Widzieliśmy Pana

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI

XVII. UWIELBIĆ BOGA SWOJĄ ŚMIERCIĄ

 

Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka — uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą. A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich, Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę (Mdr 2, 23–3, 6).

Jeżeli zatem głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa. Skoro umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli (1 Kor 15, 12–20).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie siebie samych w chwili śmierci. Zróbmy sobie w tym momencie krótki przegląd historii życia. Jakie najważniejsze wybory i decyzje życia chcielibyśmy powtórzyć? Jakich błędów i pomyłek chcielibyśmy uniknąć?

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o wielki realizm życiowy, który pozwoli nam odczytać śmierć jako integralną część ludzkiego życia. Będziemy też prosić, abyśmy własną śmiercią uwielbili Boga i dali świadectwo wiary braciom.

1. Śmierć a współczesna kultura

Problematyka śmierci jest dzisiaj poruszana raczej rzadko. Jest to temat wstydliwy zarówno w środkach społecznego przekazu jak również w rozmowach towarzyskich. Jeżeli w rozmowie ktoś przypadkowo zejdzie na problem śmierci, nierzadko bywa to kwitowane krótkim stwierdzeniem: też nie macie o czym mówić. Ale z drugiej strony zauważamy w jakiś paradoksalny sposób, iż współczesna kultura (czy może raczej subkultura), szczególnie zaś kinematografia, jest naznaczona brutalnym ukazywaniem śmierci i umierania. Ten paradoks odsłania jakiś paraliżujący, wręcz paniczny lęk współczesnego człowieka przed własną śmiercią.

Umieranie i pogrzeb w środowisku miejskim zostały dziś tak urządzone, aby przeciętny człowiek nie miał praktycznie żadnej styczności z faktem śmierci oraz obrzędami pogrzebowymi. Typowy przypadek: ktoś z bliskiej rodziny czuje się źle. Trafia do szpitala. W szpitalu okazuje się, iż jest ciężko chory. Umiera w szpitalu, nierzadko w zupełnej samotności lub też otoczony obcymi sobie ludźmi. Ciało zmarłego pozostaje w kostnicy szpitalnej. Spotykamy się z nim ponownie w czasie obrzędów pogrzebowych w kaplicy cmentarnej. Wielu ludzi przez długi czas nie ma żadnej styczności ze śmiercią lub też z ciałem zmarłego człowieka. Szczególnie dzieci chronione się, aby nie zetknęły się ze śmiercią, ponieważ mogłyby nabawić się neurotycznych lęków. Ale samo życie pokazuje, że im bardziej chronimy siebie, dzieci i młodzież przed faktem śmierci, tym lęk przed nią staje się głębszy i bardziej neurotyczny. Bo chociaż nie spotykamy się z faktem śmierci, to jednak fakt własnej śmierci oraz śmierci naszych najbliższych dogłębnie przeczuwamy. W problematyce śmierci człowiek nie może oszukać siebie samego, nie może też oszukać bliźnich.

W latach osiemdziesiątych przez kilka tygodni pracowałem w pewnej wielkomiejskiej parafii w Belgii. Najczęstszym moim obowiązkiem były pogrzeby. W niektóre dni kilka pogrzebów. Niemal wszystkie (z wyjątkiem jednego) były organizowane dans intimiténa sposób prywatny. Na pogrzeb dans intimité przychodziło dosłownie kilka osób — najbliższa rodzina: bracia, siostry, dzieci, współmałżonek, współmałżonka, wnuki. Czasami na pogrzebie było dosłownie cztery, pięć osób. Miałem wrażenie, iż robiono wszystko, aby śmierć bliskiej osoby nie przeszkadzała innym. Nie zawiadamiano o śmierci i pogrzebie sąsiadów, przyjaciół zmarłego, ale dopiero po pogrzebie rozsyłano wydrukowane pięknie zawiadomienie o śmierci danej osoby. Może inaczej wygląda umieranie i obrzędy pogrzebowe w środowiskach wiejskich, chociaż trzeba stwierdzić, iż sposób życia środowiska miejskiego i wiejskiego w wysoko uprzemysłowionych krajach praktycznie się nie różni.

