www.mateusz.pl

KS. TOMASZ SCHABOWICZ

Pamięć i tożsamość

 

 

Jak uczniowie w drodze do Emaus uciekamy w obliczu zatrważających nas faktów. Może nawet nieświadomie powtarzamy jak oni wtedy: „...a myśmy się spodziewali...” (zob. Łk 24,21).

Ruch na ulicach zamarł, biją żałobne dzwony, nieprzeliczone rzesze ludzkie trwające w modlitwie i milczeniu. Łzy w oczach wielu i ściskająca gardła niemożność powiedzenia w takiej chwili czegokolwiek. Pochylone głowy wielkich tego świata, nawet tych, którzy jak dotąd sceptycznie spoglądali na postać w bieli wyrastającą ponad ten świat i wskazującą drogę inną niż zwykło się nam na tym świecie proponować. Smutek i pytania: „co teraz będzie?...; co się z nami stanie?...”. Jak osamotnione dzieci wpatrzone w postać odchodzącego Ojca, za którym pójść na razie nie możemy, ale później pójdziemy wszyscy (zob. J 13,36). Powtarzające się stwierdzenia: „zostaliśmy sami...; jesteśmy osieroceni...”.

To wszystko ważne dla nas ludzi i w te znaki bólu z miłości ogromnej i szacunku włącza się każdy. We mnie jednak, bardziej niż smutne myśli, rodzą się pytania i refleksje. A przywołany tytuł ostatniej książki Jana Pawła II staje się dla mnie testamentem. Zresztą jednym z wielu pozostawionych nam. Tyle jest do przemyślenia i przełożenia na konkret naszego życia codziennego.

Zachowując pamięć nie wolno nam zapominać o tożsamości. Tożsamości, która buduje się na pamięci, ale która powinna wznieść się ponad przemijanie i odnajdować ciągle swój nowy sens i jasność trwania. Tożsamości, którą ciągle przypomina nam Ojciec Święty. Przypomina, bo Jego myśl i słowo, jak Słowo Tego, Którego On był Namiestnikiem na tej ziemi, jest i powinno pozostać w nas żywe i skuteczne (zob. Hbr 4,12).

Od początku swego pontyfikatu mówił nam, że Bóg jest z nami, wołając w dniu inauguracji:

„Nie lękajcie się otworzyć drzwi Chrystusowi!”. Potem słowa wypowiedziane w naszej Ojczyźnie: „Nie można zrozumieć dziejów tego narodu, dziejów każdego człowieka bez Chrystusa”. I początek pierwszej encykliki: „Odkupiciel człowieka, Jezus Chrystus jest ośrodkiem wszechświata i historii”. Czyż to właśnie nie jest czas byśmy teraz zapatrzyli się w Chrystusa – Odkupiciela człowieka? I to bardziej i mocniej niż wpatrujemy się w zachowany w sercach obraz Papieża. Jego całe życie, nauczanie i także odchodzenie z tego świata, dokonujące się na oczach milionów, przypominało nam o Prawdzie. Że człowiek i świat odnajdują swoje spełnienie przez Chrystusa w Bogu. Że sens całego naszego życia jest w dążeniu tą właśnie Drogą, w tej Prawdzie i ku temu Życiu (zob. J 14,6). Nie wolno nam się zatrzymać. Posłuchajmy wszyscy papieskiego wezwania: >WSTAŃCIE! CHODŹMY!<. Trzeba nam teraz nieść te prawdy w codzienność. Przekładać je na konkret myślenia i postępowania. W codziennym życiu każdej i każdego z nas, w tworzonej na co dzień i w chwilach ważnych historii rodzinnej i społecznej, w kształtowanych przez siebie dziejach Kościoła, Ojczyzny, państwa i świata.

Ktoś pięknie powiedział (zasłyszane w relacji telewizyjnej): „On nas prowadził jak Ojciec za rękę, a teraz puścił nas byśmy wykazali naszą dojrzałość”. Trzeba nam podjąć ten dar niezwykłego pontyfikatu i realizować zadanie budowania takiej – Chrystusowej tożsamości w tym świecie. I to nie czekając na lepsze czasy, ale już dziś, teraz. W świecie, który jest inny bez Jana Pawła II, ale który także może się stawać przez nas lepszy. Wbrew pesymistycznie smutnym stwierdzeniom, że teraz już nie będzie lepiej. Bo cud przemiany został zapoczątkowany w czerwcu roku Pańskiego 1979. Niech zatem (jak pięknie powiedział młody człowiek zagadnięty przez dziennikarza na rynku krakowskim) „zstępuje Duch Święty i odnawia oblicze tej ziemi przez nasze serca”.

Zarzucano czasem naszej polskiej religijności cukierkowatość przez przesadny kult Najświętszej Maryi Panny. Papież pokazał całemu światu i nam szczególnie, że „totus Tuus sum Maria”, wcale nie oznacza odwrócenia się od Chrystusa. Wręcz przeciwnie. To zawołanie bowiem znaczy „cały Twój Maryjo, bo przez Ciebie łatwiej być cały Chrystusowy”. Potwierdził swoim synowskim oddaniem Matce Boga, prawdziwość słów wypowiedzianych przez umierającego Prymasa Kardynała Augusta Hlonda: „Zwycięstwo gdy przyjdzie, przyjdzie przez Maryję”. I to też papieski testament dla nas. Nie zbiorowe uniesienia maryjne, ale rzeczywiste oddanie się Jej pod macierzyńska opiekę, a nawet w niewolę Matczynej Miłości. Konkret posłuszeństwa Jej wezwaniu: „Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn mój wam powie” (por. J 2,5). Wszystko! Zróbcie!

Przejście Papieża do domu Ojca dokonało się w dziwnych okolicznościach. Czas wielkanocny – radości ze Zmartwychwstania i czas świętowania w ufności – Święto Miłosierdzia Bożego. Do tego nieprzerwane relacje medialne mówiące (o dziwo!) o chorobie, cierpieniu, śmierci, odchodzeniu, ale i w tym wszystkim o nadziei płynącej z wiary. Czy kiedykolwiek słyszeliśmy i widzieliśmy poważnie i bez sensacji tłumaczone oczywiste w ludzkim świecie, ale ciągle banalizowane i ukrywane wstydliwie sprawy? Myślę sobie, że Bóg tak to zaplanował, by nam wszystkim pokazać inny wymiar życia. Wymiar, którego na co dzień nie dostrzegamy. Że życie nasze na tej ziemi jest przechodzeniem. Mozolną wędrówką, w której jednak zawsze znajdujemy pomoc i wsparcie u Boga, Który dla nas zwyciężył wszystko co nas przygniata. Który pozostaje z nami zawsze podtrzymując w chwilach zwątpienia. Który daje nadzieję. Jest życie ludzkie pielgrzymką, po której zostawiamy najważniejszy i najbardziej widoczny ślad w postaci czynionego dobra. Wędrowaniem, w którym czasem trzeba się zatrzymać, ale nie wolno ustać w drodze. Jest czasem trudnej wspinaczki wzwyż wymagającej wysiłku, ale też przynoszącej satysfakcję ze zwycięstwa nad słabością i przepełniającą serce radość kiedy już osiągnie się szczyt. Papieskie życie i odchodzenie mówi nam, że prawdziwa człowiecza tragedia i dramat bólu istnienia rozgrywają się tam, gdzie brak wiary i nadziei. Gdzie brak miłości. On zachował to wszystko żywe. Pokazał jak przez wiarę i nadzieję dorasta się do miłości. Jedne z ostatnich Jego słów powtarzanych w relacjach agencji prasowych („Jestem radosny, wy też bądźcie. Módlmy się razem z radością...”) wołają do nas: zachowajcie nadzieję! ufność w Bogu pełnym Miłosierdzia niech będzie waszą ostoją! Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest.” (1P 3,15). Czy potrafimy to przenieść na przyszłe lata? Czy odrobimy tę lekcję zadaną nam przez naszego Wielkiego Nauczyciela? Czy zachowamy żywym ten dar dwudziestosiedmioletniej, a przedłużającej się spoza granic czasu i świata obecności Jana Pawła II z nami? „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8).

Odpowiedzi na te i inne pytania, które sobie stawiamy, kryją się w każdym z nas. Bo zależą od naszej rzeczywistej miłości i czci dla Jana Pawła II. Niech zatem rzeczywiście wyrażą się one w przekładaniu na konkret życia nauki i wzoru pozostawionego nam przez Tego, którego nie bez słusznych racji nazywamy Ojcem. Dodając do tego, teraz już z nadzieją: Święty.

Ks. Tomasz Schabowicz

 

 

 

© 1996–2005 www.mateusz.pl