Łagry -- za "Fatimę"
IX Aresztowanie

 

 

Pierwszy sygnał przyszedł od mojej gospodyni w niedzielę, 16 grudnia 1984 roku. Była zapłakana i mówiła, że śniła się jej czarna chmura, która mnie pochłonęła. Twierdziła, że jej sny zawsze się sprawdzają. Nie wierzyłem w sny, ale coś we mnie drgnęło -- zaniepokoiłem się. Nie miałem u siebie niczego politycznego. Nagrane taśmy i książki, a także filmy dotyczyły tylko spraw religijnych. Szkoda mi było, gdyby je zabrano, ale wszystko zostawiłem na swoim miejscu, by uspokoić gospodynię, że sny nic nie znaczą, jak to się mówi: "Sen mara, Bóg wiara". Gościłem wtedy u siebie księdza Zubrasa. Wyspowiadałem się u niego. Łaska sakramentalna przywróciła mi pokój ducha. W czasie sumy zauważyłem moich krewnych, którzy przyjechali w odwiedziny. Wszystko to bardzo mnie podniosło na duchu.

Zaczęliśmy robić szopkę na Boże Narodzenie. Chciałem, by szopka w tym roku była ciekawa i ładna, by sprawiła ludziom radość. Niebo miało być ciemne, księżyc wśród błyszczących gwiazd, grota, pasterze i Święta Rodzina. Sumiennie pracowaliśmy też przy budowie kościoła. Było wszystko, materiał, pieniądze, tylko mróz przeszkadzał i nie mogliśmy murować.

19 grudnia o godzinie czwartej rano odprowadziłem moich kuzynów na lotnisko. Po drodze dużo mówiłem o możliwości aresztowania, mimo że nie wiedziałem jeszcze nic konkretnego, ale dusza "czuła", że coś nadchodzi. O godzinie szóstej poszedłem do kościoła, a o ósmej zacząłem się przygotowywać do Mszy świętej. I wtedy przyszli "oni". Nie pozwolili mi odprawić Mszy świętej i zabrali ze sobą. Pojechaliśmy do mego mieszkania. -- Tam wszystko "rozbierzemy" -- powiedzieli.

 

Jak wyglądała rewizja i co było potem?

Przeglądali wszystko i zabierali, co ich zdaniem mogło być przydatne do śledztwa. W czasie rewizji, która trwała do godziny dwunastej pozwalali sobie na bardzo złośliwe uwagi pod adresem religii i ludzi wierzących.

Po rewizji przewieziony zostałem do prokuratury i tam odbyło się pierwsze przesłuchanie. Trzeba też wiedzieć, że w sowieckich aresztach, w tym okresie obowiązywał następujący porządek. Najpierw aresztowany był przesłuchiwany jako świadek, następnie jako podejrzany, potem obwiniony, a następnie sądzony i na końcu osądzony. Po kilku pytaniach prokurator kazał mi poczekać w poczekalni. W czasie przesłuchania przypomniałem sobie, że mam w kieszeni notatnik z adresami, bardzo się bałem, by on nie wpadł w ręce śledczego. W poczekalni zastanawiałem się nad tym, jak się go pozbyć. Na moje szczęście od innego prokuratora wyszła moja parafianka, której dyskretnie dałem notatnik i poleciłem go dobrze schować. Powiedziałem też, żeby dalej budowali kościół i starali się o innego księdza, bo ja już do nich nie wrócę. Tylko zdążyłem jej to powiedzieć, gdy wezwano mnie do gabinetu i tu skończyła się moja wolność. Zabrano mnie pod nadzorem dwóch milicjantów z karabinami i śledczego. Zawieźli mnie na wewnętrzne podwórko KGB przy ul. Komunistycznej. Tu mieściły się pomieszczenia dla aresztantów przed wyrokiem sądowym. Dokonano niezwykle szczegółowej rewizji. Zabrano mi wszystko, co miałem przy sobie: zegarek, różaniec, krzyżyk i inne drobiazgi. Potem otwarły się żelazne, zakratowane drzwi i zaprowadzono mnie do "nowego mieszkania". Była to kamera (cela) nr 5. Szczęk kluczy. Wszedłem do środka. Klap, klap... zaryglowano drzwi i koniec wolności.

Po pięciu dniach przesłuchań wiedziałem już z jakiego powodu zostałem aresztowany. Na przesłuchaniach stawiano mi następujące pytania: -- Czy to prawda, że molestowaliście ludzi o pieniądze? Na to pytanie i poważny zarzut zareagowałem ostro. -- Tego nie napisali do was ludzie wierzący -- katolicy. To byli wasi wierzący -- komuniści! Znałem ich. Gdy przyszedłem na parafię, to ludzie zaraz mi palcem pokazali, kto jest waszym współpracownikiem. Zarzucacie mi, że śpiewałem "Święty Boże, Święty Mocny, dajcie mi pieniądze". To kłamstwo i obraza uczuć religijnych. My nigdy nie zbieraliśmy pieniędzy. Były tylko skarbonki, do których ludzie sami wrzucali pieniądze. Gdy na kazaniu mówiłem o potrzebach na budowę kościoła, to ludzie martwili się mówiąc: -- za co my wybudujemy? Powiedziałem im wtedy, że mamy wiarę i modlitwę. Przypominałem im tylko ewangeliczną przypowieść o rozmnożeniu chleba. Czy to było zbieranie pieniędzy? Kiedy pytałem przewodniczącego komitetu, ile jest pieniędzy w kasie, zawsze mi odpowiadał: tyle, ile było na początku -- tysiąc rubli. Zarzucano mi, że agitowałem i nawracałem ludzi. -- To nieprawda -- mówiłem. Gdy przyszedłem do parafii, na Mszę świętą przychodziło tylko kilkadziesiąt osób starszych, a dziś jest ich ponad trzysta. Są wśród nich ludzie młodzi i w średnim wieku. Oni się nawracali na wiarę chrześcijańską, pracując przy budowie kościoła. Kolejnym zarzutem, jaki mi stawiali było to, że jestem przeciwnikiem ustroju radzieckiego, że jestem antykomunistą, a także, że jestem fanatycznym katolikiem. -- Nie jestem przeciwnikiem ustroju radzieckiego, ale boli mnie to -- mówiłem, że sekretarz Rajkomu zarabia 315 rubli miesięcznie, a wiele starszych osób otrzymuje żebraczą rentę, czyli od 15 do 29 rubli. I wtedy otrzymałem taką odpowiedź: -- U nas jeszcze nie ma komunizmu i nie wszyscy mogą dostać po równo. Nie jestem też fanatykiem religijnym, ale chcę, by wszyscy ludzie byli dobrzy, uczciwi, by nie było pijaków i więzienia były puste.

Bardzo im się nie podobała moja działalność ekumeniczna. Ty -- mówili -- chcesz pod egidą Watykanu zjednoczyć wszystkich chrześcijan! Współpracowałeś z Aleksandrem. A on prowadził "podpolną" (podziemną) działalność z baptystami, katolikami i prawosławnymi? To jest przestępstwo! -- krzyczał śledczy. Nie bardzo nawet wiem dlaczego, ale działalność ekumeniczna, była jednym z newralgicznych punktów oskarżenia. Wszystkich wzywanych na przesłuchanie pytano, co to znaczy ekumenizm? Odpowiedzi były arcyśmieszne. Jedni mówili, że to słowo ma coś wspólnego z komunizmem, inni, że z ekonomią. A byli też tacy, którzy mówili, że pierwszy raz o tym słyszą, co było zgodne z prawdą. -- Nie dziwcie się -- mówili do prokuratora -- że nie wiemy, co to słowo znaczy. Ksiądz -- zeznawali -- nigdy nam nie tłumaczył znaczenia tego słowa.

Zarzucano mi, że organizowałem podziemne grupy młodzieży wierzącej, co jest sprzeczne z konstytucją radziecką. Nie zgadzałem się z tym zarzutem. Tłumaczyłem, że były to grupy modlitewne Żywego Różańca. Dokonałem tylko podziału na grupy osób starszych, średnich, grupy młodzieżowe i dziecięce, ponieważ dochodziło do konfliktów między młodzieżą, a osobami starszymi. -- Czy wiesz -- krzyczał prokurator -- że za taką działalność grozi kryminał. Zgodziłem się, że podziemna działalność jest niezgodna z konstytucją, ale twierdziłem, że to nie była działalność lecz tylko modlitwa. Modlitwa nie może być -- mówiłem -- ani antyradziecka, ani antychińska, czy antyniemiecka -- jest po prostu modlitwą.

Prokurator zarzucał mi, iż mówiłem, że katolicy w Związku Radzieckim są prześladowani. To prawda -- potwierdziłem. -- Jesteśmy na szarym końcu, ludźmi ostatniej kategorii. Prawosławnych władza sprowadziła do Tomska zaraz po wojnie, baptystów zarejestrowaliście w 1956 roku. My zebraliśmy 1200 podpisów i nie chcecie zarejestrować nam parafii. Baptystów zarejestrowaliście, gdy zebrali tylko 150 podpisów. Mówię to na podstawie dokumentów. W tych dokumentach jest wasza odpowiedź, że nie ma podstaw do rejestracji parafii katolickiej. Dla baptystów, którzy złożyli tylko 150 podpisów była podstawa, dla katolików, którzy złożyli 1200 podpisów -- nie było. Jedna z parafii czeka już trzydzieści lat na rejestrację, inna siedemnaście. Według konstytucji radzieckiej winniście to zrobić w przeciągu trzydziestu dni. Wy naruszacie wolność sumienia i wyznania, które są zagwarantowane w konstytucji. Wtedy prokurator powiedział mi, że katolicyzm tutaj się nie przyjął, że Aleksander Newski walczył z Krzyżakami. Wtedy powiedziałem: -- Czy katolicy w Nowosybirsku są winni temu, co robili Krzyżacy? To było 500 lat temu. Czy za to, co my tu robimy, będą karać ludzi żyjących na tej ziemi za tysiąc lat? Każdy człowiek odpowiada za to, co on zrobił, a nie za to, co zrobili inni . I w tym jest jakaś logika.

Zarzucano mi też, w oparciu o zeznania pewnego ministranta, którego przekupili i Galiny Żurawskiej z Żytomierza, z powodu której została już uwięziona Zofia Bielak, że rozpowszechniałem literaturę antyradziecką. A chodziło przede wszystkim o "Orędzie Fatimskie". To dla nich była straszna rzecz, zwłaszcza modlitwa o nawrócenie Rosji. Głównym jednak świadkiem w tej sprawie była Ludmiła Petrowna Garasimczuk, która należała do nowosybirskiej wspólnoty. Okazało się, że ona była wtyczką KGB, by nas kontrolować. Robiła notatki z zebrań i moich kazań. Ponadto, jak to sobie później uświadomiłem, będąc kiedyś u mnie w domu, zwróciła uwagę na książkę o Fatimie i poprosiła bym jej pożyczył, ponieważ chce ją przeczytać. Niczego nie podejrzewając, zgodziłem się. Przyniosła na drugi dzień. Ale wystarczyło to już, by mnie oskarżyć za rozpowszechnianie literatury antyradzieckiej. To były zarzuty, jakie mi postawiono i w oparciu, o które przygotowywano wyrok.

 

Kiedy i w jakich okolicznościach zetknąłeś się z "Orędziem Fatimskim"?

Jeszcze w szkole średniej czytałem przepisywane ręcznie fragmenty "Orędzia". Dziś nawet nie pamiętam, skąd je otrzymałem. Być może od mojej chorej siostry, która dużo czytała religijnych książek, lub od jakiejś starszej kobiety. W każdym bądź razie już jako młody chłopak otarłem się o "Fatimską ideę". W latach sześćdziesiątych dotarł do mnie ten tekst w języku polskim przepisywany na maszynie. Otrzymywałem go, o ile dobrze pamiętam, od księży z Polski, którzy zaczęli przyjeżdżać, często incognito, na tereny byłego ZSRR. Wtedy też zacząłem przepisywać w zeszycie "Cuda XX wieku", do których zaliczałem "Orędzie". W latach siedemdziesiątych tekst "Orędzia" w języku niemieckim przywieźli księża niemieccy. Tekst ten dawałem do czytania przede wszystkim zaufanej młodzieży, ale nie tylko. Udostępniałem go także osobom starszym.

"Orędzie" z jednej strony było wezwaniem do większej gorliwości, a z drugiej budziło nadzieję, że czas ucisku i prześladowań religijnych kiedyś się skończy. Dlatego też tę książeczkę przepisaną na maszynie, miałem zawsze pod ręką. I dlatego w czasie rewizji od razu wpadła w ręce KGB. Ponadto na temat Fatimy mówiłem również w kazaniach...

 

Czy mówiłeś także o nawróceniu Rosji?

No... nie, tak lekkomyślny to już nie byłem. Nie mniej jednak dużo mówiłem, zwłaszcza w święta Matki Bożej, o nawróceniu nie tylko jednostek ale i całych narodów, o co apelowała Matka Boża. W Ferganie zorganizowałem peregrynację figurki Matki Bożej po rodzinach. Ludzie zbierali się na wspólną modlitwę. W rodzinach, które ją przyjęły pozostawała przez dwa, trzy dni.

 

Z tego co mówisz wynika, że KGB miało podstawę, by zrobić z tego tytułu zarzut.

Nie bardzo. Zarzut bowiem nie dotyczył rozpowszechniania wezwań do modlitwy, nawrócenia i pokuty, ale rozpowszechniania oszczerstw na ZSRR, a tego nie było. W sumie jednak, według składu sędziowskiego, zwłaszcza fakt posiadania "materiałów fatimskich" dawał podstawę do tego rodzaju oskarżenia. I takie oskarżenie padło.

 

Jak traktowali cię współwięźniowie w celi?

W pierwszej celi powiedziałem, że jestem księdzem i więźniowie odnosili się do mnie dobrze. W drugiej, byli to ludzie bardzo zepsuci. Niektórzy z nich przesiedzieli już 35 i więcej lat w więzieniu. Obrzucali mnie czasem bardzo brzydkimi słowami, dopóki nie przyzwyczaili się do mnie. Na ich zaczepki nie reagowałem. To był najlepszy sposób, by dali mi spokój.

 

To wszystko było w czasie śledztwa. Jak odbywał się sad?

Przygotowując się do rozprawy napisałem kilka agresywnych referatów -- przemówień. Podzieliłem się tym z więźniami. Ci mi powiedzieli, że jeżeli to przeczytam, dostanę o wiele wyższy wyrok. Np. zamiast czterech lat, mogę otrzymać czternaście, a tym niczego nie dokażę. I chyba mieli słuszność. Posłuchałem ich rady.

Prokurator oskarżał mnie o to wszystko, co mi zarzucano w śledztwie. Na koniec zebrali wszystkie punkty, powołali się na odnośne ustawy kodeksu karnego i wydali wyrok. Dano mi również możliwość wygłoszenia ostatniego słowa po skazaniu.

 

Czy miałeś adwokata?

Tak, ale adwokat w sądach radzieckich nie miał wiele do powiedzenia. Występowali też moi świadkowie. Gdy szli zeznawać to zatrzymywali się tam, gdzie ja siedziałem i prosili o błogosławieństwo: -- Ojcze pobłogosław, bym mówiła prawdę. I pochylali głowę. Ja im błogosławiłem. Sędziowie bardzo się denerwowali. Mówili, że to nie kościół, to nie kaplica, że to jest przestępstwo. Ale ja na to nie zwracałem uwagi. Na sąd prowadziło mnie dziewięciu strażników. Normalnie prowadzi dwóch, trzech. To była też wielka demonstracja. Ludzie to widzieli, stali bowiem na korytarzu. Na mój wyrok przyszli adwentyści i baptyści. Byli również prawosławni.

Moje słowo po wyroku było krótkie. Dziękowałem KGB, że przez rok pozwolili mi pracować w Żytomierzu i pięć lat w Duszambe i za to, że bez problemu przyjęli mnie w Nowosybirsku, że mogłem wybudować kościół w Tadżykistanie. -- Dziękuję za to -- mówiłem -- bo mogliście mi nie pozwolić i wcześniej zamknąć w więzieniu. Nie mam do was żadnej pretensji.

Zostałem jednak osądzony. Otrzymałem wyrok: osiem i pół roku łagrów. Ponieważ byłem sądzony po raz pierwszy i w czasie śledztwa oraz sądu nie byłem agresywny, a ostatnie słowo brzmiało: Dziękuję, że mnie sądzicie, prokurator domagał się dwóch lat. Sędzia podwyższył wyrok do trzech lat łagrów.

Jeszcze z pół roku siedziałem w więzieniu, gdzie w jednym pomieszczeniu gnieździło się 35 osób. Był tam brud, pchły, wszy, pluskwy i wszelkie możliwe insekty. Więźniowie obliczyli, że pluskwy i wszy wypijały w tym więzieniu, gdzie siedziało 4 tysiące więźniów, pięć litrów krwi dziennie, czyli prawie tyle, ile ma jej jeden człowiek. Przez współwięźniów byłem traktowany w miarę przyzwoicie. Czasem tylko ktoś mnie popchnął.

 

Mówiąc językiem KGB, czy uprawiałeś jakąś "propagandę" religijną?

Oczywiście. Przecież to była moja nowa parafia. Właśnie ta czwarta. Przez pewien czas mówiłem na temat Pisma świętego. Potem były kazania katechetyczne. Ponieważ ludzie nie znali Modlitwy Pańskiej, ręcznie przepisałem około trzydzieści razy "Ojcze nasz", "Zdrowaś Maryjo" i "Wierzę w Boga". Teksty rozdałem prawie wszystkim więźniom, którzy siedzieli ze mną w jednym pomieszczeniu. Gdy ktoś szedł na rozprawę odmawiałem nad nim modlitwy. Potem wysłano mnie do łagru, gdzie trzeba było już pracować.

 

Nie wiem, czy się z tym zgodzisz, ale słuchając tego co mówisz, odniosłem wrażenie, że w czasie, kiedy cię sądzono, panował już inny duch. Z tego, co wiem z literatury, w dawniejszych czasach, za swoją działalność dostałbyś z dziesięć lat ciężkich łagrów, gdzieś w kopalni złota czy węgla kamiennego. Twoje odzywki były ostre i oskarżające. Również sposób traktowania cię przez KGB i prokuratora był w sumie łagodny. Oczywiście KGB nad wszystkim czuwało. Sposób traktowania skazanych, zwłaszcza politycznych, bo chyba tak cię zakwalifikowano, był bardziej ludzki.

To prawda. Byłem tego świadomy i dlatego mogłem sobie pozwolić na niektóre rzeczy, czyli ostrzejsze wystąpienia.

 

 
VIII. W NOWOSYBIRSKU X. W DRODZE DO ŁAGRU


początek strony
© 1996-1997 Mateusz