Przewodnik dla zniechęconych...
Ł A M A N I E   C H L E B A :   R O Z D Z I A Ł   I I
EWOLUCJA W LITURGII

 

Początki mszy św. jako ofiary toną w mrokach historii rodzaju ludzkiego. W początkowych księgach Starego Testamentu czytamy o ofiarach Abla, Kaina, Noego i Abrahama. Składane były one przeważnie na szczytach górskich, a ołtarze budowane w prosty sposób z kamienia. Wędrując po polskich, słowackich, rumuńskich czy bułgarskich górach z młodzieżą akademicką, nieraz przeprowadzałem błyskawiczny test liturgiczny: "gdzie postawimy ołtarz?" Młodzi trochę bezradnie rozglądali się wokoło. W pobliżu nie ma żadnej chaty ani szałasu, tylko trochę łąki i lasu, wszędzie góry. Po chwili namysłu budowaliśmy ołtarz dla Pana właśnie z głazów i kamieni. Na tych kamieniach kładziono biały korporał, kielich z winem i chleb. Przez te kamienie łączyliśmy się z naszą prehistorią. A przy tym młodzi uczyli się, że na każdym dosłownie miejscu, za pomocą kilku prostych ruchów można ustawić przybytek Pański. Zdobywano świadomość, iż każde miejsce może być święte. Ze współczuciem obserwuję duszpasterzy dźwigających w plecaku jakieś deszczułki. Z takiego materiału składają niektórzy pozbawieni wyobraźni ołtarz polowy. Jest on niesłychanie praktyczny. Ale tylko tyle. Za grosz estetyki i wyczucia, że w terenie nie powinno być niczego sztucznego, że trzeba wtopić się w otoczenie, by osiągnąć jedność z naturą, w konsekwencji ze Stwórcą. Przy tym uczestnicy polowej mszy św. tracą możliwość własnego, osobistego wkładu w przygotowanie ołtarza. Przy tworzeniu miejsca sakralnego staramy się nie niszczyć naturalnego środowiska. A przecież ile daje twórczej satysfakcji, gdy młodzi na godzinę przed rozpoczęciem Ofiary chodzą po lesie, medytują nad kształtem ołtarza. Mają zdrową ambicję, aby każdego następnego dnia ołtarz był piękniejszy. Chłopców pochłania głównie konstrukcja, dziewczyny szukają kwiatów. Nie zapomnę nigdy ołtarza na spływie kajakowym. Kajak-"ołtarz" wyciągnięty na brzeg jeziora, wymyty, podwyższony i ozdobiony miał jako oparcie duży krzyż, oczywiście z wioseł. Były to elementy w tym terenie sztuczne, ale dla płynących całymi dniami na "łajbach" tworzyły atmosferę bliskości i naturalności. Najbardziej wzruszało na krzyżu wioślarskim serce z czerwonych poziomek, pozbieranych przez pomysłowe studentki. W palącym słońcu tuż przed konsekracją zaczęło kapać krwawymi kroplami. Przypominało serce krwawiące na krzyżu ofiarnym. Szczytem inicjatywy liturgicznej była msza św. w nocy na środku wielkiego jeziora. Aby oświetlić ołtarz młodzi uczestnicy wycieczki skonstruowali małą tratwę, a na niej rozpalili ognisko. Msza św. na ciemnej wodzie, pod roziskrzonym niebem, w blasku płonącego ognia, to nie tylko przeżycie na zawsze, ale i poczucie wspólnoty, która napracowała się przy przygotowaniu Eucharystii i mogła wykazać się spontanicznymi pomysłami. Tacy współtwórcy liturgii zupełnie inaczej ją przeżywają. W momencie tworzenia ołtarza liturgia już się rozpoczyna. Paradoks: liturgia przed liturgią! Nasi przodkowie, budując w zmęczeniu i wysiłku kamienne ołtarze, przeżywali chyba coś podobnego. Jak bliska jest naszym dniom prehistoria!

