Daj mi pić

ROZWAŻANIA REKOLEKCYJNE

XX. ŚWIADOMOŚĆ WŁASNYCH UCZUĆ

 

Ćwiczeniach duchownych we wstępie do reguł o rozeznawaniu duchowym św. Ignacy Loyola pisze: Reguły służące do odczucia i rozeznania w pewnej mierze różnych poruszeń, które dzieją się w duszy: dobrych, aby je przyjmować, złych zaś, aby je odrzucać. (ĆD, 313) Dla ukazania procesu szukania woli Bożej św. Ignacy używa trzech pojęć: 1) odczuć, 2) rozeznać, 3) odrzucić — przyjąć. Są to czasowniki, które ukazują kolejne etapy rozeznawania i pełnienia woli Bożej.

Proces szukania i znajdowania woli Bożej domaga się więc najpierw od nas odczucia, czyli odkrycia świata uczuć; dopuszczenia do naszej świadomości wszystkich poruszeń: uporządkowanych i nieuporządkowanych, czystychnieczystych. Chodzi zarówno o uczucia, które możemy łatwo dostrzec, ponieważ narzucają się nam z całą siłą, (niemal w sposób obsesyjny), jak również i te bardziej ukryte, a czasami wprost zamaskowane, których odsłonięcie domaga się nie tylko uważnej refleksji, ale także pomocy doświadczonego kierownika duchowego.

Szukanie woli Bożej wymaga więc od nas wielkiej szczerości wobec nas samych, wymaga po prostu stanięcia w prawdzie. Szczerość ta otwiera nas na wszystkie nasze uczuciowe reakcje, także te, które w ciągu historii naszego życia zepchnęliśmy w lochy podświadomości. To właśnie nasze emocje są narzędziem, za pomocą którego możemy odsłaniać najgłębsze źródła naszego sposobu myślenia, rozeznawania, decydowania i działania. Jeżeli otwarcie i szczerze wejdziemy w świat naszych uczuć, one przemówią do nas i odsłonią nam tę prawdę o nas samych, która umożliwia nam szukanie i znajdowanie woli Bożej w naszym życiu.

1. Trzecie pomieszczenie

Aby móc wchodzić w świat naszych uczuć, by móc je oczyszczać i uzdrawiać, trzeba spełnić pewne warunki. Jednym z nich jest wewnętrzne odkrycie i akceptacja tej sfery naszej osobowości, którą moglibyśmy nazwać umownie trzecim pomieszczeniem, trzecią płaszczyzną.

Ujmując rzecz schematycznie i z dość znacznym uproszczeniem możemy powiedzieć, że każdy człowiek żyje i działa jakby w trzech pomieszczeniach, na trzech płaszczyznach. Pierwszą z nich jest cała sfera fizyczna, biologiczna człowieka, której doświadczamy dzięki naszym zmysłom. Odczucie przyjemności, bólu, zmęczenia czy innych trudnych nieraz do opisania rodzajów doświadczeń w zmysłach zewnętrznych, jest pewną formą komunikacji naszego osobowego ja z tą pierwszą sferą, w której żyjemy i która jest integralną częścią ludzkiej osobowości.

Jest to najbardziej zewnętrzna, powierzchowna sfera naszej osobowości, co wcale nie znaczy, że mało ważna. Dzięki naszemu życiu biologicznemu przynależymy do świata przyrody i stanowimy jego część. Filozofia stwierdza: człowiek to zwierzę rozumne, i nie ma w tym fakcie nic wstydliwego.

Akceptacja ludzkiego życia domaga się pełnej akceptacji ciała z wszystkimi jego naturalnymi zdolnościami, funkcjami, potrzebami i ograniczeniami. Pierwszym i najbardziej wyraźnym przejawem nieakceptacji swojego życia jest zawsze nieakceptacja pewnych potrzeb i funkcji ludzkiego ciała.

Drugim pomieszczeniem, drugą sferą, w której żyje nasze ja osobowe, i które jednocześnie je stanowi, jest ludzka świadomość. Obejmuje ona nie tylko rozumowanie intelektualne, ale także całą sferę doświadczeń serca pojętych w sensie najszerszym: odczuć emocjonalnych (przyjemnych i nieprzyjemnych), przeżyć estetycznych, duchowych. Głębia świadomości człowieka zależy oczywiście od stopnia jego rozwoju intelektualnego, emocjonalnego, duchowego. Rozwój człowieka polega między innymi na rozwoju jego świadomości pojmowanej w sensie najgłębszym.

trzecim pomieszczeniu, trzeciej sferze, w której żyje nasze osobowe ja, dokonuje się wiele procesów, do których nie mamy jednak bezpośredniego dostępu przy pomocy naszej świadomości i woli. Jest to po prostu cała nasza podświadomość rozumiana w sensie najszerszym: podświadomość psychologicznaduchowa. Trzecie pomieszczenie to miejsce, gdzie kształtują się i skąd wypływają najgłębsze duchowe pragnienia, jak również najgłębsze duchowe zagrożenia człowieka. Jest to miejsce kształtowania się wewnętrznych postaw i zachowań człowieka.

Jedno z podstawowych zagrożeń dla rozwoju duchowego polega na tym, iż trzecie pomieszczenie może stać się życiowym śmietnikiem, do którego wrzuca się wszystko to, co przeżywamy jako przykre, wstydliwe, złebrzydkie, wszystko to, co jest przyczyną bolesnych rozczarowań, co nas demaskuje we własnych i cudzych oczach.

Mechanizm represji uczuciowej tkwi w nas głęboko zakorzeniony, ponieważ wypływa z naszej kruchości i podatności na zranienie, zwłaszcza na zranienie w miłości. Odruchowo, podświadomie uciekamy przed tym, co mogłoby nas jeszcze głębiej zranić. Metoda zamykania się w sobie, represji i ucieczki przed tym, co boli, choć daje chwilowe wrażenie uśmierzenia bólu, de facto utrwala, przedłuża i pogłębia to cierpienie, które już istnieje.

2. Zdławiony świat emocji

Wielu rodziców i wychowawców pojmuje wychowanie dzieci przede wszystkim jako wpajanie mechanizmu represji uczuciowej. Jako głównego narzędzia takiego wychowania używa się prawnego systemu zakazów i nakazów. Dziecko wychowywane w takim systemie nigdy nie odkrywa sensu własnych postaw i zachowań, ponieważ odkrywa jedynie nagrody i kary, których rozdzielaniem zajmuje się autorytet mający nierzadko postać policjanta. Taka forma wychowania odwołuje się przede wszystkim do lęku przed brakiem miłości i odrzuceniem. Kara w wychowaniu dziecka ma sens wówczas, kiedy nie wyraża odrzucenia emocjonalnego, ale ukazuje jedynie negatywne skutki pewnych zachowań dziecka. Akceptacja i miłość nie powinna zależeć od zachowania dziecka.

Dziecko wychowywane w systemie kar i nagród, od niemowlęcych lat słyszy przede wszystkim zakazy i nakazy, które najczęściej uzasadnia się odwołaniem do poczucia zagrożenia. A ponieważ dziecko jest małym, bezradnym i bezbronnym człowiekiem, nietrudno wzbudzić w nim takie właśnie uczucia. I chociaż postawienie dziecku wielu ograniczeń jest pewną koniecznością, to jednak nie mogą być one uzasadniane lękiem przed odmową akceptacji i przyjęcia, lecz przede wszystkim troską i miłością, wyrażaną nie tyle w słowach, ale przede wszystkim w postawie i zachowaniach.

Dorośli często mówią dziecku: nie wolno złychbrzydkich rzeczy myśleć, mówić, robić, nie wolno ich nawet odczuwać. Kiedy zakazane rzeczy pojawiają się w polu zainteresowań dziecka, dąży ono do jak najszybszego ich usunięcia. Często zakazy te dotyczą nie tylko zachowania moralnego, ale zainteresowań dziecka związanych z jego naturalnymi potrzebami. I tak np. zachowania dotyczące higieny i całej sfery biologicznej nierzadko klasyfikowane są w kategoriach moralnych zładobra, które bywają nagradzane lub karane postawą emocjonalną: przyjęciem lub odrzuceniem. Dziecko chcąc być kochane musi więc dławić wiele swoich najbardziej naturalnych odruchów i zainteresowań.

I tak zdarza się, że całymi latami, dziesiątkami lat wrzucamy do trzeciego pomieszczenia bardzo wiele brzydkich, złych, przykrych i bolesnych doświadczeń, których boimy się lub wstydzimy na poziomie naszej świadomości i których też głęboko nie akceptujemy. Głównym uczuciem, które najczęściej dławimy, jest ból odrzucenia i rozczarowanie brakiem miłości i akceptacji osób, od których spodziewamy się miłości.

Jako pierwszy owoc takiej represji emocjonalnej pojawia się nieuświadomiona postawa wrogości i nienawiści wobec siebie i wobec innych. Innym gorzkim owocem zdławionych potrzeb i pragnień miłości i akceptacji jest ciągły smutek, zniechęcenie do życia, zgorzknienie, agresja. Człowiekowi, który zdławił swoje potrzeby miłości, nie chce się żyć, ponieważ istotą życia jest właśnie miłość. Niemal wszystkimi krokami człowieka zdławionego emocjonalnie kieruje poczucie niższości oraz mało uświadomione chore poczucie winy i lęku. Podświadomie wymierza on sobie kary za spełnianie swoich najbardziej ludzkich pragnień i potrzeb.

Człowieka zdławionego emocjonalnie wypełnia również odczucie wrogości do innych. Jeżeli nie stać go na otwarte atakowanie, wówczas dokonuje wewnętrznie surowych osądów moralnych. Człowiek zdławiony ma w sobie policjanta psychicznego, który surowo kontroluje, oskarża i osądza zarówno jego samego jak i jego bliźnich.

Innym niszczącym skutkiem zdławionych uczuć jest zatrzymanie się procesu rozwoju emocjonalnego człowieka i utrwalenie niedojrzałości. Ludzie z niedorozwojem uczuć próbują nieraz kompensować sobie własną niedojrzałość emocjonalną rozwijaniem swojej inteligencji rozumu, bogactwem materialnym, karierą, doświadczeniami zmysłowymi, itp. Erudycja, stopnie naukowe, bogactwo, doświadczenia zmysłowe stanowią wówczas w osądzie subiektywnym podstawowy probierz osobowej wartości człowieka. Jednak wszystko to, co człowiek posiada, bez posiadania wrażliwości serca staje się zimnym narzędziem, które może być użyte przeciwko sobie samemu i przeciwko drugiemu człowiekowi, szczególnie wówczas, kiedy żywi się ku sobie i ku innym uczucia zdławionej wrogości i nienawiści.

W czasie rekolekcji, kiedy wielu ludzi po raz pierwszy uświadamia sobie swoje własne nieuporządkowane uczucia, zamaskowane namiętności, spontanicznie nasuwa się im pytanie, które zadają zwykle w czasie rozmowy indywidualnej z kierownikiem duchowym: Proszę ojca, jak się tego pozbyć, jak to usunąć, jak to w sobie zniszczyć? Odpowiedź brzmi: w psychice ludzkiej nic nie da się zniszczyć, wszystko natomiast trzeba akceptować, porządkować, leczyć, uzdrawiać.

3. Rezygnacja z kreowania rzeczywistości emocjonalnej

Jeżeli poprzez całą historię naszego życia powstawały w nas pewne utrwalone zachowania i postawy wewnętrzne, pewne rysy naszego charakteru, to nie mogą być one zniszczone, usunięte, ale jedynie przekształcone, oczyszczone i uleczone. Chęć usuwania i niszczenia w nas przykrych emocji, nieuporządkowanych postaw i zachowań wewnętrznych kryje w sobie pragnienie kreowania własnej rzeczywistości psychicznej i emocjonalnej. Kiedy nie akceptujemy naszej emocjonalności i psychiki, wówczas odruchowo próbujemy stwarzać je według naszych wyobrażeń, jakby nie licząc się z tymi, które już otrzymaliśmy przez nasze wychowanie i w ciągu całej historii naszego życia.

Rozwój emocjonalny i duchowy człowieka domaga się rezygnacji z kreowania rzeczywistości psychicznej i emocjonalnej. Cały świat naszych emocji winniśmy natomiast porządkować, uzdrawiać, leczyć. Rzeczywistość emocjonalna i psychiczna naszego życia jest nam już dana. Ona jest także naszym zadaniem, miejscem współpracy z Bogiem, miejscem pełnienia Jego woli.

