www.mateusz.pl/wam/zd

JÓZEF AUGUSTYN SJ

Konflikt w konfesjonale

 

Tekst pochodzi z kwartalnika Życie Duchowe, JESIEŃ 52/2007

Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik. (Mt 18, 15-17)

Coraz śmielej piszemy ostatnio o uzdrowieniu zranień doznanych w konfesjonale. I choć odwaga w podejmowaniu problemu jest godna pochwały, konieczna jest jednak wielka ostrożność, ponieważ nie wszystko, co subiektywnie wierni odbierają jako zranienie, bywa nim de facto. A ponieważ pojęcie „zranienie w konfesjonale” staje się „modne”, stąd winno być traktowane z wielką rozwagą i delikatnością. Sprawianie wrażenia, że konfesjonał jest przede wszystkim miejscem zranienia, byłoby bowiem niepowetowaną krzywdą wyrządzoną tej najpiękniejszej, choć i najtrudniejszej posłudze.

Dostrzec problem

Kiedy penitent w czasie spowiedzi poczuje się boleśnie dotknięty zachowaniem kapłana, ma prawo podjąć temat i mówić o tym. Stąd otwarta refleksja nad zranieniami w konfesjonale jest ważnym przyczynkiem do oczyszczenia klimatu wokół sakramentu pojednania, zagrożonego relatywizacją moralną współczesnej cywilizacji i wynikającym z niej lekceważeniem spowiedzi. Kard. Joseph Ratzinger w 2005 roku w czasie Drogi Krzyżowej odprawianej w Koloseum w Wielki Piątek mówił z bólem: „Jakże mało cenimy sakrament pojednania, w którym [Chrystus] oczekuje, by nas podnieść z naszych upadków”.

Dziś trzeba mówić nie tylko o tym, jak uzdrawiać zranienia w konfesjonale, które stały się faktem, ale także o tym, jak im zapobiegać. Jakkolwiek za dialog prowadzony w konfesjonale przede wszystkim odpowiedzialny jest spowiednik, to jednak ogromny wpływ na niego może mieć także penitent. Nie usiłując usprawiedliwiać księży, których zachowanie nie odpowiada godności konfesjonału, trzeba mieć świadomość, że są oni tylko ludźmi, tak samo ułomnymi jak wszyscy. Penitent właściwą reakcją i postawą mógłby nieraz zapobiec trudnym sytuacjom, które później ciągną się latami. Stąd rodzi się ważne pytanie: W jaki sposób należy się zachować, kiedy poczujemy się zranieni w konfesjonale przez spowiednika: jego słowami, postawą, opiniami, oceną moralną czy w inny sposób?

Z jednej strony, kiedy penitenta w konfesjonale spotyka jakaś przykra sytuacja, nie powinien obrażać się ani na Pana Boga, który posługuje się takimi niedoskonałymi sługami, ani na Kościół za to, że wyraża zgodę, by tacy księża spowiadali, ani nawet na samych spowiedników, którzy – wbrew wszelkim łagodzącym okolicznościom – ponoszą jednak odpowiedzialność za swoje zachowanie. Z drugiej jednak strony, nie należy lekceważyć raniących sytuacji konfesjonału, uważając, że „nic takiego się nie stało” albo że „to jego problem, nie mój”. „Szlachetne” przebaczenie „biednemu księdzu” nie jest dobrym rozwiązaniem. Można oczywiście podziwiać penitentów, że tak cierpliwie znoszą niewłaściwe zachowanie spowiedników, którym – mówiąc ogólnie – brakuje przygotowania lub wyczucia, nie należy jednak w takiej sytuacji pochwalać ich pasywności. Jakakolwiek forma konfliktu w konfesjonale pomiędzy spowiednikiem a penitentem nie ma charakteru prywatnego nieporozumienia. Konfesjonał nie jest bowiem prywatnym miejscem pracy księży. Aby mogli godnie sprawować swoją posługę, Kościół ofiaruje im długoletnią formację, rozeznaje ich zdatność, a dopuszczenie do święceń przybiera charakter aktu publicznego. Kiedy jednak mimo wszystko niektórzy z nich zawodzą, wówczas – w trosce o godne sprawowanie sakramentu pojednania – wiele mogą zrobić także penitenci.

W trudnych sytuacjach, jakie mogą zdarzyć się w konfesjonale, penitent winien najpierw uważnie rozeznać, czy rzeczywiście ma on do czynienia ze zranieniem. I choć bezceremonialne napomnienie spowiednika może sprawić przykrość, to jednak kiedy jest ono prawdziwe, nie należy go traktować w kategoriach zranienia. Ból sprawia przede wszystkim własny grzech, którego być może do końca jeszcze penitent nie zobaczył i nie uznał. Wobec postępującej relatywizacji zasad moralnych coraz trudniej dzisiaj rozmawiać księdzu z niektórymi ludźmi, ponieważ czasami usiłują oni dyskutować o słuszności zasad, jakby zależały one od kapłana. Spowiadanie wymaga wówczas wielkiej cierpliwości i nie lada sztuki prowadzenia dialogu. To zastrzeżenie nie jest próbą usprawiedliwiania spowiedników, którym brakuje niekiedy kultury słowa, szacunku, dyskrecji i delikatności. To raczej zachęta do wielkiej ostrożności w wysuwaniu zastrzeżeń wobec trudnych czasami do przyjęcia słów księdza w konfesjonale. Oczywiście sytuacje zranienia zdarzają się i, nawet gdyby były bardzo rzadkie, winny być podjęte jako poważny problem.

Ocalić słowa spowiednika

Jeśli penitent czuje się niewłaściwie traktowany, w przyjęciu odpowiedniej postawy ogromnie pomocne może być tzw. presuponedum, czyli „wstępne założenie”, jakie na początku ćwiczeń duchownych daje kierownikowi duchowemu i odprawiającemu rekolekcje św. Ignacy Loyola. Ma ono ułatwić dialog w ćwiczeniach, by mógł przebiegać bez nieporozumień, a sytuacje niejasne były rozwiązywane w duchu zgody, pokoju i wzajemnego rozumienia. „Aby zarówno dający ćwiczenia Duchowne, jak i przyjmujący je – mówi Ojciec Ignacy – bardziej pomagali sobie wzajemnie i postępowali [w dobrem], trzeba z góry założyć, że każdy dobry chrześcijanin winien być bardziej skory do ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia. A jeśli nie może jej ocalić, niech spyta go, jak on ją rozumie; a jeśli rozumie ją źle, niech go poprawi z miłością, a jeśli to nie wystarcza, niech szuka wszelkich środków stosownych do tego, aby on, dobrze ją rozumiejąc, mógł ją ocalić” (ćd 22). W sytuacji niezrozumienia pomiędzy dającym rekolekcje a odprawiającym je, Ignacy doradza podjęcie pewnych kroków. Można je zastosować w analogicznej sytuacji konfliktowej w konfesjonale.

Zarówno spowiednik, jak i jego penitent – jako dobrzy chrześcijanie – powinni być bardziej skorzy do „ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia”. Kiedy więc penitent czuje się zraniony jakimś słowem spowiednika, wówczas, analizując je w kontekście całego spotkania, winien założyć, że spowiednik chciał mu pomóc, choć może uczynił to niezbyt zręcznie. Emocjonalność wielu mężczyzn, także i księży, bywa nieraz nieco surowa. Wstydzą się niekiedy przyjmować życzliwość i okazywać ją. I choć to, co mówią, brzmi szorstko, za ich niezręcznie wypowiadanymi zdaniami kryje się często dobre, wręcz czułe serce. Tacy mężczyźni są nieraz doskonałymi spowiednikami. Zbytnia wylewność i czułość w konfesjonale bywa zwodnicza i myląca, a czasami nawet trująca. Spowiednik, który chwali penitentów czy schlebia im, usypia ich i zwodzi, a przez to także okłamuje. Jeden z Ojców pustyni twierdził, że spowiednik, który chwali grzesznika, oddaje go w ręce diabła. Grzesznik winien być napominany. Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło (J 5, 14) – mówił Jezus do uzdrowionego. Kobietę upadłą, którą obronił przed ukamienowaniem, napominał: Idź i odtąd już nie grzesz (J 8, 11).

Słysząc trudną mowę spowiednika, penitent winien najpierw ratować jego słowa, zakładając, że jest dobrym chrześcijaninem, gorliwym kapłanem i chce służyć swoim upomnieniem. Mocne słowa księdza w konfesjonale czy na ambonie nie będą nas ranić, jeśli potraktujemy je jako adekwatną do naszych grzechów przestrogę. Kiedy w 1993 roku Jan Paweł II na Sycylii ostro napomniał mafię za popełniane przez nią zbrodnie, wołając podniesionym głosem: „Nawróćcie się, bo kiedyś wybije godzina sądu”, zatwardziali sycylijscy mafiosi uznali, że Papież obraził nie tylko ich, ale także wszystkich Sycylijczyków. Penitent, który nie szuka rzeczywistego nawrócenia, łatwo się zamknie i obrazi, gdy spowiednik upomni go lub wskaże przewidywane skutki jego grzechu. Słuszne upomnienie, choć bywa nieraz bolesne, nie jest dla człowieka poniżające. Wręcz przeciwnie – pomaga w odzyskaniu godności.

Nie bać się zapytać

Musimy być jednak uczciwi wobec tych penitentów, którzy skarżą się na swoich spowiedników. Zdarzają się takie zachowania w konfesjonale, których nie da się ocalić, ponieważ w sposób jednoznaczny są niesprawiedliwe. Wówczas, za radą Ignacego Loyoli, możemy nawiązać dialog, porozmawiać i pytać. Nie tylko ksiądz może zadać pytanie: „Co pan chciał przez to powiedzieć?”, ale i penitent może spytać: „Co ojciec chciał mi przez to powiedzieć?”. Wiele nieporozumień w konfesjonale wynika bowiem z braku odpowiedniego języka, nieprecyzyjnego wyrażania się i stosowanych przez obie strony skrótów myślowych. Dobry spowiednik, słysząc zagmatwane i niejasne wyznania, dyskretnie poprosi o wyjaśnienie. Ma obowiązek to zrobić, jeśli chodzi o ciężką materię grzechu. Wielu penitentów naraża się w konfesjonale na dodatkowe przykre pytania ze strony spowiedników tylko dlatego, że ich wyznanie grzechów jest nieprzygotowane, ogólnikowe, podszyte fałszywym wstydem i niekonkretne. Kiedy penitent nie wie, jak opisać swój grzech, może skorzystać z rachunku sumienia. Krótka refleksja nad tym, jak nazwać swój grzech, mogłaby zapobiec niejednemu nieporozumieniu w konfesjonale.

Zdarza się jednak, że powodem nieporozumienia jest niewłaściwa postawa księdza: brak uważnego słuchania, podejrzliwość, niedyskretne pytania, słowa obrażające poczucie godności penitenta, uwagi czy pytania ingerujące w intymną sferę, pobieżne oceny moralne, schematyczne i surowe pouczenia czy niestosowne pokuty zadawane bez rozeznania. Bardzo raniące są też pytania sugerujące grzech, którego penitent nie popełnił. W takiej sytuacji możemy zapytać spowiednika, jak zrozumiał nasze wyznanie, co chciał nam powiedzieć lub czy mógłby daną kwestię wyjaśnić. Często wymaga to nie lada odwagi, może jednak zapobiec narastaniu konfliktu. Kapłan, słysząc tego typu pytania, byłby zaproszony do refleksji, czy jego zachowanie nie przekracza pewnych granic, które jako spowiednik winien zachować. Zbyt wielu penitentów, słysząc przykre, a czasami i niesprawiedliwe słowa spowiednika, zamyka się w sobie, czują się urażeni i odchodzą od konfesjonału. A ponieważ uwagi księdza mają zwykle związek z ich grzechami, niewielu też dzieli się doznaną w konfesjonale przykrością z innymi.

W czasie rekolekcji ignacjańskich wielokrotnie byłem świadkiem powrotów rekolektanów do dawnych spowiedzi, pełnych bólu, upokorzenia i cierpienia. Dorosłe osoby nieraz po dziesiątkach lat podejmowały decyzję, by opowiedzieć o trujących ich duszę wspomnieniach spowiedzi z wczesnego dzieciństwa lub okresu dojrzewania. A ilu wiernych nigdy nie opowie o zranieniach w konfesjonale, ponieważ postanowiło, że już przed żadnym księdzem nie uklękną, choć mimo wszystko starają się modlić i chodzą co niedzielę do kościoła? Słuchając tych wyznań, miałem wrażenie, że chodziło de facto o drobne sprawy. Drobne jednak tylko dla księdza. Kiedy bowiem penitent po wielu wewnętrznych walkach zdecyduje się zaufać kapłanowi i otworzy przed nim swoją duszę jak przed ojcem, a potem zostanie potraktowany niedyskretnie, surowo i bez zrozumienia, owa drobna sprawa urasta do życiowego wręcz dramatu.

Wszyscy w duszy mamy jakieś obolałe miejsca, które ledwo dotknięte, czasami przypadkowo, sprawiają ogromny ból. Ile dorosłych kobiet i mężczyzn z wielką przykrością wspomina niedyskretne pytania z zakresu szóstego czy siódmego przykazania, które usłyszeli w dzieciństwie czy też w okresie dojrzewania? Sprawy niby drobne, ale bolą latami. „Ile razy przypomnę sobie o tamtej spowiedzi, muszę od nowa dokonać aktu przebaczenia” – wyznał jeden z penitentów.

Kiedy zadajemy spowiednikowi pytanie, jak mamy rozumieć jego słowa, w jakimś sensie egzaminujemy go z jego posługi w konfesjonale. Takie pytanie może być dla niego leczące. Gdyby częściej penitenci zadawali je swoim spowiednikom, wielu z nich z pewnością zmieniłoby swoją postawę. A jeśli zdarzyłoby się, że penitent w swoim przewrażliwieniu wyolbrzymi słowa i zachowania spowiednika, wówczas spokojna i wyważona odpowiedź księdza uspokoi spowiadającego się i wzbudzi zaufanie do jego posługi.

W razie potrzeby poprawić

Jeżeli spowiednik, zdaniem penitenta, źle dokonał oceny, niesłusznie użył przykrych czy wręcz obraźliwych słów, wówczas może „poprawić go z miłością”. Penitent ma prawo w konfesjonale upomnieć się o sprawiedliwą ocenę swojego sumienia i należny mu szacunek, gdyby uznał, że te dobra w sposób istotny zostały naruszone. Jeśli takie napomnienie nie skutkowałoby, Ignacy każe szukać innych „środków stosownych do tego, aby wypowiedź dobrze zrozumieć i w ten sposób ją ocalić”. O jakie środki chodzi, tego Ignacy nie podaje. Jako człowiek głębokiej wiary i bogatego doświadczenia duszpasterskiego wiedział jednak, że w najtrudniejszych sytuacjach Duch święty, na którego jesteśmy otwarci, podpowiada rozwiązania, do jakich sami nigdy byśmy nie doszli. Modlitwa za siebie i za kapłana oraz prośba o światło i moc do stawienia czoła konfliktowej sytuacji mogą być tym pierwszym „innym środkiem”, o którym wspomina Ignacy.

