www.mateusz.pl/mt/jp

JACEK POZNAŃSKI SJ

Zaproszenie do refleksji nad czytaniami

XIII Niedziela Zwykła

Wprowadzenie: Każdy czytany w niedziele fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min) w ciągu czterech dni tygodnia. Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem danego czytania, w razie potrzeby inspirując się poniższą refleksją. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.

(1 Krl 19,16b.19-21): „Pan rzekł do Eliasza: Elizeusza, syna Szafata z Abel-Mechola, namaścisz na proroka po tobie. [Eliasz] stamtąd poszedł i odnalazł Elizeusza, syna Szafata, orzącego. Wtedy Eliasz, podszedłszy do niego, zarzucił na niego swój płaszcz.” Pan Bóg w sposób całkowicie wolny wybiera sobie ludzi dla szczególnych misji. To Bóg wybrał Elizeusza, nie Eliasz – choć być może miał wokół siebie wielu zdolnych i obiecujących ludzi. Eliasz w wyborze swojego następcy uczestniczy o tyle, że przekazuje Elizeuszowi Boże wezwanie. Tak jak Bóg w sposób wolny go wezwał, tak Elizeusz może w sposób wolny Bogu odpowiedzieć. Jego serce musiało być bardzo wrażliwe, skoro za prostą czynnością zarzucenia płaszcza rozpoznał nie arbitralny wybór Eliasza, ale właśnie Boże wezwanie. Rozpoznać, że coś jest Bożym wezwaniem, to także uwierzyć w obietnicę, która jest w nim zawarta. Dlatego tak łatwo pozbywa się jarzma i wołów i definitywnie się żegna. Elizeusz jest zaproszony do nowego życia, w które musi wejść z całą radykalnością, aby miało ono sens. Gdy Bóg zaprasza to w pewnym sensie „nie ma ryzyka”.

(Ps 16): „Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek, bo serce napomina mnie nawet nocą. Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy, On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje.” Chwiejemy się w różnych sprawach życia, gdyż tylko od czasu do czasu uwzględniamy w nim Boga. Niewielu systematycznie kształtuje w sobie ewangeliczny sposób myślenia, odczuwania, zachowania. Tylko czasami pytamy się w konkretnych wyborach o ich relacje do wiary i Boga, a tak na co dzień żyjemy wyborami ludzi świata, pozwalamy kształtować nasze myślenie, odczuwanie i zachowanie temu, co niesie ze sobą mentalność obca chrześcijaństwu. Dlatego często się chwiejemy. Sami pozwalamy na formowanie w naszym wnętrzu takiej schizofrenii: drogi świata na co dzień, a drogi Boże – czasami. Aby być bardziej stabilnym w naszych wyborach, trzeba prowadzić serce i rozum konsekwentnie po drogach Pana oraz zawsze stawiać sobie Jezusa przed oczy. Musimy zadbać o spójność naszego „programu” wewnętrznej i ludzkiej formacji. Wtedy „nic mną nie zachwieje”.

(Ga 5,1.13-18): „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie!” Z jednej strony, mamy wielkie ambicje bycia ludźmi wolnymi; z drugiej, tak bardzo nam sprawia przyjemność (czasami jakąś niezdrową przyjemność) poddawanie się różnym zniewoleniom: nie tylko nałogom, wróżbiarstwu albo wpływowi tłumu, ale szeregowi innych, bardziej subtelnych zniewoleń: celebrowanie zranień z przeszłości, zrzucanie winy za teraźniejszość na rodziców, na nieudany związek. Jest coś w człowieku takiego, co dąży do przekazania (komuś lub czemuś) innemu panowania nad sobą. Chodzi o pozbycie się brzemienia odpowiedzialności. Nie chcemy być wolni, całkowicie wolni, aby nie brać za siebie odpowiedzialności, tzn., żeby nie musieć wziąć na siebie konsekwencji – zwłaszcza bolesnych i trudnych konsekwencji – swoich decyzji lub biegu życia. Jednakże bez podjęcia odpowiedzialności za siebie nie staniemy się wolni; a bez wolności, nie jesteśmy w stanie wziąć odpowiedzialności za drugiego człowieka. To czy człowiek stał się prawdziwie wolny mierzy się bowiem tym, czy potrafi służyć innym z miłości.

(Łk 9,51-62): „Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Lecz On odwróciwszy się zabronił im.” Człowiek ma prawo nie przyjąć Chrystusa. Może Go odrzucić. Nie można potępiać takich ludzi. Losem Chrystusa jest odrzucenie. Nie raz dopiero w odrzuceniu Chrystusa człowiek dojrzewa do zobaczenia prawdziwej wartości przyjęcia Go. Do przyjęcia Chrystusa trzeba dorastać, nieraz przez wiele buntu, cierpienia i oddalenia. Przyjęcie Go rzeczywiście jest trudne i nie jest tak, że raz się Go przyjmuje i już to wystarczy. Przyjęcie Chrystusa jest bardzo trudne bo On nie poprzestaje na byle czym. Stawiając przed człowiekiem wielkie wymagania, jednocześnie pokazuje na co człowieka stać. Przecież On, znawca ludzkiej natury, nie wymagałby więcej od człowieka niż to, na co go stać; z pewnością, nie wymagałby także od człowieka mniej niż to, na co go stać. Jezus wierzy w człowieka. Ukazuje mu, jak ogromna i radykalna może być jego wolność. Warto więc kontemplować wolność Jezusa – nadziei naszej wolności. Bez zachwytu Jego wolnością trudno samemu ją w sobie kształtować. I odwrotnie: dopiero będąc wolnymi, możemy Go naprawdę przyjąć.

Jacek Poznański SJ, Kraków
http://exercitia-spiritualia.blogspot.com/

 

 

 

© 1996–2010 www.mateusz.pl/mt/jp