Rodzina

EWA ROZKRUT

Czego się boimy?

 

 

Często przeżywamy rozmaite sytuacje, które wywołują w nas niepokój. Świat niesie wiele niebezpieczeństw, ale dodatkowo zawsze boimy się o dzieci. Martwimy się o ich życie, zdrowie, o to czy wytrwają w wierze, czy potrafią wybierać między dobrem a złem, czy będą się uczyć, czy w przyszłości dobrze ułożą sobie życie. Po prostu zależy nam na ich szczęściu. Chcemy aby nasze dzieci żyły w zgodzie z akceptowanymi przez nas ideałami i wartościami. Prawdziwą trwogę wywołuje sama myśl, o tym że może być inaczej i dzieci na przykład wejdą w konflikt z prawem, dopuszczą się haniebnych czynów, czy choćby nie zrealizują przewidzianych dla nich planów. Wtedy już we własnych oczach powiększamy szeregi „przegranych rodziców”, czyli takich, którym nie udało się wychować dzieci według ogólnie przyjętych norm. Sobie przypisujemy całą odpowiedzialność za ich postępowanie.

Może warto na chwilę zatrzymać się i odkryć przyczynę tego niepokoju.

Na pewno jednym z powodów jest lęk o siebie, o to czy dobrze wypadniemy w osądzie własnym lub innych ludzi. Każdy ma jakieś wyobrażenia dotyczące swojego macierzyństwa i ojcostwa. Planuje kolejne kroki wierząc, że przyniosą pożądane efekty wychowawcze. Na tych planach i swojej sile niejednokrotnie budujemy fundamenty rodziny oraz wszelkich innych aspektów naszej egzystencji. Dzielimy się tym z innymi. I gdy sprawy przybierają inny obrót od zamierzonego, to czujemy się bezradni, bezsilni, słabi, zawstydzeni, pokonani. Wydaje się, że nie sprawdziliśmy się w roli rodziców i zaprzepaściliśmy wszelkie szanse nauczenia dzieci tego co w życiu jest najcenniejsze Tym uczuciom towarzyszy agresja, która powoli może wymykać się spod kontroli. Warto o tym pamiętać.

Te poglądy trzeba zweryfikować choćby z tego powodu, że wywołują jedynie poczucie winy a nie wnoszą żadnej rady, nauki, czy nowych pomysłów. Samo napiętnowanie siebie nie rozwiązuje problemu a przecież o to właśnie chodzi, żeby znaleźć drogę wyjścia z kłopotów. Poza tym takie podejście do życia skłania nas do traktowania dzieci jak swojej własności. Inaczej przecież nie wstydzilibyśmy się za ich postępowanie.

Dzieci są podarowane nam przez Boga. I właśnie Bogu należy pozwolić o nie dbać. Na pewno w naszym otoczeniu żyje wiele osób, które nie wyniosło z domu dobrych wzorów a są przykładnymi ludźmi. My zaś powinniśmy zrobić wszystko, aby dzieci czuły się kochane i nigdy w to nie zwątpiły. Odkrycie tej prawdy pozwoli inaczej spojrzeć na nasze rodzicielskie zadania, na nas samych, uwolni od radykalnych koncepcji wychowawczych. Niewątpliwie do takich należy chęć kontrolowania wszystkiego czym dzieci się interesują : czytanych książek, słuchanej muzyki, oglądanych filmów. Zdarza się, że rodzice próbują zakładać blokady na określone kanały telewizyjne, zapominając o wcześniejszej rozmowie na temat szkodliwości konkretnego programu.

Wyobraźmy sobie sytuację: dziecko ogląda brutalne filmy a później boi się w nocy, płacze, albo bije młodsze rodzeństwo, na pewno dużo krzyczy. Nie raz byliśmy świadkami takich wyczynów młodych ludzi. Co wtedy? Najłatwiej zabronić oglądania, głośno wyrazić swoje oburzenie, ukarać i mieć kłopot z głowy, bo już przestanie oglądać.

Jest to działanie z wielu powodów nadzwyczaj krótkowzroczne. Może obudzić w dziecku fascynacje wszystkim co zakazane, a wtedy nie uda się nad nim zapanować. Kontakt na pewno zostanie zerwany, trudno będzie znów nawiązać więzi. Zapominamy też o tym, że takie jednoznaczne działania, które nie uwzględniają jakichkolwiek możliwości wytłumaczenia się, czy obrony; dzieci mogą odebrać jako brak zaufania do nich. Coraz rzadziej zaczną zwierzać się, ktoś inny zajmie nasze miejsce, może nie być to odpowiedni człowiek.

Dodatkowo obniża się w nich poczucie wartości i pewności siebie. Życie pod presją, nieustanną kontrolą i oceną postępowania prowadzi do przekonania, że nie wolno popełniać błędów, że trzeba sprostać wymaganiom i oczekiwaniom rodziców lub innych ludzi. Powoli dziecko samo zwalnia się z myślenia, kreatywności, chęci poznawania świata, ponieważ musi ograniczyć się do realizowania planów rodziców, albo wychowawców. W końcu dojdzie do wniosku, że wystarczy im się podobać.

Gdy zauważamy niebezpieczne zachowanie dzieci i uważamy, że ich zainteresowania nie wróżą niczego dobrego, to na pewno wtedy potrzebna jest odpowiednia reakcja z naszej strony, by pomóc młodym ludziom stawić czoła problemom.

Wszelkie działania powinna poprzedzać refleksja, na nią zawsze musimy znaleźć czas. Skoro dziecko jest nam podarowane przez Boga, czyli nie jest niczyją własnością, to przede wszystkim musimy obdarzyć je miłością i próbować wyposażyć w różne umiejętności, na przykład : dokonywania wyboru między dobrem a złem, ponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny.

Do takiego sposobu życia należy dziecko wdrażać już od najwcześniejszych lat. Do jego wieku zatem należy tylko dostosowywać metody wychowawcze, po to aby były zrozumiałe. Zawsze potrzebna jest rozmowa z dzieckiem o tym jak postępuje, jakie mogą wyniknąć z tego ewentualne niebezpieczeństwa, dlaczego tak robi.. Powinno mieć ono czas na przedstawienie swoich racji, potrzeb, oczekiwań, wątpliwości. Tego czasu nie można wypełnić naszym wykładem na temat szkodliwości. danego czynu. Po to jesteśmy żeby wysłuchać i pomóc rozwiązać problem. Niezwykle trudną sztuką jest słuchanie, ale też umiejętność nazywania swoich potrzeb, oczekiwań, uczuć, tego co kryje się w sercu. Dzieciom wydaje się, że to wszystko jest dla rodziców oczywiste i nie muszą o tym mówić

Rozmowy można przeprowadzać w cztery oczy, albo zorganizować spotkanie rodzinne dla podniesienia rangi przewinienia. Kiedyś w naszej rodzinie przeprowadziliśmy rozmowę przy udziale wszystkich domowników. Sprawa była poważna a wcześniejsze nasze starania nie przynosiły rezultatu. Jeden z synów notorycznie nie odrabiał zadań domowych, wiązało się to oczywiście z otrzymywaniem złych ocen, ale również przyzwyczajaniem się do niewykonywania obowiązków, co w konsekwencji obniżało poczucie odpowiedzialności za swoje czyny. Do rozmowy usiedliśmy przy stole, każdy spokojnym głosem mógł przedstawić stanowisko i poprzeć je odpowiednimi argumentami Bracia i siostry wprawdzie usprawiedliwiali brata, ale muszę przyznać, że starali się być obiektywni. Raczej sugerowali żeby mu jeszcze raz podarować niż twierdzili, że nic się nie stało. W końcu wspólnie ustaliliśmy konsekwencje jakie będzie musiał ponieść.

To spotkanie przyniosło dodatkowe efekty. Dzieci dostrzegły, że ich poglądy warte są wysłuchania i prezentacji. Poza tym jeśli nie wykonuje się swoich obowiązków, to ponosi się tego skutki. A zatem warto być uczciwym i odpowiedzialnym a te wartości są cenne same w sobie. Poza tym wynikła dodatkowa nauka; że na drodze pokojowej można dojść do wspólnych wniosków i nikt nikogo nie niszczy.

Jeżeli takie rozmowy nie dadzą pożądanego efektu, to wtedy możemy, po wcześniejszym wytłumaczeniu naszej decyzji, nałożyć jakieś dodatkowe ograniczenia. Wszystko zależy od zaistniałej sytuacji. To nic, że zdarzają się nam porażki w wychowaniu, znoszenia ich również musimy się uczyć. Nic na to nie poradzimy. Najważniejsze jednak są siły do ciągłego rozpoczynania od nowa. Korzystnie też zmienia się sytuacja w domu: mniej jest agresji, niekontrolowanych kroków, szantażu, natomiast wzrasta poczucie bezpieczeństwa i utrwalają się wartości, które chcemy przekazać naszym dzieciom.

Zaufanie, że Bóg zawsze przybędzie nam z pomocą, dodaje odwagi, pozwala przekraczać ograniczenia i jest ogromnym wsparciem dla rodziców. Nie uwalnia nas od wszystkich lęków i chyba wcale nie o to chodzi, lecz o to aby je pokonywać, radzić sobie w trudnościach. Tego też trzeba uczyć dzieci. Jeśli zaobserwują one u nas takie podejście do życia, to w naturalny sposób mogą też przyswoić ten styl.

Chcę jeszcze zwrócić uwagę na inną sprawę. Zdarza się, że przekazujemy nasze obawy dzieciom. Jest to niebezpieczne. Wyobraźmy sobie matkę, która boi się o bezpieczeństwo dziecka poza domem tak bardzo, że zabrania mu samodzielnie wychodzić na podwórko, nieustannie odprowadza je do szkoły, pokazuje w telewizji przykłady różnych porwań i mówi o tym nieustannie. Dziecko zaczyna się bać: nie tylko nie zostaje samo w domu, boi się również ciemności, zasypiania a za każdym rogiem widzi złoczyńcę.

Każdy człowiek, nawet ten najmniejszy, nosi w sercu swoje prywatne lęki, dodatkowo każdy dzień przynosi nowe troski i gdy dołożymy jeszcze nasze, to może upaść pod ich ciężarem. A na pewno odbije się to na jego zdrowiu. Czego w otoczeniu nie rozumie a odczuwa jako zagrożenie, tego zaczyna się bać. Płacz u małych dzieci wywołuje już stukanie w ścianę. Starsze często boją się postaci z różnych filmów, nawet kreskówek, mają wtedy kłopoty z zasypianiem. Pewien gimnazjalista, syn mojej koleżanki, długo płakał w nocy Tak bardzo się bał o zdrowie mamy, (która przebyła poważną operację). Zastanówmy się jak dziecko broni się przed lękami, my dorośli również często postępujemy w ten sposób.

Wszystkim oraz sobie udowadnia słuszność swojego postępowania. Jest przekonany, że tak właśnie powinno robić. Gdy na przykład pobije młodszego brata, to oznajmia, że nie było innego sposobu, albo że ma gwałtowny charakter, który wymusza takie zachowanie. Nie wie, że się boi, często boli je brzuch przed ważnym wystąpieniem, np. recytacją wiersza Dziecko nie chce się przyznać do lęku, zaprzecza, albo go odrzuca. Może maksymalnie wypełniać swój czas, by nie być bezczynnym. Skuteczne również jest unikanie wszystkich sytuacji, które mogą go wywoływać. Te postawy nie pokonują lęku, raczej przeciwnie utrwalają ten stan. Przykłady można mnożyć. Najbardziej drastycznym są nałogi nadużywanie narkotyków, alkoholu.

Dziecko bojąc się konfrontacji z rówieśnikami, nie gra z nimi w piłkę, ponieważ nie chce ośmieszenia a tłumaczy to niechęcią do futbolu. Może też unikać spotkań z nimi z powodu nieśmiałości, nie jest w stanie jej przełamać. nie umie nawiązywać kontaktów.

Bojąc się rodziców, nauczycieli: kłamie, albo milczy, czy moczy się w nocy, obgryza paznokcie, ciągle siedzi przed telewizorem lub komputerem. Może też uciekać z domu, nie tylko przed siebie, ale też do koleżanek, kolegów. Ciągle gdzieś wędruje, bo nie czuje się w domu pewnie.

Tych i innych problemów nie uda się rozwiązać tylko ludzkimi możliwościami. Wiara przemienia ludzkie życie w ten sposób, że lęk nie jest obrazem słabości, ale czyni życie owocnym.

Ewa Rozkrut

 

 

 

na początek strony
© 1996–2002 Mateusz