www.mateusz.pl/mt/js

TAM GDZIE POWSTAWAŁA APOKALIPSA ŚW. JANA, CZĘŚĆ XV

W ogniu utrapienia

 

 

Pielgrzymi szlak prowadzi nas z Efezu 70 kilometrów na północ do Smyrny. W starożytności była ona znana jako miejsce działalności Homera, zaś niezwykły wdzięk jej budowli i położenie pomiędzy wysoką górą a morzem zyskało mu szczytne miano „korony Azji”. Tymczasem w apokaliptycznym liście do chrześcijan gminy smyrneńskiej jawi się nam ono przede wszystkim jako miejsce prześladowań uczniów Chrystusa i ich dramatycznych zmagań z miejscowymi Żydami oraz rzymskimi władzami. Obecnie jest to ogromna prawie 4-milionowa turecka aglomeracja o nazwie Izmir. Starożytnych i chrześcijańskich reminiscencji pozostało tam bardzo niewiele, choć są one skądinąd znaczące. Przyjrzyjmy się im z bliska podczas kilkugodzinnego spaceru po mieście.

W podziemiach wielkiej agory

Smyrna wyróżnia się spośród innych miast wymienionych w Apokalipsie przede wszystkim swoją niezwykle burzliwą historią. Była już znaczącym jońskim miastem w czasach Homera (IX w. pne.), który to - według starożytnych przekazów - tworzył swe nieśmiertelne dzieła nad brzegiem miejscowego potoku Meles, gdzie potem stanęła niewielka świątynia ku jego czci. Jej nazwa była wywodzona albo od imienia Amazonki, wymienianej w micie o Tezeuszu, albo też od wonnej mirry, tak często pojawiającej się także na kartach Biblii. W VI wieku pne pierwotne jońskie miasto uległo jednak całkowitemu zniszczeniu w wyniku wojen z Lidią (krainą w centrum Azji Mniejszej), a potem w wyniku najazdów perskich.

Legenda mówi, że założył ją ponownie sam Aleksander Wielki. Otóż gdy zdarzyło mu się polować u stóp góry Pagos i gdy zmęczony usnął pod platanem na terenie dawnej świątyni Nemezis (bogini zemsty uosabiająca karzącą sprawiedliwość bogów) usłyszał rozkaz wzniesienia w tym miejscu miasta. Potem gdy zasięgnięto w tej sprawie opinii wyroczni Apollina z Klaros (położona na zachód od Efezu konkurentka wyroczni w Didymie), dowiedziano się, że mieszkańcy nowego grodu będą trzy albo i cztery razy szczęśliwsi od tych, którzy mieszkali tu przedtem.

Jakkolwiek by się miały sprawy, Smyrna, położona na samym końcu wżynającej się głęboko w ląd zatoki, znakomicie nadawała się na port, zaś twierdza zbudowana na szczycie Pagos chroniła skutecznie miasto położone u jej stóp. Z morza musiała wyglądać szczególnie pięknie, jako że poszczególne dzielnice miasta tworzyły jakby tarasy na zboczach wysokiej góry. W okresie hellenistycznym bardzo szybko stała się sprzymierzeńcem Rzymian i uzyskała od nich liczne przywileje. Jej mieszkańcy byli niezwykle dumni z tego, że ich miastu aż trzykrotnie senat rzymski nadał przywilej neokorii, to jest prawa do stawiania świątyń kolejnym cezarom.

Dziś owa wielka starożytna metropolia spoczywa pod fundamentami współczesnego centrum Izmiru i wszystko na to wskazuje, że nigdy nie będzie w pełni odsłonięta. A jednak archeologom udało się odnaleźć i wykopać agorę (to znaczy rynek), w której ongiś skupiało się życie miasta. I to tylko dlatego, że na wierzchu znajdował się stary cmentarz, który to władze nowoutworzonej Republiki Tureckiej na początku lat 30tych XXgo wieku postanowiły złożyć na ołtarzu nauki i kultury. Pozostało po nim jedynie kilkadziesiąt marmurowych tureckich nagrobków o misternych motywach dekoracyjnych, które można dostrzec na uboczu, gdy tylko wchodzi się na agorę.

Na powierzchni zachowało się jedynie kilkadziesiąt ładnych kolumn z kapitelami w stylu korynckim (o motywie liści akantu). Zwraca także uwagę resztka łuku bramy w niewielkim popiersiem Faustyny, żony cesarza-filozofa Marka Aureliusza. Umieszczona obok tablica z greckim napisem informuje, że to ona właśnie przyczyniła się do odbudowy miasta po strasznym trzęsieniu ziemi z 178 roku ne. Najciekawsze są jednak podziemia, w których znajdowały się cysterny i magazyny wszelkiego rodzaju. Dawne źródło zaopatrujące Smyrnę w wodę bije do tej pory i można też przyjrzeć się wspaniale zaprojektowanej kanalizacji. Sklepienia są na ogół półokrągłe, aczkolwiek zdarzają się także konstrukcje żebrowe osadzone na krótkich, choć masywnych, kolumnach przypominających do złudzenia styl gotycki. Innowacja ta miała ochronić budynki miasta przed kolejnymi wstrząsami tektonicznymi. Całość sprawia imponujące wrażenie szczególnie ze względu na niezwykle harmonijne linie poszczególnych sklepień. Jest to z pewnością najlepiej zachowana tego typu konstrukcja we wschodnim basenie morza Śródziemnego.

Kościół-forteca

Kolejnym nietureckim śladem w Smyrnie jest kościół św. Polikarpa, około kilometra na północ od agory. Wznieśli go w pierwszej połowie XIX wieku francuscy misjonarze z zakonu kapucynów na fundamentach zniszczonej świątyni bizantyjskiej w miejscu, które według ówczesnej wiedzy miało odpowiadać położeniu rzymskiego stadionu. I choć dziś wiemy, że był on usytuowany zupełnie gdzie indziej, to nie sposób zaprzeczyć, że szacowna świątynia dalej pełni symboliczną funkcję pamięci o pierwszych chrześcijanach w mieście, które dziś ostentacyjnie tak bardzo chce zapomnieć o wielu niewygodnych kartach swej historii.

Św. Polikarp, uczeń św. Jana Ewangelisty i mistrz duchowy św. Ireneusza z Lyonu, zginął na miejscowej arenie w 155 roku w trakcie bliżej nieokreślonych pogańskich świąt połączonych z igrzyskami. Był to czas uciech dla obywateli miasta, ale dla chrześcijan, którzy nigdy w podobnych obchodach ku czci pogańskich bóstw nie uczestniczyli, był to zawsze czas próby. Poganie byli bowiem rozwścieczeni faktem, że ktoś ostentacyjnie nie chce brać udziału w czymś, od czego może zależeć los ich grodu. Bogowie bowiem mogliby się przecież rozgniewać na mieszkańców lekceważących ich święta oraz na władze, które taki stan rzeczy akceptują.

Przekonani, że w kościele św. Polikarpa niedzielna eucharystia – zgodnie z  informacjami znalezionymi w Internecie – jest sprawowana zawsze o jedenastej i że przy okazji będziemy mogli go dokładnie zobaczyć, zdecydowaliśmy się wjechać, nieco z duszą na ramieniu, do wielkiej tureckiej aglomeracji, gdzie kodeks drogowy jest nieco abstrakcyjnym pojęciem, a nawet czerwone światło jest tylko „sugestią” zatrzymania pojazdu, ale z pewnością nie „nakazem”. Zaparkowawszy szczęśliwie samochód w pobliżu skwerku, gdzie wznosi się kościół z zewnątrz przypominający bizantyjski monastyr, zaczęliśmy szukać wejścia. Niestety, okazało się to bardzo trudne, kościół otacza bowiem wysoki mur, a umieszczone w nim niewielkie bramy - z napisami „Caritas”, „duszpasterstwo” i coś tam jeszcze - są niemal zawsze szczelnie pozamykane. Po okrążeniu niemal całego budynku wreszcie trafiamy na bramkę z domofonem. Dzwonię i zaczynam pytać: „Do you speak English”? Odpowiada mi energiczny głos kobiecy: „Solo italiano!”. Sprężam się więc przez sekundę i klecę naprędce zdanie: „Siamo venuti per la santa messa…”. Ciąg dalszy okazuje się zaskakujący. Bramka otwiera się nagle i wychodzi z niej młody człowiek w towarzystwie dość egzotycznie wyglądającej grupki osób w średnim wieku. Rozpoznaje urywki wypowiadanych przez nas polskich zdań i nagle przedstawia się: „Witajcie, jestem ksiądz Bartek. Czy może chcecie zobaczyć kościół?”. Cóż za pytanie! Oczywiście!

Zaraz potem okazuje się, że ksiądz Bartek jest jednym z kapucynów mieszkających za stałe w klasztorze obok domku Matki Bożej pod Efezem. Dziś wpadł do Izmiru wyjątkowo, ponieważ wezwał go miejscowy arcybiskup, rodem z Włoch, aby po angielsku oprowadził po kościele grupę pielgrzymów z Indii. Dziś jednak u św. Polikarpa akurat nie ma mszy świętej, bo odbyła się już w katedrze św. Jana. A ponieważ jest ona położona na terenie bazy NATO, mogą tam przychodzić jedynie wierni zaopatrzeni w specjalną przepustkę, ale już nie turyści. Tak to właśnie wygląda w Turcji wolność wyznania i kultu! Na całe szczęście w Meryem Ana od niedawna jest także wieczorna eucharystia, a ks. Bartek obiecuje, że będzie celebrowana po polsku (potem okazuje się, że tylko częściowo, bo przybyło na nią też wielu Irlandczyków; większość z nich mieszka pod Efezem na stałe, bo przeprowadzili się tu po przejściu na emeryturę). Potem radzi, aby przy bramie parkingowej powołać się na niego, a wtedy nie będziemy musieli płacić za wstęp.

Potem przez przedsionek wchodzimy na podwórze, na którym czeka nas nieoczekiwana polska pamiątka, mianowicie tablica ku czci generała hrabiego Ludwika Michała Paca, który zmarł w Smyrnie w 1835 roku w trakcie pielgrzymki do Ziemi Świętej. Potem witamy się z arcybiskupem i jego asystentka, energiczną włoską siostrą. Arcybiskup wygląda jak zwykły proboszcz, jest bardzo skromny i dobrze mu patrzy z oczu. Z pewnością nie ma tu łatwego życia, zwłaszcza w sytuacji, gdy jego poprzednik został stosunkowo niedawno zamordowany przez muzułmańskich fanatyków!

Sam kościół jest bogato zdobiony, momentami nieco pstrokaty, w dekoracji dominują złote odcienie. Sufit i ściany pokrywają freski z życia Chrystusa oraz św. Polikarpa. Ich styl nie zachwyca, ale też nie zniża się do poziomu ówczesnych oleodruków. W posadzkę wmurowano płyty pod którymi pochowano tutejszych zakonników. Wchodząc tam mamy wrażenie, że znajdujemy się w jakiejś innej czasoprzestrzeni. Jakby był to ostatni ślad duchowości, która już od dawna w Izmirze przeminęła z wiatrem historii. Sama jednak postać św. Polikarpa w dalszym ciągu przemawia do nas bardzo mocno i stanowi żywą ilustrację apokaliptycznego listu do kościoła w Smyrnie (por. Ap 2,8-11).

Świadectwo św. Polikarpa

Okoliczności męczeńskiej śmierci św. Polikarpa zostały opisane w liście gminy smyrneńskiej do innych siostrzanych gmin chrześcijańskich. Zgodnie z tradycją miał go napisać sam św. Ireneusz z Lyonu, który podówczas był jej członkiem. Potem przepisywano go jeszcze bardzo wiele razy. Jest to stosunkowo krótka historia, która nie zostawia nas jednak obojętnymi.

Już sam początek narracji jest dramatyczny. W trakcie zwyczajowych igrzysk dzikie bestie rozszarpały miejscowego chrześcijanina, niejakiego Germanika. Jego spokój w obliczu śmierci i determinacja w wyznawaniu wiary paradoksalnie rozwścieczyły zgromadzony na stadionie tłum. Krzycząc „Precz z ateistami!” zaczął domagać się rzucenia lwom na pożarcie wszystkich innych chrześcijan, a już zwłaszcza biskupa Polikarpa stojącego na ich czele. Próżno by im było tłumaczyć, że chrześcijanie też wierzą w Boga, tyle że jest on zazdrosny (por. Wj 20,5) i nie pozwala na oddawanie czci innym bogom. Mogli co najwyżej wyobrażać sobie, że ten Bóg jest jakby syntezą wszystkich innych bogów, tak jak to niektórzy filozofowie przypisywali Zeusowi, ale na pewno nie to, że jest diametralnie od nich różny, czyli qadosz, święty!

Ostrzeżony przez braci Polikarp wyszedł z miasta i udał się do domku w okolicznej wsi; potem zaś, gdy rozesłano za nim wszędzie listy gończe, do jeszcze innego domku. Miejsce jego pobytu zdradził służący, którego po schwytaniu władze poddały torturom. Sam Polikarp jednak wiedział, jaki go czeka los, gdyż wcześniej we śnie wydało mu się, że śpi na ognistej poduszce. Dlatego też nie próbował dalej chronić się i oddał się w ręce strażników, którzy przyszli go zaaresztować. Co ciekawe gdy ugościł ich tym, co miał, oni pozwolili mu modlić się całą noc, tak że wyruszyli do Smyrny dopiero o świcie.

W drodze strażnicy usiłowali go przekonać, aby złożył hołd cesarzowi słowami: “Cóż jest złego w wyznaniu «Cezar Pan» i w złożeniu ofiary połączonej ze zwyczajową ceremonią, które to uczynią cię bezpiecznym?”. Polikarp jednak stanowczo odmawiał. W końcu poirytowani strażnicy wyrzucili go brutalnie z powozu i kazali iść pieszo, nie zważając na jego podeszły ponad osiemdziesięcioletni wiek.

Gdy Polikarp wchodził na arenę stadionu, przyglądający się temu chrześcijanie usłyszeli jakby głos z nieba: ”Bądź silny, okaż męstwo!”. Najpierw przesłuchał go rzymski prokonsul i zaproponował: „Przysięgnij na Cezara, żałuj i powiedz «Precz z ateistami»”. Polikarp natychmiast wykrzyknął „Precz z ateistami!”. Na to prokonsul: ”To jeszcze przysięgnij [na Cezara] i przeklnij Chrystusa!”. Usłyszał jednak zdumiewającą odpowiedź: „Służę mu już osiemdziesiąt sześć lat i nigdy nie uczynił mi nic złego. Jak mogę zatem bluźnić swemu Królowi i Zbawcy? […] Jestem chrześcijaninem”. Zaskoczony konsul zwrócił się do niego jakby z prośbą: „Wobec tego przemów do tych ludzi”. Na to Polikarp: „Uznałem za słuszne, aby zdać ci sprawę [z mojej wiary] ponieważ zostaliśmy pouczeni, aby oddawać należny hołd […] władzom i urzędom ustanowionym przez Boga. Ale tamci są tego niegodni.”. Dalsze groźby rzymskiego urzędnika odnośnie rzucenia na pożarcie dzikim bestiom czy też spalenia na stosie, nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. W końcu zrezygnowany prokonsul posłał herolda, aby obwieścić, że Polikarp wyznał, że jest chrześcijaninem, na co wściekły tłum zawył: „Oto nauczyciel Azji, ojciec chrześcijan i niszczyciel naszych bogów, ten, który uczył wielu, aby nie składać ofiar i nie czcić bogów!”. Domagali się też, aby azjarcha Filip wypuścił na niego lwa. To było jednak niemożliwe, ponieważ w tym dniu nie były akurat przewidziane walki z dzikimi bestiami. Dlatego też postanowiono spalić Polikarpa na stosie.

Potem stała się niezwykła rzecz. Przywiązany do pala Polikarp pośrodku płonącego stosu nie palił się, zaś płomień wokół niego wyglądał jak żagiel. Wyglądał jak sztaba złota w ogniu, albo też jak wypiekany bochen chleba, i wydzielał z siebie woń kadzidła. Modlił się dziękując Panu za życie wieczne, za zmartwychwstanie i za to, że uczynił go godnym mieć udział w kielichu samego Chrystusa. W końcu zniecierpliwieni tym spektaklem strażnicy zabili go krótkim mieczem, zaś ciało zostało spalone, aby Polikarp nie stał się przedmiotem nowego kultu. Chrześcijanie jednak zaraz po zakończeniu spektaklu podeszli do stosu i odszukali w nim kości męczennika cenniejsze od drogich kamieni i czystsze od złota. Wiedzieli bowiem z Pisma, że Bóg ożywia zeschłe kości (por. Ez 37,1-14) nawet jeśli ciało ulega unicestwieniu.

Miasto na cmentarzysku

Wycieczkę po Smyrnie zakończmy na 186ciometrowej górze Pagos, którą Turcy nazwali Kadifekale, to znaczy Aksamitny Zamek. Położona około dwóch kilometrów od linii brzegowej, oferuje turystom wspaniałe widoki na Izmir i osłaniającą port zatokę. Na szczycie stosunkowo dobrze zachowały się średniowieczne mury i bramy, znacznie zaś gorzej bizantyjskie cysterny na wodę i kaplica. Tuż pod szczytem znajdował się stadion, miejsce męczeńskiej śmierci św. Polikarpa i tylu innych chrześcijan. Niestety obecnie jest to teren zabudowany i jego ewentualne odsłonięcie nie będzie łatwe. Wokół szczytu osiedlili się bowiem – nie do końca legalnie –  Kurdowie przybyli z głębi Turcji. Oficjalnie żyją ze sprzedaży pamiątek, a tak naprawdę przychodzi się do nich głównie po broń i narkotyki…

Patrząc na Izmir z lotu ptaka nie dostrzegamy właściwie niczego, co świadczyłoby o ponad trzech tysiącach lat jego dziejów. Wszystko jest niemal współczesne, brak jest jakiejkolwiek starówki, brak jakiegokolwiek znaczącego zabytku sprzed XIX wieku, brak punktów charakterystycznych. Nawet jeśli nie znamy dobrze dziejów miasta, domyślamy się, że musiała je spotkać stosunkowo niedawno jakaś katastrofa.

A i owszem wydarzyła się. Stanowiła zwieńczenie pasma wielu innych katastrof, które spadały na miasto w ciągu jego dziejów. Cały czas pod panowaniem bizantyjskim na początku średniowiecza, pod koniec XIgo wieku Smyrna dostała się w ręce seldżuckich Turków. Potem przechodziła z rąk do rąk: panowali nad nią po kilkadziesiąt lat kolejno Bizantyjczycy, Turcy, a także zakon joannitów ewakuowany z Ziemi Świętej. Na początku XV wieku po najeździe mongolskiego wodza Tamerlana z miasta pozostało bardzo niewiele. Turcy z powrotem zajęli miasto i twierdzę na górze Pagos, ale jego ludność składała się dalej głównie z Greków, Ormian i Żydów. Było to najbardziej kosmopolityczne miasto imperium otomańskiego, gdzie można się było z łatwością dogadać w kilkunastu językach. Turcy nazywali go zaś z przekąsem „Izmirem niewiernych”…

Tuz po zakończeniu pierszej wojny światowej zwycięskie mocarstwa przyznały Smyrnę Grecji, wraz z terytoriami wokół niej w promieniu około 50ciu kilometrów. Owszem, wtedy Turcy stanowili w niej mniej niż 25% ludności i tego rodzaju decyzja wydawała się zrozumiała sama przez się. W maju 1919 roku wylądowały w niej greckie wojska i zajęły miasto. Gdy jednak podczas parady jakiś niezrównoważony Turek zabił greckiego żołnierza, rozpoczęła się seria pogromów na muzułmanach.

Potem losy wojny się odwróciły. Grecja z poduszczenia Wielkiej Brytanii zaatakowała Turcję i po dwóch lat walk poniosła sromotną porażkę. Wtedy wielkie mocarstwa opuściły ją – i z powrotem przyznały Smyrnę Turcji. Na początku września 1922 roku gdy grecka armia ewakuowała się, w mieście pozostali nie tylko stali mieszkańcy, ale także co najmniej dwieście tysięcy chrześcijańskich uchodźców, głównie Greków i Ormian. Gdy do Smyrny wkroczyli Turcy, rozpętało się istne piekło. Na oczach francuskich żołnierzy broniących swego konsulatu komendant Nureddin-Pasza oddał w ręce tureckiego tłumu miejscowego greckiego biskupa Chryzostoma, który został następnie okrutnie zlinczowany. Niemal natychmiast przystąpiono do mordowania Ormian i podpalono ich dzielnicę. Potem ogień skierowano także do greckiej dzielnicy. Wielu zachodnich dyplomatów obecnych w mieście widziało tureckich żołnierzy rozlewających kanistry z benzyną na domy „niewiernych” i podkładających niewielkie bomby. Pożar strawił niemal całe miasto i spalił, jak się to obecnie ocenia, około stu tysięcy ofiar. Przetrwały tylko dzielnica turecka i żydowska. Resztę uciekinierów ewakuowały przybyłe na pomoc statki pod osłoną brytyjskich i francuskich okrętów wojennych. Do dziś trwa też spór o to, kto doprowadził do pożaru i z jakiego powodu, pomimo tego, że naoczni świadkowie nigdy nie mieli co do tego wątpliwości.

Muzułmanie nigdy dotąd nie dopuszczali się podobnych rzezi chrześcijańskiej ludności. Saladyn pozwolił przecież wyjść swobodnie ludności Jerozolimy gdy zdobywał miasto w 1189 roku. Tu jednak najwyraźniej miało miejsce jakieś szczególne opętanie nacjonalistyczną ideologią. Tak Chrystus jak i Allach najwyraźniej przegrali walkę o rząd dusz z okrutną boginią zemsty Nemezis, która chyba tylko po to nakazała Aleksandrowi wybudować nowe miasto, aby potem napawać się jego unicestwieniem. Stos św. Polikarpa zapłonął raz jeszcze. Dziś, gdy spacerujemy po Izmirze, a w szczególności po terenach wystawowych postawionych w wielkim parku, wiedzmy, że chodzimy po wielkim cmentarzu, na którym spoczywa bardzo wielu męczenników, zamordowanych lub spalonych żywcem z powodu swej narodowości i swego wyznania.

Bądź wierny aż do śmierci a dam ci wieniec życia (Ap 2,10)

Smyrna to miejsce, gdzie rozegrało się wiele ludzkich tragedii i gdzie za wierność sumieniu i zasadom płaciło się najwyższą cenę. Apokaliptyczny list do gminy smyrneńskiej nieprzypadkowo wspomina o obelgach, prześladowaniach, więzieniu, a nawet męczeńskiej śmierci. Gdy czytamy okólny list o chwalebnym świadectwie biskupa Polikarpa, rozumiemy aż nadto dobrze ten kontekst. Szczególnie ostry ton Jezusa w stosunku do miejscowej gminy żydowskiej – nazywa ją wszak „synagogą Szatana (tj. oskarżyciela)” – też nie powinien nas dziwić. Żydzi bowiem mieli potem odegrać szczególną rolę przy aresztowaniu i egzekucji św. Polikarpa: sami przynieśli drewno na jego stos i potem najgłośniej domagali się od prokonsula spalenia martwego ciała męczennika. Tymczasem tamtejsi chrześcijanie przejęli ogromnie wiele z żydowskich obyczajów – nie na darmo w liście zaznacza się, że śmierć Polikarpa nastąpiła w Wielki Szabat. Otóż w ten sposób do dziś w Etiopii określa się niedzielę, zaś sobotę, którą tamtejszy Kościół też obchodzi, nazywa się Małym Szabatem. Jezus widzi zatem autentycznych Żydów jedynie w smyrneńskich chrześcijanach, a nie w tych, którzy aktywnie współpracują z poganami, aby wymazać Jego Imię z serc i z pamięci. Tak jakby raz jeszcze chciał podkreślić, że same tylko więzy pokrewieństwa nic dla Niego nie znaczą, jeśli nie są dopełnione posłuszeństwem wobec Słowa Bożego (por. Łk8,21).

Patrząc na nowoczesne miasto, w którym zatarto niemal wszystkie ślady wyznawców Chrystusa, ktoś mógłby cynicznie zauważyć, że cały ich trud poszedł na marne, a wspaniała historia ich grodu bezpowrotnie przepadła. A jednak na przekór wszystkiemu i wszystkim biblijny Mędrzec głosi:

Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. (Mdr 3,2-4).

Zaś zmysł wiary dopowiada, że Jezus – Pierwszy i Ostatni, który był martwy, a ożył (Ap 2,8) – ożywi swych wiernych świadków w stosownym czasie (por. Ap 11,11) i obdarzy swą chwałą.

Jacek Święcki

 

 

 

 

© 1996–2013 www.mateusz.pl