www.mateusz.pl

JACEK ŚWIĘCKI

Nauka nadziei

 

 

Kontekst

To wszystko zaczęło się w ów pamiętny jesienny wieczór, gdy nagle zaczął bić katedralny dzwon. Czyżby w Rzymie wybrano nowego papieża? – ożywiła się Barbara (moja przyszła żona). Natychmiast rzuciłem się do radia, by złapać „Wolną Europę” – bo oczywiście w sprawie takich wiadomości na polskie radio nie można było liczyć. Pech chciał, że akurat jej nie znalazłem, a może wyjątkowo mocno zagłuszali… W kwadrans później wyszliśmy na spotkanie do duszpasterstwa akademickiego.

Weszliśmy akurat „w punkt”, gdy ks. Henryk, nasz duszpasterz, wypowiadał właśnie w imię Ojca i Syna na początku Eucharystii. Następnie oznajmił nam niezwykle poruszonym tonem, że właśnie w Rzymie wybrano nowego papieża i został nim arcybiskup Krakowa, Karol Wojtyła. Spojrzeliśmy na siebie z niedowierzaniem: co teraz może się stać? W Polsce? W Europie? W świecie? Było bowiem oczywiste, że wybór papieża-Słowianina zza żelaznej kurtyny będzie musiał wywołać trzęsienie ziemi o trudno przewidywalnej sile co najmniej w tzw. obozie socjalistycznym. Po mszy św. miał być jakiś tam „krąg”, ale oczywiście się nie odbył. Zastąpiła go przeciągnięta do północy dyskusja o tym „co to dalej będzie”, co może się zmienić i co my możemy w tej sytuacji zrobić. Zresztą przez dobrych paręnaście dalszych dni o niczym innym w całej Polsce nie rozmawiano…

Inauguracyjne przemówienie nowego Biskupa Rzymu było wstrząsające: Otwórzcie Chrystusowi na oścież drzwi krajów i systemów… Tak, teraz naprawdę coś się stanie! Teraz, gdy władze nie będą w stanie odmówić przyjazdu do Polski Janowi Pawłowi Drugiemu choćby z tego powodu, że ma w kieszeni polski paszport i ma prawo wrócić, aby wywieźć ze sobą na Watykan swoje „mienie przesiedleńcze”… No i wtedy będzie musiało dojść do konfrontacji komunistycznej propagandy z rzeczywistością, gdy tylko telewizje całego świata pokażą, ilu to katolików jest w Polsce, a ilu marksistów. Po raz pierwszy w powojennej historii Polski oficjalne kłamstwo w tak bezceremonialny sposób zostało przyparte do muru! … Obudziła się w nas jakąś szalona nadzieja, o której tylko skończeni cynicy mogliby w tych dniach powiedzieć, ze jest matką głupich. Euforia upokorzonego narodu, który poczuł się nagle z czegoś i z Kogoś dumny, stała się faktem społeczno-politycznym, który pokrzyżował szyki niejednemu partyjnemu sekretarzowi i niejednemu funkcjonariuszowi bezpieki w całym rozległym „obozie socjalistycznym”.

I rzeczywiście, po paru miesiącach uciążliwych negocjacji do oczekiwanej wizyty doszło. Nastało dziesięć pamiętnych dni, które wstrząsnęły Polską. To był po prostu sen śniony na jawie: uprzejmi milicjanci, sprawnie działające zaopatrzenie, punktualne pociągi… Kto by pomyślał, że tak też może być? I owe setki tysięcy ludzi, ciągnące na spotkania nie po to, by coś „zamanifestować”, by coś pięknego i niezapomnianego przeżyć, lecz po prostu spragnione Słowa, które przekazywał nam Gość w białej sutannie, i które w namacalny, fizyczny sposób przekazywało nam, obumarłym, wyschniętym kościom, Boże życie. Gdy o tym wszystkim dzisiaj wspominam, nic innego nie przychodzi mi do głowy, jak ten oto fragment z Ewangelii:

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam,
ze nadchodzi godzina,
– nawet już jest -
kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego,
i ci, którzy usłyszą,
żyć będą! (J 5,25)

Pierwszy w dziejach słowiański Papież, Zastępca Syna Bożego, we wstrząsających słowach ukazywał światu i nam samym, że historia naszej Ojczyzny została zanurzona w misterium męki i zmartwychwstania Chrystusa i we właściwy sobie tylko sposób wzywał Ducha Świętego, by dał nam to zobaczyć i by odnowił oblicze naszej umęczonej ziemi:

Nie sposób zrozumieć tego Narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą i tak straszliwie trudną – bez Chrystusa. Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi gruzami był również Chrystus – Zbawiciel ze swoim krzyżem spod kościoła na Krakowskim Przedmieściu.

I wołam ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja: Jan Paweł Drugi, papież, wołam z głębi tego tysiąclecia, wołam w przededniu święta Zesłania Ducha Świętego:

Niech zstąpi Duch Twój!

Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi!

Tej Ziemi!

Amen.

Na naszych oczach rozgrywała się ponownie scena opisana w księdze Ezechiela:

I powiedział On do mnie:
Prorokuj do ducha, prorokuj, o synu człowieczy,
i mów do ducha: Tak powiada Pan Bóg:
Z czterech wiatrów przybądź, duchu,
i powiej po tych pobitych, aby ożyli!
Wtedy prorokowałem tak, jak mi nakazał,
 i duch wstąpił w nich,
a ożyli i stanęli na nogach –
wojsko bardzo, bardzo wielkie. (Ez 37.9-10

Czy słowo to okaże się silniejsze niż diabelski system, który nas niewoli od tylu już lat? Czy papież ma naprawdę więcej dywizji od władców Kremla? Gdy słuchaliśmy tego wszystkiego, nie wątpiliśmy w to ani na moment. Jan Paweł Drugi wyzwolił w nas siły duchowe, których istnienia nie podejrzewaliśmy nawet: teraz wszystko wydawało się być w zasięgu ręki! Gdy na krakowskich błoniach padały słowa pierwszego czytania jubileuszowej Eucharystii:

Czy słyszał jakiś naród głos Boży z ognia, jak ty słyszałeś, i pozostał żywy?
Czy usiłował Bóg przyjść i wybrać sobie jeden naród spośród innych narodów
przez doświadczenia, znaki, cuda i wojny,
ręką mocną i wyciągniętym ramieniem, dziełami przerażającymi,
jak to wszystko, co tobie uczynił Pan, Bóg twój, w Egipcie na twoich oczach?
Widziałeś to wszystko, byś poznał,
ze Pan jest Bogiem, a poza Nim nie ma innego.
Z niebios pozwolił ci słyszeć swój głos, aby cię pouczyć.
Na ziemi dał ci zobaczyć swój ogień ogromny
 i słyszeć swoje słowa spośród ognia.
Ponieważ umiłował twych przodków, wybrał po nich ich potomstwo
i wyprowadził cię z Egiptu sam ogromną swoją potęgą.
Na twoich oczach, ze względu na ciebie
wydziedziczył obce narody, większe i silniejsze od ciebie,
by cię wprowadzić w posiadanie ich ziemi, jak to jest dzisiaj. (Pwt 4.33-38)

wiedzieliśmy, że odnoszą się one też i do nas. Ojciec Święty wlał w nas pewność, że to my właśnie jesteśmy jakimś nowym narodem wybranym i pośrednio potwierdzał swoimi słowami romantyczne intuicje dziewiętnastowiecznych wieszczów, dla których Polska była Mesjaszem narodów. Dał nam ujrzeć na nasze własne oczy koniec naszych obecnych cierpień i początek nowych czasów.

1  |  2  |  3  |  4  |  5  |  6  |  7  |  następna strona

 

 

 

© 1996–2005 www.mateusz.pl