Rodzina

EWA ROZKRUT

„To dziecko zaplanowaliśmy a to chciał Bóg”

 

 

O przyszłej rodzinie zaczynamy myśleć bardzo wcześnie. Często już jako małe dzieci bawimy się „w dom”. Nie ma w tym nic dziwnego, przecież w tym miejscu wzrastamy, uczymy się kochać, zdobywamy pierwsze doświadczenia, poznajemy świat.

Chciałabym zwrócić uwagę na tę sferę życia w rodzinie, która skupia się na planowaniu jej liczebności. Zauważyłam pewne prawidła, jakimi kierują się rodzice mówiący swoich dzieciach oraz ich pojawianiu się na świecie. Wiele razy przysłuchiwałam się dyskusjom na ten temat. Nie toczyły się one wyłącznie wśród rodziców mających większą liczbę dzieci, albo skupiających się w określonym środowisku, np. chrześcijańskim. Szczególnie zastanawia mnie, dlaczego rozmówcy niemal zawsze podawali, powód określonej liczby dzieci w rodzinie. Często dodając, że wszystkie ich pociechy są zaplanowane. Nie mówili na pierwszym miejscu chciane, tylko zaplanowane. Po takiej wypowiedzi na twarzach malowała się duma i pokój. Oczywiście równie często spotykałam się z przyznawaniem się do tego, że dzieci nie są planowane. Wówczas czasem zauważałam zakłopotanie, bezradność, ale również spokój. Słyszałam słowa: „no cóż przydarzyło się”, lub bardziej okrutne, „wypadek przy pracy”. Spotkałam się też ze stwierdzeniem, że „te nasze dzieci były zaplanowane, a te chciał Bóg”. Można wnioskować, iż chodzi o potomstwo niezaplanowane. Nawet nie wiadomo czy chciane przez rodziców. Te wypowiedzi są spokojne, nie ma w nich zakłopotania.

Jest to ciekawe, że tak ważny jest aspekt planowania. Być może dlatego, że plan daje nam poczucie bezpieczeństwa i w związku z tym będziemy przygotowani na różne możliwe sytuacje. Życie według wytyczonego programu może gwarantować pewien porządek, rytm a tym samym efektywne wykorzystanie czasu oraz lepsze warunki bytowe dla rodziny. Poza tym taka postawa utwierdza w przekonaniu o samostanowieniu o sobie a tym samym postrzeganiu siebie jako silnego ojca, czy matki. Nie tylko jest to potrzebne nam, ale jak nam się wydaje również dzieciom. Młodzi ludzie potrzebują autorytetu i oparcia.

Nie zapominajmy jednak, że życie wymaga od nas gotowości do przyjmowania różnych niespodzianek. A zatem wszelkie zamiary trzeba konfrontować z codziennością, choćby po to, aby nie stać się ich niewolnikami. Zdrowy rozsądek na pewno będzie wtedy przydatny.

Duży wpływ na podejmowanie decyzji ma sprawa naszej wolności wewnętrznej. Gdy w tej sferze coś szwankuje, to łatwo o podporządkowanie się modzie jaką kreuje świat. Chcemy się wtedy podobać innym, jest to niemal konieczne dla lepszego samopoczucia, czy odważnego podejmowania różnych wyzwań. Świat dwudziestego pierwszego wieku szybko zmierza na przód, wymaga to planów, sporych inwestycji. Ta strategia obejmuje wszystkie dziedziny życia. Tkwi to już w ludzkiej podświadomości.

Planując możemy wywierać wpływ na innych, na przebieg wielu wydarzeń, stajemy się mocni. No cóż, wolimy być silni nie tylko w oczach świata, ale przede wszystkim we własnych. Gdy nie mamy pewności co do racji naszych decyzji a szczególnie dotyczących rodziny, to w obliczu ataków otoczenia, staramy się zachować twarz i odbijamy zarzuty używając tego właśnie argumentu. Jest on zatem dużego kalibru, skoro można dzięki niemu zwyciężyć, odeprzeć przeciwnika i wszyscy go akceptują.

Nie podważam sensu życia z rozwagą, mądrością, według swoich projektów. Zamierzam uczulić na to, co mówimy, jakich używamy słów oraz na to, że przekazywane przez nas treści mogą być różnie interpretowane. Często bardziej skupiamy się na swoich poglądach, ich odbiorze i ewentualnych atakach, niż pośrednich słuchaczach, szczególnie dzieciach, które są bardzo wrażliwe. Zapominany, że one kontrolują nasze słowa, słuchają, wyciągają wnioski, mimo iż zajmują się w tym czasie czymś innym. Te prawdy przenikają do ich serca nawet wtedy, gdy nie ma ich podczas rozmowy. Wyobraźmy sobie, jak trudne do odczytania dla nich mogą stać się usłyszane słowa, że są zaplanowane, albo przeciwnie. Ta wiedza burzy harmonię konieczną do swobodnego rozwoju.

Jeszcze większy zamęt wprowadzają wypowiedzi rodziców, że jedno z dzieci jest planowane a drugie chciał Bóg. Czy oznacza to, że tylko jedno z nich chcieli rodzice? Czy to dziecko zaplanowane przez rodziców chce Bóg? A jeśłi to następne chciał Bóg, to czy ono jest kochane przez mamę i tatę, czy spełniło ich oczekiwania? Dla dziecka to przecież oni są najważniejsi. Łatwo wtedy o zranienie w miłości, niezrozumienie intencji rodziców.

Takie niedomówienia mogą wywołać niepokój. Każdy człowiek a tym bardziej dziecko, wprowadzony w stan niepokoju ulega rozkojarzeniu, przestaje dostrzegać wytyczony wcześniej cel. Zaczyna się źle czuć we własnej skórze, jest niezdolny do prawidłowego rozumowania, nie potrafi się skupić. Ten stan utrudnia sen i prawidłowe funkcjonowanie organizmu Wprowadza to ogólny dyskomfort i dziecko zaczyna się bronić. Robi to w różny sposób. Otacza się barierami, albo zamyka szczelnie w krainie marzeń.

U młodzieży reakcje obronne przejawiają się w pragnieniach osiągnięcia sukcesu za wszelką cenę, podporządkowywaniu sobie innych, poszukiwaniach szczęścia w alkoholu, narkotykach, albo zniechęceniu, czy otępieniu. Nie wolno ignorować sygnałów, jakie do nas wysyłają. Wszystkie są ważne, bo pokazują miejsca w duszy, które potrzebują miłości, naszej miłości. Gdy stworzymy taką atmosferę, wówczas dziecko zacznie się odprężać. Miłość jest uzdrawiająca i powinna w pewnym sensie umożliwić dzieciom, dorastającej młodzieży, przeżywanie i odkrycie więzi z nami, z dorosłym. Muszą oni dostrzec radość jaką nam daje możliwość przebywania z nimi; odkryć, że obdarzamy je zaufaniem. Ta postawa nie jest łatwa, ale stanie się możliwa, gdy sami zaakceptujemy swoje słabości, lęki, prawdę o sobie. Po prostu poczujemy się szczęśliwymi dziećmi Boga.

Celowo przerysowuję problemy jakie mogą wynikać z naszego spojrzenia na rodzinę, mówienia o niej. Chcę sprowokować do zastanowienia się nad wartościami, które wpływają na nasze życie, choćby po to aby odpowiedzieć sobie na pewne pytania i nabrać dystansu do różnych problemów.

Doświadczenie miłości Boga otwiera nasze umysły i dusze. A dzieje się tak dlatego, że Jezus zaproponował nam Dobrą Nowinę, która jest doświadczeniem wezwania Jezusa, zaproszeniem do spotkania. Takie spotkanie pełne miłości czyni nas otwartymi na Ojca, na świat i na innych ludzi. Negatywny obraz samego siebie zaciera się. To wezwanie Jezusa – Dobrego Pasterza, który kocha, prowadzi, przebacza i pozostaje wierny, daje nadzieję.

Ewa Rozkrut

 

 

 

na początek strony
© 1996–2002 Mateusz