Ludzie
Nowy blask

o Faustynie, faustynkach i księdzu Michale Sopoćce

Jan Grzegorczyk

W pewnej chwili ujrzałam całe tłumy ludzi w naszej kaplicy i przed kaplicą i na ulicy, bo się pomieścić nie mogli. (...) Wszyscy oczekiwali osoby, która miała zająć miejsce przy ołtarzu. (...) Kiedy weszłam w próg kaplicy, zaczęli uderzać we mnie i przełożeni i Siostry i wychowanki, a nawet i rodzice, czym kto mógł, tak że czy chciałam czy nie, prędziutko musiałam wstępować w miejsce przeznaczone w ołtarzu.

Jak tylko zajęłam miejsce przeznaczone: zaraz ten sam lud i wychowanki i Siostry i przełożeni i rodzice, wszyscy zaczęli wyciągać swe ręce i prosić o łaski, a ja nie miałam im tego za złe, że we mnie tak rzucali tymi rozmaitościami i właśnie dziwnie czułam szczególniejszą miłość właśnie dla tych osób, które przymusiły mnie do szybszego wstąpienia w miejsce przeznaczone.

W tej chwili duszę moją zalało szczęście niepojęte i usłyszałam takie słowa: czyń, co chcesz, rozdawaj łaski, jak chcesz, komu chcesz i kiedy chcesz. (Dzienniczek 31)

 

To widzenie siostry Faustyny obrazuje w sposób symboliczny jej dzieje za życia i po śmierci. Za życia uznawana była za "fantastyczkę i histeryczkę", która podtrzymuje przekonanie o swoich nadprzyrodzonych kontaktach po to, by wymówić się od ciężkiej pracy. Po śmierci, kiedy zaczął szerzyć się kult Miłosierdzia, zwrócono do niej swe serca i błagalne modlitwy. Określenie "po śmierci" oznacza w tym przypadku długi proces. Przez kilkadziesiąt lat bowiem ludzie odmawiali Koronkę i wpatrywali się w wizerunek Jezusa Miłosiernego, nie zdając sobie sprawy z istnienia Faustyny Kowalskiej i roli, jaką odegrała w szerzeniu tych form kultu Miłosierdzia Bożego.

Pan Bóg może przeprowadzać swą wolę bez pomocy człowieka albo nawet wbrew ludzkim zamierzeniom. A jednak nie sposób postawić sobie pytania, jak rozwijałoby się posłannictwo Faustyny, gdyby nie spotkała na swej drodze księdza Michała Sopoćki, swego kierownika duchowego.

22 lutego 1931 r. w Płocku ukazał się Faustynie Pan Jezus. "Wymaluj obraz wedle rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu ufam Tobie - usłyszała. - Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu na ziemi zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić jej będę jako Swej chwały".

Przez dwa lata, zanim poznała Sopoćkę, który zaprowadził ją do malarza Eugeniusza Kazimirowskiego, Faustyna chodziła bezradnie z powierzonym jej zadaniem, a spowiednicy tłumaczyli jej, by malowała obraz Jezusa w swej duszy. Tak było i w przypadku innych poleceń, jakie otrzymała od Boga. To Sopoćko podjął się trudu upowszechnienia Koronki

i starań o ustanowienie Święta Miłosierdzia. Jemu wreszcie przyszło zająć się założeniem nowego zgromadzenia. Nie ma punktu w posłannictwie otrzymanym przez Faustynę od Jezusa, w którego realizację nie byłby zaangażowany Ksiądz. Sopoćko. Był on realizatorem, wykonawcą misji, jaką od Boga otrzymała siostra Faustyna. Ale na tym nie koniec. Wedle ziemskiego prawdopodobieństwa, gdyby nie ksiądz Michał, nie wiedzielibyśmy dziś prawie nic o samej Faustynie. Czyż bowiem bylibyśmy w stanie poznać zarówno dzieje duszy Faustyny jak i jej ziemską wędrówkę, gdyby nie kazał jej pisać dzienniczka? Czy w kruchej ludzkiej pamięci nie zatarłyby się wspomnienia o tej prostej zakonnicy?

Oprócz kilku przełożonych i spowiedników nikt nie zdawał sobie sprawy, kim była Faustyna i jakich doświadczała wizji. Mówiono jej, by "wybiła sobie z głowy, żeby Pan Jezus miał poufale przestawać z taką nędzną, że tylko ze świętymi w ten sposób obcuje" (zob. Dz. 133). W składanych po latach zeznaniach na jej temat, w dużej mierze zniekształconych hagiograficzną perspektywą, jawi się natomiast jako osoba nieprzeciętna, wyjątkowa, zwracająca uwagę otoczenia. Nieliczne są świadectwa podobne do tego jakie złożyła s. Krescencja Bogdanik: "Niewiele pamiętam o siostrze Faustynie, ale wiem, że nie wyróżniała się żadną nadzwyczajnością".

Przez dwa lata po śmierci cicho było u nas o S. Faustynie - zeznawała matka Michaela Moraczewska. _ Dopiero później zaczęły z zewnątrz napływać notatki, wiadomości o rozszerzającym się w Wilnie nabożeństwie do Miłosierdzia Bożego, a że tam była wzmianka o s. Faustynie - Siostry zapytywały mnie, co to znaczy. Uważałam więc, że nadeszła odpowiednia pora, aby zgromadzenie zaznajomić oficjalnie z posłannictwem s. Faustyny, co też uczyniłam w roku 1941, wizytując domy, do których można było dotrzeć w czasie okupacji.

 

Dowiedziawszy się po śmierci Faustyny o Dzienniczku, siostry były zaskoczone nie tylko faktem jego istnienia, ale i treścią:

Gdy niedługo po śmierci s. Faustyny - w czasie okupacji - dowiedziałam się o istnieniu Dzienniczka (...), którego wyjątki doszły do mojej wiadomości, wydawało mi się trochę dziwnym to, że s. Faustyna opisywała nieraz drobne zdarzenia z życia codziennego. Nie osądzam tego jako brak pokory, ale obraz s. Faustyny, jaki sobie wyrobiłam z bezpośredniego z nią kontaktu, był jakiś inny i bardziej prawdziwy, nie pasujący do tego obrazu z dzienniczka... Postać s. Faustyny, tak jak ją znałam dawniej, była jakaś ujmująca, bezpośrednia, prosta, a to, co w dzienniczku, wydaje mi się drobiazgowe i niepotrzebne...

Zanim Faustyna zobaczyła księdza Sopoćkę w 1933 roku w Wilnie, poznała go już dwukrotnie w widzeniu i dowiedziała się od Pana Jezusa, że jest to kapłan którego On wybrał, by pomógł jej w realizacji powierzonej misji. Kiedy go ujrzała na jawie, nie chciała przed nim otworzyć swego wnętrza. A gdy w końcu przynaglana słowami Pana Jezusa wyjawiła mu swoje tajemnice, ten najpierw chciał uciec, zrezygnować z funkcji spowiednika Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Wilnie, a potem poddał Faustynę badaniu psychiatry, aby przekonać się, że to co mówi mu jego penitentka, nie jest wytworem chorej wyobraźni, lecz owocem spotkania się rzeczywistości ziemskiej z nadprzyrodzoną. Faustyna kazała Sopoćce mówić o Miłosierdziu "jako o największym przymiocie Boga", a on tej prawdy nie mógł wyczytać u żadnych ze współczesnych mu teologów. Zaczął wiec szukać u Ojców Kościoła i gdy znalazł u nich - zwłaszcza u Augustyna i Tomasza z Akwinu potwierdzenie słów Faustyny, zrozumiał, że przez Faustynę przemawia Bóg. Byli spowiednicy na drodze Faustyny, którzy wyśmiali jej wizje, byli i tacy, którzy zdawali sobie sprawę, że mają do czynienia z rzeczywistością nadprzyrodzoną, ale tylko ksiądz Michał Sopoćko, upewniwszy się co do boskiego charakteru objawień, zaangażował się w realizację posłannictwa Faustyny bez reszty.

Kazał jej pisać dzienniczek. Nie było to łatwe dla tej prostej wiejskiej dziewczyny, która ukończyła zaledwie 3 klasy. Rodziców nie było stać na jej dalsze kształcenie. Nie było też ich stać, aby ich córka Helenka... została zakonnicą. Mając 18 lat Helena poprosiła rodziców o pozwolenie na wstąpienie do zakonu. Odmówili jej stanowczo, pomimo iż oboje byli bardzo religijni. Helena oddała się "próżności życia". "Nieustanne wołanie łaski było dla mnie udręką wielką, jednak starałam się ją zagłuszyć rozrywkami. Unikałam wewnętrznie Boga, a całą duszę skłaniałam się do stworzeń. Jednak łaska Boża zwyciężyła w duszy."

(Dz. 8)

Po roku, w czasie zabawy tanecznej, ujrzała nagle umęczonego Jezusa, obnażonego z szat i okrytego całego ranami, który rzekł do niej: "dokąd cię cierpiał będę i dokąd Mnie zwodzić będziesz?"

Pan nakazał jej, by natychmiast wyjechała do Warszawy i wstąpiła do klasztoru. Usłuchała, tym razem nie oglądając się już na nic, ale zadanie nie było łatwe. Błąkała się od jednej do drugiej furty klasztornej, wszędzie spotykając się z odmową. W końcu została przyjęta do Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia.

Została siostrą drugiego chóru, czyli tego, który zajmował się pracami w kuchni, ogrodzie, w piekarni. Miała i tak dużo szczęścia. Bez swego potężnego protektora - Pana Jezusa - być może nie znalazłaby sobie miejsca w żadnym z warszawskich klasztorów. Były to czasy, gdy żeby służyć Panu Bogu trzeba było mieć pieniądze. Faustyna osiągnęła upragniony cel. Po paru tygodniach chce jednak wystąpić ze zgromadzenia uważając, że jej powołaniem jest wielbienie Boga o bardziej kontemplacyjnej regule. Potem uzna to za pokusę. Pogodziła się z tym, że jej miejsce jest w czynnym zgromadzeniu, zajmującym się pracą wśród upadłych dziewcząt. Na co dzień wykonywała prace, jakie należały do sióstr drugiego chóru, lecz wnosiła w nie kontemplację. Pośród garnków widziała Pana Jezusa. Rozmawiała z Nim bezustannie. I otrzymywała od Niego zadania, które przekraczały jej wyobraźnię i wątłe siły: namalowanie obrazu, ustanowienie Święta Miłosierdzia, upowszechnienie Koronki...

9 czerwca 1935 roku Faustyna otrzymała najtrudniejsze zadanie. Pan Jezus powiedział jej, że będzie "wypraszać z towarzyszkami swymi miłosierdzie dla siebie i świata", a Faustyna zrozumiała, że Bóg chce, aby założyła nowe zgromadzenie. Ale w jaki sposób? Próbowała zataić przed spowiednikiem to polecenie. Na próżno. Spowiednik przeniknął jej duszę. Sądziła, że musiałaby wystąpić ze zgromadzenia, w którym się zadomowiła. Kochała magdalenki, kochała Matkę Bożą, która była patronką i opiekunką ich zgromadzenia. Pan Jezus w kolejnych objawieniach ponaglał ją do czynu. "Powiedział mi, że żąda, aby było zgromadzenie to jak najprędzej założone i ty w nim żyć będziesz z towarzyszkami swymi. Duch Mój będzie regułą życia waszego. Życie wasze ma być na mnie wzorowane, od żłóbka aż do skonania na Krzyżu. Wniknij w tajemnice Moje i poznasz przepaść miłosierdzia Mojego ku stworzeniom i niezgłębioną dobroć moją - tę dasz poznać światu. Będziesz przez modlitw pośredniczyć między niebem a ziemią" (Dz 438). Faustyną targały sprzeczne uczucia i myśli. Z jednej strony przynaglenia Pana Jezusa, z drugiej - złożony ślub posłuszeństwa nakazujący dostosować się do woli przełożonych, którzy odradzali bądź zakazywali. Od jednego ze spowiedników usłyszała, że "tego Pan Jezus żądać nie może, siostra ma śluby wieczyste, to wszystko jest złuda, siostra jakąś herezję wymyśla!" (Dz 643)

"... Czemuż mi każesz pełnić te rzeczy, a nie dajesz możliwości ich wypełnić?" (Dz 473) - żaliła się Faustyna swojemu Mistrzowi. Jedynym punktem oparcia w tej duchowej walce byli spowiednicy: w czasie pobytu w Krakowie jezuita Józef Andrasz, no i oczywiście ksiądz Sopoćko, o którym Jezus jej powiedział: "kierownik twój i Ja jedno jesteśmy..." "Jeżeli masz wątpliwości w mowie Mojej, to wiesz kogo masz pytać (...) przenoś zdanie jego nad wszystkie żądania Moje, on cię poprowadzi według woli Mojej" (Dz 895).

We wrześniu 1936 roku Faustyna poważnie zachorowała na płuca. Objawiła się dręcząca ją od 1928 roku, a nie rozpoznana gruźlica. Faustyna, przez chorobę pozbawiona możliwości działania na zewnątrz, praktycznie wszystkie swoje nadzieje związane z realizacją swego posłannictwa lokuje w księdzu Michale. Czyż zresztą Pan Jezus jej nie powiedział: "oto jest pomoc widzialna dla ciebie na ziemi" (Dz 53)? Sopoćko robił, co było w jego mocy. Żyjąc sam niezwykle ubogo, przeznacza swe oszczędności na dzieło miłosierdzia, a przede wszystkim znosi - i tak już będzie do końca jego życia - wiele upokorzeń. Konsultuje się kilkakrotnie w tej sprawie z arcybiskupem Jałbrzykowskim, szuka miejsca na ewentualny klasztor i troszczy się o pozyskanie kandydatek do mającego powstać zgromadzenia. Cały czas jednak kieruje się roztropnością. Odradza Faustynie udanie się w tej sprawie do Ojca Świętego, powstrzymuje Faustynę przed wystąpieniem ze swego zgromadzenia do czasu otrzymania wyraźnego znaku.

A wyraźnego znaku nie ma. Natomiast sama wizja nowego zgromadzenia w miarę nowych objawień staje się coraz bardziej skomplikowana. W marcu 1936 roku Faustyna pisze z Krakowa do swego wileńskiego spowiednika: "Widzę jasno, że nie tylko będzie zgromadzenie żeńskie i męskie, ale widzę, że będzie wielkie stowarzyszenie osób świeckich, do którego mogą wszyscy należeć i czynem przypominać Miłosierdzie Boże." W czerwcu 1937 roku zanotowała w dzienniczku, iż Pan dał jej poznać, że dzieło to ma "jakby trzy odcienie". "Pierwsze: - jest gdzie dusze odosobnione od świata palić się będą w ofierze przed tronem Bożym i upraszać miłosierdzie dla świata całego" - zgromadzenie klauzurowe. "Drugi: - jest modlitwa połączona z czynem miłosierdzia" - zgromadzenie czynne. "Trzecie: - jest modlitwa połączona z czynem miłosierdzia nie obowiązująca żadnym ślubem" - a więc wszyscy czciciele Miłosierdzia. Ta wizja daje podstawy do myślenia o nowym zgromadzeniu jako o idei znacznie szerszej, pojemniejszej niż konkretna rodzina zakonna, którą próbuje tworzyć Faustyna. Z drugiej jednak strony, to, że ma powstać cała rodzina zgromadzeń zakonnych i świeckich, których celem będzie czynienie Miłosierdzia, nie wyklucza - a wręcz jest czymś naturalnym - że w tej rodzinie musi na świat przyjść "pierwsze dziecko". Sopoćko nie ustaje w staraniach, przeczuwa, że to nie Faustynie będzie dane założenie nowego zgromadzenia: "...tak jak s. Faustyna nie potrafiła sama namalować obrazu Pana Jezusa miłosiernego, tak nie potrafiłaby sama założyć nowego zgromadzenia."

Na łożu śmierci Faustyna wydała Sopoćce polecenie odnośnie nowego zgromadzenia, opisała jego początki i miejsce, gdzie ono powstanie.

Gdy byłem u niej w ostatnich dniach jej życia w szpitalu na Prądniku... powiedziała mi wówczas..., że miała widzenie, że ja przyjmuję śluby od pierwszych sześciu członkiń nowego zgromadzenia w małej kapliczce drewnianej. Rzeczywiście, w 1944 roku w Wilnie w dniu 16 listopada przyjąłem pierwsze śluby prywatne od sześciu niewiast, które zdecydowały się służyć Bogu w nowym zgromadzeniu, które oprócz trzech normalnych ślubów złożyły czwarty szerzenia Kultu Miłosierdzia Bożego... I śluby te odbyły się w kaplicy drewnianej ss. karmelitanek. Mówiła mi również, że widzi dom pierwszego zgromadzenia, dom obszerny, ubogi, ale panuje w nim wielki duch - obok znajduje się kościół... Gdy w roku 1947 odwiedziłem dom nowego zgromadzenia w Myśliborzu koło Gorzowa, stwierdziłem, że wszystko zgadza się dokładnie.

 

Faustyna zmarła 5 października 1938 roku. Umierała ze spokojem i ufnością przekonana, że z chwilą śmierci rozpocznie się jej posłannictwo, a ona jeszcze skuteczniej pomagać będzie z nieba.

W niecały rok po śmierci siostry Faustyny wybuchła przepowiadana przez nią wojna światowa. Litwa została w 1940 roku włączona w skład Związku Sowieckiego. W czerwcu 1941 do Wilna wkroczyli Niemcy. Ksiądz Sopoćko angażuje się w akcję ratowania Żydów. Pomaga mu w tym Jadwiga Osińska, która uczestniczy też w konferencjach organizowanych przez Księdza poświęconych życiu wewnętrznemu. Wokół Sopoćki gromadzi się grono osób pragnących się poświęcić Miłosierdziu Bożemu w życiu zakonnym. Pierwsza śluby składa Jadwiga Osińska, przyjmując imię zakonne Faustyna, na cześć Faustyny Kowalskiej. W listopadzie dołącza do niej Izabela Naborowska, która przyjmuje imię zakonne Benigna. Obydwie miały świadomość, że stoją u początku nowego dzieła, którego fundament dała siostra Faustyna.

Przez trzy lata sześć kandydatek do mającego powstać zgromadzenia było pod opieką innych księży, gdyż szukany przez gestapo za swą działalność Sopoćko musiał ukrywać się w Czarnym Borze, podwileńskiej posiadłości sióstr urszulanek. Był jednak przez nie odwiedzany, a także słał do nich listy.

Po powrocie z ukrycia ks. Sopoćko przyjmuje w listopadzie 1944 roku śluby "całej pierwszej szóstki". Wszystko się działo jak w wizji, którą miała siostra Faustyna. Nawet w drobnych szczegółach. Po wejściu do kaplicy, tuż przed ceremonią, Adela Alibekow, jedna z kandydatek spostrzegła, że znajduje się w niej tylko ołtarz i jeden klęcznik. Nie wiedząc czemu wyniosła ten klęcznik poza kaplicę. Dopiero po latach kiedy poznały treść Dzienniczka Faustyny, sprawa się wyjaśniła. "W pewnym dniu widziałam kapliczkę i w niej sześć sióstr, które przyjmowały komunię świętą, której udzielił nasz spowiednik ubrany w komżę i stułę. W kaplicy nie było ozdób ani klęczników." (Dz 240)

Nowa powojenna sytuacja polityczna zmusiła zarówno księdza Sopoćkę, jak i jego podopieczne do wyjazdu z Litwy. W Wilnie pozostaje namalowany przez Eugeniusza Kazimirowskiego wedle wizji Faustyny obraz Jezusa Miłosiernego.

Ksiądz Michał zamieszkał w Białymstoku, gdzie wykładał w tamtejszym seminarium, a siostry znalazły wymarzone dla siebie miejsce w Myśliborzu. Zamieszkały tam 25 sierpnia 1947 roku w dniu urodzin siostry Faustyny Kowalskiej. Kościółek, który stał przy domu, zbudowano w 1905 roku, roku, w którym na świat przyszła Faustyna Kowalska.

Rozpoczęły swoją pracę. Na razie bez habitów, z niezwykle skromnymi środkami utrzymania. Zaczęły katechizować, pomagać w prowadzeniu biura parafialnego, utrzymywać paramenty liturgiczne. Żeby złapać przyczółki, utrzymać się i tam, gdzie można zacząć upowszechniać kult Miłosierdzia Bożego.

Lata pięćdziesiąte to skromny, aczkolwiek systematyczny rozwój. Trudno było zresztą w tamtych stalinowskich latach marzyć o czymś więcej. "Pierwsza szóstka" rozdzieliła się jakby na trzy odcienie, o których pisała Faustyna. W zgromadzeniu pozostały Faustyna Osińska i Benigna Naborowska, określane później mianem matek współzałożycielek. W 1955 roku Konferencja Episkopatu postanowiła kanonicznie erygować nowe zgromadzenie. Nowe powołania. Nowe placówki. Ksiądz Michał Sopoćko stara się co roku odwiedzać siostry w Myśliborzu. Głosi konferencje. Mówi im o miłosierdziu, o duchowości, prawie nic o siostrze Faustynie, wspomina o niej, ale nie mówi o objawieniach. Mówi za to dużo o Teresce z Lisieux, o dziecięctwie, zawierzeniu, miłowaniu grzeszników. Zapytany kiedyś przez matkę Józefę Misarko, dlaczego tyle miejsca poświęca Teresce, a prawie nic Faustynie, wyjaśnia, że był jej spowiednikiem i nie chciałby czegoś zdradzić ze spowiedzi, a trudno mu odróżnić, co ona mu mówiła poza, a co na spowiedzi. A skoro św. Tereska była bardzo bliska duchowości siostry Faustyny, może o niej, uznanej już przez Kościół, mówić ze spokojem. Tłumaczył, że nie chce uprzedzać wyroków Stolicy Apostolskiej.

A wyroki były dla zgromadzenia, jak i dla całego kultu miłosierdzia, objawionego za pośrednictwem Faustyny, dramatyczne.

W1959 roku zamieszczono w "L'Osservatore Romano" dekret kongregacji Świętego Oficjum, w którym stwierdzono m. in., że przeżycia s. Faustyny nie mają źródła nadprzyrodzonego. Należy wycofać modlitwy i obrazki pochodzące z tych rzekomych objawień. Ponadto prymasowi Wyszyńskiemu polecono udzielić Ksiądz. Sopoćce gravissimum monitum, by nie szerzył wiadomości o tych rzekomych objawieniach. "Będzie chwila, w której dzieło, które tak Bóg zaleca, będzie jakby w zupełnym zniszczeniu i wtem nastąpi działanie Boże z wielką siłą, która da świadectwo prawdziwości. Ono będzie nowym blaskiem dla Kościoła, chociaż od dawna w nim spoczywającym." - zapisała w Dzienniczku (378) Faustyna. Ksiądz Sopoćko był przekonany, że chwila ta właśnie nadeszła. Dekret nie był dla niego niespodzianką, albowiem jak zapisał w swych wspomnieniach, kult Miłosierdzia Bożego nie poszedł po linii właściwej, kładziono większy nacisk na objawienie Siostry Faustyny i wyniesienie jej na ołtarz, niż na dogmatyczne, liturgiczne i psychologiczne uzasadnienie kultu Miłosierdzia.

Dla sióstr faustynek - jak popularnie zwie się Siostry Jezusa Miłosiernego - musiał to być cios straszliwy. Na posłannictwie Faustyny budowały tożsamość swego zgromadzenia. Mogły jedynie zawierzyć słowom Faustyny, że po tym czasie próby zajaśnieje nowy blask.

Lata sześćdziesiąte to właściwie walka o przetrwanie. Zgłaszają się nieliczne kandydatki, ale trudno było prowadzić działalność powołaniową, informować o swoim istnieniu. Księża zwykle odradzali dziewczynom, które trafiły na ślad zgromadzenia, wstępowanie do niego. Argumentowali, że to sprawa "podejrzana", "niepewna". Atmosfera taka panowała wokół zgromadzenia nawet jeszcze w latach 80., pomimo tego, że rok 1978 oznaczał moment przełomowy dla kultu miłosierdzia i posłannictwa Faustyny. Stolica Apostolska postanowiła znieść zakazy zawarte w notyfikacji z roku 1959. Nowa "notyfikacja" - wyjaśnił kardynał Seper, prefekt Św. Kongregacji dla Nauki i Wiary - dojrzała w świetle oryginalnej dokumentacji oraz przez dokładną interwencję informacyjną ówczesnego Arcybiskupa Krakowa, kard. Karola Wojtyły.

A potem była encyklika Dives in Misericordia, w której siostry odnajdywały potwierdzenie swego charyzmatu. W 1981 roku doczekał się wreszcie wydania Dzienniczek. Jego lektura przyniosła świadome powołania osób, które przeczytały w nim słowa Pana Jezusa: "pragnę, aby zgromadzenie takie było" (Dz 437). I rok 1993 - beatyfikacja siostry Faustyny. To już prawdziwy blask.

"Dziś dał mi Pan poznać w duchu klasztor Miłosierdzia Bożego - zapisała Faustyna 21 stycznia 1937 roku - widziałam w nim wielkiego ducha, ale wszystko ubogie i bardzo skromne. O mój Jezu , dajesz mi duchowo obcować z tymi duszami, a może stopa moja tam nie stanie, ale niech imię Twoje będzie błogosławione i niech się stanie to, coś zamierzył."

W roku 1993, jakże radosnym roku, siostry Jezusa Miłosiernego otrzymały od sióstr magdalenek relikwie Błogosławionej. Była to kość ze stopy. Myślibórz został podniesiony do rangi Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Zaczęły napływać pielgrzymki.

Ksiądz Michał Sopoćko nie doczekał tego "nowego blasku". Umarł w Białymstoku 15 lutego 1975 roku. Nie doczekał odwołania notyfikacji z 1959 r., bezowocne okazywały się jego starania o ustanowienie Święta Miłosierdzia. Przed śmiercią bezskutecznie zwracał się do młodszych kolegów, aby któryś z nich przejął pieczę nad posłannictwem miłosierdzia. Jeden z nich wspominał ostatnią wizytę schorowanego Kapłana.

- Nie mogę...- wymawiał się swoją pracą naukową, kiedy ksiądz Sopoćko przedstawił mu swoją prośbę.

-No tak - rzekł cicho ksiądz Michał, wstając i zostawiając nienaruszoną herbatę.- Ksiądz już był ostatnim, u którego byłem...

Kiedyś Faustyna zapytała Pana Jezusa, dlaczego utrudnia jej spowiednikowi to, co mu jednocześnie nakazuje, i usłyszała w odpowiedzi: "tak postępuję z nim na świadectwo, że dzieło to Moim jest. Powiedz mu, niech się nie lęka niczego, wzrok Mój jest zwrócony dzień i noc na niego. Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to. Nie za pomyślność w pracy, ale za cierpienie nagradzam" (Dz 90).

4 grudnia 1987 roku w Białymstoku rozpoczął się proces beatyfikacyjny księdza Michała Sopoćki. 29 września 1993 proces zamknięto na szczeblu diecezjalnym. Akta procesu przewieziono do Rzymu i otwarto 23 listopada tegoż roku.

Faustyna jest świętą dwóch zgromadzeń. Żyła i umarła jako konwerska w Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Jest Matką duchową Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Wspomaga z nieba na pewno magdalenki i faustynki. Dwa zgromadzenia o cudownych charyzmatach. Wspomaga też Instytuty Miłosierdzia oraz wszystkich czcicieli tego "największego przymiotu Boga".

"W drodze" 11/1997

początek strony
© 1996-1997 Mateusz