Łagry -- za "Fatimę"
VIII. W Nowosybirsku

 

 

Szukając wspólnot katolickich znalazłem się w Nowosybirsku -- mieście uczonych. Na początku zebrało się tam tylko dziesięcioro katolików. Powiedziałem im, że jeśli będzie około 250 osób, to będę do was dojeżdżał, a może nawet osiedlę się w Nowosybirsku. Następnie pojechałem do Omska, Tomska i Czelabińska. W każdym z tych miast zorganizowałem małe parafie. Poleciłem też ludziom, by starali się o ich rejestrację, a także pomyśleli o budowie chociaż niewielkich kościółków.

 

Czy poprzestałeś na obsłudze tylko katolików w tych miastach?

Nie. Uświadomiłem sobie, że w różnych zakątkach tego rejonu byłego ZSRR, mogą być katolicy, do których nikt nie dojeżdża i są opuszczeni, jak to się mówi "przez Boga i ludzi". Dlatego rzuciłem się w objazd miast, w których mogli żyć katolicy. W ciągu pół roku objechałem główne punkty Powołża, Krasnojarska i Kaukazu, Uralu, Syberii, Kazachstanu, Krasnojarskiego Kraju aż do Bajkału włącznie. Przez siedem miesięcy byłem w 93 punktach. Kiedy już wracałem na parafię do Nowosybirska miałem za sobą przejechanych 78 tys. km. Czyli objechałem dwa razy kulę ziemską dookoła. Latałem samolotami, jeździłem pociągami. Pociągami dlatego, by KGB nie wpadło zbyt łatwo na mój ślad. Kupując bilet na samolot, trzeba było pokazywać dowód osobisty, a ułatwiłoby zlokalizowanie mnie. W końcu jednak kagiebiści wpadli na mój trop i musiałem się do nich zgłosić. Pytali: Co robię i gdzie przebywam? Odpowiedziałem, że w Nowosybirsku, gdzie utworzyłem parafię.

 

Co było dalej?

Po wszystkich wojażach pojechałem jeszcze do Duszambe. Tam na stałe przybył ksiądz z Litwy. W jedną niedzielę, w sposób uroczysty, przekazałem mu parafię. Nabożeństwo trwało pół dnia. Żegnałem się ze wszystkimi długo i serdecznie. Na to moje pożegnanie przyszła cała tamtejsza władza, łącznie z kagiebistami, by zobaczyć, czy będę odprawiał Mszę świętą. Rozmawiając z nimi po nabożeństwie, poprosiłem ich, by dali mi zaświadczenie, że tu przez pięć lat służyłem ludziom, że między nami nie było zatargów i wszystko układało się dobrze. Na moją prośbę oni wzruszyli ramionami i powiedzieli, że takiej "sprawki" (zaświadczenia) nie otrzymam. Wtedy ich zaszokowałem. -- Skoro nie chcecie mi dać zaświadczenia, to nie wyjadę stąd i każdego dnia będę odprawiał Mszę świętą. Możecie mnie wsadzić do więzienia, zesłać na Sybir, do łagru, a nawet zastrzelić. W końcu wydali mi takie zaświadczenie, że byłem lojalnym człowiekiem wobec władzy i dobrze pracowałem jako ksiądz. Zaświadczenie takie było potrzebne do zatwierdzenia mnie na stanowisku duszpasterza przez władze w Nowosybirsku. Gdy przyjechałem do Nowosybirska i pokazałem im owo zaświadczenie, ci natychmiast mnie zatwierdzili. Dzwonili do wszystkich swoich instytucji milicyjno- administracyjnych, że to "nasz" człowiek, ale już po dziesięciu dniach zaczęli kręcić głową. Dochodziły ich bowiem słuchy, że ze mnie nie lada gagatek. Wydawszy jednak pozwolenie na pracę duszpasterską, musieli mnie znosić. Niemniej jednak zaczęli badać, kto zorganizował ludzi, którzy utworzyli parafię w Nowosybirsku i punkty duszpasterskie w wielu innych miastach. Wzywali w tej sprawie rożnych ludzi, także prawosławnych.

 

Jak zareagowałeś na te poczynania władz? Czy bardzo cię to niepokoiło?

Nie zwracałem na to uwagi. Byłem już zaprawiony w boju, a także zdecydowany na wszystko. Szybko znalazłem dom przy placu centralnym i nawet przepłaciwszy, kupiłem go. Tu zrobiliśmy kaplicę, a później obok wybudowano kościół, który jest pewnego rodzaju pomnikiem ówczesnych zmagań.

 

Czy zdawałeś sobie sprawę z tego, że zbierają się nad tobą chmury?

Wiedziałem, że mogę być aresztowany. Wprawdzie w Nowosybirsku w zasadzie siedziałem spokojnie i nie robiłem niczego, co mogło denerwować władze, niemniej jednak słuchy, jakie mnie dochodziły, wskazywały na to, że zostanę aresztowany. Aresztowano już Aleksandra, tego od wspólnot ekumenicznych i Zosię Bielak z Żytomierza, o której mówiono, że jest moją wychowanką i sprowadziłem ją na "złe drogi". Czekałem więc na moją kolejkę. Początkowo byłem zdenerwowany, ale później dużo się modliłem i wrócił spokój. Prosiłem Boga, by przewidywany areszt i łagry były moją czwartą parafią. Pierwszą był Żytomierz, drugą Duszambe, a trzecią Nowosybirsk. Przygotowałem na to też ludzi. Rozsyłałem wieści, tam gdzie docierałem z pracą duszpasterską, żeby nie wierzyli, jeżeli KGB zrobi ze mnie pijaka, rozpustnika, czy złodzieja. Nowosybirszczanom mówiłem, że nawet gdy mnie zabraknie, powinniście wybudować kościół i starać się o księdza, by KGB nie rozpędziło parafii. Kupiłem i zwiozłem dużo materiału na kościół. Potrzeba nam było dwóch lat na jego wykończenie. Dwukrotnie powiedziałem też z ambony, że tak jak moją uczennicę zaaresztowano, to i mnie spotka podobny los. Kolej przychodzi na mnie. Zarówno Zosia jak i ja stanęliśmy wobec wyboru: wolność czy ofiara za Kościół. Ona wybrała ofiarę, ja także ją wybiorę. Z woli Boga nadchodził "mój czas". Trzeba będzie przejść nową próbę -- doświadczyć procesu sądowego i życia w łagrze. Przewidywałem, że skażą na dziesięć lat. Łudziłem się jednak, że mnie nie aresztują do Nowego Roku. Stało się jednak inaczej.

 

 
VII. W TADŻYKISTANIE IX. ARESZTOWANIE


początek strony
© 1996-1997 Mateusz