Rozwój emocjonalny człowieka domaga się więc pełnej prawdy o naszym zranieniu i o naszym ludzkim ograniczeniu, domaga się pokory. Dla lepszego zrozumienia tego przesłania posłużmy się opowiadaniem A. de Mello:

Przypuśćmy, że któregoś dnia ktoś puka do drzwi mego pokoju:

— Proszę wejść — mówię. — Czy wolno zapytać kim Pan jest?

On zaś odpowiada:

— Jestem Napoleonem.

— Czy to nie ten Napoleon...

— Ten właśnie. Bonaparte. Cesarz Francji.

— Co też pan mówi! — odpowiadam i myślę, że lepiej wobec tego faceta mieć się na baczności.

— Może Wasza Wysokość raczy usiąść — mówię.

— Słyszałem, że ksiądz nieźle sobie radzi z rozwojem duchowym. Mam problem natury duchowej. Obawiam się, że teraz trudniej mi będzie ufać Bogu. Moja armia walczy w Rosji, a ja spędzam bezsenne noce, zastanawiając się, jak to się zakończy.

— No tak, Wasza Wysokość, mógłbym coś na to poradzić. Sugerowałbym raczej przeczytanie rozdziału szóstego według Mateusza: Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną, nie pracują ani przędą.

tym momencie zaczynam zastanawiać się, kto jest bardziej szalony, ten facet, czy ja. Ale brnę dalej z tym lunatykiem.

Tak właśnie na początku postępuje wobec ciebie mądry guru. Towarzyszy ci, traktując serio twoje problemy. Otrze kilka łez z twoich oczu. Jesteś wariatem, ale jeszcze o tym nie wiesz. Wkrótce musi nadejść chwila, kiedy wytrąci ci z ręki broń i powie:

— Skończ z tym. Nie jesteś Napoleonem.

Aby wejść twórczo w świat ludzkich uczuć, trzeba powiedzieć sobie: Nie jestem Napoleonem. Nie mogę już więcej udawać. Jestem chory, poraniony, ubogi, zależny, jestem wariatem. Wejście w świat ludzkich uczuć domaga się więc od nas rezygnacji z kształtowania siebie na własny obrazna własne podobieństwo, z pogoni za własną wielkością (Ps 131).

Wielkim niebezpieczeństwem życia duchowego jest posługiwanie się pewnymi metodami, technikami duchowymi dla przeprowadzenia własnych ludzkich celów i wyobrażeń, a nie dla szukania i znajdowania Boga i Jego woli. Uczciwe i głębokie wejście we własną sytuację egzystencjalną może nam pomóc odkryć, jak bardzo potrzebujemy oczyszczenia i uzdrowienia naszego serca.

Upomnienie Kościoła w Laodycei jest przestrogą dla każdego, kto wchodzi na drogę życia duchowego: Ty bowiem mówisz: Jestem bogaty i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi (Ap 3, 17). Jeżeli nie skończę z udawaniem w jakiejkolwiek formie i nie wejdę w świat nieuporządkowanych i nieraz bardzo poranionych uczuć, będę niezdolny do szukania, rozeznawania i pełnienia woli Bożej. Pełna świadomość własnych uczuć oraz dążenie do ich uzdrowienia jest początkiem życia zgodnie z wolą Bożą.

4. Pokonać opór

Aby móc wejść w świat własnych uczuć, szczególnie tych nieuporządkowanych, trzeba pokonać najpierw opór wewnętrzny, jaki rodzi się w nas, kiedy próbujemy zakwestionować nasz utrwalony obraz siebie samych, nasze zastarzałe i skostniałe schematy myślowe, schematy reagowania, przeżywania i odczuwania. Próba innego spojrzenia na siebie samego domaga się od nas pewnego zdrowego dystansu do siebie, wolności wobec naszego postrzegania naszej rzeczywistości psychicznej i emocjonalnej.

Wolności tej nie zdobędziemy jednak bez zgody na cierpienie i ból. Ból ten związany jest przede wszystkim z uznaniem, że jestem zraniony, ponieważ byłem człowiekiem wielekroć odrzuconym i nie dość kochanym. Odrzucenie i brak miłości wywoływały we mnie uczucia wrogości i nienawiści do siebie i do innych, które zostały jednak w większym czy mniejszym stopniu zdławione, wrzucone do trzeciego pomieszczenia.

Kiedy jednak próbujemy spojrzeć inaczej na siebie i to wszystko, co w nas jest, musimy zrezygnować z tego, co uważaliśmy i uważamy za nasze, moje, co przylgnęło do nas nieraz od wielu lat. Musimy także w jakiś sposób zrezygnować z zewnętrznej opinii o nas samych, do której także w jakiś sposób jesteśmy przywiązani. To nasze, moje odczucie o nas samych musimy poświęcić, ofiarować za większą sprawę — prawdę o sobie samych.

Oto przykład innego widzenia rzeczywistości psychicznej i emocjonalnej człowieka. J. Vanier, założyciel wspólnoty L'arche dla upośledzonych, który spędził z nimi ponad 30 lat, daje takie świadectwo: Wspólnie pracujemy, wspólnie jemy posiłki, śpiewamy i tańczymy. Stopniowo odkrywamy jak ci nienormalni są w gruncie rzeczy całkiem normalni, my natomiast upośledzeni. (...) Osoby z upośledzeniem umysłowym pozbawione są co prawda zdolności myślenia abstrakcyjnego, jednak brak ten rekompensowany jest wyjątkowym rozwojem emocjonalnym. Upośledzony żyje nie tyle w sferze rozumu, co serca. Jest bezgranicznie ufny, swoją prostotą łamie wszelkie konwencje. Np. Jean–Luc, jeden z moich upośledzonych przyjaciół, pewnego razu brał udział w olimpiadzie specjalnej. Bliski był złotego medalu. Jednak gdy jego konkurent przewrócił się na bieżni, Jean–Luc zatrzymał się, podniósł go i wspólnie dobiegli do mety. Kto więc bliższy jest pełni człowieczeństwa: on czy tzw. człowiek normalny?

To właśnie moje widzenie, które uważałem za normalne i które być może dawało mi pewną (nieraz co prawda bardzo pozorną, ponieważ opartą na wrogości do siebie i innych) stabilizację psychiczną i emocjonalną, zostaje przeze mnie zakwestionowane. W ten sposób zostaję jakby w pewnej pustce, próżni, bez wyraźnego oparcia w tym, co już było przeze mnie wypróbowane. Brak oparcia w sobie samym wymusza na mnie opieranie się i otwieranie na innych, zaufanie innym: Bogu i bliźnim.

Opór wewnętrzny, jaki rodzi się w nas, kiedy dotykamy naszych utrwalonych sposobów myślenia, reagowania, zachowania, jest zjawiskiem bardzo pozytywnym, ponieważ potwierdza słuszność kierunku poszukiwania rozwiązań naszych problemów, które być może bardziej jesteśmy zdolni intuicyjnie przeczuć niż określić je i opisać słowami.

Silny opór wewnętrzny, ujawniający się zarówno w depresji jak i agresji (w nienawiści tak do siebie, jak i innych) odsłania wielką niechęć człowieka do wejścia w świat własnych nieuporządkowanych i niedojrzałych uczuć. Opór ten jest odruchowym bronieniem się przed dodatkowym cierpieniem.

Trzeba nam zdawać sobie sprawę, że ból i cierpienie związane z pokonywaniem własnego oporu wewnętrznego są jednak zjawiskami przejściowymi: Każde negatywne uczucie można wykorzystać w rozwoju świadomości, w jej rozumieniu. Daje ci ono okazję, byś odczuł je i popatrzył na nie od zewnątrz. Początkowo będzie ci towarzyszyła depresja, ale związek między owymi negatywnymi uczuciami a depresją szybko zostanie rozciągnięty. Kiedy to zrozumiesz, będzie się pojawiać coraz rzadziej, aż w końcu zaniknie. (A. de Mello). Pierwsze pokonanie oporu wewnętrznego jest de facto otwarciem się na dostrzeganie tego, co znajduje się w naszym trzecim pomieszczeniu.

5. Uzdrowienie uczuć

Oczyszczenie, uzdrowienie i uporządkowanie uczuciowe, które pozwala jednocześnie odzyskać całą sferę uczuciową człowieka, jest integralną częścią nawrócenia wewnętrznego. Dojrzała lub też raczej dojrzewająca uczuciowość staje się fundamentem otwarcia się na Osobę i naukę Jezusa oraz na całkowite zjednoczenie z Nim w krzyżu i w chwale.

Pojęcie oczyszczenia w odniesieniu do sfery uczuciowej człowieka może być jednak nieco mylące. Oczyszczanie kojarzy się nam bowiem z usuwaniem i eliminowaniem nieczystości i brudu. W psychice ludzkiej natomiast, podobnie jak w przyrodzie, nic nie da się zniszczyć, usunąć, wyeliminować. Jak nie możemy w przyrodzie zniszczyć nawet jednego atomu (możemy go jedynie rozbić), tak też nie można zniszczyć nawet najbardziej błahego doświadczenia uczuciowego.

Zbytni nacisk woli na uczucia może prowadzić jedynie do represji uczuciowej. K. Rahner, powołując się na św. Tomasza z Akwinu mówi, że jest czymś niemożliwym tłumienie w człowieku uczuć. Represja uczuć, spychanie ich do podświadomości nie ma sensu, ponieważ wychodzą one na zewnątrz w innej, zwykle gorszej postaci. Nierzadko np. spotykamy ludzi zewnętrznie bardzo poprawnych, ułożonych, wprost nienagannych, ale jednocześnie wewnętrznie spiętych czy nawet mniej lub bardziej znerwicowanych. Tak wysoką cenę płacą ci ludzie za swoją zewnętrzną poprawność i nienaganność.

Częstszym pojęciem, którego dzisiaj używa się na określenie porządkowania emocjonalności człowieka, jest uzdrowienie. Ma ono głębsze podłoże biblijne. Pojęcie oczyszczenia nawiązuje bowiem bardziej do teologii Starego Testamentu, w którym czystość legalna była warunkiem dopuszczenia do kultu. Określenie czystość posiada charakter przede wszystkim kultyczny, a tylko wtórnie przysługują jej wymiary moralne albo duchowe (X. Leon–Dufour).

Nierzadko pojęcie czystościoczyszczenia kojarzy się niemal wyłącznie z problemami natury seksualnej. Wielu osobom zranionym głęboko w tej dziedzinie, które w jakiś bolesny sposób walczą ze swym zranieniem, wydaje się, iż usunięcie niedojrzałości w dziedzinie czystości seksualnej, jednocześnie rozwiązuje wszystkie problemy. Doświadczenie natomiast pokazuje, iż problemy seksualne są przejawami innych, o wiele głębszych problemów osobowych.

Nie rezygnując całkowicie z pojęcia oczyszczenia, należy je jednak dopełnić bardziej biblijnym pojęciem: uzdrowienia. Uzdrowienie, uporządkowanie w dziedzinie emocjonalnej domaga się od człowieka otwarcia trzeciego pomieszczenia. Próba ucieczki od czegokolwiek, czego doświadczyliśmy w naszej historii życia, sprawi, iż oczyszczenie i uzdrowienie będzie niepełne i fragmentaryczne. Wprowadzenie w życie duchowe domaga się przyjęcia podstawowego stwierdzenia, że wszyscy wchodzimy w życie duchowe jako chorzy, poranieni, zagubieni, ślepi.

Nierzadko się zdarza, iż duszpasterstwo w różnych formach (parafialne, katechetyczne, rekolekcyjne, piśmiennicze) koncentruje się na tym, by człowieka udoskonalić i uczynić go tylko lepszym, ponieważ zakłada, że w zasadzie jest on już dobry. Natomiast Jezus stwierdzi prosto, że nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wzywać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników (Łk 5, 31–32).

6. Miłość i karcenie

Urazowe reagowanie na krytykę, nieraz najbardziej słuszną, jaką obserwujemy u siebie i u innych, ukazuje jak bardzo jesteśmy nieświadomi siebie i zamknięci na to, co jest w nas, w naszym trzecim pomieszczeniu. Nasze pragnienie szukania, rozeznawania i pełnienia woli Bożej domaga się od nas otwartości na konfrontację i krytykę, otwartości na karcenie: Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę (Ap 3, 19). Nasze urazowe podejście do krytyki najczęściej wynika z faktu, iż czujemy się niekochani i odrzucani. Krytykę i karcenie często odbieramy jako nieakceptację i odtrącenie. Łatwo podejrzewamy, iż osoba, która wyraża krytyczne zdanie o nas, robi to w złych zamiarach.

Genezy takiej reakcji należy szukać w wychowaniu i całej naszej historii życia, w trakcie której rzeczywiście byliśmy nierzadko karceni bez miłości, a może nieraz i bez miłosierdzia. W relacjach międzyludzkich to, co słabsze, inne, odmienne bywa zwykle niemiłosiernie napiętnowane. Tak dzieje się od najmłodszych lat. Już małe dzieci potrafią być okrutne dla swoich odmiennych rówieśników; odmiennych w najogólniejszym sensie tego słowa.

Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę (Ap 3, 19). Jeżeli otwieranie naszego trzeciego pomieszczenia, które stało się życiowym śmietnikiem, ma przynieść dobre owoce, winno dokonywać się przy jednoczesnym otwieraniu się na bezwarunkową akceptację i miłość: Boga i człowieka. Bez doświadczenia akceptacji i miłości wgląd w siebie bywa tylko dodatkowym ranieniem siebie, które zwykle nie przynosi większego pożytku. Otwieranie ran ma sens tylko wówczas, kiedy wiemy, co należy z nimi robić.

7. Na miłość się nie zasługuje

Zadaniem kierownika duchowego, terapeuty lub innej życzliwej i kompetentnej osoby, która nam towarzyszy w otwieraniu trzeciego pomieszczenia, jest stać się świadkiem bezwarunkowej miłości: Cokolwiek zobaczysz w twoim trzecim pomieszczeniu i cokolwiek mi powiesz, będziesz kochany. Więcej nawet. Im trudniejszą jest twoja sytuacja, im bardziej jesteś poraniony, tym bardziej będziesz kochany, ponieważ twoje poranienia są świadectwem tego, że nie byłeś dość kochany. Moją miłością naprawię i uleczę twoje rany w miłości.

Boimy się otwarcia trzeciego pomieszczenia, które odsłania prawdę o nas samych, ponieważ nie czujemy się kochani ani przez ludzi, ani przez Boga. Nie kochani przez innych, nie kochamy samych siebie. Odsłonięcie trzeciego pomieszczenia odbieramy jako przykre i bolesne potwierdzenie, że nie jesteśmy warci czyjejkolwiek miłości.

I tu tkwi podstawowy błąd w naszym pojmowaniu miłości i akceptacji. Sądzimy bowiem, iż na miłość trzeba sobie zasłużyć nienagannym zachowaniem, pracowitością, dobrą opinią, brakiem wad, atrakcyjnością zewnętrzną. Tymczasem na prawdziwą miłość się nie zasługuje, na miłość trzeba się otworzyć. Prawdziwa miłość jest darem. Bezwarunkowym darem.

Taka jest zawsze miłość Boga. Miłość ludzka bywa w jakiś sposób uwarunkowana. Często bywa ona bardzo uwarunkowana. Od osób, które pragniemy obdarzyć miłością, domagamy się odpowiedniej postawy i odpowiednich zachowań. Jeżeli mnie kochasz, to powinieneś... — czasami wprost mówimy właśnie w taki sposób, częściej jednak warunek ten bywa stawiany w sposób bardziej ukryty i zamaskowany.

Przeczuwamy jednak podświadomie, iż otwarcie trzeciego pomieszczenia, odsłoniłoby całą naszą niezdolność do wypełnienia warunków, jakie bywają nam stawiane przez tych, którzy chcą nas darzyć miłością. Stąd też udajemy przed sobą i przed innymi, iż jesteśmy gotowi i zdolni wypełnić te warunki, byle otrzymać to, czego pragniemy: akceptację i miłość. W takiej sytuacji, coraz większemu zamknięciu trzeciego pomieszczenia towarzyszy najczęściej nieświadome lub też pół–świadome tworzenie pozorów, które nierzadko przyjmują wprost nerwicową formę.

Odkrywaniu siebie winno towarzyszyć odkrywanie bezinteresownej miłości ludzi i Boga. Człowiek pragnący otworzyć na oścież trzecie pomieszczenie, winien posiadać mocne oparcie w drugim człowieku. Kiedy odkryje on całą wewnętrzną okropność swojego zdławionego Ja, ten drugi pomoże mu przekroczyć lęk przed odrzuceniem.

Wewnętrzna okropność i wstyd, który ona rodzi, stanowi głębokie cierpienie wynikające z braku doświadczenia prawdziwej miłości. Człowiek staje się okropnym, czyli pełnym nienawiści, kiedy jest odrzucony i pozbawiony miłości. Odrzucenie rodzi w człowieku pragnienie zemsty. Im bardziej brutalnie bywa człowiek odrzucony, tym gwałtowniejsze rodzi się pragnienie zemsty. Pragnienie zemsty jest jednak zbyt okropne, aby się do niego przyznać. Bywa ono dławione, ponieważ obawiamy się, że kiedy zostanie zdemaskowane, zostaniemy jeszcze głębiej odrzuceni.

Kiedy nie chcemy przyznać się do głębi naszego zranienia w miłości, wbrew sobie przyjmujemy destrukcyjną postawę wobec siebie i wobec innych. Próbujemy przekonać siebie i innych, iż na miłości już nam nie zależy. Taka postawa nie jest jednak niczym innym, jak tylko rozpaczliwym wołaniem o akceptację i miłość.

8. Odzyskiwanie zdławionych emocji

Przebudzenie to duchowość. Ludzie najczęściej śpią, nie zdając sobie z tego sprawy. Rodzą się pogrążeni we śnie, żyją śniąc, nie budzą się zawierając małżeństwa. Płodzą dzieci we śnie i umierają nie budząc się ani razu. Pozbawiają się tym samym możliwości rozumienia niezwykłości i piękna ludzkiej egzystencji. (...) Większość ludzi twierdzi, że pragnie jak najszybciej opuścić przedszkole, ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą, to to, by naprawić im popsute zabawki. Oddaj mi moją żoną, przyjmij mnie znowu do pracy, oddaj mi moje pieniądze, zwróć mi moją wcześniejszą reputację. Tego właśnie naprawdę chcą.

Psychologowie twierdzą, że ludzie chorzy w istocie rzeczy nie chcą naprawdę wyzdrowieć. W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi, ale nie powrotu do zdrowia, leczenie bowiem jest bolesne i wymaga wyrzeczeń. Przebudzenie, jak wiadomo, nie jest rzeczą najprzyjemniejszą. W łóżku jest ciepło i wygodnie. Budzenie irytuje nas (A. de Mello).

Odzyskiwanie zagubionych uczuć rozpoczyna się od wzbudzenia w sobie rzeczywistego pragnienia bycia uzdrowionym, przekroczenia własnego egocentryzmu i podjęcia odpowiedzialności za własne życie, takie jakie zostało mi ono dane. Tylko dzięki takiemu pragnieniu człowiek będzie w stanie stawić czoła wszystkim negatywnym emocjom, które będą mu towarzyszyć w całym procesie uzdrawiania ze wszystkich zranień.

Próbując odkryć samego siebie, odzyskać zagubiony świat emocjonalny, należy zadać sobie pytanie, czy jesteśmy gotowi zapłacić cenę trudu a nawet bólu związanego z tym procesem. Czy rzeczywiście chcemy prawdziwego emocjonalnego przebudzenia?

Gdybyśmy nie chcieli znać pełnej prawdy o nas samych, o naszym trzecim pomieszczeniu, istniałaby wielka obawa, iż zamiast woli Bożej możemy pełnić własną wolę. Człowiekowi nie znającemu własnego świata uczuć grozi zawsze iluzja duchowa. Uczciwość wewnętrzna, pełna prawda o sobie jest pierwszym krokiem do Boga i Jego woli.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XIX. PRZEMIENIENIE NA GÓRZE XXI. DAR WOLI BOŻEJ
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz