www.mateusz.pl/mt/jp

JACEK POZNAŃSKI SJ

Zaproszenie do refleksji nad czytaniami

XIX niedziela zwykła

 

Wprowadzenie: Każdy czytany w niedziele fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min) w ciągu czterech dni tygodnia. Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem danego czytania. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.

(1 Krl 19,4-8): „Eliasz poszedł na pustynię na odległość jednego dnia drogi. Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, rzekł: Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków. Po czym położył się tam i zasnął.” Eliasz może być przedstawicielem ludzi, którzy po wielu miesiącach ciężkiej i stresującej pracy czują, że już dalej nie mogą, że dalej już nie są w stanie w taki sposób żyć. Wszystko, co osiągnęli wydaje się być do niczego; wszystko, co przed nimi widzą w czarnych barwach; w sobie odnajdują tylko pustkę, zmęczenie, wyczerpanie – doświadczają wypalenia. Jedyne co pozostaje to zastygnąć w bezruchu, a może i rozpaczy. Zachowanie Eliasza – zapewne całkiem instynktowne i naturalne – wskazuje jednak, jak podejść do takiej sytuacji: trzeba dać sobie czas na pustyni; następnie należy wypowiedzieć to, co się w człowieku kryje, całe rozżalenie, smutek, poczucie życiowej klęski; w końcu: zasnąć, to znaczy, całkowicie poddać się Bogu; zasnąć, to znaczy już nic nie robić samemu; zasnąć, to znaczy pozwolić, by Bóg we mnie i nade mną pracował; zasnąć to wejść w swoją głębie. Tam w naszej głębi pulsuje źródło nowego życia.

(Ps 34): „Wysławiajcie razem ze mną Pana, wspólnie wywyższajmy Jego imię. Szukałem pomocy u Pana, a On mnie wysłuchał i wyzwolił od wszelkiej trwogi. Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością, oblicza wasze nie zapłoną wstydem.” Psalmista nawołuje do wspólnego uwielbiania Pana. Chce, aby wszyscy cieszyli się razem z nim, aby cud, który stał się jego udziałem, łaskę, którą Bóg go obdarzył także inni odczytali jako dar dla siebie i razem z nim chwalili Pana. Nie jest łatwo cieszyć się darami innych. Raczej pytamy wtedy, dlaczego ja nic nie uzyskałem. Warto sobie w takiej sytuacji uświadomić, że dar otrzymuje ten, kto potrafi wyjść poza dar po to, by w nim odnaleźć Dawcę i dzięki temu darowi postawić Go na pierwszym miejscu – adorować Go. Co więcej, dar otrzymuje ten, kto pragnie i potrafi pociągnąć także innych do postawy dziękczynienia i adoracji względem Boga.

(Ef 4,30-5,2): „Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie – wraz z wszelką złością.” Zasmucać Bożego Ducha, to znaczy zapominać o drodze przebaczenia, odrzucać miłosierdzie. Zapomnienie o przebaczeniu i miłosierdziu może przemienić nasze życie w bardzo nieznośną wegetację, która szarpana jest wciąż gniewem i wrzaskliwością, wykręcana złością, zaprawiana goryczą i zgorzknieniem. Chrystus przyszedł po to, abyśmy się stali dziećmi umiłowanymi i dzięki tej świadomości umieli te wszystkie pokusy pokonać; opieczętował nas swoim Duchem, abyśmy mieli skąd czerpać moc do podjęcia jeszcze raz drogi miłości. On nas umiłował i ofiarował samego siebie, abyśmy i my mieli motywację, odwagę i siłę do tych drobnych aktów wydawania siebie, jakimi są rezygnacja ze złości, gniewu, goryczy. W nich tak naprawdę wyraża się często bezradność naszego ego, które nie jest w stanie siebie potwierdzić, siebie postawić na pierwszym miejscu. Właściwym wyjściem jest przebaczenie i miłosierdzie – także względem siebie.

(J 6,41-51): „To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata.” Jezus w bardzo odważnych, wprost prowokujących słowach wskazuje na siebie, na swoje wydane z miłości ciało jako na chleb życia. Chleb to symbol wszystkiego, czego nam potrzeba do życia, to symbol tego, bez czego nic innego w naszym życiu nie mogłoby funkcjonować. Jezus nazywa siebie chlebem życia bo wie, że może nasycić nasze różne głody, które tak naprawdę są wyrazem tego jednego głodu, głodu za pełnią życia. On chce dać życie wszystkiemu, co składa się na naszą egzystencję. Dlatego chce być naszym chlebem, to znaczy, chce wchodzić w nas w naszej codzienności, stanowić substancję naszego ciała i naszej duszy, chce uczestniczyć w budowaniu naszego ciała i duszy i tak przemieniać nas od wewnątrz, rozprzestrzeniając po naszych zakamarkach ożywiającą miłość. My możemy albo to zlekceważyć i pójść dalej swoją drogą albo uwierzyć Jezusowi i w ten sposób niejako zaktualizować moc życia zawartego w owym chlebie. A jest on żywy, bo urobiła go miłość.

Jacek Poznański SJ, Dublin
www.jezuici.pl/dublin

 

 

 

© 1996–2009 www.mateusz.pl/mt/jp