www.mateusz.pl/mt/js

EUROPA PRZEZ ZNAKI I SYMBOLE – WPROWADZENIE

Znikająca cywilizacja

 

 

Żyjemy dziś w przełomowej epoce. Dzięki oplatającej ludzkość niczym pajęczyna Globalnej Sieci planeta Ziemia stała się właśnie jedną wielką wioską, gdzie równie łatwo można skontaktować się z sąsiadem z tej samej klatki schodowej co z rezydującym na antypodach facebookowo-skypowym znajomym. Nowe technologie spowodowały - i wciąż powodują - dramatyczne zmiany w naszym sposobie pojmowania pracy i wytwarzania dóbr wszelakich, nie wykluczając przy tym „niematerialnych” dóbr kultury. W wyniku tego wszystkiego powoli, ale w nieuchronny sposób, zmienia się cała nasza kulturowo-cywilizacyjna przestrzeń implikująca określone postrzeganie świata, innych ludzi oraz powszechnie dotąd przyjętych wierzeń i wartości. Zdają się one w szybkim tempie od nas oddalać, a my tego jakby nie zauważamy, wciąż łudząc się, że jesteśmy czynnymi spadkobiercami na pół mitycznej już „zachodniej” czy też „łacińskiej” cywilizacji. Jeszcze chwila, a nowe pokolenia Europejczyków przestaną zupełnie rozumieć, dlaczego zabytkowe centra ich miast zaludniają zupełnie niepraktyczne bryły kościołów, pałaców, urzędów i kamienic pokrytych malowidłami, rzeźbami i witrażami, których znaczenie jest równie niezrozumiałe, jak egipskich hieroglifów czy też chińskich ideogramów.

Aby się o tym przekonać, przeprowadźmy prosty eksperyment. Wejdźmy do jakiegoś wielkiego muzeum, którego zbiory podzielono na wiele różnych działów odpowiadających rozmaitym cywilizacjom. Zacznijmy tradycyjnie od Egiptu z jego mumiami, piramidami i hieratycznymi postaciami bogów i faraonów. Potem przejdźmy do Babilonu z jego brodatymi postaciami wypalonymi w glinie. Potem odwiedźmy wyryte w marmurze posągi greckich atletów i rzymskich elegantek. Jeszcze potem skręcone w ekstatycznym transie figury hinduistycznego panteonu przemieszane z zastygłymi w bezruchu posągami Buddy o tajemniczym uśmiechu. A na deser wykrzywią się jeszcze do nas groźne postaci azteckich i inkaskich wojowników. Wszystko to budzi nasze zaciekawienie, nierzadko zdziwienie. Patrzymy na te posągi, płaskorzeźby i ozdoby jak na coś zdecydowanie obcego, bo zupełnie nie rozumiemy ani języka, jakim do nas przemawiają ani wartości, jakie chcą nam przekazać. Najcierpliwsi z nas przeczytają informacje wypisane obok eksponatów i być może wysłuchają dodatkowo z audiobooka odpowiednich wyjaśnień przygotowanych przez muzealnych ekspertów. Wtedy dowiedzą się, że ludzie, którzy wtedy żyli i tworzyli te dzieła byli od nas tak różni i przejmowali się tak różnymi sprawami, iż wydają się niekiedy być jakimiś przybyszami z obcej planety, a nie naszymi przodkami.

Rzecz o znakach i symbolach

Owszem i my mamy dziś swoje znaki i symbole. Nie wyrażają one jednak na ogół uznanych ideałów i wartości, którymi należy kierować się w życiu, ale sprowadzają wszystko do produktów służących do zaspokajania różnorakich potrzeb. Tu mamy zatem nadgryzione jabłuszko komputerowego giganta oferującego łatwość komunikowania się z wirtualnym światem informacji i „profili”, a tam wielkie litery „Mc” zapraszające na hamburgerową ucztę. Także wielcy ludzie, w starożytności czczeni jako herosi, w średniowieczu jako święci, w nowożytności jako nośniki powszechnie uznanych „humanistycznych” wartości, teraz zaczynają pełnić zupełnie inną rolę. Tu uśmiecha się wyzywająco Marylin Monroe reklamująca wybielającą pastę do zębów, a tam Albert Einstein zmusza do zadumy nad zaletami pewnej sieci telefonii komórkowej. Ba, nawet Fryderyk Chopin z wódczanej butelki usiłuje przekonać nas, że już po jednym kieliszku wybornego trunku z pewnością znacznie lepiej wczujemy się w jego genialną muzykę…

Symbole dawnej cywilizacji głosiły przesłanie religijnego zbawienia, wolności, praw człowieka, honoru, wielkości i sławy zasłużonych ludzi i rodów, miłości ojczyzny i wielu jeszcze podobnych konceptów, które obecnie są jeszcze całkiem zrozumiałe, ale jakby coraz mniej bliskie. Szczególnie dobrze widać to we wszechobecnej niegdyś chrześcijańskiej symbolice religijnej, na którą patrzymy obecnie coraz częściej tak, jakby to były ślady obecności ludzi, którzy niewiele już mają z nami wspólnego. Bo cóż może nam jeszcze powiedzieć wszechobecna niegdyś święta Katarzyna z kołem w ręce, czy też Trójkąt z wpisanym weń Okiem Opatrzności? I ilu z nas wie jeszcze, że tajemniczy napis „IHS” to pierwsze litery imienia Jezus, bo owe dziwne „H” to nie łacińskie „ha”, ale grecka litera „eta”, ślad starożytnej genezy chrześcijaństwa? A co dopiero powiedzieć o niezrozumiałej już zupełnie - choć niegdyś tak naturalnej! - symbolice liturgicznych szat i gestów? O strojach duchownych, które dziś są w powszechnym użyciu jedynie na Bliskim Wschodzie, bo stamtąd się przecież wzięły? O modlitwach błagających Boga o ochronę przed „powietrzem” (morowym oczywiście, to znaczy klęską zarazy, takiej jak nękająca średniowiecznych przodków dżuma, cholera itp.)? Czy też o przestrzeganiu dziwnych piątkowych „postów”, polegających coraz częściej na spożywaniu luksusowych ryb i unikaniu tanich pierożków ze śladowymi ilościami mięsa (a jest to niewątpliwie inny ślad starożytno-średniowiecznej rzeczywistości żywieniowej, gdzie ryby jadali biedacy, a mięso zwierząt lądowych – bogacze)?

Wszystko to w dodatku dzieje się przy akompaniamencie coraz gwałtowniejszej dyskusji o podstawach „zachodniej” cywilizacji obejmującej – w mniemaniu wielu – jedynie Europę zjednoczoną w Unii Europejskiej oraz Amerykę Północną. Istnieje bardzo silny opór przeciw uznaniu ciągłości historycznej owej cywilizacji, a także przemożna chęć, aby zerwać jej powiązania z chrześcijaństwem i wyprowadzić ją z zupełnie innych źródeł. A przynajmniej z taką formą chrześcijaństwa, jaka była znana do tej pory. Dyskusji tej towarzyszy niekiedy zamiar wyrugowania z przestrzeni publicznej wszelkich znaków do dziś kojarzonych z wiarą chrześcijańską (takich jak krzyże) lub też zmiany ich znaczenia (takich choćby jak tęcza – biblijny znak Przymierza, który to nagle upodobali sobie różnej maści zwolennicy abolicji pojęcia płci). Podczas gdy jedni rozrywają szaty z powodu tak wielkiej „apostazji” Europy, a inni cieszą się, że wreszcie będzie można żyć jak się komu podoba nie przejmując się ani tradycyjną moralnością ani pozagrobowymi konsekwencjami jej łamania, na uwagę zasługuje niewątpliwie fakt, że – jakiekolwiek by nie było nasze stanowisko w tej sprawie – świat, który za chwilę powstanie będzie zupełnie inny od naszych wszelkich dotychczasowych wyobrażeń o ludzkim losie. Nie wiemy, na ile będzie chrześcijański, na ile neopogański, na ile oświeceniowy, na ile post-modernistyczny, a na ile taki, iż żadna z dotychczasowych kwalifikacji nie będzie się nadawać do określenia go. Ale jeśli ma przetrwać, a jego mieszkańcy mają w dalszym ciągu być ostoją jakiejkolwiek cywilizacji, to musi on rozpoznać i ocalić to, co w przemijającej właśnie epoce było najwspanialsze i najcenniejsze. I tak jak niemożliwe byłoby powstanie średniowiecznej Europy na gruzach imperium rzymskiego, gdyby owa nowa konstrukcja nie przejęła najbardziej znaczących osiągnięć starożytnej cywilizacji grecko-łacińskiej, tak też ma się rzecz z techniczno-społeczną transformacją, której jesteśmy – czy chcemy tego czy nie chcemy – obecnie poddawani.

