www.mateusz.pl

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Powiew Ducha na pożegnanie

 

» Pełny tekst testamentu Jana Pawła II

Patrząc na to, co się dzieje na świecie i w sercach ludzkich od momentu śmierci Papieża, a także próbując zrozumieć ten szczególny czas łaski, dochodzę do wniosku, że obecnie mamy do czynienia z nowym wylaniem Ducha Świętego.

Okres pomiędzy śmiercią a pogrzebem bliskich nam osób czyni w naszej codzienności swoisty wyłom. Zwalniamy tempo życia. Zjeżdżają się krewni. Wiele spraw, wokół których krzątaliśmy się wcześniej, schodzi na dalszy plan. Nawet gdy podejmujemy zwykłe obowiązki dnia, strumień naszych myśli co chwila biegnie ku tym, których mowy już nie usłyszymy. Nurtują nas mniej lub bardziej niepokojące pytania. Ni stąd, ni zowąd duchowy wymiar życia staje się dla nas bardziej wyrazisty. Wieczność przenikająca naszą egzystencję i historię doprasza się o nieco więcej uwagi. Bliscy, którzy już nie wypowiadają do nas żadnych słów i nie reagują, zaczynają nas intrygować. Musimy stanąć wobec nich w prawdzie, nawet jeśli nas to wiele kosztuje. W takich momentach nieraz z bólem opadają wszelkie zasłony powierzchowności. Trzeba też zdobyć się na wysiłek dotarcia do tego, co w drugich najcenniejsze. Trzeba spytać o jakość naszych wzajemnych relacji. Trzeba się zastanowić nad tym, jaki sens miała obecność drugiego w moim życiu, dlaczego szliśmy dotąd razem przez życie? Trzeba zamilknąć pośrodku zgiełku pustosłowia. Śmierć bliskich konfrontuje, nawet jeśli ta konfrontacja jest nam nie w smak, nie w porę, nie na właściwym miejscu. Albowiem śmierć w najbardziej radykalny sposób ujawnia, że jako ludzie jesteśmy stworzeni dla siebie nawzajem. Pogrzeb jest dla żyjących chwilą, która dotyka samej istoty życia.

W taki też sposób przeżywałem ostatnie dni, dni żegnania się z Ojcem Świętym, czas swoistej rekapitulacji życia. Z uwagą starałem się wsłuchiwać się w głos Boga, przemawiającego w tym czasie ze szczególną intensywnością we mnie, w drugich, w mediach, w słowach Papieża.

Czasem myślę sobie, że większy ból sprawia nam odejście tych, z którymi łączy nas pokrewieństwo ducha. Rozłąka z tymi, z którymi wiążą nas więzy krwi nie zawsze dotyka nas tak bardzo, ponieważ naturalne pokrewieństwo nie zawsze idzie w parze z duchową więzią. A w perspektywie wieczności to duch bardziej jednoczy ludzi. Patrząc na to, co się dzieje na świecie i w sercach ludzkich od momentu śmierci Papieża, a także próbując zrozumieć ten szczególny czas łaski, dochodzę do wniosku, że mamy obecnie do czynienia z nowym wylaniem Ducha Świętego. Jesteśmy świadkami niespotykanego jak dotąd fenomenu duchowego. To nie jest przesada, ponieważ odejście Ojca Świętego skłoniło i skłania nie tylko wierzących, ale też niewierzących czy głowy państw do głębokich aktów duchowych, do gestów, na które pewnie nie zdobyliby się, gdyby w głębi ich serca nie poruszyła ich niewidzialna moc Ducha. Moi współbracia opowiadają też, iż z wielkim wzruszeniem słuchają spowiedzi osób, które po kilku lub kilkunastu latach nagle postanawiają pojednać się z Bogiem. Nie są to tylko zdawkowe i mechaniczne zewnętrzne akty, ale prawdziwie poruszające wyznania, które pochodzą z głębi serca. Poprzez wielkość świętego człowieka zawsze prześwituje potęga i świętość Boga, chociaż wielu ludzi nawet nie zdaje sobie z tego sprawy lub próbuje szukać innych uzasadnień.

Od tygodnia w miarę możności słucham radia, oglądam telewizję, wchodzę na strony internetowe, czytam wypowiedzi licznych gazet. Owszem, jest tam wiele pogoni za sensacją i nowinkami, koncentracji na detalach, bicie uczuciowej piany. Ale pośrodku tego jestem zdumiony tym, że pewnie jeszcze nigdy w historii w tak krótkim czasie nie wypowiedziano w mediach tak wiele na temat Boga, śmierci, życia wiecznego, cierpienia. Czy nie porusza nas to, że nawet ci, którzy jeszcze niedawno stawali po różnych stronach barykady, począwszy od rządzących a na kibicach kończąc, nagle stają w jednym obozie opłakujących śmierć Papieża? Czy można w prosty sposób wytłumaczyć spontaniczne inicjatywy milionów ludzi, zatopionych w modlitwie i w milczeniu? Jak pojąć pewne odrodzenie się wrażliwości na symbole, dzięki której próbujemy lepiej wyrazić to, co nie przechodzi nam przez gardło? Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że to tylko silne emocje, krótkotrwały i małoznaczący zryw, że niebawem wszystko powróci do normy i będzie jak dawniej. Niewątpliwie, jest w tym jakieś ziarno prawdy. Doceńmy jednak najpierw dar chwili, bez względu na to, jak on się przejawia i czy przyniesie jakiś trwalszy owoc. Nie możemy być aż tak racjonalni, nie możemy poddać się swoistej jednostronności. Mamy prawo do takich ludzkich reakcji, nawet jeśli bardziej „oświeconym” te reakcje wydają się niedojrzałe, a oni sami uważają się jedynie za demaskatorów pobożnej „nieautentyczności”. Myślę, że wbrew pozorom w tych rzeszach ludzi przejętych śmiercią Jana Pawła II ujawnia się to, co w człowieku najlepsze. I z tego trzeba się cieszyć. Zbytnia „racjonalizacja” nie zawsze służy dobru człowieka.

Prasa polska i zagraniczna nie szczędzi dobrych słów o Papieżu. Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne podsumowania, analizy, próby syntezy osoby i dzieła Karola Wojtyły. Jednych Jan Paweł II zachwyca głębią wiary i siłą charyzmatu. Inni widzą w nim „lwa na świętej stolicy”, „męża stanu” zmieniającego bieg świata. Jedni kochają go za to, że był „dobrym człowiekiem”, „pielgrzymem pokoju”, „świadkiem niezłomnym”. Są i głosy, które przenika znamienna ambiwalencja: „konserwatysta, ale jednak nie tak skrajny”, „dobry, ale wymagający ojciec”, „pasterz, a nie administrator”. Tak czy owak, postać Ojca Świętego zmusza do zajęcia jakiegoś stanowiska, nawet jeśli miałoby ono być bardzo krytyczne i często wyssane z palca, jak opinia pewnej pani z angielskiego „The Observer”, że Papież nie był „pro-life”. Jednak, wyłączywszy skrajności, większość głosów podkreśla wagę Jego świadectwa, spogląda na Jana Pawła II najpierw przez pryzmat wiary. Wtedy widać więcej i szerzej.

Cóż można jeszcze dodać do tej różnobarwnej palety tytułów? Bez względu na to, jakbyśmy nie podeszli do Papieża, to on i tak w jakimś sensie wymyka się tym schematom, aczkolwiek trzeba próbować zrozumieć jego słowne i niewerbalne przesłanie, które w ostatecznym rozrachunku pochodzi od Boga. Myślę, że przez ostatnie kilka dni jeszcze bardziej pogłębiła się moja lektura tego znaku czasów. Niektórzy lamentowali i nadal lamentują, że Papież nieco zaniedbał Kurię Rzymską oraz administrację i krążył po całym świecie. Ale spójrzmy na te tłumy ludzi, pragnące chociaż przez chwilę zobaczyć na własne oczy zmarłego Ojca. Te miliony pielgrzymów i osób solidaryzujących się w poszczególnych krajach to nic innego jak owoc zawiązanych przez Papieża więzi z konkretnymi ludźmi. Gdyby nie jego tysiące gestów: uścisków, objęć, życzliwych słów i pozdrowień, zapewnień o modlitwie i błogosławieństw, ta rzesza byłaby znacznie skurczona. Może niewiele z tych osób przeczytało cokolwiek z pism Papieża. Ale te reakcje pokazują, że idee i prawdę najpełniej przekazuje się poprzez osobistą postawę, zbliżenie do ludzi. Istnieją różne sposoby docierania do wnętrza człowieka. Nie wszystko opiera się na rozumie i słowie. Wiara nie polega tylko na rozumieniu, a może tak naprawdę niewiele ma z nim wspólnego. Tam bowiem gdzie nie ma więzi, nawet najszczytniejsze idee pozostają bez wielkiego oddźwięku. A cóż więcej znaczy niż istniejąca więź międzyludzka?

Przyszłość Kościoła i świata należy zależy od tych, którzy odważnie będą budowali i pogłębiali różne formy wspólnoty międzyludzkiej. Skala podejmowanej odpowiedzialności za drugich będzie wyznacznikiem nie tylko głębi człowieczeństwa, ale też kryterium autentyczności chrześcijaństwa. Dopiero w tej krytycznej chwili, która w gruncie rzeczy jest dla nas błogosławieństwem, widzimy, co tak naprawdę może zjednoczyć ludzi. Sami spontanicznie gromadzą się na placach i w kościołach, aby razem przeżywać ów czas smutku. Nie trzeba ich do tego namawiać. Jan Paweł II pośmiertnie pokazuje, że był nie tylko budowniczym wielu mostów pojednania, ale w głównej mierze poprzez odwoływanie się do tego, co w człowieku najszlachetniejsze – budowniczym wspólnoty. Obecne wydarzenia zadają kłam iluzji, że człowiek to wielki indywidualista, że jego szczęście spoczywa w radykalnej niezależności od innych, w skoncentrowaniu na sobie i swoich potrzebach. W ludziach odżywają najgłębsze pragnienia.

Ale z tej globalnej więzi duchowej Papieża z milionami ludzi na całym świecie, wyczytuję jeszcze coś więcej. Nikt z nas chyba nie jest wolny od dość subtelnej pokusy, która wmawia nam, jakobyśmy mieli w sobie dwa serca. Jednym kochamy Boga, a drugim naszych bliźnich. Przykład Papieża dowodzi, że to złudzenie. W rzeczywistości „związki z ludźmi są barometrem kontaktu z Bogiem” – twierdzi niemiecki jezuita Franz Jalics SJ. Gdy szanuję drugiego człowieka to także obdarzam szacunkiem Boga. Jeśli gardzę ludźmi lub próbuję ich wykorzystywać, to taki sam jestem wobec Boga, chociaż nieraz próbuję zawoalować to jakąś pobożną gadaniną czy samooszukiwaniem samego siebie. Miłość do Boga wzrasta wprost proporcjonalnie do mojej miłości względem konkretnych ludzi, z którymi żyję. Każde zbliżenie do Boga owocuje zawiązywaniem coraz bardziej dojrzałych relacji z bliźnimi. Dlatego poziom moich relacji z drugimi odzwierciedla jakość mojego stosunku do Boga. Ta prawda tylko na pozór wydaje się oczywista. Z tej oczywistości coraz bardziej wytrącają mnie wydarzenia ostatniego tygodnia.

Ten szczególny humanizm Jana Pawła II, który zawsze związany był z konkretnym człowiekiem, a nie tylko z teoretycznymi rozważaniami, chyba pozostanie dla nas wyzwaniem na długie lata. Niemal na okrągło toczą się w mediach i pomiędzy intelektualistami rozliczne dyskusje i spory wokół aborcji, eutanazji, planowania poczęć, antykoncepcji, wolnego rynku, wojny i kary śmierci itd. Ale nie dochodzi w nich do konsensusu na szeroką skalę. I pewnie nigdy do niego nie dojdzie, co nie oznacza, że trzeba rezygnować z dialogu. Wszystko albo zatrzymuje się w martwym punkcie albo rozbija o zróżnicowane koncepcje człowieka. Ostatnio zdałem sobie z tego sprawę, że podczas dyskusji na różnych seminariach z teologii, w których uczestniczę, prędzej czy później dochodzimy do jednego wniosku: wobec wielu problemów pozostajemy bezradni lub narażamy się na zabrnięcie w ślepą uliczkę, jeśli najpierw nie udzielimy sobie głębokiej i uczciwej odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek, kim jest osoba ludzka. Ciekawe, że Karol Wojtyła już w 1968 roku pisał do Henry de Lubaca SJ, że dzisiaj musimy dokonać „rekapitulacji nienaruszalnego misterium Osoby”. Dzisiaj wcale nie jest jasne, nawet dla wierzących, jak wielką godność posiada człowiek i gdzie tkwi jej źródło. Ta obserwacja to dla mnie kolejna zachęta do bardziej wytężonej pracy na tym polu.

Patrząc jeszcze na naszą Ojczyznę, można śmiało powiedzieć, że Jan Paweł II stał się częścią tożsamości narodowej Polski. Jest nie tylko duchowym przywódcą i zwierzchnikiem Kościoła, ale dla nas Polaków będzie on także na zawsze osobą, która określa to, co zwiemy Polską. Jest on naszym cennym skarbem, z którego winniśmy być dumni. Kiedyś tego nie rozumiałem. Dzisiaj solidaryzuję się z milionami Polaków, którym smutno jest, że utraciliśmy naszego Rodaka – syna polskiej ziemi. Niewiele jest osób, które w istotny sposób wywarły wpływ na losy naszej Ojczyzny, wniosły istotny wkład do tożsamości narodowej, a także zmieniły koleiny ogólnoświatowej historii. Ten dar Opatrzności bardzo nas zobowiązuje, głównie do zdrowej miłości Ojczyzny, do poświęcenia się dla innych, a nie szukania tylko własnych interesów. Polacy zawsze konsolidują się w trudnych momentach – to chyba nasza specyficzna cecha. Ufam, że przyniesie to przemianę niejednej postawy i sposobu myślenia, chociaż wiele z tego przeżywania minie bez specjalnego echa. To też jest jakoś zrozumiałe.

Żegnamy Cię Ojcze Święty. Składamy Cię do grobu. Ale nie rozpaczamy, bo nie pozostajemy z pustymi rękoma. Trzymamy w nich Twój duchowy testament, Twoje gesty, postawy i czyny. Chociaż przez długi czas nasze serce będzie wypełniał smutek i pustka w miejscu przeznaczonym dla Ciebie, to jednak wierzymy, że nadal będziesz w nas żył, ale już inaczej – jako zadanie powierzone nam przez Boga, zadanie, które powoli odczytujemy z Twojego oddanego Bogu i ludziom życia. Ufamy, że sprostamy mu z Twoją i Bożą pomocą.

Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski jest współautorem portali www.mateusz.pl i www.tezeusz.pl, mieszka w Warszawie

 

 

 

© 1996–2005 www.mateusz.pl