nie oznacza teoretycznej tylko wiedzy o Nim; poznać Boga, to doświadczyć Go, to przekonać się na sobie, że On naprawdę istnieje, kocha człowieka, że nie opuszcza go nigdy w potrzebie; że spełnia swoje obietnice i rzeczywiście zmienia mentalność i zastarzałe zwyczaje człowieka. Wiara prowadzi do takiego właśnie poznania Boga. Człowiek wierzący (wierzący w sensie wyżej wyłożonym) doświadcza Boga w tym, co On dla jego życia uczynił, jak je wypełnił sensem i pełnią, jak je zmienił, jak niemożliwe uczynił możliwym. Kto ma za sobą takie doświadczenie Boga, ten jest człowiekiem odmienionym, gdyż zdanym na Boga, pozwalającym, by w nim działała Jego moc. Najgłębszą tajemnicę chrześcijanina wyraził św. Paweł w słowach: Teraz to już nie ja żyję, to żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (por. Ga 2,20). W kim żyje i działa Chrystus, ten potrafi kochać tak jak Chrystus. Oto dlaczego wiara dojrzała daje znać o sobie w czynach miłości. Bez nich jest ona wiarą martwą (zob. Jk 2,17), tzn.: taką, która nie ma mocy zbawiania.

Czym jest wobec tego nasze „Wierzę w Boga”, które odmawiamy w pacierzu i w czasie niedzielnej mszy? Skąd się wzięły te na pozór abstrakcyjne zdania na temat Boga, które uznajemy aktem rozumu za prawdziwe? U ich początków leży to poznanie Boga, o jakim wyżej mówiliśmy. To jest synteza tego, czego Kościół doświadczył zawierzywszy Bogu. Kiedyś, gdy nasze katolickie wyznania wiary krystalizowały się, Kościół żył i doświadczał tego, co wyznawał. Nasze „Wierzę w Boga” wypłynęło z życia Kościoła.

Zakończmy naszą dzisiejszą pogadankę refleksją na temat wiary, którą żyjemy my, chrześcijanie XX w. Czy nasza wiara posiada i dziś także ten moment doświadczenia i poznania Boga, który stanowi jej duszę? Wiara tylko intelektualna, wiara będąca bardziej elementem sentymentalnej tradycji czy folkloru niż spotkaniem w głębiach naszego „ja” z Chrystusem zmartwychwstałym, jest wiarą niewystarczającą, słabą, niezdolną wpływać na nasze życie i przekształcać je. To właśnie to, co Pismo Święte nazywa wiarą martwą. Jak przejść od wiary martwej do wiary żywej? Nasze wrześniowe audycje niedzielne zamierzają być wskazaniem drogi w tym kierunku.

22 sierpnia 1976 r.

 

Spis treści

 

 

 

na początek strony
© 1996–2000 Mateusz