www.mateusz.pl/rekolekcje

KS. MARIUSZ POHL

Od troski o chleb do świata bez Boga

 

Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. (Mt 10,17-22)

W postulatach łatwego chleba i obfitości wszelkich dóbr jako środka do osiągnięcia sprawiedliwości społecznej i raju na ziemi, (a w rzeczywistości nieograniczonej władzy), kryje się jeszcze jedno poważne zagrożenie: wydaje nam się, że jesteśmy mądrzejsi od Pana Boga, że wiemy lepiej od Niego, jak powinien być urządzony świat i że poradzimy sobie po swojemu. A skoro tak, to Pan Bóg powinien nam w tym pomóc i dostosować się do naszych oczekiwań – myślimy dalej. A przynajmniej nie przeszkadzać.

Jednak zapatrzeni we własne koncepcje i plany reformowania świata, schodzimy na ogół z Bożej drogi prawdy i dobra. Ileż to podłości wyrządzono w dziejach, właśnie w imię lepszego urządzenia świata. Lepszego niż ten stworzony przez Boga. Dlatego tak często Bóg okazywał się niepotrzebny, a nawet szkodliwy. Bo od Boga oczekiwaliśmy tylko obfitości chleba, lecz nie słowa, nie prawdy. Niekiedy prawda była i jest dla nas tylko przeszkodą. Nic dziwnego, że Boga i prawdę tak często trzeba było usuwać. A obecnie stoimy wobec procesu usuwania Boga na taką skalę i takimi metodami, jakich być może jeszcze w dziejach nie stosowano.

Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia?(...) Wtedy oświadczę im: Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości! (Mt 7,21-23)

Ten mechanizm urządzania świata po swojemu stosujemy także na swoją skromną, osobistą skalę: krytykując i „reformując” bliźnich, stosunki w pracy czy rodzinie, stosując manipulacje, intrygi, uczuciowy szantaż itp., byle tylko postawić na swoim i dopasować rzeczywistość do własnych oczekiwań i projektów. W tym wydaniu stosujemy jednak zupełnie inny wariant manipulacji: zamiast usuwać Boga, wykorzystujemy Go instrumentalnie do własnych celów: powołując się obłudnie na najszczytniejsze ideały, na słowo Boże, na prywatne objawienia czy rzekomą „naukę Kościoła”.

Gdy jednak potem nieuchronnie popadamy w kłopoty, wtedy zwykle winą obciążamy Pana Boga: zaczynamy zgłaszać Mu swoje pretensje i robić wymówki. Zamiast z pokorą uznać swój błąd, brniemy jeszcze dalej. Bywa, że obrażamy się na Boga i odchodzimy od Niego; albo wysuwamy pod Jego adresem bezzasadne żądania i roszczenia, oczekując że dostosuje się do naszego widzimisię. Oczywiście Bóg żadną miarą nie może naszych żądań zaakceptować – na całe szczęście, gdyż to jeszcze bardziej pogorszyłoby naszą sytuację.

(...) zdjął cały lud złote kolczyki, które miał w uszach, i zaniósł je do Aarona. A wziąwszy je z ich rąk nakazał je przetopić i uczynić z tego posąg cielca ulany z metalu. I powiedzieli: Izraelu, oto bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej. (Wj 32,3-4)

Ale jeśli Pan Bóg odmawia i żaden cud się nie dzieje, skoro nasze plany spalają na panewce, a Bóg powstrzymuje się od jawnej ingerencji, to nie dlatego, że nasz los jest Mu obojętny lub że chce nam dodatkowo uprzykrzyć życie. Motywy Pana Boga są na pewno pozytywne i wypływają z miłości – trzeba je tylko odkryć, zrozumieć i przyjąć. A kluczem do ich zrozumienia jest właściwy obraz Boga. Niestety, często wkrada się tu wiele mniej czy bardziej świadomych zafałszowań.

Bóg na posyłki czy Bóg Zbawiciel?

Musimy zawsze wiedzieć i pamiętać, kto jest Panem, kto rządzi: my czy Bóg. „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” – przypomina Chrystus, nie tylko zresztą szatanowi. A jeśli wydaje się nam, że my tego przypomnienia nie potrzebujemy, to warto zobaczyć, jak wygląda nasza modlitwa: czy nie jest tylko listą życzeń? Czy nie jest ostatnią deską ratunku, gdy dopiero wielka trwoga przywiedzie nas do Boga? Czy nasza wiara i miłość do Boga nie są uwarunkowane ściśle Jego przychylnością i doraźnym powodzeniem?

Chcielibyśmy nieraz dyrygować Bogiem, wykorzystywać Go do swoich planów i celów. Tymczasem to my mamy słuchać Jego, a nie On nas – bo On wie lepiej, bo On jest Panem, a nie my. Nasz Bóg nie chce być Bogiem na posyłki, Bogiem do zapewniania nam łatwego i pewnego chleba, dostatku, poczucia bezpieczeństwa, Bogiem od zaspokajania naszych zachcianek, w stylu: „Stoliczku nakryj się” i spełniania naszych codziennych, życiowych potrzeb.

Jeżeli usłuchasz głosu Pana, Boga twego, błogosławione będzie twoje potomstwo, plon twojej ziemi, rozpłód twego bydła, miot twojej rogacizny i przychówek twoich trzód. Błogosławiony będzie twój kosz i twoja dzieża; (...) Pan każe, aby było z tobą błogosławieństwo w twoich spichlerzach i w każdym przedsięwzięciu twoich rąk. Pobłogosławi cię na ziemi, którą daje ci Pan, Bóg twój. (Pwt 28,1-9)

Zresztą na ogół są to potrzeby, których spełnienie leży całkowicie w zasięgu naszych możliwości. Oczywiście, wymaga to trochę wysiłku, zapobiegliwości, organizacji pracy i czasu, ale są to czynniki całkowicie zależne od nas samych, mieszczące się w sferze doczesności. Nie wymagają więc żadnej nadzwyczajnej ingerencji Boga. Owszem, są okazją do oddania Mu chwały przez rzetelność w pracy, wdzięczność i zaufanie, ale w zasadzie jest to przedmiot naszej doczesnej aktywności i to my jesteśmy za nią odpowiedzialni. Jeśli będziemy się jesteśmy tej odpowiedzialności dobrze wywiązywać, Bóg na pewno będzie nam w naszych wysiłkach błogosławił i niczego nam nie będzie brakowało.

Tymczasem jesteśmy skłonni właśnie od tej odpowiedzialności uciekać i przerzucać ją na Boga. Wolelibyśmy, aby to On nas wyręczał, a gdy nie chce, wtedy lubimy się na Niego obrażać. Chrystus odrzuca taką taktykę, nie chce być naszym chłopcem na posyłki. To wcale nie znaczy, że Mu na nas nie zależy. Nie, On chce zaspokoić inne nasze potrzeby – duchowe: głód słowa Bożego, łaski, Eucharystii. Te, których w żaden sposób nie jesteśmy w stanie zaspokoić sami, a nade wszystko potrzebę zbawienia. Jakie to tragiczne i paradoksalne, że w tej akurat dziedzinie, gdzie jesteśmy całkowicie zdani na Boga, próbujemy obyć się bez Niego i wolimy zbawiać się sami, we własnym zakresie.

Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości.(...) Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i pozdrowienia na rynku.(...) Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli. (Łk 11,39nn)

Bóg na miarę ludzkich oczekiwań

W tych oczekiwaniach i rozumowaniu wchodzimy w obszar drugiej pokusy. Na pierwszy rzut oka chodzi oczywiście o pieniądze i władzę. Od zarania dziejów człowieka aż po dziś dzień jest to motor ludzkiego rozwoju, przedmiot pożądania, rozmaitych knowań, walki, ale także uczciwych starań, ambicji, a nawet szlachetnej służby.

Ale pokusa ta ujawnia jeszcze swoje drugie dno. Chodzi o to, żeby oswoić sobie Pana Boga, żeby Go przykroić i sprowadzić do naszych ludzkich rozmiarów, oczekiwań, wyobrażeń, pozbawić Go tajemniczego rysu transcendencji, nadprzyrodzoności, sacrum. A najłatwiej osiągnąć to przez podporządkowanie – uwikłanie – Boga, Kościoła, religii, w mętne sprawy ideologii, polityki, władzy i pieniądza.

Taki przykrojony na naszą miarę „Bóg” przestaje być Bogiem: staje się łatwo zrozumiały i przyswajalny, można go przekupić, pozyskać dla swoich planów, zatkać mu usta, manipulować nim według własnego uznania. To w naszych rękach marionetka, która tańczy i kłania się pod nasze dyktando, Bóg „skorumpowany”. Ale to już nie jest Bóg, tylko marna karykatura z etykietką „Bóg”. Dlatego z taką mocą, zaraz na drugim miejscu, zostało wyryte w kamieniu: „Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno”.

A do grzesznika Bóg mówi: Czemu wyliczasz moje przykazania i masz na ustach moje przymierze, ty, co nienawidzisz karności i moje słowa odrzuciłeś za siebie? Ty widząc złodzieja, razem z nim biegniesz i trzymasz z cudzołożnikami. W złym celu otwierasz usta, a język twój knuje podstępy. Zasiadłszy, przemawiasz przeciw swemu bratu, znieważasz syna swojej matki. Ty to czynisz, a Ja mam milczeć? Czy myślisz, że jestem podobny do ciebie? (Ps 50,16-21)

Pokusa ta urzeczywistnia się w naszym świecie na różne sposoby i ma rozliczne pola zastosowań.

Najpierw jako niewłaściwy sposób dialogu Kościoła ze światem. Kościół z samej swej natury ma być dla świata znakiem sprzeciwu wobec tendencji bezbożnych i bałwochwalczych. Ma bronić tego, co boskie, przed zapędami cesarza i świata. Warunkiem tej misji jest całkowita niezależność i wolność, zwłaszcza wewnętrzna. Złudzenie, że do skutecznego wypełniania ewangelicznego posłannictwa są niezbędne tzw. „środki bogate”, a więc bezpośredni udział we władzy, realne wpływy polityczne, nieograniczony dostęp do mediów, zasobne zaplecze materialne – w praktyce najczęściej kończy się uwikłaniem ludzi Kościoła w nieczyste zależności i zdradą swojej misji.

Pieniądz posiada bowiem przedziwną siłę przyciągania, a władza siłę przemieniania ludzkich serc – prawie zawsze na gorsze. Dlatego Jezus z taką mocą przypominał, że w Kościele władza musi być służbą, a przełożony ma być jak niewolnik. W przeciwnym razie nie ustrzeże się niebezpieczeństwa pychy, zdrady, korupcji. Dowodów i imiennych przykładów na tę prawidłowość, życie i media dostarczają nam ostatnimi czasy niemało. A i cała historia Kościoła uczy, że największe i najświętsze dzieła były owocem nie wielkich pieniędzy i wpływów, ale poświęcenia i charyzmy wielkich ludzi.

To nie znaczy, że mamy całkowicie lekceważyć środki materialne, finanse, zdobycze nowoczesnej techniki – na pewno nie: Kościół przez całe wieki był w awangardzie postępu, nauki, cywilizacji, kultury we wszystkich wymiarach. Ale starał się zawsze, by jego zadania duchowe i religijne, miały bezwzględne pierwszeństwo przed działalnością doczesną. Ilekroć od tej zasady ktoś w Kościele odstępował, tyle razy kończyło się to kryzysem i kłopotami.

Ks. Mariusz Pohl
skrzebowa@kalisz.opoka.org.pl

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl