mateusz.pl / Dariusz Piórkowski

Dariusz Piórkowski SJ

Po co czytać książki religijne?

 

 

na zdjęciu: Dariusz Piórkowski SJ

Czytamy z różnych powodów. Dla rozrywki, dla zabicia czasu, by zdobyć wiedzę, by przenieść się na chwilę do innego świata, by zapomnieć o codzienności, by przejrzeć się w życiu innych jak w lustrze. Czy to samo dotyczy książek religijnych?

Spróbujmy przyjrzeć się dwóm świętym, którzy lubili czytać i za sprawą czytania doświadczyli decydującego zwrotu w ich życiu. Mam na myśli św. Augustyna oraz św. Ignacego Loyolę. Na ich przykładzie zobaczymy, jak ważną funkcję czytanie może pełnić w życiu człowieka wierzącego.

Św. Augustyn

Ten święty był niezwykle zdolnym i wrażliwym człowiekiem, ale też błądzącym. Być może jedno z drugim jakoś się zwykle wiąże. Przyjął chrzest, mając około 33 lat. Ale całe życie szukał Boga przez czytanie i studiowanie. Pochłaniał ważne podówczas dzieła filozoficzne. Pisze w „Wyznaniach”: „Książki platoników, które przeczytałem, zachęciły mnie do szukania bezcielesnej Prawdy”. Przez długi czas Augustyn wyobrażał sobie bowiem Boga jako „lepszą” wersję materii.

Zafascynowany zwłaszcza Cyceronem i neoplatonikami, Augustyn zaczął w którymś momencie czytać Pismo św, ale pisze, „że wydawało mu się ono nie dość dostojne, gdy je porównywał z monumentalną prozą Cycerona”. Zabrakło mu też „dostatecznej przenikliwości, aby się zdołał przedrzeć do głębi tych ksiąg”. Zatrzymywał się głównie na formie, spójności tekstu, słownictwie. Sam nazwał to „powierzchowną lekturą”. I przez dłuższy czas nie potrafił zrobić kroku naprzód. Mówił, że brakowało mu pokory dziecka, pycha kazała mu uznawać Pismo św. za prymitywne dzieło, wręcz prostackie.

W siódmej księdze „Wyznań” Augustyn opisuje powolny proces przekonywania się do lektury Pisma św. i odkrywania w nim prawdy. Jego długa droga pokazuje, że do tego, aby książka oddziałała na życie, nie wystarczy tylko samo czytanie. Potrzeba jeszcze odpowiedniego podejścia do tekstu, właściwej postawy serca i czasu, aby ostatecznie dotrzeć do sensu tego, co się czyta i przyjąć go całym sobą.

W ósmej księdze wspomina o swoich dwóch towarzyszach, którzy w jednym z domów w Trewirze natrafili na książkę z opisem życia św. Antoniego pustelnika. Tak opisuje to wydarzenie: „Jeden z nich zaczął czytać i stopniowo budził się w nim coraz większy podziw, coraz głębsze wzruszenie. Zanim przestał czytać, już myślał o tym, żeby wybrać takie życie”. Potem przyjaciel przyszłego biskupa Hippony zadał obecnym kilka pytań „Czego szukamy? W jakim celu pełnimy naszą służbę?”. I, kontynuuje Augustyn, „znowu pochylił się nad książką, targany bólem rodzącego się w nim nowego życia. Czytał i wewnętrznie się przemieniał”. Kiedy czytał i kiedy serce łomotało mu w piersi, rozpoznawał lepszą drogę życia i podejmował postanowienie, że będzie po niej kroczył” (VIII, 6)

Najbardziej fascynujące jest to zdanie: „czytał i wewnętrznie się przemieniał”. Wiemy, że nie każda treść nas dotyka i porusza. Ale sam fakt, że słowo czytane może wpłynąć na decyzje i doprowadzić do zmiany w życiu jest niezwykle intrygujący. Zauważmy, jak pieczołowicie Augustyn wylicza skutki czytania i odmalowuje wewnętrzny proces czytającego towarzysza – „serce mu łomotało”. Czytanie i jego efekty uwidaczniają się nawet na twarzy i w gestach czytającego, tekst wciąga go w rzeczywistość, którą opisuje, powoduje wręcz wewnętrzne rozdarcie – zmaganie, sprzeczne pragnienia, chęć zmiany. Charakterystyczne jest również to, że czytanie skłoniło towarzysza do pytania o cel życia, o sens tego, co robi. Słowo czytane wniknęło głęboko do tego stopnia, że pobudziło do poważnych pytań.

Nieco dalej w tej samej księdze natrafiamy na opis potwornego zmagania Augustyna w jednym z rzymskich ogrodów. Święty boi się podjąć decyzję o przyjęciu chrztu, szamoce się w sobie, nie chce utracić przyjemności starego życia, ale ciągnie go też do nowego. Targa nim lęk, że Bóg za dużo mu zabierze i po tej stracie Augustyn stanie się zupełnie pusty, samotny i ubogi. I dlatego odwleka tę decyzję, chce i nie chce zarazem. Pisze:”większą miało we mnie moc zakorzenione zło niż dobro, do którego nie przywykłem”.

I co się dzieje? W płaczu i rozterce nagle Augustyn słyszy głos dziecka „Weź to, czytaj! Weź to, czytaj!”. I wspomina: „Podniosłem się z ziemi, znajdując tylko takie wytłumaczenie, że musi to być nakaz Boży, abym otworzył książkę i czytał ten rozdział, na który najpierw natrafię” (VIII, 12) Chyba się tego w tamtym miejscu nie spodziewał.

Otworzył księgę i natrafił na fragment z Listu św. Pawła do Rzymian: „Nie w ucztach i pijaństwie, nie w rozpuście i rozwiązłości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa” Jaka była jego reakcja? „Ledwie doczytałem tych słów, stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła

Ta krótka lektura okazała się punktem zwrotnym w życiu Augustyna, po którym przyjął chrzest w Kościele. Jedno zdanie okazało się kanałem światła. Musiał jednak otworzyć księgę i czytać ją we właściwym czasie. Wcześniej też czytał Pismo św., wiele razy, ale nie był jeszcze na tyle dojrzały, by przyjąć jego przesłanie, aby go wewnętrznie poruszyło. Ten „właściwy czas” to z ludzkiego punktu widzenia przypadek. Jakieś dziecko coś powiedziało, potem mu się akurat otworzyło na fragmencie, który był przeznaczony dla niego. Ale w tym „przypadku” działał Bóg.

Zauważmy, że Duch Święty szanuje naturalny rytm i czas dojrzewania. Duch wykorzystuje wszystkie wcześniejsze lektury Augustyna i wydarzenia życiowe, które były potrzebne, aby odnalazł swoje miejsce w życiu. Podtrzymywały w nim pewien wewnętrzny dynamizm szukania.

Historia Augustyna pokazuje również, że czytanie w chwilach ciężkich, w niepewności i wątpliwościach sprawiło, że coś w nim pękło, że mógł on przełamać opór przed zmianą. Mistrzowie życia duchowego zalecają, aby czytać zwłaszcza w chwilach oschłości, walki wewnętrznej, trudności, by szukać wskazówek i światła. Nigdy nie wiemy, skąd może przyjść do nas inspiracja. Zresztą, kiedy zaczyna nam coś dokuczać, boleć, gdy przygniata nas słabość, choroba, cierpienie, gdy nie wiemy, co wybrać, jaką decyzję podjąć, szukamy pomocy i wskazówek także w czytaniu. Wpływ rozumienia na ciało i psychikę jest ogromny. Jeśli widzę sens, jeśli rozumiem, łatwiej zniosę niedogodności.

Św. Ignacy Loyola

Mało kto wie, że początki Towarzystwa Jezusowego związane są z czytaniem książek przez św. Ignacego. W czasie jego długiej rehabilitacji po strzaskaniu nogi przez kulę armatnią, leżał w łóżku i trochę mu się nudziło. Zachował się tak jak wielu z nas by się zachowało: trzeba czymś zająć czas. Tak wspomina ten okres życia w „Autobiografii”:

„A ponieważ był bardzo rozmiłowany w czytaniu książek światowych i pełnych różnych zmyślonych historii, więc czując się dobrze poprosił dla zabicia czasu o jakieś książki tego rodzaju. W tym domu nie było jednak żadnych takich książek, które zwykł był czytać. Dlatego dano mu „Życie Chrystusa” i księgę „Żywotów Świętych”. Czytał więc często te książki i nawet poczuł w sobie pewien pociąg do tego, co tam było napisane” (7 OP)

Podobnie jak u św. Augustyna, Bóg wykorzystał „naturalne” zamiłowanie św. Ignacego do czytania, by otworzyć go na nowe doświadczenie. Czytanie nie jest tutaj oderwane od historii życia, chociaż na pozór wszystko wygląda na „przypadek”. Ignacy lubił czytać, ale gdyby nie choroba i leżenie w łóżku, pewnie wtedy nie sięgnąłby po żadne książki. I co Ignacy notuje, patrząc na to wydarzenie z perspektywy całego życia, czyli gdzieś po około 40 latach? Wspomina, że kiedy przerywał czytanie, to zaczął się zastanawiać naprzemiennie najpierw o tym, co przeczytał w żywotach, a potem dłużej o podbojach rycerskich, chciał zdobyć serce pewnej damy, co mógłby dla niej zrobić itd. I dodaje:

„Tymczasem Pan sprawiał, że po tych myślach następowały inne, zrodzone z tego, co przeczytał (...) „Co by to było, gdybym zrobił to, co św. Franciszek, albo co zrobił św. Dominik?”

Zauważmy, z jaką dokładnością Ignacy pisze o tamtym wydarzeniu. Jak bardzo odcisnęło ono na nim swoje piętno. Ciekawe też, że w Ignacym pod wpływem czytania pobożnych książek zaczęła się wewnętrzna walka. Wciskają się marzenia z wcześniejszych lektur – i to, jak pisze, zabierało mu kilka godzin.

Widzimy, że to, co wcześniej czytał, wpływało na jego pragnienia, plany i cele, jakie chciał osiągnąć. Lektury pobudzały go do działania, do naśladownictwa. Można powiedzieć, człowiek staje się tym, co czyta. Kiedy pochłaniał ówczesne romanse, to chciał podbić serce jakiejś damy. Gdy czytać żywoty, to nagle w sercu pojawiło się inne pragnienie: „A może bym tak żył podobnie jak ci święci?”

„Myśli zrodzone z tego, co przeczytał” rozpoczynają w nim pewien proces zmiany myślenia. Jego myśli biegną odtąd w innym kierunku. Mają inny przedmiot. Uwaga skupia się na czymś innym. Nadal pozostaje w nim zapał, chęć wybicia się i wykazania się, ale przedmiot osiągnięć jest inny. Znowu Duch Święty nie przekreśla tej „naturalnej” tendencji, raczej ją właściwie ukierunkowuje, udoskonala.

Nawrócenie zapoczątkowane przez czytanie nie dotyczy najpierw moralności. Bycie rycerzem i zdobycie względów damy nie było przecież czymś złym. Zmiana następuje najpierw na poziomie przedmiotu pragnienia, ukierunkowania woli i myślenia. Już nie dama, ale Chrystus pojawia się w centrum zainteresowania– znacznie większe dobro, jeśli tak można o Chrystusie powiedzieć.

Czytanie książek duchowych może diametralnie przeorientować nasze myślenie, a przez nie, w konsekwencji, także nasze pragnienia i cel życia. Możemy zacząć pragnąć tego, czego wcześniej nie pragnęliśmy. Niektórzy ludzie nie czytają tak naprawdę dlatego, że boją się zmiany w życiu, która zaprosiłaby ich do czegoś większego.

W książce religijnej zachodzi dialog. Z jednej strony czegoś się dowiadujemy, poznajemy Boga i Jego działanie, dostrzegamy owoce tego działania w innych, poznajemy świat niewidzialny. Z drugiej strony książka prowokuje nas do odpowiedzi, nie tylko w myślach i słowach, ale i w konkretnych decyzjach. Czytanie książki religijnej może doprowadzić do zmiany życia, nie zawsze od razu, często bardzo powoli. Dlatego Kościół co roku powraca do tych samych czytań liturgicznych, by słowo wnikało w nasze umysły i serca, które przeszły kolejny etap drogi, doświadczyły nowych rzeczy. Można coś słuchać 9 razy, ale usłyszeć dopiero za 10 razem, gdy człowiek jest na to gotowy. Trochę zapoznaliśmy dzisiaj ważną funkcję książki, mianowicie, że może ona zmienić kierunek życia, że nie jest ona tylko informacją czy wiedzą.

Tekst pisany staje się także towarzyszem drogi, zwłaszcza człowieka wierzącego, bo kto wierzy, ten czyta; kto czyta, ten wierzy.

Gorąco polecam książkę „Biografia Ducha Świętego” autorstwa Mai Miduch. Napisana jako rodzaj świadectwa, ale też kompetentnie oparta na Piśmie świętym. Pozwala lepiej poznać Tego, który działa w nas także przez czytanie i refleksję.

Dariusz Piórkowski SJ