Przytaczamy niniejszą obserwację nie po to, aby poddawać ją krytyce, ale raczej by móc zaobserwować pewne zjawisko, które trzeba traktować jako symbol. Nie chodzi bowiem o nagłą zmianę zwyczajów związanych ze śmiercią i umieraniem. Mogłoby to bowiem okazać się walką z wiatrakami. Chodzi raczej o szukanie takiego nastawienia do ludzkiej śmierci, w tym także do własnej śmierci, które traktuje umieranie jako integralną część ludzkiego życia tutaj na ziemi.

Nietrudno zauważyć, iż ten niemal paniczny lęk współczesnego człowieka przed śmiercią jest skutkiem prób wyeliminowania rzeczywistości nadprzyrodzonej z ludzkiej codzienności. Jeżeli człowiek koncentruje się niemal wyłącznie na świecie materialnym, wówczas odbiera umieranie jako koniec wszystkiego. Kiedy Bóg zostaje całkowicie usunięty z życia publicznego, wówczas zajmowanie się końcem ludzkiego życia staje się kłopotliwe, wstydliwe. Nie bardzo wiadomo, co z tym faktem zrobić. Śmierć bowiem odbierana jest wówczas jako unicestwienie wszystkiego, czemu człowiek poświęcił swoje siły, energię, co kochał na tej ziemi.

Umieranie — podobnie jak narodziny — jest integralną, nieodłączną częścią ludzkiego życia. Jezus Chrystus, Bóg–Człowiek, który stał się podobny do nas we wszystkim, uniżył samego siebiestał się posłusznym swojemu Ojcu aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej (Flp 2, 8). W tajemnicy Wcielenia Bóg przyjmuje na siebie fakt śmierci i czyni z niej swoje egzystencjalne doświadczenie.

Prawdę o śmierci winien rozważać każdy człowiek, nie tylko w podeszłym wieku, ale także człowiek młody. Fakt śmierci uczy każdego z nas wielkiej mądrości, realizmu życiowego oraz mierzenia siły na zamiary. Doświadczenie własnej śmierci porządkuje hierarchię wartości w naszym życiu, pomaga nam szukać celu i sensu życia. Św. Ignacy zachęca nas, abyśmy w chwilach dokonywania najważniejszych wyborów życiowych wyobrażali sobie chwilę własnej śmierci i zastanawiali się nad tą postawą i tą miarą, którą wtedy chciałbym widzieć zastosowaną w tym obecnym wyborze; i dostosowując się do niej całkowicie dokonam mojej decyzji (ĆD, 186). Fakt śmierci relatywizuje i porządkuje wiele doświadczeń przypadkowychnieważnych, które koncentrują nieraz na sobie naszą uwagę i nie pozwalają nam patrzeć na życie bardziej perspektywicznie.

W psychologii podkreśla się, iż człowiek, który nie umie spokojnie myśleć o śmierci, nie umie też cieszyć się życiem. Matka zaś, która lęka się śmierci, przekaże swoim dzieciom lęk przed życiem. Jej neurotyczny lęk przed śmiercią rzuci cień na życie dzieci. Lęk przed śmiercią paraliżuje życie. W najgłębszym sensie lęk przed śmiercią jest przejawem lęku przed życiem. Cieszyć się życiem może tylko człowiek, który nie pozwala się sparaliżować lękiem przed śmiercią. Neurotyczny lęk przed śmiercią zatruwa nieraz ludziom najpiękniejsze chwile ich życia.

W niniejszym rozmyślaniu zadam sobie pytanie, jakie odczucia budzi we mnie sam fakt ludzkiej śmierci? Przypomnę sobie śmierć jakiejś bliskiej mi osoby. Jak ją przeżyłem? Jakie towarzyszyły mi odczucia, refleksje, myśli? W jaki sposób myślałem do tej pory o mojej własnej śmierci? Jakie myśli, odczucia rodzą się we mnie, kiedy uprzytomnię sobie fakt mojej śmierci? Czy mogę powiedzieć, iż nie ma we mnie jakiegoś panicznego lęku przed własną śmiercią? Co chciałbym powiedzieć Jezusowi o moim dotychczasowym myśleniu i przeżywaniu własnej śmierci?

2. Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem

Ale czy śmierć nie zawiera w sobie czegoś dramatycznego, wręcz tragicznego? Kiedy kogoś spotyka nagła lub gwałtowna śmierć, mówimy wówczas o tragicznej śmierci. Czyż sam Jezus Chrystus nie lękał się — aż do krwawego potu — własnej śmierci, która miała na Niego przyjść? Czyż nie prosił Ojca, aby oddalił od Niego ten kielich? Śmierć jest wrogiem człowieka. Weszła ona na świat, jak mówi Księga Mądrości, przez zawiść diabła (Mdr 2, 24). Tragizmu śmierci doświadczają jednak tylko ci, którzy należą do diabła. Dusze sprawiedliwych zaś są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka śmierci. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. Po nieznacznym skarceniu dostąpią dóbr wielkich. Już Księga Mądrości ukazuje śmierć jako przejście do innego życia, jako powierzenie, oddanie swojego życia Bogu. Księga Mądrości nie tai bólu i trudu śmierci. I choć jasno ukazuje, iż ze śmiercią wiąże się kaźń, skarcenie, to jednak głupimi nazywa jednoznacznie tych, którzy czynią ze śmierci tragiczne wydarzenie życia, które ostatecznie i całkowicie kończy ludzką egzystencję.

W Księdze Mądrości dostrzegamy integralne traktowanie życia i ludzkiej śmierci. Lęk współczesnego człowieka przed śmiercią wynika właśnie z wyizolowania końca ludzkiego życia z całości egzystencji. Śmierć znajduje się przecież na przedłużeniu ludzkiego życia, jest jego przedłużeniem. Stwierdzenie, które może wydać się wręcz banałem: jakie życie, taka śmierć jest de facto głęboką mądrością życiową.

To, co przeczuwał autor Księgi Mądrości, w pełni objawił nam Jezus Chrystus. Już nie tylko poprzez swoją naukę, swoją mądrość, ale przede wszystkim poprzez swoje życie, szczególnie zaś poprzez swoją śmierć i Zmartwychwstanie. Śmierć Jezusa Chrystusa, choć dramatycznie trudna i bolesna, stanowiła integralną część Jego życia i Jego relacji z Ojcem. Jezus wiele razy zapowiadał swoją śmierć i ukazywał ją jako oddanie siebie Ojcu. To właśnie dzięki życiu oddanemu wyłącznie Ojcu i Jego woli, śmierć Jezusa nabiera sensu i znaczenia. Śmierć Jezusa zostaje wpisana w odwieczny plan miłości Ojca wobec Syna, a w Nim w odwieczny plan miłości do każdego człowieka. Ludzkie konanie Jezusa na krzyżu jest przede wszystkim aktem miłości (G. Bernanos). Poprzez swoją śmierć Jezus potwierdza ostatecznie przyjęcie miłości swojego Ojca i zaprasza nas, abyśmy i my uczyli się w taki właśnie sposób patrzeć na naszą przyszłą śmierć.

Jezus, odpowiadając na wezwanie Ojca, uczynił nie tylko ze swego życia, ale także ze śmierci, miejsce szukania Ojca i Jego woli, miejsce oddania Mu chwały, miejsce naszego zbawienia. Dzięki powierzeniu się Ojcu, śmierć de facto stała się dla Niego początkiem nowego życia — początkiem Zmartwychwstania, ponieważ Jezus uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył w chwale Zmartwychwstania i darował Mu imię ponad wszelkie imię (Flp 2, 8–9).

Dla nas chrześcijan doświadczenie śmierci i Zmartwychwstania Jezusa staje się szczególnym miejscem przekroczenia własnego lęku przed śmiercią, a tym samym staje się miejscem odkrycia radości i pełni swojego życia. Jezus mówi nam wprost: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to? (J 11, 25–26).

W niniejszej medytacji chciejmy z uwagą wsłuchać się w słowa Księgi Mądrości oraz w słowa Jezusa: Jam jest zmartwychwstanie... jako skierowane do nas osobiście. Jakie reakcje, jakie myśli, jakie odczucia budzą w nas te słowa? W sposób szczególny chciejmy wsłuchać się w pytanie Jezusa skierowane do Marty: Wierzysz w to? Czy wierzę w zmartwychwstanie mojego życia, mojego ciała? Czy wiara z zmartwychwstanie uspokaja, ucisza moje niepokoje i lęki związane z moją własną śmiercią lub ze śmiercią moich bliskich? Co chciałbym Jezusowi powiedzieć o mojej wierze w Jego Zmartwychwstanie, o świadomości mojej śmierci, o śmierci moich bliskich?

3. Jak zapewnić sobie odwagę umierania?

Jeżeli nawet jesteśmy ludźmi wierzącymi i jeżeli wiara w Zmartwychwstanie Jezusa i nasze wraz z Nim jest nam bliska, to jednak fakt śmierci pozostaje dla każdego z nas dramatycznie trudnym doświadczeniem. Pozostaje dla człowieka wielką niewiadomą. I nawet jeżeli dziś traktujemy temat własnej śmierci z całą szczerością i odwagą, to jednak rodzi się pytanie: Czy możemy sobie zapewnić odwagę i pogodę ducha w chwili umierania? Czy możemy przewidzieć, że w chwili śmierci potrafimy w taki sposób zaufać Bogu, iż własną śmiercią damy przykład wiary swoim najbliższym? Z pewnością nie możemy sobie zapewnić takiej postawy wobec śmierci na przyszłość. Nikt z nas nie może postanowić, w jaki sposób będzie umierał. Nie możemy przewidzieć, w jakiej sytuacji i w jakim nastroju ducha zastanie nas nasza śmierć. Jak nie od nas zależał czas, miejsce i sposób przyjścia na świat, tak również nie od nas będzie zależał czas, miejsce i rodzaj śmierci. Śmierć Jezusa była trudna. Jej czas, miejsce i sposób wyznaczył Mu Jego Ojciec. I choć była to śmierć trudna, to jednak była to najpiękniejsza śmierć — ponieważ była przyjęta w całkowitym pojednaniu z ludźmi i w całkowitym zaufaniu swojemu Ojcu. Modlitwa Jezusa na krzyżu: Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią, oraz Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23, 34. 46) objawia nam piękno śmierci Jezusa.

I choć nie możemy przewidzieć czasu, miejsca i sposobu umierania, to jednak — jak Jezus w Ogrójcu — możemy się modlić o dobrą śmierć. Chrześcijanin powinien modlić się nie tylko o dobre życie, ale także o dobrą śmierć dla siebie i swoich bliskich. W przeszłości, która traktowała śmierć w sposób bardziej naturalny, spokojny i z pewnością mniej neurotyczny niż dzisiaj, istniały bractwa dobrej śmierci. Św. Barbara oraz św. Józef, a zwłaszcza Najświętsza Maryia Panna, byli uważani w Kościele za szczególnych patronów dobrej śmierci. Zauważmy, iż zachwycamy się i podziwiamy cuda różnych uzdrowień, np. cuda, jakie mają miejsce w różnych sanktuariach maryjnych. Niektóre ruchy kościelne bardzo też koncentrują się na cudzie uzdrowienia. Ale wszystkie te cuda są zawsze przejściowe, ponieważ ich skutki kończą się ze śmiercią człowieka, tak jak cud wskrzeszenia Łazarza zakończył się z chwilą jego śmierci. Wydaje się, iż o wiele większym cudem dla człowieka jest dobra i piękna śmierć. Stwierdzenie to może wydać się dziwne, a jednak... Cud pięknej i dobrej śmierci utrwala na wieki owoce całego naszego życia. Jednoczy nas na zawsze z Bogiem. Czyni nas na wieki dziećmi Ojca niebieskiego, braćmi Jezusa Chrystusa, świątyniami Ducha Świętego. To właśnie dzięki dobrej śmierci, zostaje zachowane na wieki całe nasze życie: także nasze ciało, które powstanie do życia.

Konstytucje Towarzystwa Jezusowego napisane przez św. Ignacego zobowiązują jezuitę, aby w chorobie i śmierci dał zbudowanie innym, aby uwielbił Boga także swoją śmiercią. Ten piękny tekst może być pomocą nie tylko dla członków Towarzystwa Jezusowego, ale także dla wszystkich, którzy korzystają z Ćwiczeń duchownych: Jak w ciągu całego życia, tak tym bardziej w obliczu śmierci powinien każdy członek Towarzystwa starać się najusilniej, aby Bóg i Pan nasz Jezus Chrystus był w nim uwielbiony, a Jego upodobanie spełniło się w nim. Winien ponadto budować innych przynajmniej przykładem cierpliwości i męstwa, żywą wiarą, nadzieją i miłością tych dóbr wiekuistych, które nam wysłużył Chrystus Pan i zdobył niezrównanymi trudami swego życia doczesnego i śmierci. A ponieważ bardzo często choroba jest tego rodzaju, że w dużym stopniu utrudnia korzystanie z władz umysłowych, a przejście z życia doczesnego do wiecznego jest takie, że ataki szatana bywają groźne — niesłychanie zaś ważne jest, żeby im nie ulec — wtedy potrzebna jest pomoc miłości braterskiej.

Na zakończenie medytacji chciejmy powierzyć Bogu całe nasze życie, a wraz z nim — jako jego integralną część — także naszą śmierć. Prośmy, abyśmy mogli w chwili śmierci doświadczyć pomocy miłości braterskiej, opieki i wstawiennictwa Matki Najświętszej, św. Józefa oraz naszego Patrona. Prośmy, aby stopniowo budziło się w nas głębokie pragnienie, by naszą własną śmiercią uwielbić Boga i dać przykład swoim braciom zaufania i wiary. Prośmy też o większą wrażliwość na ludzi zbliżających się do śmierci. A jeżeli Opatrzność pozwoli nam być przy śmierci jakiejś osoby, prośmy, abyśmy byli dla niej pomocą w jej przejściu do Ojca.

Na zakończenie rozważań wsłuchajmy się jeszcze w świadectwo dojrzałego przygotowania na własną śmierć pozostawione nam przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus, która umierała mając zaledwie dwadzieścia cztery lata: Po ziemskim wygnaniu czeka mnie radość mieszkania z Tobą w Ojczyźnie niebieskiej. Nie chcę jednak gromadzić zasług dla Nieba, ale chcę pracować jedynie dla Twojej Miłości ku Tobie: aby Tobie, o Boże, sprawić radość, aby przynieść pociechę Boskiemu Sercu Twemu, aby Ci pozyskiwać dusze, które Cię wiecznie będą miłować.

schyłku życia stanę przed Tobą, o Panie, z próżnymi rękami, gdyż nie proszę, abyś policzył uczynki moje... Wszystkie nasze dobre czyny mają skazy w oczach Twoich! Pragnę więc przyodziać Twoją własną Sprawiedliwość i z łaski Twej Miłości dostąpić wiecznego posiadania Ciebie. Nie chcę innej chwały, innej Korony, tylko Ciebie, o mój Umiłowany! Dla Ciebie, Panie, czas jest niczym, jeden dzień jest jak lat tysiąc. W jednej chwili możesz mnie przygotować na godne stawienie się przed Tobą.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XVI. ZAPROSZENIE NA ŁAMANIE CHLEBA XVIII. KONTEMPLACJA O MIŁOŚCI
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz