TĘSKNOTA I GŁÓD I. MÓWIĄ PARY NIESAKRAMENTALNE

 
3. Nie ustaliśmy w wierze
 
  1. Uważam się za katolika
    ankieta 34
  2. Czujemy naszą przynależność do Kościoła
    ankieta 17
  3. Czuję się w pełni obecny w Kościele
    ankieta 4
  4. Chcemy należeć do Kościoła
    ankieta 3
  5. Ufamy nieskończonej dobroci Boga
    ankieta 55
  6. Wychowaliśmy dzieci po katolicku
    ankieta 10
  7. Najważniejsze to żyć zgodnie z zasadami wiary
    ankieta 12
  8. Wiarę naszą wyznajemy szczerze
    ankieta 1
  9. Czujemy się w pełni członkami Kościoła
    ankieta 29
  10. Jesteśmy mocno związani z Kościołem
    ankieta 54

 

Uważam się za katolika

Związku sakramentalnego nie zawarliśmy, gdyż od 1968 jestem rozwiedzionym bezdzietnym mężczyzną. W tym samym roku wziąłem ślub cywilny z obecną żoną.

Żyjąc z konieczności w związku niesakramentalnym, nie odczuwam złych stron ani wyraźnego osłabienia przynależności do Kościoła. Uważam się za wierzącego katolika.

Ograniczenia religijne, wynikające z przepisów kościelnych, nie są dla mnie zbyt uciążliwe, gdyż nie posiadamy dzieci, a wstęp do kościoła i uczestniczenie w uroczystościach świątecznych nie są przepisami kościelnymi zabronione.

Uważam, że przynajmniej pary niesakramentalne (na przykład po rozwodzie sądowym), wychowujące własne potomstwo, powinny być dopuszczone do Sakramentu Małżeństwa, a poprzedni bezdzietny związek należy unieważnić.

(ankieta 34)

 

Czujemy naszą przynależność do Kościoła

Bardzo się cieszymy, że został podjęty problem małżeństw niesakramentalnych.

Związek nasz jest niesakramentalny, ponieważ mąż mój jest rozwiedziony. Trudno tu podać przyczyny rozwodu. Pozostał sam z dziećmi.

Naszą przynależność do Kościoła odczuwamy tak, jakbyśmy byli w związku sakramentalnym, ponieważ uczestniczymy we wszystkich dostępnych dla nas obrzędach religijnych.

Wydaje się nam, że każdy związek niesakramentalny należy rozpatrywać indywidualnie. Nie wszystkie powinny podlegać tym samym ograniczeniom. Inaczej należy traktować te związki, które zostały zawarte z "przymusu życiowego", inaczej ludzi, którzy wychowują swoje potomstwo zgodnie z ideałami wiary rzymskokatolickiej.

To, że Kościół stoi na stanowisku nierozerwalności i dozgonności ważnie zawartego związku małżeńskiego, uważamy za słuszne. Niemniej jednak wydaje się nam, że małżeństwa niesakramentalne, ale trwałe, zgodne, moralnie odpowiedzialne za rodzinę i działające zarówno w rodzinie, jak i w swoim środowisku według przykazań wiary rzymskokatolickiej, nie powinny podlegać ograniczeniom.

(ankieta 17)

 

Czuję się w pełni obecny w Kościele

Żona i ja jesteśmy po rozwodach (mamy za sobą nieudane pierwsze małżeństwa). Początkowo pozostawałem poza Kościołem. Nie należałem do ludzi praktykujących. Od około ośmiu lat Kościół stawał się dla mnie coraz bliższy. Dzięki aktywności naszej parafii czuję się całkowicie przez Kościół przyjęty i zaakceptowany. Czuję się w pełni obecny w Kościele.

Wydaje mi się, że ludzie będący w związku niesakramentalnym niejednokrotnie mogą być pobożniejsi niż ci, którzy przeszli w swym życiu drogę prostą. Należy zatem do niektórych zakazów (do funkcji matki chrzestnej czy ojca chrzestnego) podchodzić indywidualnie, to znaczy, jeśli na przykład proboszcz daną rodzinę zna i wie, że mąż i żona gwarantują należyte wywiązywanie się z przyjętych obowiązków, to powinien mieć prawo pozwolić na pełnienie przez te osoby funkcji religijnych.

Kościół powinien małżeństwa niesakramentalne otoczyć opieką religijną, ciepłem i życzliwością (jak to ma miejsce w naszej parafii) oraz pokazywać tym ludziom wszystkie możliwe drogi ciągłego zbliżania się do Pana.

(ankieta 4)

 

Chcemy należeć do Kościoła

Małżeństwem niesakramentalnym jesteśmy od dziewiętnastu lat. Ślubu kościelnego nie możemy zawrzeć, ponieważ ja mam za sobą związek sakramentalny zawarty przed trzydziestu laty, który po dwunastu latach beznadziejnych nieporozumień skończył się rozwodem cywilnym.

Przez pierwsze dziesięć lat naszego związku cywilnego uważaliśmy się za zupełnie wykluczonych z życia Kościoła i nawet nie śmieliśmy się w jakiś sposób do niego przybliżyć, uważając, że to sprawa niemożliwa.

Z tego stanu uwolniła nas dopiero adhortacja Ojca Świętego skierowana do rodzin. Tam było zaproszenie skierowane i do nas: "Wy też jesteście w Kościele, a więc przychodźcie". Zaraz następnego dnia zgłosiliśmy się w swojej kancelarii parafialnej i oświadczyliśmy, że chcemy być w Kościele i brać udział w jego życiu.

Rozumiemy ograniczenia, jakim musimy podlegać w Kościele, ale dziś na podstawie prawie dziesięciu lat czynnego udziału w życiu Kościoła proponowałbym indywidualne podejście do każdego przypadku. Jeżeli jakaś rodzina uczestniczy w życiu parafii i dba o katechizację własnych dzieci, to myślę, że tacy ludzie mogliby być dopuszczeni do sprawowania funkcji rodziców chrzestnych, oni na pewno będą pomagać w katolickim wychowaniu swojego chrześniaka.

Co do Sakramentów Pokuty i Eucharystii myślę, że i tę dziedzinę można chociaż trochę przybliżyć parom niesakramentalnym Chyba najważniejsze dla nas to życzliwie nastawieni kapłani. Można by było wówczas powołać specjalne grupy duszpasterskie, gromadzące ludzi o tych samych problemach. Jeśli kapłan zyska nasze zaufanie, jeśli będziemy pewni, że nas nie odrzuci i nie zwymyśla, jaką ważną sprawą stanie się możliwość spowiedzi - rozmowy, na którą nieraz z utęsknieniem czekamy po dwadzieścia i więcej lat. Pomimo niepełnego uczestnictwa w Sakramencie Pokuty kapłan może nas prowadzić, uczyć pracy nad sobą i odkrywać cudowną stronę życia, jaką winno stać się życie chrześcijańskie. Tylko że nam, bez pomocy Eucharystii, przecież jest znacznie trudniej niż innym ludziom.

(ankieta 3)

 

Ufamy nieskończonej dobroci Boga

Z wielką radością i pełni nadziei odpowiadamy, wspólnie i zgodnie, na przesłaną ankietę.

Parą niesakramentalną jesteśmy od dziewięciu lat, mamy dwoje dzieci, nigdy nie zerwaliśmy z wiarą ani też z Kościołem katolickim z powodu naszej sytuacji. Istnieje przeszkoda do wstąpienia w związek sakramentalny - mąż połączył się już raz takim związkiem; sprawa o unieważnienie zawartego małżeństwa jest w toku - w sądzie II instancji.

Jesteśmy małżeństwem bardzo szczęśliwym, mamy ładne i zdrowe dzieci. Wychowanie ich w wierze katolickiej to teraz główny nasz cel. Zdajemy sobie sprawę, że zawierając samowolnie nasze małżeństwo skomplikowaliśmy sobie życie, wystąpiliśmy przeciwko prawu Bożemu, ale nie czujemy się odtrąceni przez Kościół i pozostajemy ufni nieskończonej dobroci Boga. Niemniej przynależność naszą do Kościoła określamy jako niepełną i niepewną. Odczuwamy bojaźń i lęk wobec sytuacji właściwie nie do rozwiązania. Kładzie się to dużym ciężarem na naszych sumieniach.

W świetle prawa kanonicznego oraz zasad wiary, brak dostępu do Sakramentów Pokuty i Eucharystii uważamy za logiczny i w pełni uzasadniony, jakże jednak byłoby wspaniale móc oczyścić duszę raz do roku na Wielkanoc. Jak trudno pojąć to naszym dorastającym dzieciom, że rodzice ich nie mają pełnych praw w Kościele. Ograniczenia natomiast dla wymienionych par w pełnieniu funkcji kościelnych uważamy za absurd i delikatną dyskryminację. Zakładając oczywiście przy tym, że problem dotyczy par utrzymujących więź z Kościołem katolickim, co powinno być znane parafiom z notatek prowadzonych podczas kolęd. Ta sprawa, wydaje się, ma szansę jakiegoś skorygowania, zwłaszcza że jak uczy życie, brak jest jednomyślności w tym względzie.

Ostatni, trzeci punkt, rozważyliśmy również ze stanowiska par wierzących i praktykujących. Wiele takich par niesakramentalnych powstało na skutek porzucenia przez jednego ze współmałżonków, przy czym strona porzucona nie miała na to żadnego lub niewielki wpływ. Strona porzucająca współmałżonka samowolnie dopuściła się zerwania przysięgi na wierność i dozgonność małżeńską złożonej wobec Boga. Ponadto skazała osobę porzuconą, wbrew jej woli, na spędzenie samotnie reszty życia, jakże często w bardzo młodym wieku. Dlaczego Kościół traktuje tych dwoje ludzi jednakowo? Bóg rozsądzi to sprawiedliwie. Wydaje się nam, że nadszedł czas postanowienia czegoś w tej sprawie na ziemi; aby było postanowione i w niebie. Obejmujące coraz szersze kręgi zjawisko par niesakramentalnych musi spowodować zmianę prawa kanonicznego i traktowanie tych par indywidualnie. Przerażająca liczba rozwodów świadczy, niestety, o niedojrzałości młodego społeczeństwa i braku odpowiedzialności przed i po zawarciu Sakramentu Małżeństwa. Wydaje się nam, że Kościół mógłby stanąć w obronie właśnie tych małżonków porzuconych (ofiar) i w drodze procesu kościelnego zwolnić ich z przysięgi na wierność i dozgonność małżeńską, umożliwiając im ponowne przystąpienie do Sakramentu Małżeństwa. Kościół niejednakowo traktuje grzech cudzołóstwa, a co za tym idzie, przebaczenia w Sakramencie Pokuty. Rozgrzesza samotnych, choć niepoprawnych hulaków. Pary niesakramentalne, religijne, które przykładnie wiodą swe życie, odbierają to jako pewnego rodzaju niesprawiedliwość. Chcielibyśmy jako wierzący być inaczej traktowani przez Kościół, nie na równi z żyjącymi w rozwiązłości ateistami.

Na ręce Czcigodnego Księdza Proboszcza dla całego zespołu przesyłamy życzenia wielu łask Bożych; oby rozpoczęte dzieło przyniosło owoce łaski dla nas wszystkich już na najbliższym Synodzie, o co gorąco będzie się modlić "Anonimowa Para".

(ankieta 55)

 

Wychowaliśmy dzieci po katolicku

Dziękuję za list z pytaniami, który otrzymaliśmy, będziemy się starali na nie odpowiedzieć.

Obecny mój mąż był kawalerem, ja rozwódką z dwojgiem dzieci; starszy syn urodził się w 1948 roku, młodszy w 1951. Mój pierwszy mąż zostawił mnie samą z dziećmi. Związał się z dwiema innymi kobietami, z którymi ma troje dzieci, i mnie maltretował - więc się rozeszłam. Dzieci były małe, w wychowaniu ich pomagała mi moja mama, z którą mieszkałam do roku 1954.

W 1955 roku wyszłam powtórnie za mąż, biorąc ślub cywilny. Z tego małżeństwa urodziły się córki bliźniaczki. Każdą Komunię świętą dzieci przeżywaliśmy z mężem, wiedząc, że nie możemy z nimi razem przystąpić do Stołu Pańskiego Stojąc z boku, płakaliśmy. Przeżywaliśmy straszne chwile. To samo było przy śmierci naszych rodziców. Potem wnuczki szły do I Komunii świętej - przeżywaliśmy ten ich wielki dzień podobnie, a przecież żyjemy w zgodzie, dzieci wychowaliśmy na dobrych praktykujących katolików, uczęszczają co niedziela do kościoła i przystępują do Komunii świętej. Na rodziców chrzestnych nigdy nas nie proszono. Wzięłam ongiś ślub kościelny, ale bardzo krótko żyłam z pierwszym mężem, z obecnym przeżyłam tyle lat, szanujemy się i dzieci nas szanują.

(ankieta 10)

 

Najważniejsze to żyć zgodnie z zasadami wiary

Dlaczego nie zawarłam związku sakramentalnego?

Owszem, byłam zamężna, związana przysięgą wobec Boga, czyli zawarłam związek sakramentalny. Jednakże od kilku lat jestem rozwiedziona, wybrałam zło konieczne. Dotychczas nie zawarłam żadnego związku (pozostaję samotna wychowując córeczkę).

Stosowanie ograniczeń wobec par niesakramentalnych powinno zależeć od przyczyn, które doprowadziły do tego związku. Są to sprawy bardzo indywidualne.

W przypadkach uzasadnionych wprowadziłabym odstąpienia od (zasady) dozgonności i umożliwiłabym wstąpienie ponownie w związek sakramentalny. W przypadku koniecznego rozwodu strona pokrzywdzona powinna mieć możliwość zawarcia ślubu kościelnego.

Zdecydowanie natomiast jestem przeciwna tak zwanym parom żyjącym na próbę, ślubom wyłącznie cywilnym zawartym przez osoby wierzące, praktykujące. Najważniejsze jednak jest to, aby postępować zgodnie z sumieniem, właściwie i w miłości wychowywać dzieci, stworzyć dom i żyć tak, jak głosi wiara katolicka.

Od siebie dodam, że jestem z moją małą córeczką bardzo osamotniona i gdybym spotkała człowieka naprawdę dobrego, który mógłby razem ze mną i dzieckiem stworzyć prawdziwy dom, oparty na wzajemnym szacunku, miłości - w tych niełatwych czasach - gdyby nie było możliwości zawarcia związku sakramentalnego, z pewnością zdecydowałabym się na taki związek niesakramentalny i to nie z pobudek osobistych, przede wszystkim stworzyłabym normalny dom dziecku, bo jego dobro jest dla mnie najważniejsze.

(ankieta 12)

 

Wiarę naszą wyznajemy szczerze

Sakramentalnego związku małżeńskiego nie mogliśmy zawrzeć, gdyż uniemożliwił nam to Kościół rzymskokatolicki (mąż był rozwiedziony), stojący na stanowisku nierozerwalności i dozgonności ważnie (według prawa kanonicznego) zawartego związku małżeńskiego. Na marginesie tego warto zauważyć, że istnieją w tym względzie wyjątki, dotyczące unieważnienia małżeństwa w przypadku matrimonium ratum sed non consummatum. Choć i tu można podać przykłady, że nie tylko to ma znaczenie, na przykład znana sprawa ponownego małżeństwa prezydenta Mościckiego.

Prawo cywilne (rodzinne) obowiązujące w Polsce umożliwiło rozwiązanie pierwszego nieudanego małżeństwa męża. Przypadki niefortunnie zawartych małżeństw w młodym wieku są, jak wiadomo, częste.

W naszym związku małżeńskim, prawnie zawartym według obowiązującego prawa rodzinnego, pozostajemy od trzydziestu dwóch lat i wychowaliśmy dwóch synów ochrzczonych w Kościele rzymskokatolickim i w tej wierze, którą też i sami nadal wyznajemy. Fakt dopuszczenia rozwodów rozwiązuje w wielu przypadkach z powodzeniem konflikty życiowe i zapobiega tragediom również - a może przede wszystkim - dzieci. Zrozumiały to inne wyznania chrześcijańskie.

A teraz odpowiedzi na postawione pytania:

Do Kościoła rzymskokatolickiego należymy w dalszym ciągu poprzez chrzest.

Ograniczenia, którym podlegają pary niesakramentalne uważamy za krzywdzące, zwłaszcza dla tych, które zawarły związek według cywilnego prawa rodzinnego. Pachnie to bowiem średniowieczną inkwizycją niechlubnie zapisaną w historii Kościoła rzymskokatolickiego.

Należy zrewidować, jako nieżyciowe i niepostępowe, stanowisko Kościoła w sprawie nierozerwalności i dozgonności ważnie (według prawa kanonicznego) zawartego związku małżeńskiego oraz znieść (podobnie jak poprzednio ekskomunikę) ograniczenia, którym podlegają pary niesakramentalne.

(ankieta 1)

 

Czujemy się w pełni członkami Kościoła

Nasze małżeństwo niesakramentalne zostało zawarte z myślą, że potem nastąpi ślub w Kościele katolickim, oboje z mężem jesteśmy bowiem ludźmi głęboko wierzącymi. Ja byłam osobą wolną, mąż - nie. Na jego zatem wniosek przeprowadzony został w Sądzie Metropolitalnym przewód sądowy, w wyniku którego poprzednie małżeństwo kościelne zostało uznane za nieważne. Sąd jednakże nie zezwolił na zawarcie nowego związku w Kościele katolickim.

Małżeństwo nasze jest oparte na wzajemnych, głębokich więzach uczuciowych, zacieśniających się jeszcze z upływem czasu (obecnie minęło osiemnaście lat wspólnego pożycia) oraz na potrzebie wzajemnego pomagania sobie w różnych sytuacjach życiowych, między innymi w chorobie. Oboje bowiem jesteśmy już ludźmi starszymi (ja mam sześćdziesiąt sześć, mąż osiemdziesiąt trzy lata), chorymi i bardzo potrzebujemy siebie nawzajem.

W głębi duszy czujemy się w pełni członkami Kościoła katolickiego i właściwie z jego strony nie odczuwamy ograniczeń.

Uważamy, że nierozerwalność związku małżeńskiego, ważnie zawartego, nie przeszkadza w zawarciu małżeństwa niesakramentalnego. Małżeństwa takie kojarzone są zwykle w wieku, kiedy człowiek osiąga pełną dojrzałość i ma większe poczucie odpowiedzialności, a więc związki te gwarantują większą trwałość. Szczególnie przydałyby się ludziom starszym lub potrzebującym wzajemnej opieki.

(ankieta 29)

 

Jesteśmy mocno związani z Kościołem

Pragnę wyjaśnić, iż pozostaję w związku niesakramentalnym od 1971 roku. Moja pierwsza żona przed dwudziestu laty poprosiła mnie o rozwód, kierując swoje uczucia w stronę innego mężczyzny.

Przez cały czas mojego drugiego związku czuliśmy się silnie związani z Kościołem katolickim. Mamy dwie kilkunastoletnie córki i wraz z nimi uczęszczamy na niedzielne Msze święte. Nasze dzieci zostały tuż po urodzeniu ochrzczone i uczęszczają na zajęcia katechetyczne.

Niemożność przystępowania do Sakramentów Pokuty i Eucharystii odczuwamy bardzo boleśnie. Uważamy, że wiele małżeństw niesakramentalnych zostaje odsuniętych od Kościoła ze szkodą dla nich samych, a także dla wspólnoty chrześcijańskiej. Nie sądzę, że unieważnianie małżeństw powinno być tak szeroko rozpowszechnione, jak chociażby w USA, niemniej są sytuacje, w których - wydaje mi się - mniejszym złem byłoby unieważnienie ślubu kościelnego (w przypadkach na przykład porzucenia jednej osoby przez drugą, alkoholizmu będącego przyczyną maltretowania żony i dzieci, choroby psychicznej itd.) niż odtrącanie tak licznej grupy wiernych od Kościoła. Pan Jezus często przebaczał.

Czy XXI wiek nie zobowiązuje do znalezienia, w niektórych przypadkach, bardziej liberalnych rygorów wobec małżeństw niesakramentalnych? Kościół zyskałby setki tysięcy odtrąconych i często z tego powodu nieszczęśliwych wiernych.

(ankieta 54)

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
Bóg pisze prosto po krzywych liniach Z głębokości wołam do Ciebie, Panie

początek strony
(c) 1996-1997 Mateusz