Jezus żyje!

16 KWIETNIA 2001, PONIEDZIAŁEK WIELKANOCNY

 

 

Jezus stanął przed nimi...
Mt 28, 8-15

Historia bardzo lubi się powtarzać. Przynajmniej w moim życiu. Kiedy czytam Ewangelię i patrzę na moje życie, to chwilami mam wrażenie, że „zlewa” mi się teraźniejszość z tym, co było 2000 lat temu. Czytam historię pustego grobu – jakaś mi ona znajoma. A dziś? Jezus staje przed niewiastami i mówi im: „Nie bójcie się!” Słowa te również nie są mi obce...

Nadeszła chwila spowiedzi. Kapłan zaprosił mnie do rozmównicy, gdzie w ciszy i spokoju, bez żadnego pośpiechu mogłem odsłonić siebie takiego, jakim byłem. W życiu zbyt wiele razy musiałem zasługiwać na miłość i akceptację drugich – co było najboleśniejsze – także najbliższych; w tym ważnym momencie mego życia nie wiedziałem, czy Jezus akceptuje mnie takiego, jakim jestem – poranionego, brudnego, obdartego – krystalicznie czystego na zewnątrz i z „bogatą kartoteką” wewnątrz. To, co wtedy usłyszałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. „Nie bój się, kocham Cię takiego, jakim jesteś, bezwarunkowo. Jesteś dla Mnie kimś ważnym, najważniejszym na świecie. Twoje grzechy zmazałem Moim Miłosierdziem.” Tego się nie spodziewałem. Zawsze słyszałem tylko: „musisz się starać, musisz nad sobą pracować, musisz coś od siebie Bogu dać, musisz, musisz, musisz...”. Tymczasem Jezus dał mi nowe życie zupełnie za darmo i nie oczekiwał w zamian niczego, może poza tylko jednym: usłyszałem w moim sercu cichutki głos: „odpowiadaj na Moją Miłość każdego dnia, tak jak potrafisz najlepiej”. Ten głos „rozbroił” mnie zupełnie. Powiedziałem wtedy: „Jezu, Ty chyba nie wiesz, co mówisz? Ty potrzebujesz ludzi świętych, uporządkowanych, którzy wiedzą, czego chcą, a po moim pustym sercu tylko wiatr hula!!!” Odpowiedzią na to był głęboki pokój w sercu.

Z tym głębokim pokojem opuszczałem dom rekolekcyjny, ale wiedziałem, że na pewno tu wrócę. Po kilku miesiącach znów zjawiłem się w Starej Wsi. Chciałem uczynić krok naprzód. Życie w Warszawie bardzo mnie spłycało, moja praca – ciekawa choć trudna zarazem – tylko w tym pomagała. Chciałem znów usłyszeć w moim wnętrzu głos Boga. Specyfiką drugiego tygodnia rekolekcji ignacjańskich jest dokonanie wyboru życia lub reforma życia. Byłem człowiekiem wolnym, ale chciałem coś z moim życiem zrobić. Wybór potraktowałem bardzo poważnie, ściśle według metody Ignacego. Napisałem więc na kartce alternatywy, tj. małżeństwo i kapłaństwo a następnie zacząłem „kompletować” wszystkie za i przeciw danej drogi. Wcześniej się nad tym głębiej nie zastanawiałem, ale od kilku już lat jasnym dla mnie było, że założę rodzinę, będę miał dzieci, pracę i... jakoś to będzie. Wynik mego wyboru zniszczył zupełnie te plany. Na końcu kartki napisałem: „Mój wybór: kapłaństwo”. Z jednej strony przestraszyłem się tego i od razu znalazło się sto wątpliwości, ale jednocześnie czułem wielki pokój w sercu i radość. Mimo to chciałem jakiegoś potwierdzenia tego wyboru od Boga. Poszedłem więc przed Bazylikę odprawić Drogę Krzyżową. W ten marcowy dzień od samego rana padał gęsty śnieg i widoczność była bardzo słaba. Podchodząc do pierwszej stacji pomodliłem się: „Jezu, Najwyższy Arcykapłanie, Tobie zawierzam mój wybór, Tobie zawierzam moje kapłaństwo”. Stał się cud. Z pomiędzy tych gęstych chmur na krótki moment wyszło słońce i oświetliło tę stację, do której się zbliżałem. Poczułem jeszcze głębszą radość i pokój. Teraz już byłem pewny. Teraz wiedziałem, co mam robić. Miałem swoje potwierdzenie. Jezus stanął przede mną i powiedział mi: „Nie lękaj się! Ja będę zawsze przy Tobie!

Grzegorz Ginter SJ

 

 

 

 

 

 

na początek strony
© 1996–2001 Mateusz