Nie tylko o przykazaniach
VI. Czy Ewangelię można streścić?

 

Wszyscy ochrzczeni są zobowiązani do pogłębiania swojej wiary. Chrystus, każąc nam szukać ukrytego skarbu, właśnie to miał na myśli: szukanie Jego królestwa. Wiara jest bowiem skarbem i to ogromnym. Jej bogactwo może przyprawić o zawrót głowy. Niezliczona ilość znanych i nieznanych świętych, dzieł i wypowiedzi kościelnych, mnogość pism i tradycji -- wszystko to wydaje się wprost nie do ogarnięcia. A przecież i w samej Ewangelii można się nieźle pogubić. Czy nie dało by się zatem jakoś streścić prawd wiary? Owszem, tak.

Chrześcijanie pierwszych wieków z łatwością pokazaliby nam takie "streszczenie". Po pierwsze, przypomnieliby nam, że streszczeniem całej duchowości chrześcijańskiej, i to streszczeniem żywym, jest modlitwa Ojcze nasz. Jest to streszczenie żywe także i w tym sensie, że posiadając jedynie tę modlitwę moglibyśmy stopniowo odtworzyć cały dorobek chrześcijańskiej duchowości, nawet gdyby poginęły wszystkie pisma mistyków, wszystkie rozprawy o modlitwie i życiu wewnętrznym. Po drugie, pierwsi chrześcijanie przypomnieliby nam, że Skład Apostolski rozpoczynający się od słów: "Wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego...", a także nieco dłuższe Credo, to dwa najwspanialsze streszczenia chrześcijańskiej teologii. Wszystkie traktaty poświęcone Panu Bogu nie są niczym innym, jak rozwinięciem prawd zawartych w Credo. I wreszcie, po trzecie, dowiedzielibyśmy się, że chrześcijańska etyka streszcza się znakomicie w Dekalogu, zaś ten -- w podwójnym przykazaniu miłości Boga i bliźniego, które Chrystus wyjaśnił słowami swego Nowego Przykazania: "Miłujcie się, jak Ja was umiłowałem". Dzięki Chrystusowi regułą naszego życia są już nie tylko słowa wyryte na kamiennych tablicach, ale sam żywy Bóg-Człowiek. Całe Jego widzialne (i niewidzialne!) życie staje się jakby regułą naszego życia. A przecież On sam jest kimś więcej niż tylko "regułą naszego życia", bo także naszym Bratem, Mistrzem i doskonałym Naprawcą tego, co nam się nie powiodło. Istnieją jeszcze inne symbole wiary, ale Ojcze nasz, Credo i przykazania, które znamy dobrze z codziennego pacierza, najlepiej streszczają ducha, wiarę i moralność chrześcijańską.

Prawdę powiedziawszy, chrześcijańska moralność streszcza się nie tylko w przykazaniach. O moralności mówią także cnoty. To, co Dekalog ujmuje przeważnie od strony negatywnej, to samo od strony pozytywnej wyjaśniają cnoty. O ile przykazania mówią więcej o tym, jak nie powinniśmy postępować, o tyle cnoty mówią nam jacy jesteśmy i jacy możemy być. Życie chrześcijańskie nie polega bowiem tylko na tym, żeby unikać zła, ale przede wszystkim na tym, żeby pomnażać dobro, stąd też musimy sobie powiedzieć coś więcej o cnotach: o trzech cnotach teologalnych, wierze, nadziei i miłości, oraz o tzw. cnotach kardynalnych.

Zacząć wypada jednak od samego terminu "cnota" i związanych z nim nieporozumień. Polskie słowo "cnota" jest zdecydowanie uboższe znaczeniowo niż analogiczne słowo w innych językach. Czym jest cnota? Jest jakąś cechą charakteru -- odpowiadamy -- jakąś właściwością osoby, jej zachowania, itd. I tak stawiamy cnotę na jednej półce z przymiotnikami, za pomocą których można opisać człowieka. Tymczasem greckie słowo arethé, podobnie jak łacińskie virtus oznacza: "moc", "władzę", "siłę". Tak więc nie o cechę rzeczy tu chodzi, ale o rzecz samą. Nie o przymiotnik, lecz o imię. Jest to ważne rozróżnienie. To bowiem, co my kojarzymy li tylko z przejawem ludzkiego ducha, i nazywamy na przykład cnotą sprawiedliwości, dla starożytnych było realnym, niemal osobowym bytem w człowieku. Nam cnoty kojarzą się raczej z kolorami, które mogą wypłowieć, które można ze sobą mieszać, tymczasem dla starożytnych cnoty były jakby osobnymi imionami człowieka. Imion nie można mieszać. Imię albo jest, albo go nie ma, ale kiedy jest sięga samej głębi. I takie też jest chrześcijańskie rozumienie cnoty. Co więcej, dla chrześcijan cnota jest osobą w pełnym sensie tego słowa. Nasze prawdziwe cnoty to nie jakieś właściwości naszego charakteru, ale po prostu przejawy żywej obecności Chrystusa w naszym ciele. Jeśli jesteśmy choć trochę sprawiedliwi, to tylko dlatego, że On -- jedyny Sprawiedliwy zamieszkał i pracuje w nas.

Tak więc chrześcijańska cnota to po prostu komunia z Chrystusem i z wszystkimi mieszkańcami Jego królestwa. Ta komunia owocuje pozytywnymi cechami charakteru, ale to nie one stanowią o tym, czym jest cnota.

Wyjaśnijmy to jeszcze inaczej. Radykalnym przeciwieństwem cnót są wady, zbudowane, jak wiemy, na zasadzie jednostronnej korzyści i to korzyści ostatecznie nie naszej, lecz złego Kusiciela. Tymczasem w każdą cnotę jakby z definicji wpisana jest hojna wymiana darów. My powierzamy swoje życie Chrystusowi, a On powierza nam swoje. Powierzamy mu także nasze słabości, a On w zamian udziela nam swoich mocy, siebie. Łatwo zauważymy, że nie jest to tylko wymiana dwustronna. Na każdej prawdziwej cnocie zyskują wszyscy.

 

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
V. Dwa drzewa i dwa światy, czyli o grzechu pierworodnym VII. Wiara

początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz