Ludzie

"Edyta Stein (1891-1942)"
Edyta urodziła się we Wrocławiu w roku 1891 (wówczas miasto leżało w granicach Niemiec) jako jedenasta i ostatnia córka pewnego żydowskiego małżeństwa. W wieku dwóch lat została osierocona przez ojca, a liczna rodzina była wychowywana z mądrością siłami matki, kobiety głęboko religijnej i mocno przywiązanej do własnej żydowskiej tradycji. Edyta jest jednak dziewczynką niezależną i o szczególnie błyskotliwej inteligencji. W wieku około piętnastu lat porzuca wiarę, w której została wychowana, ponieważ nie może uwierzyć w opiekę Boga. Przez cały okres młodzieńczy skłania się do kultu prawdy (rozumianego jako rozwój poznania) oraz do obrony godności kobiety. Uczęszcza zatem na uniwersytet, stanowiąc przypadek dość rzadki, jeśli chodzi o dziewczynę w tamtych czasach, także była jedyną kobietą w swoim mieście, która zapisała się na wydział filozofii. Przenosi się do Getyngi, prawdziwego miasta uniwersyteckiego, gdzie dochodzi do pierwszego, ważnego w jej życiu spotkania, spotkania z filozofem Edmundem Husserlem, twórcą fenomenologii.

Pozostaje pod wrażeniem uczciwej surowości myśli mistrza, pod kierunkiem którego obroniła dyplom z najwyższymi ocenami, omawiając w swojej pracy problem Einfü hlung, który to termin możemy przetłumaczyć jako "wczucie".

Husserl poważał ją tak bardzo, że uważał, iż jest gotową do objęcia katedry, a kiedy została przeniesiona do Fryburga, wybrał ją jako swoją asystentkę.

Musiała porządkować ogromną ilość manuskryptów i notatek stenograficznych, które powierzał jej mistrz. Trzeba było najpierw je odcyfrowywać, a następnie porządkować, zaznaczając to, co powinno być przejrzane i uzupełnione.

W pewnym liście z roku 1917 Edyta pisze: "Ostatnim wynalazkiem mistrza jest to, że przede wszystkim muszę pozostać z nim aż do czasu, gdy wyjdę za mąż, następnie, że mogę wziąć za męża wyłącznie mężczyznę, który także stanie się jego asystentem - dotyczy to również dzieci. Pełnia nieszczęścia!"

Zasługą Husserla , który był bardzo wymagający i trochę tyranem, jest to, że wyszkolił własnych uczniów według swoich zasad: "Zu den Sachen": trzeba powrócić do rzeczy, powrócić do fenomenu tak, jak się prezentuje. Tej szczególnej wierności intelektowi nie mogła realizować Edyta, sama nie będąc przez nią dotknięta, wewnętrznie naznaczona - również przez pewne szczególne "fenomeny".

Niektóre bardziej znaczące to: pewne interesujące studium na temat Ojcze nasz w języku starogermańskim; spotkanie z fascynującą osobowością Maxa Schelera - genialnego, ale nieuporządkowanego neokonwertyty; w końcu dwa lata doświadczeń na froncie w czasie pierwszej wojny światowej jako siostra czerwonego krzyża - coś, co spowodowało jej kontakt z cierpieniem.

Są to wszystko fakty, które pozwoliły jej odkryć fenomen religijny.

Możemy zrozumieć typ i uwagę, z jaką normalnie żyje, słuchając, jak opisuje zdumienie, jakiego doznała w czasie wizyty - wyłącznie z motywów artystycznych - w pewnym kościele katolickim; zdziwienie, gdy widzi kobietę z ludu wchodzącą na modlitwę i niosącą w rękach torbę z zakupami:

"Sprawa ta wydaje mi się dziwna. Do synagogi i kościołów protestanckich, które odwiedzałam, wchodzi się wyłącznie podczas służby bożej. Widząc w kościele katolickim ludzi przychodzących pomiędzy jednym a drugim zajęciem, tak zwyczajnie, dla spontanicznej rozmowy, zostałam tak poruszona, że nie byłam w stanie zapomnieć tej sceny".

Dwa inne epizody były jeszcze bardziej znaczące.

W Getyndze poznała młodego docenta, Adolfa Reinacha, prawą rękę Husserla dla kontaktów ze studentami, który sprawił na niej duże wrażenie z powodu dobroci, delikatności i gustu artystycznego, które odbijały się w jego otoczeniu.

Edyta stała się przyjaciółką rodziny, ale w roku 1917 w czasie walk we Flandrii, został on zabity. Młoda wdowa poprosiła wówczas Edytę, aby pomogła jej uporządkować manuskrypty filozoficzne zmarłego dla wydania pośmiertnej publikacji.

Odczuwała najwyższego stopnia niepokój myśli, będąc zmuszoną pójść do domu, który znała jako wypełniony pięknem i radością, przekonana, że znajdzie go pogrążonego w bólu i rozpaczy. Zastała tam natomiast atmosferę znamiennego spokoju i ujrzała przyjaciółkę o obliczu naznaczonym bólem, ale jakby przeobrażoną.

Słyszała od niej opowiadanie o chrzcie, który oboje małżonkowie otrzymali kilka miesięcy temu, kiedy to zdecydowali się przystąpić do kościoła protestanckiego, czując się jednak pociągnięci przez katolicyzm przez pewien rodzaj wewnętrznego impulsu, aby szybko to uczynić:

"Nie jest to ważne, nie myślimy o przyszłości; jeden raz wszedłszy we wspólnotę z Chrystusem prowadzi nas On tam gdzie chce! Przystępujemy do Kościoła, nie mogę dłużej czekać!"

(Pani Reinach później faktycznie stała się katoliczką).

Edyta słuchała tego opowiadania o miłości i obserwowała ów spokój:

"Było to moje pierwsze spotkanie z Krzyżem, z tą boską siłą, którą daje Krzyż tym, którzy go niosą. Pierwszy raz objawił mi się Kościół w sposób widzialny, zrodzony z męki Chrystusa i Jego zwycięskiej śmierci. W tym samym momencie rozpadła się moja niewiara, judaizm zbladł w moich oczach, podczas gdy wzmagało się w moim sercu światło Chrystusa. Jest to powód, dla którego po przyjęciu habitu karmelitańskiego, chciałam dodać do mojego imienia imię Krzyża".

Przez cztery lata ten "fakt" albo "fenomen" pracował w jej świadomości, aż doszła do pełnej jasności i zrozumienia, i przeszła do innego i bardziej znaczącego wydarzenia.

W czasie lata roku 1921, Edyta była przez pewien, raczej długi okres, gościem innego zaprzyjaźnionego małżeństwa, także nawróconego na protestantyzm. Pewnego wieczoru, kiedy oboje małżonkowie musieli wyjechać, pozostawili jej do dyspozycji własną bibliotekę.

Oto relacja o tym, co się przydarzyło:

"Bez wybierania, wzięłam pierwszą książkę, która wpadła mi w ręce. Był to wielki tom, który nosił tytuł: Życie świętej Teresy z Avila, napisane przez nią samą. Rozpoczęłam czytanie i byłam tak nim pochłonięta, że nie przerwałam, póki nie doszłam do końca. Kiedy ją zamknęłam musiałam sama sobie wyznać: To jest prawda!"

Na lekturze spędziła całą noc; rankiem poszła do miasta, aby kupić sobie katechizm i mszalik, przestudiowała go dogłębnie i po kilku dniach udała się na pierwszą w swoim życiu Mszę Świętą.

"Nic nie pozostało dla mnie niejasnego - mówiła - zrozumiałam każdą najmniejszą ceremonię. Na koniec poszłam do księdza, do zakrystii i po krótkiej rozmowie poprosiłam go o Chrzest. Patrzył na mnie z wielkim zdziwieniem i odpowiedział, że dla przyjęcia na łono Kościoła konieczne jest pewne przygotowanie: "Od jakiego czasu uczęszcza pani na naukę wiary katolickiej? - zapytał się mnie - i kto panią uczy?" W odpowiedzi byłam tylko w stanie wykrztusić: "Proszę czcigodnego ojca, aby mnie przepytał".

Po dokładnym egzaminie, ksiądz zorientował się, że nie ma żadnej prawdy wiary, która by nie była jej znana.

Chrzest został ustalony na Nowy Rok 1922 i z tej okazji otrzymała swoje imię "Teresa".

Przejście na nową wiarę oznaczało głębokie rozdarcie związku pomiędzy Edytą i jej matką, która nie była w stanie zrozumieć, dlaczego córka nie powróciła do Boga swoich ojców. Rozdarcie to musiało dalej w sposób tajemniczy pogłębić się i wzmóc, kiedy Edyta zdecydowała się na wstąpienie w Kolonii do zakonu karmelitańskiego.

Do tych wzajemnych relacji pomiędzy matką i córką musimy powrócić.

Z punktu widzenia życia wewnętrznego, dla Edyty Teresy Stein powołanie do chrztu i do Karmelu współwystępowały z całkowitą pewnością od pierwszej chwili.

Tymczasem jej kierownik duchowy zabronił jej szybkiego skonkretyzowania tego powołania do życia w zamknięciu, utrzymując, że ma ona do spełnienia bardzo ważne zadanie w świecie.

Pierwsze dziesięć lat od nawrócenia przeszły jej na pracy w charakterze "nauczycielki" w całkowitym tego słowa znaczeniu, w instytucie dominikanek, w którym "panienka profesor" zajmowała się nauczaniem dziewcząt, które przygotowywały się do matury, ucząc języka i literatury niemieckiej.

Prowadziła życie bardzo skromne, prawie zakonne, studiując jednocześnie tradycję filozofii katolickiej (szczególnie świętego Tomasza) z intencją porównania go z myślą fenomenologiczną.

Jej tłumaczenie i komentarz De Veritate świętego Tomasza było uznawane jako dzieło sztuki, tak ze względu na jasność tłumaczenia, które tak dobrze zostało dostosowane do antycznego języka Świętego Doktora, jak i z powodu głębi przypisów.

I tak, zaczęła przepracowywać swoje własne przemyślenia i publikować dzieła naukowe, chociaż nowa wiara nie ułatwiała jej kariery uniwersyteckiej.

Od 1928 do 1931 roku uczestniczyła w licznych kongresach i była proszona o prowadzenie konferencji w Kolonii, Fryburgu, Bazylei, Wiedniu, Salzburgu, Pradze, Paryżu.

Ostatecznie, w roku 1932 otrzymuje docenturę w Münster w "Wyższym Instytucie Germańskim Pedagogiki Naukowej".

"Była - pisali jej studenci - docentem, który bezkompromisowo, najbardziej ze wszystkich bronił katolickiego punktu widzenia... Przewyższała wszystkich innych docentów bystrością umysłu, obyciem kulturalnym, doskonałością formy wykładu i hartem postawy wewnętrznej".

Nie upłynął jeszcze rok od jej nominacji, kiedy Hitler został Kanclerzem Rzeszy i nakazał usuwanie Żydów ze wszystkich urzędów publicznych.

25 lutego 1933 roku Edyta poprowadziła swój ostatni wykład.

Był to Święty Rok Odkupienia, a wiadomości o nazistowskich prześladowaniach żydów zaczęły przybierać na sile.

Nic już nie trzymało jej w świecie, i z tego powodu otrzymała pozwolenie na wstąpienie do zakonu karmelitańskiego, gdzie przyjmuje imię Teresa Benedykta od Krzyża.

Za klauzurą żyje pokornie, jak wszystkie inne siostry, które nic nie wiedziały o jej sławie ani o zdolnościach i osądzały ją wyłącznie na podstawie jej trudności w pracach manualnych.

Przełożeni sądzili jednak, że jej zdolności winny być docenione i poprosili, aby kontynuowała - stosownie do nowego stylu życia monastycznego i modlitw - działalność naukową.

Przepisuje zatem w całości, pogłębiając je, swoje główne dzieło filozoficzne (ponad tysiąc trzysta stron), w którym prowadzi korektę odbitki próbnej. Potem jednak wydawca, z powodu strachu, rezygnuje z opublikowania. Zatytułowała je: "Byt skończony a Byt wieczny".

W 1938 roku, ze względu na nasilenie rasizmu, myślano o ratowaniu Edyty poprzez przeniesienie do holenderskiego zakonu w Echt, gdzie udaje się razem z siostrą Różą, która przeszła za nią na wiarę katolicką i oczekiwała, by także wstąpić do zakonu.

W roku 1939 wybucha druga wojna światowa. Przełożeni proszą Edytę, aby napisała książkę o myślach i doświadczeniach świętego Jana od Krzyża, którego okrągłą rocznicę narodzin właśnie obchodzono. Posłusznie, z radością, spełnia to, tytułując dzieło: "Wiedza Krzyża" ("Scientia Crucis").

W roku 1942 zaczęły się masowe deportacje Żydów.

Episkopat holenderski zaprotestował przeciw temu i otrzymał zapewnienie, że nikt nie tknie Żydów, którzy przeszli na katolicyzm.

To jednak biskupom katolickim nie wystarczyło i w pewnym liście, który 26 lipca został odczytany we wszystkich kościołach, oficjalnie potępili wywózki.

27 lipca, w odwecie, Komisarz Rzeszy pisze tajną instrukcję:

"Widząc, że biskupi katoliccy zaangażowali się w tą sprawę, i niestety nie można ich osobiście dotknąć, wszyscy Żydzi katolicy do końca tygodnia zostaną deportowani. Nie będziemy liczyć się z żadną interwencją z ich strony".

Następnie, 2 sierpnia (pierwsza deportacja) Komisarz Generalny złożył publiczne oświadczenie, w którym dosłownie tłumaczy:

"Także w niektórych kościołach protestanckich zostały odczytane te oświadczenia... a swoją drogą przedstawiciele kościołów protestanckich dali nam do zrozumienia, że nie wyszło to z ich inicjatywy, i że nie są w stanie, z czysto technicznych powodów, zabronić aby je wszędzie czytano. Jeśli natomiast kler katolicki nie chce podjąć wysiłków, aby pójść z nami na ugodę, jesteśmy zmuszeni ze swojej strony uważać katolików czystej krwi żydowskiej za naszych najgorszych nieprzyjaciół, a następnie jak najszybciej deportować ich na wschód."

Wówczas niewielu jeszcze wiedziało, że deportację winno się w rzeczywistości nazywać ludobójstwem.

Tego samego dnia, u drzwi zakonu w Echt zjawiło się gestapo z samochodem bez szyb, aby zaaresztować "żydowską zakonnicę".

Pozostało jej niewiele minut czasu. Na jej stole "Wiedza Krzyża" jest prawie ukończona; dzieło doprowadziła do chwili, w której opisuje śmierć św. Jana od Krzyża.

Ostatnie słowa Edyty, które słyszały współsiostry, skierowane są do przestraszonej siostry Róży: "Chodź, idziemy cierpieć za nasz lud".

Otrzymały od niej liścik zaadresowany do przełożonej, w którym prosi, żeby zaniechać wysiłków, które zostały podjęte w celu jej uwolnienia.

Było tam napisane:

"...nie zrobiłabym nic więcej w tej sprawie. Jestem zadowolona ze wszystkiego. "Scientia Crucis" (Wiedzę Krzyża) można posiąść jedynie wtedy, gdy czuje się ciężar krzyża w całym jego ogromie. Jestem tego pewna od pierwszej chwili i powiedziałam sobie w sercu: 'Ave crux, spes unica' (Witaj Krzyżu, jedyna nadziejo)".

Zanim zakończymy opis jej drogi, konieczne jest, abyśmy zastanowili się nad tajemnicą, którą naznaczone było życie Edyty Stein.

Tym, co robi wrażenie, są zbiegi okoliczności, to znaczy pewien splot głębokich powiązań pomiędzy osobami i zdarzeniami pozornie różnymi i odległymi, który niespodziewanie pozwala dostrzec i odczuć, co oznacza, że całe nasze dzieje są utkane według pewnego opatrznościowego planu Boga.

Weźmy pod uwagę przede wszystkim jej żydowskie pochodzenie i jej chrześcijańskie powołanie: osobistą tajemnicę w relacjach Edyty z matką. Zauważymy wnet, jak daty, a także związane z nimi wydarzenia, pełne są znaczeń.

Dziewczynka rodzi się 12 października 1891 roku, co w kalendarzu żydowskim jest dniem Kippur, wielkim świętem Zadośćuczynienia.

"Moja matka - pisała Edyta - przykładała wielką wagę do tego faktu i wierzę, że to miało ponad wszystkimi innymi sprawami wpływ na to, iż uważała najmłodszą swoją córkę za najdroższą."

Matka umiera 14 września, w dniu, który dla chrześcijan jest świętem Podwyższenia Krzyża Świętego - chrześcijańską ekspiacją - oraz dniem, w którym karmelitanki odnawiają przed Bogiem swoje śluby zakonne.

Edyta powiada:

"Kiedy przyszedł okres odnowienia moich ślubów zakonnych, moja matka była ze mną. Czułam wyraźnie, że była blisko mnie".

W jakiś czas potem, telegram powiadomił o śmierci starszej pani, która nastąpiła w tej samej godzinie, w której córka odnawiała swoje ofiarowanie Bogu.

Ktoś puścił pogłoskę, że matka nawróciła się na wiarę katolicką. Edyta odparła:

"Wiadomość o nawróceniu na katolicyzm mojej matki jest bezpodstawna. Kto ją puścił, nie wiem. Moja matka zachowała swoją wiarę aż do końca. Ale ponieważ ta wiara i jej zawierzenie Panu było bezustanne od wczesnego dzieciństwa aż do jej osiemdziesięciu siedmiu lat i pozostało w niej żywe w ostatnim błysku podczas jej agonii, wierzę, że znalazła bardzo dobrego sędziego i stała się moją najgorętszą obrończynią, pomagającą mi dojść do mety".

W stosunkach pomiędzy matką i córką, cały zapał i ból, który jednoczył i dzielił religię żydowską i chrześcijaństwo, występuje tu jako żywy obraz.

Wszystko zaczęło się owego dnia, w którym wiedząc, że rozdziera jej serce i że nie może być zrozumiana, córka stawiła się przed matką, uklękła naprzeciw niej i bez żadnych wykrętów, ze spokojem i powagą powiedziała:

"Mamo, stałam się katoliczką".

Pierwszy raz Edyta widziała, jak kobieta ta, która z jedenastką dzieci sama stawiała czoła twardemu życiu w trudach wychowania, pracy i miłosiernej miłości, płacze.

Pewnego razu, podczas dnia Zadośćuczynienia, który stara niewiasta spędziła w całości w synagodze, bez kęsa pokarmu i szklanki wody, Edyta towarzyszyła jej, aby sprawić tym przyjemność.

Matka zauważyła:

"Nigdy nie widziałam, aby ktoś modlił się podobnie jak Edyta - powie do pewnej przyjaciółki - a najdziwniejsze jest to, że może ona modlić się naszymi modlitwami ze swojej książeczki".

Kiedy rabin czytał głębokim głosem uroczyste słowa: 'Słuchaj Izraelu, Bóg jest jedynym', matka silnie ścisnęła ramię córki, mówiąc:

"Czy słyszałaś? Twój Bóg jest tylko jeden!".

Dramat stał się jeszcze poważniejszy pewnego innego dnia Zadośćuczynienia - 12 października 1933 roku, ostatniego, który Edyta spędziła w domu. Matka, wracając wieczorem z synagogi, mimo że już dość podeszła w latach, chciała z całą rodziną odbyć drogę pieszo.

Aby zrobić jej przyjemność, Edyta powiedziała, że pierwszy okres w zakonie będzie jedynie próbą:

"Jeśli podejmiesz próbę - odrzekła z bólem kobieta - jestem pewna, że ją przetrwasz...".

I dalej:

"Czyż nie było piękne kazanie wygłoszone przez rabina?"

"Tak".

"Czy nie wydaje się tobie, że także w wierze żydowskiej można być religijnym?"

"Tak, kiedy nie zna się innej".

"A ty - odpowiada zasmucona - dlaczego Go poznałaś? Nie chcę nic mówić przeciw Niemu, był naprawdę bardzo dobrym człowiekiem. Tylko dlaczego chciał się zrobić Bogiem?"

"Pod wieczór - opowiada Edyta - moja matka i ja, pozostałyśmy same w pokoju. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Stanęłam z tyłu jej krzesła i przycisnęłam do piersi jej białą głowę. Pozostałam długo w takiej pozycji, aż udało mi się ją namówić, aby poszła spać. Poprowadziłam matkę na górę i pomogłam jej rozebrać się - pierwszy raz w moim życiu. Potem pozostałam, siedząc w milczeniu obok jej łóżka, do czasu, aż sama nie wysłała mnie do spania".

Pojutrze dręcząca scena powtórzyła się. Edyta musiała stamtąd uciec. Matka już do niej więcej nie napisała. Jedynie kilka razy potajemnie poszła zobaczyć jak zbudowany jest zakon karmelitański w ich mieście, a w ostatnim okresie, dodawała w listach, które pisały siostry, pozdrowienie dla Matki Przeoryszy.

Edyta pisała do niej w każdy piątek, aż do tego dnia, w którym - podczas gdy ona wypowiadała słowa ślubów zakonnych - matka zmarła.

Zbiegi okoliczności. Rok 1933 to rok, w którym zapoczątkowane zostały demoniczne aspiracje Trzeciej Rzeszy, był to także Święty Rok Odkupienia: tysiąc dziewięćset lat od śmierci Chrystusa i był to także rok, w którym Edyta zdecydowała się wstąpić do zakonu karmelitańskiego. Posłuchajmy jej bezpośredniej relacji:

"Była wigilia pierwszego piątku w kwietniu i tego Roku Świętego męka Naszego Pana Jezusa Chrystusa była upamiętniana z najwyższą powagą. O godzinie ósmej wieczorem zebrałyśmy się w kaplicy zakonnej na Godzinę Świętą...

Kaznodzieja mówił bardzo dobrze... ale mój duch był zajęty bardziej osobistym aspektem jego słów.

Zwróciłam się do Odkupiciela i powiedziałam mu, że rozumiem dobrze Jego Krzyż, złożony w naszym czasie na ramiona ludu żydowskiego. Większa część nie mogła tego pojąć, ale ci, którzy otrzymali łaskę zrozumienia, winni przyjąć go dobrowolnie w imieniu wszystkich.

Czułam się na to gotowa i prosiłam jedynie Pana, aby mi pozwolił zobaczyć, jak powinnam to zrobić.

Kończąca się Godzina Święta była ostatnim zapewnieniem, że zostałam wysłuchana, chociaż nie rozumiałam jeszcze, na czym miał polegać ten krzyż, który został mi dany."

Przez bezpośrednie świadectwo Edyty rozumiemy, że wstąpiła do zakonu z przekonaniem, iż Bóg przygotowuje dla niej w Karmelu coś, co jedynie tam będzie mogła znaleźć.

Kiedy zdecydowała się na wstąpienie, niektórzy członkowie rodziny posądzali ją, że usiłowała w ten sposób ratować się, ponieważ nastąpiło to czasie, kiedy jej naród był prześladowany.

Pewna przyjaciółka powiedziała jej o tym, dla uspokojenia, w kilka dni po obłuczynach.

"Ach nie! - odpowiedziała jej wówczas Edyta - nie wierzę w to! Na pewno przyjdą, żeby mnie stąd wywieźć i w żaden sposób nie mogę liczyć na to, że zostanę pozostawiona w spokoju."

Kiedy SS ją wywiozło, siostry, porządkując jej zapiski, znalazły obrazek , na którym napisała akt ofiarowania własnego życia dla nawrócenia Żydów. Już w niedzielę Męki Pańskiej w roku 1939 poprosiła swoją przeoryszę o pozwolenie na ofiarowanie się Sercu Jezusa jako ofiara przebłagalna za prawdziwy pokój:

"Pragnę tego, ponieważ już jest dwunasta godzina... wiem, że jestem niczym, ale Jezus tego chce i On pewnego dnia powoła także wielu innych."

Wcześniej, w roku 1938, napisała w pewnym liście:

"Jestem pewna... że Pan przyjął moje życie za wszystkich. Myślę o królowej Esterze, która została wybrana spomiędzy ludu, aby wstawiać się przed królem za swój naród. Jestem taką małą Esterą, biedną i bezsilną, ale Król, który mnie wybrał, jest nieskończenie wielki i miłosierny. To jest wielka pociecha."

Przechodzimy do ostatnich zbiegów okoliczności.

Świętym, który bardziej od innych nauczał o konieczności niesienia Krzyża jest mistyk, reformator Karmelu.

Edyta pisała o nim swoje ostatnie dzieło: "Scientia Crucis", przerwane, kiedy opowiadała o śmierci Świętego, ponieważ nie powinna więcej pisać, lecz osobiście doświadczyć tej "wiedzy krzyża", o której pisała.

I tak, urodzona w roku 1891, trzysta lat po śmierci świętego Jana od Krzyża (1591), umiera w 1942 roku, czyli czterysta lat od narodzenia Świętego (1542).

I w końcu ostatni tajemniczy splot.

W tych latach horroru, pewien naród, chrześcijański w swojej większości, zatracił wiarę i zastąpił ją straszliwą pogańską wiarą w krew aryjską:

"Dzisiaj - pisał oficjalny ideolog partii nazistowskiej - rodzi się nowa wiara: mit krwi, wiara, która poprzez krew ratuje boską istotę człowieka, wiara oparta na tej oczywistości, że krew nordycka przedstawia misterium, które pozbawia władzy i zastępuje stare sakramenty."

W jedynym wywiadzie na temat ideologii, funkcjonariusz partyjny Rosenberg napisał:

"Pomiędzy wielkimi potęgami ideologicznymi, które ostaną się we wspólnocie białych ludzi, połączonych nordycką krwią... jest Kościół Rzymski..."

Edyta wyraziła własną osobą ten prawdziwy dramat teologiczny, nad którym nigdy dość zastanawiania się: Zabita przez ex- chrześcijan jako Żydówka, ponieważ nie miała "krwi nordyckiej", którzy to pragnęli stać się nowym ludem pogańskim, ale zabita też dlatego, że była chrześcijanką - w odwecie przeciw biskupom, którzy to pogaństwo usiłowali potępić.

Edyta należała, paradoksalnie równocześnie, całkowicie do ludu chrześcijańskiego i żydowskiego. Co więcej, jest świadkiem, jak lud chrześcijański został wszczepiony do ludu żydowskiego i jak pogańskim stał się pewien lud chrześcijański, który wystąpił przeciw swoim "świętym korzeniom":

"Otrzymałam - pisze Edyta pod koniec roku 1939 - imię, o które prosiłam. Pod Krzyżem zrozumiałam przeznaczenie, które dla ludu Bożego zaczyna się objawiać w naszych czasach... Oczywiście, dzisiaj wiem lepiej, co oznacza być zaślubioną z Panem we krwi Krzyża. Zrozumieć tego nie można nigdy, jest to rodzaj tajemnicy."

Tajemnicą Edyty Stein jest również pewne inne osobiste wydarzenie dotyczące jej powołania zawodowego w świecie kultury.

Także na tym polu tak zwanych znamiennych zbiegów okoliczności nie brakuje.

W czasie długiego okresu jej ateizmu, mogła sobie powiedzieć: "moją jedyną modlitwą było pragnienie prawdy".

To pragnienie popycha ją do Getyngi - miasta uniwersyteckiego, uważanego za "raj studentów, gdzie dzień i noc, przy stole i spacerując, nie robi się nic innego poza filozofią i pragnie się jej, a nie mówi się o niczym innym, jak tylko o fenomenologii."

Jej żywym ideałem stał się Edmund Husserl: "filozof, niekwestionowany nauczyciel naszych czasów"; człowiek, który uczy obiektywnego poznania.

Pasja Edyty była tak wielka, że zanim wyjechała na uniwersytet, przyjaciele żartobliwie nazywali ją "obiektywnym poznawaczem" i poświęcili jej pewną piosenkę, w której mówi się, że wszystkie dziewczyny śnią jedynie o "pocałunkach" (po niemiecku: Kü sserl), gdy tymczasem Edyta "śni o spotkaniu Husserla z krwi i kości."

"Miałam 21 lat i byłam pełna oczekiwań. Psychologia mnie rozczarowywała; doszłam do wniosku, że chodzi tu o pewną naukę w kołysce, której brakuje obiektywnych podstaw. Natomiast jeśli chodzi o fenomenologię, to niewiele, które rozumiałam, zachwycało mnie, przede wszystkim z powodu obiektywnej metody pracy."

I tłumaczy:

"Wszyscy młodzi fenomenologowie byli w pierwszym rzędzie zdecydowanymi realistami... Wydawało się, że Badania logiczne (tytuł drugiej publikacji książkowej Husserla - przyp.tł.) tworzą nową szkołę... i poznanie wydaje się być odnowionym kierunkiem."

Nie możemy tutaj zajmować się filozofią, ale wszyscy możemy przynajmniej zrozumieć, jakie sprawy wchodziły w grę.

Po pewnym długim okresie czasu, w którym dominował subiektywizm (zgodnie z którym prawda zależy od tego, co dana osoba myśli i tworzy), powraca dominacja prawdy obiektywnej:

"Prawda jest pewnym absolutem... nie zależy od tego, kto o niej myśli... Trzeba wyjść od doświadczenia, opisać ją, zanim chce się ją objaśnić..." - tak powiadał Husserl.

I dodaje:

"Trzeba iść do rzeczy i pytać się je o to, co same mówią, otrzymując w ten sposób pewność, że nie są wynikiem teoretycznego wymysłu, otrzymanych i niezweryfikowanych opinii."

Rozumiemy, jak poruszająca dla Edyty była ta nauka, także na polu religijnym i jaką stanowiła pokusę (po jej nawróceniu), aby porównać ją i poszukiwać sposobów współdziałania obowiązującej filozofii w Kościele, wiernej świętemu Tomaszowi z Akwinu, z nauką Husserla.

Sam przyznał, że Kościół katolicki znalazł w Edycie Stein "neoscholastyczkę najwyższej jakości".

Ale tym, co najbardziej nas tutaj interesuje, jest wspólnota przeznaczenia, jaka utworzyła się pomiędzy nauczycielem i uczennicą, która stała się uczennicą Chrystusa.

Powiedziała nauczycielowi o swoim nawróceniu i została zaakceptowana z całą serdecznością, ale zrozumiała również, że pomiędzy nią a filozofem już otworzyła się otchłań. Husserl, z pochodzenia Żyd, został wykształcony w protestantyzmie, ale pozostał niewierzący.

Edyta pisze o tym spotkaniu:

"Pomiędzy byciem pewnym instrumentem, jeśli chce się czynić wybór, a posiadaniem łaski, istnieje przepaść."

Ujawniała się ona przede wszystkim, kiedy dochodziło do rozmowy o "powadze i ważności spraw najwyższych". Ideał Husserla był ideałem filozoficznym i pozostawało jedynie zainteresowanie wynikiem własnego badania. Także śmierć uważał i przygotowywał się do niej w postawie bardziej sokratejskiej niż chrześcijańskiej.

Przeczytajmy teraz pewien list Edyty:

"Dzień po pierwszych ślubach otrzymałam liścik od pani Husserl, w którym donosiła mi o wypadkach z wieczora Wielkiego Czwartku.

Zdarzenia z tego tygodnia wydawały mi się prawdziwym podarkiem z okazji moich ślubów. Pragnęłam, aby przejście Husserla do życia wiecznego dokonało się w tym tygodniu, poprzez ten sam zbieg okoliczności, dla którego powiedziałam tak, kiedy również zabrakło mamy w czasie, gdy odnawiamy śluby. Nie dlatego, że bardzo ufałam moim modlitwom i moim ewentualnym 'zasługom'.

Jestem jedynie pewna, że Bóg nie powołuje nikogo dla siebie samego, a ponadto, kiedy życzy sobie ofiary duszy, staje się cudem objawionej miłości" (15.5.1938).

Agonia Husserla trwała od Wielkiego Czwartku, 14 kwietnia 1938 roku, do 27 kwietnia. W tym samym okresie Edyta przygotowywała się do swojej wieczystej konsekracji, która nastąpiła 21 kwietnia.

Wszystko wydarzyło się w ciągu dwóch tygodni: przed i po Wielkanocy.

Istnieje pewna interesująca relacja dotycząca śmierci Husserla, która pokazuje, jak mistrz powoli uspokajał swoje niepokoje filozoficzne, otwierając się jak dziecko na wiarę. Nie mogę powtórzyć tutaj całego tego długiego świadectwa.

Przedstawię tylko niektóre jego stwierdzenia:

Po południu 14 kwietnia, Wielki Czwartek:

"Żyłem jak filozof, pragnę umrzeć jak filozof..."

Nieco później, rozmowa z siostrą pielęgniarką:

"Czy można dobrze umrzeć?"

"Tak, w głębokim pokoju."

"Ale jak?"

"Dzięki łasce Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela."

. . . .

"Trzeba modlić się za mnie."

Około dziewiątej wieczorem, w Wielki Czwartek (jest to wiadomość, którą żona napisała Edycie):

"Bóg przyjął mnie w swojej łasce, pozwolił mi umrzeć..."

Od tej chwili więcej nie mówił o swoim dziele filozoficznym i stał się jakby podniesiony na duchu.

Wielki Piątek rano:

"Jakże pięknym dniem jest Wielki Piątek! Chrystus wszystko nam przebaczył."

"Bóg jest dobry!"

"Tak, jest dobry, ale jest także niepojęty i to dla mnie jest wielką próbą."

Powiadał, że widział światła i ciemności, a następnie znowu światło.

W śpiączce pozostał aż do 27 kwietnia.

Tego dnia, zwracając się do swojej pielęgniarki, wykrzyknął: "Widziałem coś cudownego: szybko, proszę zapisać!" i wyzionął ducha.

Edyta zaświadczyła z pokorą, ale dobitnie, że jej dzieje duchowe i dzieje jej mistrza były głęboko ze sobą powiązane. (Także pani Husserl później stała się katoliczką).

Również wiele moglibyśmy powiedzieć o innym aspekcie postaci Edyty Stein, przede wszystkim o tym, co ją doprowadziło do pasjonowania się problemami kobiety, w obronie pewnego zrównoważonego feminizmu katolickiego.

Temu tematowi poświęcony jest cały tom opracowania (tom V jej "Dzieł").

Moglibyśmy zacytować piękne strony, przede wszystkim ze względu na sposób, w jaki opisuje relacje równej godności między mężczyzną i kobietą, podsumowując w sposób oryginalny najgłębszą istotę tradycyjnej nauki katolickiej, która widzi kobietę umieszczoną w postawie "posłuszeństwa".

Najpiękniejszą zasadą Edyty, którą trzeba dobrze zrozumieć i dobrze objaśnić, jest: "Czuję moją duszę coraz bardziej wolną, kiedy jestem posłuszna".

Jedynie bezpośrednia lektura jej refleksji (do której odsyłam) może pozwolić zrozumieć, że to wyrażenie nie może i nie powinno być traktowane instrumentalnie, lecz ma pewną głęboką siłę niszczenia utartych schematów myślowych i przyzwyczajeń.

Musimy podsumować, odnajdując Ją w chwili kulminacyjnej cierpienia.

Nie jest bez znaczenia, że skąpe wiadomości pochodzące z obozu koncentracyjnego w Westerbork, gdzie zatrzymała się przed odesłaniem do ostatniej stacji swojej "drogi krzyżowej", malują obraz kobiety, która:

"wyróżniała się z powodu zachowania pełnego pokoju i spokojnej postawy. Krzyki i lament, stan niewyobrażalnego strachu nowo przybyłych były nie do opisania.

Siostra Benedykta szła między kobiety jak anioł pocieszenia, uspokajając jedne, lecząc inne. Wiele matek sprawiało wrażenie, że popadły w pewien rodzaj otępienia graniczącego z szaleństwem; jęczały jak ogłupiałe, porzucając swoje dzieci.

Siostra Benedykta zajmowała się nimi, myła je, czesała, przygotowywała dla nich pożywienie i najpotrzebniejsze sprawy.

Przez cały okres, w którym przebywała w obozie, udzielała wokoło miłosiernie pomocy, o której, gdy pomyślę, bardzo mnie porusza."

Jest to świadectwo pewnego żydowskiego kupca z Kolonii, który spotkał ją w obozie, a któremu później udało się uciec przed masakrą.

"A co z panią będzie dalej?" zapytał ów kupiec ową siostrę pełną miłosierdzia.

Odpowiedziała mu:

"Do tej pory mogłam modlić się i pracować, mam nadzieję, że będę mogła modlić się i pracować dalej".

Między ósmym a jedenastym sierpnia 1942 roku, Edyta Stein, Teresa Benedykta od Krzyża, zjednoczyła swoje cierpienie z cierpieniem Chrystusa w komorze gazowej w Oświęcimiu.

 

Antonio Sicari "Nowe Portrety Świętych" - Błogosławiona Edyta Stein

(tłumaczył Jerzy Kąkol)


początek strony
© 1996-1997 Mateusz