W konfesjonale role spowiednika i penitenta są zupełnie odmienne, jednak na gruncie spotkania ludzkiego obaj są braćmi i mają te same prawa i obowiązki wobec siebie: wzajemny szacunek, zrozumienie i życzliwość. Penitent może wyrazić swój sprzeciw, jeżeli uzna, że jego ludzkie prawa zostały w jakiejś formie naruszone. Taka sytuacja bywa dla spowiednika bardzo trudna. Może się też zdarzyć, że to przewrażliwiony penitent zachowa się niesprawiedliwie wobec spowiednika. Nie są to rzadkie przypadki. Kapłan musi wówczas przyjąć to jako część pełnionej przez niego posługi. Dobrzy spowiednicy łatwo radzą sobie z takimi sytuacjami. O ile spowiednik nad niewłaściwym zachowaniem penitenta w konfesjonale winien przejść do porządku dziennego, o tyle penitent nie powinien tego robić w stosunku do spowiednika. To kapłan, z natury sakramentu, ma być najpierw znakiem miłosierdzia dla penitenta, a nie odwrotnie.

Spowiednik, który zachowuje się w sposób niestosowny, winien usłyszeć reakcję zwrotną ze strony penitenta. Jeżeli zdarza się, że księża latami ranią ludzi podczas spowiedzi, to tylko dlatego, że nikt wcześniej nie zwrócił im na to uwagi. Pytanie skierowane do spowiednika o to, jak powinniśmy rozumieć jego słowa, lub poprawienie go z miłością są nieraz bardzo potrzebne – nie tylko z powodu nas samych, ale także ze względu na kolejnych penitentów, którzy uklękną przed danym księdzem jako spowiednikiem.

Ten typ dialogu bywa bardzo trudny. Gdyby osoba spowiadająca się miała świadomość, że nie opanuje wzburzenia, byłoby lepiej, aby – ze względu na godność sakramentu pojednania – takiego dialogu nie rozpoczynała. Przyjąwszy z pokorą rozgrzeszenie, może zastanowić się późnej, jak zaistniałą przykrą sytuację rozwiązać. Podobnie trzeba by przerwać rozmowę, gdyby penitent miał wrażenie, że spowiednik z kolei reaguje zniecierpliwieniem, podnosi głos czy przestaje panować nad sobą. Uratowanie godności sakramentu jest, jak się zdaje, znacznie ważniejsze od dochodzenia osobistych praw sprawiedliwego i życzliwego traktowania w konfesjonale. Upokorzenia spowiednika przez swoją reakcję, na przykład gwałtowne odejście od konfesjonału bez słowa, byłoby niegodne sakramentu. W razie napięcia czy konfliktu przy spowiedzi także penitent winien robić wszystko, aby rozstanie z kapłanem odbyło się „w najlepszej zgodzie”. Nawet jeżeli zachowuje się on w sposób nieodpowiedni, jego posługa w konfesjonale może być przyjęta w duchu wiary i zasługiwać na szacunek.

Najpierw być dobrym penitentem

Powyżej sformułowane zachęty dla penitentów mogą wydać się wielu spowiednikom przesadą, namawianiem ich do arogancji i braku pokory czy wręcz unoszenia się dumą, kiedy potrzebna jest raczej postawa uniżenia. Do tej pory częściej słyszeliśmy słowa, by z pokorą, „jako pokutę za grzechy”, przyjmować przykre słowa, nawet gdyby były nieco przesadzone czy niesprawiedliwe. Spowiedź, niezależnie od tego, jak się potoczy, zawsze będzie ważna, o ile penitent żałuje za wyznane grzechy, a spowiednik udzieli mu rozgrzeszenia. Ma ona jednak także inną ważną funkcję: wzajemnego spotkania w duchu wiary wobec miłosiernego Boga i dania sobie wzajemnego świadectwa. Spowiednik ma obowiązek nie tylko udzielić „obiektywnie” ważnego rozgrzeszenia, ale także umocnić penitenta w wierze i szacunku do siebie, podnieść na duchu, zachęcić do modlitwy i życia duchowego. Spowiednik winien zachowywać się tak, aby było oczywiste, że on sam jest grzesznikiem, który również potrzebuje miłosierdzia, podobnie jak ten, komu udziela rozgrzeszenia, chociaż nie ma potrzeby wspominać o tym wprost. Jan Paweł II często przypominał księżom, że będą dobrymi kapłanami tylko wówczas, jeśli sami wcześniej staną się dobrymi penitentami. Zbyt często usprawiedliwiamy niewłaściwe zachowanie księdza w konfesjonale „obiektywną” ważnością sakramentu. Niesprawiedliwy sposób sprawowania tej obiektywnie ważnej posługi może jednak ranić człowieka i obrażać Boga.

Spowiednik słowem i zachowaniem winien budzić u penitenta postawę wewnętrznej wolności oraz odpowiedzialności za siebie i za ocenę własnego sumienia. Bo choć spowiednik jest znakiem danym przez Chrystusa, nie jest panem ludzkiego sumienia i nie może ingerować w nie w sposób dowolny. Nakazy, napomnienia, oceny i uwagi księdza muszą być głęboko osadzone nie tylko w obiektywnej nauce Kościoła, ale także w konkretnych warunkach i okolicznościach życia osoby spowiadającej się. Stąd aby coś jej doradzić, trzeba ją najpierw dobrze wysłuchać, zrozumieć i wczuć się w jej sytuację. Pouczenia w konfesjonale nie będą pomocne, jeśli rozminą się z najgłębszymi duchowymi potrzebami, oczekiwaniami i problemami penitenta.

Rozgrzeszenie księdza wypowiedziane w imieniu Kościoła zawsze ma moc odpuszczenia grzechów, jednak inne jego słowa są pomocne tylko o tyle, o ile kapłan sam jest wierny Kościołowi i żyje jego duchem. Powierzchowne, przesadzone i surowe oceny, nawet jeżeli jest w nich wiele „kapłańskich emocji”, są powiedziane we własnym imieniu, a nie w imieniu Boga i Kościoła. Podobnie we własnym imieniu niektórzy kapłani zmieniają dzisiaj wymagania Kościoła, sugerując, że nie podąża on za wymaganiami współczesnej cywilizacji. Jak ewangeliczni faryzeusze uzurpują sobie prawo do znoszenia przykazań, ale najczęściej tylko dlatego, że nie traktują ich poważnie. Kapłan, który ma świadomość, czym jest Boże prawo, nie śmie go pomniejszać czy podważać. Jeżeli jemu samemu trudno je zachować, winien to wyznać z pokorą przed Bogiem i własnym spowiednikiem, jak czynią to przed nim penitenci. Byłoby rzeczą wskazaną, by spowiednik – od czasu do czasu – zadał sobie pytanie, czy pod uwagami i radami wypowiadanymi przez niego w konfesjonale podpisałby się Pan Bóg. Odpowiedź na tak postawione pytanie może być bardzo trudna.

Słowo napomnienia w konfesjonale, które jest obowiązkiem spowiednika, winno być wolne od jego nieuporządkowanych emocji, szczególnie zaś gniewu i wyniosłości. Ojcowski ton, duch wiary, skromność i pokora sprawiają, że zwracanie uwagi penitentom nie jest przez nich odbierane jako ranienie. Doświadczenie pokazuje, że wierni nie obrażają się tak łatwo, a życzliwe upomnienie przyjmują w duchu wdzięczności. Penitenci przychodzą i klękają w konfesjonale, ponieważ chcą się przed Bogiem upokorzyć, wyznając swoje grzechy.

Idź i powiedz Kościołowi

Spowiednik w konfesjonale nie jest ostatnią instancją i sam nie daje sobie delegacji posługiwania. Ma przełożonych, którzy na mocy udzielonej im władzy posyłają go do posługi w konfesjonale. To mechanizm wypracowany przez Kościół na przestrzeni wieków, który pozwala rozeznawać postawę i zachowania duszpasterzy. Biskup udziela jurysdykcji kapłanowi do spowiadania na terenie jego diecezji i na ściśle określony czas, zwykle bardzo krótki. Odnawianie tej jurysdykcji jest okazją do rozeznania postawy kapłana w konfesjonale. Jurysdykcję winno traktować się z całą powagą wobec księży, na których penitenci się uskarżają, o czym często proboszczowie lub koledzy kapłani dobrze wiedzą. Te opinie wiernych zbywają, niestety, uwagami wypowiedzianymi dobrotliwym tonem: „Trochę tam krzyczy na ludzi”. Cofnięcie jurysdykcji niektórym księżom, choćby na kilka tygodni czy miesięcy, byłoby dla nich mocnym upomnieniem i zachętą do refleksji nad ich reagowaniem w konfesjonale.

Wiernym, którzy nie studiują prawa kanonicznego ani teologii moralnej, należy się jasna informacja o tym, że Kościół jako wspólnota ma skuteczne instrumenty duchowe i prawne, aby osoby zachowujące się niewłaściwie w konfesjonale zobowiązać do zmiany ich postawy lub – w razie potrzeby – odsunąć od pełnionych funkcji. W ten sposób tworzy się we wspólnocie Kościoła klimat moralnej i duszpasterskiej przejrzystości. Oczywiście wiernym nie są potrzebne informacje o podejmowanych nieraz krokach dyscyplinarnych wobec kapłanów, ale jedynie świadomość, że Kościół jako wspólnota bierze pełną odpowiedzialność za postawę i zachowanie kapłana w konfesjonale.

Jeżeli spowiednik zachował się wobec penitenta niesprawiedliwie czy nawet gorsząco, a jednocześnie nie chciał na ten temat podjąć rozmowy, penitent ma prawo odwołać się do jego przełożonego. Osoby, które w konfesjonale spotkała przykra sytuacja, w imię miłości do sakramentu pojednania winny czuć się zobowiązane do szukania jakiegoś rozwiązania zaistniałej sytuacji. Ową trudność można co prawda potraktować jako pokutę za grzechy, ale – biorąc pod uwagę wymiar eklezjalny posługi sakramentalnej – trzeba ją przedstawić jako problem osobom kompetentnym. Obmawianie księdza, plotkowanie i obnoszenie się ze swoim skrzywdzeniem nie są właściwym rozwiązaniem.

Aby nie podejmować nierozważnych kroków, dobrze jest w takiej sytuacji szukać porady doświadczonego kapłana, który byłyby w stanie ocenić ją obiektywnie. Przedstawiając problem, trzeba nabrać dystansu do własnych zranionych emocji. Nie chodzi bowiem jedynie o wyżalenie się przed innym kapłanem, choć i to może być cenne, ale przede wszystkim o szukanie światła, w jaki sposób postąpić. I choć w razie wątpliwości można konsultacje powtórzyć, nie należałoby jednak szukać rady u zbyt wielu przypadkowych osób. Wielość sprzecznych opinii nie pomaga w wyrobieniu sobie trafnego sądu.

Jeżeli penitent uzna, że zachowanie spowiednika było na tyle krzywdzące, że potrzebne jest zgłoszenie tego faktu bezpośredniemu przełożonemu kapłana, wówczas ma do tego prawo. Winien jednak mieć świadomość, że bierze na siebie znaczną odpowiedzialność sumienia, ponieważ spowiednika obowiązuje tajemnica spowiedzi i nie może bronić się przed wysuwanymi wobec niego zarzutami. Powiadomienie biskupa o niewłaściwym zachowaniu spowiednika należałoby stosować jedynie w sytuacjach najtrudniejszych, takich, za które Kościół nakłada na kapłana ekskomunikę: nakłanianie do grzechu lub wywoływanie zgorszenia. Jeżeli penitent nie ma pełnej jasności sumienia, jak należy postąpić, a ponadto doświadczeni kapłani odradzają to radykalne rozwiązanie, wydaje się rzeczą słuszną nie brać na siebie takiej odpowiedzialności. Można wówczas udać się do niższej instancji, na przykład do proboszcza lub dziekana.

Gdyby jednak chodziło o jednoznacznie niemoralne sytuacje ze strony kapłana wobec ludzi młodych, byłoby wskazane – o ile rzeczywiście sytuacja jest bardzo poważna – by osoba, u której młody krzywdzony człowiek szuka porady, udała się do bezpośredniego przełożonego. W sytuacjach głębokiej krzywdy, gdy młodemu człowiekowi brakuje jeszcze rozeznania i pewności siebie, nie można go zobowiązywać w sumieniu, aby sam narażał się na dodatkowe cierpienie i upokorzenie. Jest rzeczą oczywistą, że ktoś, kto idzie do biskupa czy prowincjała „ze skargą” na spowiednika, będzie poddany gruntownemu rozeznaniu i badaniu. Takie sytuacje wymagają niekiedy wręcz heroizmu. A ponieważ oskarżenie łatwo może być odwrócone w drugą stronę, stąd konieczna jest najwyższa rozwaga.

Zdarza się, że osoby zranione w konfesjonale we wczesnym dzieciństwie lub młodości w przypływie szczerości opowiadają o tym w mediach, podważając zaufanie do księży, podczas gdy nic nie zrobiły, by takim sytuacjom zapobiec w ramach wspólnoty Kościoła. Medialne nagłaśnianie pojedynczych sytuacji zranienia w konfesjonale jest krzywdzące dla całego Kościoła, ponieważ podważa zaufanie do kapłanów jako spowiedników i duszpasterzy.

 

Sytuacje, które rozważamy, na szczęście nie zdarzają się często. Trzeba jednak o nich mówić otwarcie, także wobec penitentów świeckich. I choć wielkie pożary zdarzają się bardzo rzadko, każdy budynek, w którym ludzie mieszkają i pracują, jest wyposażany w jasno oznakowane drogi ewakuacyjne oraz sprzęt przeciwpożarowy, nawet jeżeli ten często nigdy nie bywa używany. Ludziom rozsądnym nie przyjdzie jednak do głowy podważać słuszności instalowania go. Rzeczywistość bowiem pokazuje, że zdarzają się sytuacje, w których z jego pomocą ratuje się ludzkie życie. Jeżeli rzadko wybuchają wielkie pożary, to także dlatego, że z pomocą sprzętu bywają gaszone w samym zarodku. Odpowiedź na pytanie: „W jaki sposób należy się zachować, kiedy poczujemy się zranieni w konfesjonale przez spowiednika?” może być dla wielu takim właśnie nieużywanym sprzętem przeciwpożarowym. Penitent może mieć świadomość, że Kościół jako wspólnota chroni go wobec możliwych nieuczciwych zachowań w konfesjonale. Jest to także sygnał skierowany do księży nadużywających zaufania Kościoła, że posiada on określone mechanizmy, które pozwalają mu zapobiegać krzywdzie i bronić słabych.

 

Józef Augustyn SJ (ur. 1950), rekolekcjonista, kierownik duchowy, profesor Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie. Ostatnio opublikował: Aby życie było szczęśliwe; Przewodnik po ojcostwie. 40 medytacji dla ojców; Przewodnik po przyjaźni. 40 medytacji dla przyjaciół.

Tekst pochodzi z kwartalnika Życie Duchowe, JESIEŃ 52/2007

 

 

 

© 1996–2007 www.mateusz.pl