W Jego ranach

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH

XVI. ŚMIERĆ JEZUSA

 

Gdy przyszli na miejsce, zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy. A lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym. Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie. Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: To jest Król Żydowski. Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież — sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju.

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha. Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty, które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu (Łk 23, 33–49).

Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat — ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem — Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili (J 19, 31–37).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawimy sobie martwe ciało Jezusa wiszące na krzyżu. Jeden z żołnierzy podchodzi do krzyża, na którym wisi Jezus i włócznią przebija Mu bok. Z boku wypływa krew i woda.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o wyczytanie z rany przebitego boku Jezusa najgłębszego sensu i celu męki i śmierci Jezusa.

1. Świadkowie śmierci Jezusa

Świadków męki i śmierci Jezusa możemy podzielić na trzy grupy. Pierwszą grupę stanowią nieprzyjaciele Jezusa: przełożeni ludu, żołnierze–kaci oraz zły łotr. Wszyscy oni szydzą z Jezusa, z Jego Bóstwa oraz z misji powierzonej Mu przez Ojca. Są oni nieprzyjaciółmi Jezusowego krzyża.

Drugą grupę stanowią ludzie, którzy uwierzyli w Jezusa oraz w Jego zbawczą misję, wbrew poniżeniu i śmierci na krzyżu: Matka Jezusa, towarzysząca Synowi w czasie całej męki; Jan, umiłowany uczeń Jezusa, stojący jako jedyny z Apostołów na Golgocie; Dobry Łotr, który uwierzył w Chrystusa tuż przed własną śmiercią. Do Żydów wierzących w Jezusa ukrzyżowanego dołączył także poganin, setnik, żołnierz rzymski, który na widok tego, co się działo, oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy. Wszyscy ci ludzie, poganin i Żydzi, stają się zaczątkiem wielkiej rzeszy wyznawców Jezusa ukrzyżowanego: zaczątkiem uniwersalizmu Kościoła. A tu już nie ma Greka ani Żyda, (...) niewolnika i wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus (Kol 3, 11). Jezus ukrzyżowany pociągając ku sobie wszystkich zjednoczy ich także między sobą. Jezus ukrzyżowany łączy ludzkość podzieloną do tej pory na Żydów i pogan.

Trzecią grupę stanowi tłum. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty, które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu. Lud stojący z daleka od krzyża Jezusa podobny jest do ludu izraelskiego, który pod górą Synaj również stał z daleka, podczas gdy Mojżesz zbliżył się do ciemnego obłoku, w którym był Bóg (Wj 20, 21). Mojżesz uspokaja jednak zalękniony lud: Nie bójcie się! Bóg przybył po to, aby was doświadczyć i pobudzić do bojaźni przed sobą, żebyście nie grzeszyli (Wj 20, 20).

Tłum, znajomi, niewiasty patrzą również z daleka na Jezusa ukrzyżowanego, obserwują, co się z Nim dzieje, ale jeszcze nic nie rozumieją. Są rozproszeni i zagubieni wewnętrznie, podobnie jak pozostali Apostołowie, którzy być może stoją gdzieś ukryci pomiędzy znajomymi Jezusa i tłumem gapiów. Tylko św. Jan Apostoł miał odwagę podejść pod sam krzyż. Jeszcze na początku tego tygodnia tłum i znajomi widzieli Jezusa nauczającego w świątyni, a oto teraz wisi pomiędzy dwoma zbrodniarzami. Ludzie ci są zaskoczeni i zdezorientowani gwałtownością i pośpiechem, z jakim się to wszystko stało. Być może wielu z nich za namową szpiegów Wysokiej Rady bezmyślnie domagało się uwolnienia Barabasza i ukrzyżowania Jezusa. Tłum ten nie należy jednak do nieprzyjaciół Jezusa, choć niewiele wie o Nim i nie wierzy jeszcze w Niego jako Mesjasza. Jeżeli nawet wcześniej niektórzy z nich zadawali sobie pytanie, czy jest on Mesjaszem, to teraz, kiedy wisiał w tych haniebnych warunkach, nie mieli już wątpliwości, że wszystko to było jedną wielką pomyłką. Trwają w jakimś bliżej nieokreślonym oczekiwaniu. Na widok śmierci Jezusa rozproszą się unosząc z sobą poczucie winy, smutek i rozczarowanie. Oto zawiódł ich jeszcze jeden prorok. I choć przeczuwają, że stało się coś dramatycznego, to jednak nie są w stanie tego zrozumieć.

Do tego właśnie zagubionego tłumu zostaną później wysłani Apostołowie, aby mu ogłosić Dobrą Nowinę o Zmartwychwstaniu Jezusa, którego haniebne ukrzyżowanie na Golgocie oglądali własnymi oczyma. Przemawiając do tego tłumu Izraelitów św. Piotr będzie nawiązywał do poczucia winy i smutku, z którym wielu odchodziło z góry Golgoty: Zaparliście się Świętego i Sprawiedliwego, a wyprosiliście ułaskawienie dla zabójcy. Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami (Dz 3, 14–15). Piotr i inni Apostołowie będą zachęcać lud nie tyle do lęku, ile raczej do wiary, że Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego wydał na śmierć, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16).

Apostołom, którzy zostają wysłani do ludu, nie było oszczędzone przejście przez zagubienie, żal i smutek. W momencie śmierci Jezusa byli oni częścią tłumu: zagubieni, zdezorientowani i nieświadomi tego, co się stało. I oni unosili z sobą smutek, poczucie winy i rozczarowanie; oni również opuścili Jezusa, choć byli Jego najbliższymi uczniami. Dzięki temu bolesnemu doświadczeniu tak dobrze rozumieli ten nieświadomy i zagubiony, ale pełen dobrej woli lud.

W odróżnieniu od członków Wysokiej Rady, Apostołowie nie stają w pozycji wyższości wobec ludu i nie kryją swojego zagubienia: Piotr nie będzie ukrywał swojego zaparcia się Jezusa, a Paweł nie będzie wstydził się mówić o sobie jako prześladowcy Kościoła. Mając bowiem głęboką świadomość, że nie są lepsi od ludu, ale to oni właśnie zostali wybrani i posłani przez Jezusa, aby ludowi ogłosić Dobrą Nowinę.

Niezależnie od naszego stanu życia (duchownego czy świeckiego) winniśmy mieć głęboką świadomość, że nasze duchowe problemy i słabości, w swojej najgłębszej istocie, nie różnią się niczym od problemów i słabości ludzi, do których posyła nas Jezus. Najmniejsze choćby poczucie wyższości wobec innych z powodu spełnianej, nawet bardzo ważnej, funkcji nie ma sensu. Nie może być ono niczym uzasadnione. Świadczy raczej, że jesteśmy dalecy od ducha Ewangelii. Jezus nas wybrał do wypełniania naszych funkcji i zadań, ponieważ tak chciał. I to jest jedyne uzasadnienie dla spełniania naszej misji.

W obecnej kontemplacji przyglądajmy się Jezusowi wiszącemu na krzyżu. Patrzmy na Jego cierpienie. Prośmy Go, aby On sam przyłączył nas do grona osób wyznających wiarę w Jego krzyż: do Matki Najświętszej, do św. Jana, Dobrego Łotra, rzymskiego setnika. Prośmy także, abyśmy naszą postawą otwartości wobec Jezusa mogli pokonywać zagubienie, smutek, zwątpienie, jakie rodzi się w nas pod wpływem naszych codziennych krzyży oraz ludzkich słabości i niewierności. Prośmy także, aby nasze doświadczenie zagubienia uczyło nas pokornego solidaryzowania się z ludźmi słabymi i niesienia im pomocy.

2. Śmierć Jezusa

Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego. Są to ostatnie słowa Jezusa na krzyżu. Po tych słowach Jezus skonał. W tym momencie, podobnie jak czynimy to w czasie czytania Męki Pańskiej w Wielkim Tygodniu przerwijmy modlitwę na chwilę i uklęknijmy, aby w ciszy oddać chwałę Jezusowi umierającemu na krzyżu.

Zauważmy, iż w swej ostatniej modlitwie Jezus wymienia imię Ojca: Ojcze. Pierwszy raz Jezus użyje tego imienia już jako dwunastoletni chłopiec. Zatroskanym rodzicom, którzy szukali Go przez trzy dni w Jerozolimie, powie: Czyż nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mojego Ojca? (Łk 2, 49). Są to pierwsze słowa Jezusa zanotowane przez Ewangelistów. Tym imieniem Jezus posługiwał się całe życie. Także na Górze Oliwnej, w momencie decydującej walki wewnętrznej, swoją modlitwę rozpocznie od słowa: Ojcze, (...) nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie (Łk 22, 42). Z tym imieniem na ustach Jezus umiera na krzyżu.

W obecnej kontemplacji powróćmy raz jeszcze do wielu momentów życia Jezusa, w których zwracał się On do swojego Ojca. W sposób szczególny chciejmy towarzyszyć Jezusowi w Jego długich modlitwach, na które udawał się nocą lub wczesnym rankiem. Wsłuchajmy się w to jedno Słowo. Zauważmy całą miłość i oddanie, z jakim je wymawiał.

Bezwarunkowe, synowskie oddanie Ojcu było jedyną treścią i pokarmem Jezusa tak w ciągu całego życia, jak również w chwili Jego śmierci. Oddając swojego ducha Ojcu, Wcielony Syn Boży jednoczy się z Nim na zawsze. Jednoczy się z Nim także w swoim człowieczeństwie. Śmierć Jezusa na krzyżu jest tajemnicą ostatecznego spotkania Wcielonego Syna ze swoim Ojcem. Krzyż, czas najokrutniejszego cierpienia i hańby, miejsce przeklęte (por. Pwt 21, 23) staje się dla Jezusa czasem i miejscem pełnego spotkania z Ojcem, czasem i miejscem naszego zbawienia.

Dziękujmy Bogu, że poprzez śmierć krzyżową Jezusa zostaliśmy dopuszczeni do tajemnicy oddania Syna Ojcu; że dzięki tajemnicy Paschalnej możemy całkowicie powierzać siebie Jemu pomimo wszystkich naszych słabości, niewierności i grzechów.

Podobnie jak Jezusowi w czasie męki, tak i nam — choć na inny sposób i w innym wymiarze — życie nie oszczędza ciosów i ran. Mają one różny charakter i występują w różnej formie. Od jakichś dolegliwości i chorób fizycznych po dotkliwe i ciężkie rany emocjonalne i psychiczne. Rany te pozostają nieraz długo otwarte. Najmniejsze dotykanie ich powoduje dotkliwy ból. I choć każde cierpienie bardzo trudno zaakceptować, to jednak wydaje się, iż nieraz łatwiej radzimy sobie z cierpieniem natury fizycznej. Możemy sobie jakoś wytłumaczyć ograniczenia i dolegliwości fizyczne. O wiele trudniej jest nam pogodzić się z głębokimi ranami emocjonalnymi: z odrzuceniem przez najbliższych, z wieloletnią manipulacją, z wykorzystaniem w wielorakiej formie, z czyimś znęcaniem się fizycznym czy też psychicznym nad nami. To tylko przykłady możliwych cierpień.

Nieraz chcielibyśmy sądzić, że zranienia nas nie dotyczą. Nie jest to jednak prawdą. Nasze niepokoje, poczucie krzywdy, smutki czy wręcz rozpacz są objawami istniejących w nas głębokich ran emocjonalnych. Samo jednak odkrywanie naszych ran oraz ich źródeł, nie zmniejsza bynajmniej uczucia bólu i cierpienia. Wpatrywanie się w nie, rozważanie ich powiększa jedynie zgorzknienie wewnętrzne, odczucie beznadziejności i upokorzenia.

Kiedy dotkliwie cierpimy, rodzi się w nas pytanie, co możemy zrobić z naszymi ranami? Jak zaradzić, aby nie powodowały one w nas jakiejś wewnętrznej destrukcji: zamykania się w sobie, buntu wobec Boga i Jego woli, agresywnego nastawienia do innych? Na te pytania ostatecznie może nam odpowiedzieć tylko krzyż Jezusa Chrystusa. Naszym złożeniem całej nadziei w Jezusie ukrzyżowanym możemy jak On uczynić nasze rany miejscem spotkania z Ojcem.

Dziękujmy także, że tajemnica Jezusowego krzyża sprawia, iż czas i miejsce naszego cierpienia i upokorzenia może stać się czasem i miejscem spotkania z Bogiem na wzór spotkania Syna z Ojcem. Przyjąć lub przynajmniej chcieć przyjąć wszelkie krzywdy, zniewagi, ubóstwo i cierpienia ze względu na Jezusa, znaczy dorastać do coraz pełniejszej jedności z Ojcem.

3. Przebicie serca włócznią

Po śmierci Jezusa zostało już tylko kilka godzin do końca dnia. Po zachodzie słońca rozpoczynał się wielki dzień — Dzień Paschy. I chociaż zdarzało się, że skazani na ukrzyżowanie wisieli na drzewie hańby przez kilka dni, to jednak w tym wypadku z powodu wielkiego święta Żydzi poprosili Piłata, aby ukrzyżowanych zdjęto i pogrzebano jeszcze tego dnia. Sprawa Jezusa, także po Jego śmierci była nadal kłopotliwa. Cały Jego proces odbywał się nie tylko w trybie przyspieszonym, ale także wśród kłamstw i matactw politycznych. Faryzeusze drwiąc z Jezusa wiszącego na krzyżu nacieszyli się już swoim niechlubnym zwycięstwem. Teraz roztropniej było sprzątnąć sprzed oczu widomy znak ich zbrodni.

Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Piłat wyraził zgodę. Dla niego również skazanie Jezusa musiało pozostawić niesmak i poczucie przegranej, tym bardziej, że nawet jego własna żona usiłowała go przekonać o niewinności Jezusa. Także dla namiestnika było lepiej, żeby zniknęły szybko ślady jego porażki politycznej w walce z Sanhedrynem.

Wysłani żołnierze połamali golenie tak pierwszemu jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Łamanie goleni, gruchotanie kości było u Rzymian torturą tak powszechną jak łamanie kołem w czasach średniowiecznych. Była to tortura barbarzyńska przynosząca niewątpliwie naddatek cierpienia, ale dla ludzi wyczerpanych męką krzyża mogła być tylko rodzajem łaski (H. Daniel–Rops), ponieważ przyspieszała śmierć w tych nieludzkich warunkach.

Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Przebicie boku Jezusa nie było jakimś dodatkowym masakrowaniem ciała, ale było jedynie odruchem żołnierskiej skrupulatności, który miał jedynie potwierdzić zgon powieszonego. Jeżeli Tomasz Apostoł po Zmartwychwstaniu prosił Jezusa, aby mógł włożyć całą rękę do Jego boku (J 20, 27), to widocznie rana spowodowana przebiciem włóczni musiała być bardzo szeroka.

Sam św. Jan Ewangelista a za nim Ojcowie Kościoła i teologowie nadają scenie przebicia Jezusa włócznią duchowy i mistyczny charakter: Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili.

Przebicie włócznią boku Jezusa jest ostatnią zadaną Mu raną. Nie przysparza ona cierpienia, gdyż została zadana po śmierci, lecz jest to rana najbardziej znacząca, najbardziej rozważana i najszerzej komentowana. Z otwartego boku Chrystusa płynie krew zmieszana z wodą, tak jak w czasie konania w Ogrójcu z Jego czoła spływał krwawy pot: oto źródło życia chrześcijańskiego, połączone dwie substancje Odkupienia, woda chrztu i krew Eucharystii (J.–P. Roux). Nabożeństwo do Serca Pana Jezusa oraz współczesne nabożeństwo do Miłosiernego Jezusa swoją zasadniczą inspirację czerpią właśnie ze sceny przebicia boku Jezusa włócznią żołnierza.

Będą patrzeć na Tego, którego przebili. W obecnej kontemplacji patrzmy z wiarą i miłością na Jezusa ukrzyżowanego i Jego przebity bok. Otwarcie Serca Jezusa jest bowiem ostatnim i jednocześnie najmocniejszym znakiem nieskończonej miłości Wcielonego Syna Bożego do człowieka. W symbolu otwartego Serca Jezus jeszcze raz mówi do każdego z nas, iż pragnie naszej miłości (por. J 19, 29): Pragnę, abyś przyjął moje Wcielenie, całe moje życie, moją naukę, a teraz moją nieludzką mękę i śmierć jako dowód miłości do ciebie, jako źródło prawdziwego życia.

Przypominam ci córko moja — mówi Jezus w prywatnych objawieniach do Bł. S. Faustyny — ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę, zanurzaj się cała w miłosierdziu moim, uwielbiając i wysławiając je, wzywając je, wzywaj jego wszechmocy dla świata całego, a szczególnie dla biednych grzeszników, bo tej chwili zostało na oścież otwarte dla wszelkiej duszy. W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla innych. W tej godzinie stała się łaska dla świata całego — miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XV. JEZUS NA KRZYŻU XVII. POGRZEB JEZUSA
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz