Rekolekcje przed Zmartwychwstaniem

17 MARCA 2001, SOBOTA

 

 

A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go.
(Łk 15,20)

Nie jest dzisiaj łatwo mówić o ojcu. Na myśl o ojcostwie rodzą się w nas różne skojarzenia: cudowne, radosne albo mniej lub bardziej przykre. Nawet sama literatura nie szczędzi nam przeróżnych przykładów „sprawowania” ojcostwa. Przykładem może być Autobiografia Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, w której pisze ona o swoim ukochanym ojcu, pełnym troski i miłości z podziwem i entuzjazmem Weźmy chociażby starego Karamazowa z Braci Karamazow Dostojewskiego, ojca pełnego próżności i obłudy, konkurującego ze swoimi synami o względy kobiet. Wspomnijmy Franza Kafkę i jego List do ojca, z którego wyłania się obraz rodzica stosującego same zakazy, surowo egzekwującego dyscyplinę.

Ojcostwo przeżywa współcześnie kryzys. Ojca odrzuca się z rozmaitych powodów: już to ze względu na autorytaryzm, stosowanie przemocy, brak zaufania, albo na znak sprzeciwu wobec jego nieobecności w rodzinie, obojętności czy słabości.

I jak w takiej sytuacji ukazywać Boga jako Ojca? Jak przyjąć Boga, który nosi w sobie cechy czułej matki? Nie jest przecież niczym nowym fakt, o którym dawno już mówi się w psychologii, że obraz ojca ziemskiego nakłada się na wizerunek Boga. Jednak jakiekolwiek doświadczenie ziemskiego ojca ani nie wyczerpuje, ani nie zamyka drogi do poznania ojcostwa Boga. A jest to Ojciec, który nie tylko widzi w nas nieoceniony skarb, ale też wzrusza się na widok naszej nędzy — współczuje nam, cieszy się z nas, tęskni za nami, szanuje naszą wolność, ufa nam. Czy można tego jakoś doświadczyć? Czy nie są to tylko jakieś dziecinne życzenia? Niektórzy sądzą, że to jedynie wyidealizowana projekcja — nasze marzenie, jakiś substytut mający rzekomo załagodzić nasz przykry stan. Inni natomiast są głęboko przekonani, że spotykają takiego Boga, doświadczając swoich granic, słabości, grzechu, niewystarczalności. Trzeba jednak zrobić ów pierwszy krok — zaufać i wybrać się do Niego. Bóg bowiem czeka aż, jak to żartobliwie ujął Charles Peguy, jaśnie wielmożny pan grzesznik zechce łaskawie coś zrobić, aż raczy pomyśleć o swoim zbawieniu.

Dariusz Piórkowski SJ

 

 

 

 

 

 

na początek strony
© 1996–2001 Mateusz