W poszukiwaniu przesłania

Dla tych, którzy podzielają ten punkt widzenia, mam pewną propozycję. Zanim zupełnie zmienią się nasze techniki produkcyjne, zasady funkcjonowania naszych społeczeństw i sposoby wyrażania naszych najgłębszych metafizycznych poruszeń, wybierzemy się w podróż po Europie. Postarajmy się uważnie przyjrzeć najważniejszym przestrzeniom kulturowym, którym nasza cywilizacja jak dotąd zawdzięczała swoją tożsamość. Nie po to, aby „zaliczyć” jak największą ilość muzeów, pałaców, kościołów i nie tak, aby przebiec w morderczym tempie jak najwięcej kilometrów po kapiących od ozdób starówkach, urokliwych parkach czy też nostalgicznych strefach archeologicznych. Po prostu zatrzymajmy się w kilkunastu charakterystycznych miejscach i zastanówmy się, jakie jest ich przesłanie, co sobą wyrażają i na jakie wartości wskazują. Każdy z nas zna z pewnością parę punktów widokowych, które głęboko zapadły w pamięć i w serce. Mógł to być plac św. Piotra w Rzymie, widok na wenecką lagunę z placu św. Marka, panorama Paryża ze szczytu wzgórza Montmartre, krakowskie Sukiennice albo też majestatyczne i sielskie zarazem zamki, miasteczka i winnice oglądane z pokładu statku spływającego doliną Renu w okolicach skały Loreley. Nie trzeba przy tym dodawać, iż każdy z nas doskonale potrafi odróżnić te i podobne obrazki z Europy od egipskich piramid, tajlandzkich świątyń buddyjskich czy też japońskich pagód właśnie dlatego, że są one tworem ludzi kierującymi się w życiu zupełnie innymi ideałami i wartościami. Na razie przypuszczamy, że chrześcijańskimi i „łacińskimi”, ale to właśnie będziemy chcieli sprawdzić w trakcie naszej wędrówki. A także to, na ile autentycznie chrześcijańskie przesłanie europejskich symboli przemieszało się z elementami w oczywisty sposób niechrześcijańskimi. Nie zapominajmy bowiem nigdy o tym, że na tej ziemi nie istnieje coś takiego jak „cywilizacja chrześcijańska” w czystej postaci. Mogą za to istnieć cywilizacje, które w tym czy innym aspekcie dały się zainspirować przesłaniem Ewangelii. Co jednak zupełnie nie wyklucza, że okazywały się także na nią oporne w wielu innych przejawach swych dziejów.

Obecnie nie jest tam aż tak trudno dotrzeć jak jeszcze paręnaście lat temu. Dziś zamiast zaproponować miłej jednodniowy wypad do Tomaszowa niekiedy prościej i taniej jest polecieć na romantyczny week-end do Aten, Pragi czy też Londynu dzięki kupionemu za symboliczną złotówkę biletowi lotniczemu „wyklikanemu” w nocy z wtorku na środę na portalu taniego przewoźnika. Ważne jest przy tym, aby wiedzieć, że najwięcej ważkich znaków i symboli odnajdziemy na terenie Italii i Francji, kluczowych dla zanikającej europejskiej cywilizacji krajów. A zatem w drogę! I nie zapomnijmy też zabrać oprócz typowo turystycznych przewodników także egzemplarza Pisma św., naszego przewodnika par excellence.

Jacek Święcki

 

 

 

 

© 1996–2014 www.mateusz.pl