Szukającym drogi
ROZUM I OBJAWIENIE

 

Ktoś w trakcie rozmowy na tematy religijne użył następującego argumentu: "Ja nie uznaję żadnego objawienia, kieruję się wyłącznie rozumem" -- niedwuznacznie dając do zrozumienia, że jego postawa jest lepsza, bo bardziej racjonalna. Kto przyjmuje objawienie -- zdaniem tego pana -- postępuje irracjonalnie, gdyż przyjmuje jakieś źródło prawdy, niezależne od swojego rozumu. Czuję się zupełnie sterroryzowana takim stwierdzeniem, bo choć jest ono gołosłowne, zupełnie nie wiadomo, co na nie odpowiedzieć.

Widzę dwa grube nieporozumienia w przytoczonym przez Panią poglądzie. Po pierwsze, pogląd Pani rozmówcy zdaje się bazować na założeniu, jakoby rozum był źródłem prawdy. Czy tak jest rzeczywiście? Rozum jest raczej władzą poznawczą, szukającą prawdy i rozróżniającą prawdę od fałszu, ale przecież rozum prawdy nie ustanawia. Rozum jedynie odczytuje prawdę zawartą w rzeczywistości, przy czym może się nawet pomylić. Rzecz jasna, rozum nie jest martwym ekranem, odbijającym rzeczywistość biernie i bezdusznie; jest władzą poznawczą żywej osoby ludzkiej, która otwiera się na rzeczywistość w sposób aktywny. Sytuacja ta rodzi wprawdzie skomplikowane problemy filozoficzne, nie zmienia jednak faktu zasadniczego: że źródłem prawdy jest rzeczywistość, nie rozum.

Toteż trzeba zdecydowanie stwierdzić, że miarą racjonalności naszego poglądu na świat jest otwarcie się na możliwie wszystkie wymiary rzeczywistości. Powinniśmy się otwierać zwłaszcza na te wymiary rzeczywistości, które wydają się w niej najistotniejsze.

Tymczasem częstokroć nie tylko zamykamy się na te najistotniejsze wymiary rzeczywistości, ale więcej jeszcze: nazywamy taką postawę racjonalną. Skąd się to bierze? Zapewne stąd, że racjonalność mylimy z klarownością i całkowitą zrozumiałością. A przecież w pełni klarowne i zrozumiałe może być dla nas tylko to, co jest mniejsze od naszego rozumu; albo nawet więcej: tylko to, co jest wytworem naszego rozumu. Przecież nawet nieożywiona materia -- a więc ta sfera rzeczywistości, która jest niewątpliwie niższa od człowieka -- jedynie dla dziewiętnastowiecznych pozytywistów była w pełni zrozumiała; przestała być taka, kiedy fizycy zaczęli się uważniej przypatrywać temu, jaka ona jest naprawdę. Jeśli więc w rzeczywistości istnieją takie sfery, które przewyższają człowieka i jego rozum, siłą swojej natury muszą się nam one jawić jako coś przepastnie tajemniczego, czym się można zachwycić i co niekiedy chciałoby się pokochać, ale czego nie da się do końca zrozumieć ani nazwać. Żądanie, aby ograniczony ludzki rozum zrozumiał do końca coś, co go nieskończenie przekracza, jest żądaniem nieracjonalnym. Podobnie czymś nieracjonalnym jest z góry zakładać, jakoby rzeczywistość nie miała wymiarów, przekraczających ludzki rozum.

I jeszcze jedno nieporozumienie dostrzegam w poglądach Pani rozmówcy. Mianowicie zdaje się on sądzić, że my, chrześcijanie, traktujemy objawienie jako źródło prawdy niezależne od rozumu: że pewne prawdy o sobie i o świecie czerpiemy dzięki rozumowi, inne zaś dzięki objawieniu. Co sądzić o takim poglądzie, wedle którego przedmiotem objawienia są określone prawdy nadprzyrodzone, których nie bylibyśmy w stanie poznać swoim rozumem? Trudno powiedzieć, żeby był to pogląd nieprawdziwy, jest on wszakże mocno niepełny. To tak jakby powiedzieć, że przedmiotem miłości małżeńskiej są wzajemne wyznania miłości: przecież istotnym jej przedmiotem, do którego wszystko w tej miłości się sprowadza, jest to, że małżonkowie starają się oddać sobie wzajemnie całych siebie!

Co to jest Boże objawienie? Co to znaczy, że Bóg objawił się ludziom? Bóg objawił się nam, to znaczy -- otworzył przed nami swe wnętrze, ujawnił nam swe osobowe oblicze, przemówił do nas, wyznał nam swoją miłość. Czy to naprawdę takie nieracjonalne wierzyć, że Bóg objawił się człowiekowi i że w ten sposób poznaliśmy najistotniejszą prawdę o Nim? Przecież nawet wnętrza drugiego człowieka nie jesteśmy w stanie poznać, jeśli ktoś nie zechce się przed nami otworzyć. Co się dzieje we wnętrzu drugiej osoby, możemy się domyślać po jej zachowaniu, po jej czynach i dziełach, ale tylko ona sama może nam swe wnętrze udostępnić. Rozum nasz musi uszanować osobową strukturę drugiego człowieka, a miałby nie liczyć się z tym, że Bóg jest Kimś Żywym, Osobowym?

Rozumem wiele możemy poznać o Bogu: z Jego obecności w różnych wydarzeniach naszego życia, z Jego dzieł, które jak każde wielkie dzieło świadczą o Artyście, od którego pochodzą. Ale nie jest w mocy naszego rozumu poznać wnętrze Bóstwa, dowiedzieć się o Bożych względem nas zamiarach, wejść z Nim w kontakt osobowy. Jest to możliwe tylko pod warunkiem, że sam Bóg zechce się przed nami otworzyć.

Otóż my, chrześcijanie, wierzymy, że Bóg rzeczywiście objawił nam samego siebie. "Wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, w końcu zaś przemówił do nas przez Syna" (Hbr 1,1n). "Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, ażeby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16). Istotę objawienia się Boga ludziom pięknie streścił ostatni Sobór, w Konstytucji o Objawieniu Bożym (w cytacie pomijam liczne odnośniki biblijne): "Spodobało się Bogu w swej dobroci i mądrości objawić siebie samego i ujawnić nam tajemnicę swojej woli, dzięki której ludzie mają przez Chrystusa, Słowo Wcielone dostęp do Ojca w Duchu Świętym i stają się uczestnikami boskiej natury. Otóż przez to objawienie niewidzialny Bóg w nadmiarze swej miłości zwraca się do ludzi jak do przyjaciół i obcuje z nimi, aby ich zaprosić do wspólnoty z sobą i przyjąć ich do niej" (nr 2).

Proszę teraz zobaczyć, jakie konsekwencje dla naszej wiary wynikają z faktu, że Boga znamy nie tylko z tego, co poznajemy o Nim dzięki naszej naturalnej aktywności poznawczej, ale przede wszystkim z tego, co On sam nam o sobie objawił. Co nam o Bogu mówi rozum? Bóg, jeżeli istnieje, jest samym Korzeniem rzeczywistości, Kimś Wszechobecnym, Podtrzymującym wszystko w istnieniu. Zatem rozum podpowiada nam, że aby w ogóle odpowiedzieć na pytanie, czy Ktoś taki istnieje, nie wystarczy pytać o Jego istnienie czysto teoretycznie; trzeba Go szukać całym sobą, swoimi czynami, całą swoją życiową postawą. Żeby zobaczyć Kogoś tak nieskończonego, trzeba oczyszczać swoje duchowe oczy i wyzbywać się pychy. Tę metodę szukania Boga podpowiada sam tylko rozum. Rozumem, jeśli słuchamy tych wskazówek, można stwierdzić istnienie Boga, rozpoznać Jego dobroć i miłość, zatęsknić za tym, aby Go poznać więcej i jakoś się do Niego zbliżyć.

W momencie jednak, kiedy przez wiarę rozpoznaliśmy w nowinie chrześcijańskiej autentyczne objawienie się Boga ludziom, nasza sytuacja względem Boga ulega radykalnemu pogłębieniu. Jeśli bowiem Bóg otworzył przed nami wnętrze, to -- rzecz jasna -- tylko w takim stopniu jesteśmy w stanie przyjąć Boże objawienie się nam, w jakim sami potrafimy się przed Nim otworzyć. Przecież Bóg, otwierając się przed nami -- jako Ojciec, który dał nam Jednorodzonego Syna, przez którego wzywa nas do jedności z sobą i Synem w Duchu Świętym -- chce nas obdarzyć samym sobą. Czy można więc przyjąć tak nieskończony Dar, jeśli sami nie zapragniemy oddać się w darze nawzajem? Rzecz jasna, naprawdę oddać się Bogu możemy jedynie mocą tej miłości, którą On pierwszy nas umiłował.

Gdyby Bóg pierwszy nam się nie objawił, bylibyśmy zdolni jedynie do tego, żeby Mu służyć. Nasza służba Bogu mogłaby mieć co najwyżej jakieś cechy miłości, nie bylibyśmy jednak zdolni do prawdziwej miłości Boga. Bo jakżeż stworzenie może prawdziwie kochać Boga, wejść w partnerstwo z Nim, jeśli On się przed nami nie otworzy w swojej osobowej tajemnicy? "Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić" (Mt 11,27).

Nie ma więc innej drogi otworzenia się i coraz głębszego otwierania się na objawienie Boże niż droga kontaktu osobowego: przez modlitwę, przez sakramentalne zjednoczenie z Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym Synem Bożym, przez wierność Bożym przykazaniom, przez radosne przebywanie w Jego wszechobecności.

Zarazem -- jeśli nasze sprawy z Bogiem nie podlegają determinizmowi, bo są to sprawy z Kimś Żywym -- musimy zrozumieć, że Bóg każdego z nas kocha odrębnie, Jego miłość nie jest stereotypowa. Toteż nie zawsze człowiek łatwo rozpozna Bożą miłość, nie zawsze też łatwo nam pojąć, że Boże postępowanie wobec nas jest znakiem Jego miłości. Ponadto właśnie dlatego, że chodzi tu o naszą odpowiedź na prawdziwą, osobową Miłość -- musimy niepokoić się, czy jesteśmy dostatecznie wierni Temu, który pierwszy nas ukochał; czy obdarzamy Go całkowitą, nieograniczoną ufnością. W ogóle cały nasz stosunek do Boga powinien być otwarciem się na Tego, który żyje, kocha, czegoś od nas oczekuje, do czegoś nas wzywa, przed czymś ostrzega, przebacza, obdarza.

 

Szukającym drogi: spis treści

 

 

 


początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz