Mam wątpliwości czego oczekuje ode mnie Jezus w życiu? Od pewnego czasu prześladuje mnie poczucie winy, że mogłabym bardziej angażować się w sprawy Kościoła. Np. wieczorem odzywa się sumienie, że zamiast oglądać serial mogłabym pójść na Mszę Świętą. Albo, że tak naprawdę nie powinnam oglądać seriali bo tam pobłażają takim grzechom jak na przykład współżycie przed ślubem. Mam wrażenie, że ciągle czegoś się ode mnie oczekuje: więcej czasu poświęcać na wolontariat, więcej na modlitwę itp. Nawet zbytnie poświęcanie czasu na dbanie o swoje ciało – zakupy, makijaż, odchudzanie – to zajmuje dużo czasu, a czy to nie jest grzech takie przesadne ukierunkowanie na siebie? Jak coś powiem, pomyślę, lub gdy w myślach pojawi mi się przekleństwo lub zbytnie myślenie o sobie odzywa się poczucie winy, że właśnie popełniłam grzech. Nie czuję się swobodnie, gdyż mam wrażenie że Bóg cały czas mnie „obserwuje” (wiem, że robi to z miłości, ale nie czuję się zbyt komfortowo). Poza tym, porzuciłam swoje marzenie – otwarcie hoteliku – gdyż jest to gromadzenie bogactw, a poza tym nie będąc osobą bogatą musiałabym prawie całe życie poświęcić na zrealizowanie tego planu. Nawet mi się wydaje, że Pan Bóg chciał ażebym porzuciła ten plan, gdyż w czasie gdy zamierzałam się poświęcić życie na realizowanie tego marzenia, to ciągle słyszałam czytania i teksty o zgubności bogactw, np. o młodzieńcu który nie mógł porzucić bogactw dla Jezusa, czytanie o „ wielbłądzie i uchu igielnym”, o łazarzu i bogaczu który swoje szczęście otrzymał na ziemi, wezwanie Jezusa aby swoje bogactwa gromadzić w niebie a nie na ziemi itd.

Wydaje mi się, że to nie był przypadek, gdyż te słowa mocno zapadały mi na sercu. Poza tym w duszy usłyszałam słowa że „ hoteli na ziemi jest pełno, ale mało jest osób poświęcających życie dla innych”. Wtedy pomyślałam, że Bóg mi zarzuci na sądzie ostatecznym że życie poświeciłam na swoje marzenia, swoje szczęście, a on był głodny, nagi itd. I wtedy porzuciłam te plany i się pogodziłam z tą decyzją. Jednakże wtedy pojawiły się pytania o nadmierne poświęcanie czasu na swój wygląd (kobiecie to potrafi bardzo dużo zająć czasu), na karierę zawodową, rozrywki itp. Nie wiem jaka jest granica i się z tym męczę, prawie cały czas mam wyrzuty że powinnam całkowicie, w 100% poświęcić się Bogu i Kościołowi. Takimi bodźcami są dodatkowo święci, np. św. Tereska od Dzieciątka Jezus, św. Faustyna Kowalska i wielu inni. Oni stawiani są jako przykład, czyli chrześcijanin powinien tak się poświęcić Bogu.

To budzi także frustrację, że niby dano mi życie jako dar, ale nie pozwala mi rozporządzać się nim tak jak chcę, aby nie mieć wyrzutów na sądzie ostatecznym (bo zawsze będzie grzech zaniedbania, że zamiast skupiać się na sobie, mogłam więcej dobra uczynić na świecie). W związku z tym narasta pytanie o wolność człowieka. A więc na czym polega moja wolność?

Mam pytanie: jak pozbyć się tego poczucia winy i ile swojego życia (czasu i zakresie) mogę poświęcić dla siebie (np. na dbanie o siebie, rozrywki, realizację marzeń), na tyle aby nie stało się to grzechem?

Bardzo prosiłabym o rzetelną i dokładną odpowiedź, po dokładnych przemyśleniach, gdyż ten problem odbiera mi codzienny spokój i w zależności od tego jaką dostanę odpowiedź, tak będę się kierować w swoim przyszłym życiu.

 

Nie napiszę Ci wiele, choć może tego oczekujesz i recepty na „szczęście” też tu nie będzie. Ale spróbuj popatrzeć inaczej na swoje dary – „oczami” Boga.

Kiedy stajesz przed lustrem, zrób się na „bóstwo” ze względu na Niego, by Bóg mógł „patrzeć” cały dzień na piękną kobietę – i nie żałuj na to czasu. Gdy prowadzisz hotelik, czy masz inną pracę – rób to jak najlepiej – posprzątaj dobrze pokoje, zaściel łóżka, uśmiechaj się do klientów – ze względu na Niego, jakbyś to Jemu czyniła.

Bo bycie wiernym Bogu – to czynienie jak najwięcej dobra, tam gdzie mnie Bóg postawił – a myśli natrętne „ignoruj” – nie słyszano by przez czynienie dobra i poświęcanie na nie czas – Bóg się na nas „obrażał” – tylko zło może być „wściekłe”...

ks. Tomasz