Zawsze jednak znacznie ważniejsze od kamieni, czyli materiału konstrukcyjnego, było to, co składano na ołtarzu. Abraham miał złożyć jako ofiarę swego syna Izaaka. W ostatniej chwili, wskutek interwencji miłosierdzia Bożego, nastąpiła zamiana na ofiarnego baranka. Baranek jest niezwykle ważnym symbolem; jako znak Chrystusa poprzez dzieje Starego Testamentu doprowadzi nas do ofiary Baranka Bożego, tzn. mszy św. Stary Testament znał trzy rodzaje krwawych ofiar:

-- całopalne, w czasie których zabijano i palono całe zwierzę -- baranka. Miały charakter błagalny, składano je codziennie rano i wieczorem;  

-- dziękczynne: palono na ołtarzu tylko tłuste części ofiary, a resztę spożywano w czasie uczty. Organizował ją ofiarodawca w przybytku świątynnym;

-- ekspiacyjne: palono jedynie część żertwy, resztę spożywano. Składano je za grzechy.

W rytuale składania ofiar ważną chwilą była uczta ofiarna. Symbolizowała ona utożsamianie człowieka z żertwą, a przez to wejście w bliższy kontakt z samym Bogiem.

Na tym tle łatwiej będzie nam zrozumieć ucztę paschalną, która już jest bliska mszy św. Sam wyraz pascha (z języka aramejskiego) oznacza dosłownie "przejście". Czyje przejście? Nie da się tego wyjaśnić bez wniknięcia nieco w historię narodu izraelskiego.

Po czasach Abrahama Żydzi znaleźli się w Egipcie. Początkowo powodziło im się tam zupełnie dobrze. Jednak mniej więcej około 1300 lat przed Chrystusem, i nie bez własnej winy, Izraelici znaleźli się pod presją nieludzkiego terroru. W pierwszych dwóch rozdziałach Księgi Wyjścia w ten sposób opisano prototyp współczesnych obozów koncentracyjnych: "ustanowiono nad ludem izraelskim przełożonych robót publicznych, aby go uciskali ciężkimi pracami. Egipcjanie nielitościwie zmuszali synów Izraela do ciężkich prac i uprzykrzali im życie przez uciążliwą pracę przy glinie i cegle oraz przez różne prace na polu. Do tych wszystkich prac przymuszano ich nielitościwie". Dodać należy do tego groźbę eksterminacji poprzez nakaz faraona mordowania wszystkich niemowląt żydowskich płci męskiej, a będziemy mieli obraz prawdziwej niewoli. Wyzwolenie nastąpiło dzięki Mojżeszowi, któremu Bóg powierzył misję wyprowadzenia narodu z Egiptu. Prześladowcy nie mieli ochoty pozbawić się bezpłatnej siły roboczej, więc Bóg postanowił dopomóc w wyzwoleniu wybranego narodu: na opornych Egipcjan zaczęły spadać klęski -- plagi zsyłane przez Jahwe. Ostatnia plaga, najbardziej radykalna, wpłynęła na decyzję uwolnienia Izraelitów. W tym momencie zbliżamy się do tajemniczego wyrazu pascha. Bóg oświadczył, że PRZEJDZIE w nocy przez Egipt. Nie było to takie zwyczajne "przejście". Pierwsza pascha zostawiła po sobie krew i krzyk mordowanych. Posłuchajmy, co o tym zdarzeniu mówi samo Objawienie:

"Pan powiedział do Mojżesza i Aarona w ziemi egipskiej: Miesiąc ten będzie dla was początkiem miesięcy, będzie pierwszym miesiącem roku! Powiedzcie całemu zgromadzeniu Izraela tak: Dziesiątego dnia tego miesiąca niech się każdy postara o baranka dla rodziny, o baranka dla domu. Jeśliby zaś rodzina była za mała do spożycia baranka, to niech się postara o niego razem ze swym sąsiadem (...) Baranek będzie bez skazy, samiec, jednoroczny (...) Będziecie go strzec aż do czternastego dnia tego miesiąca, a wtedy zabije go całe zgromadzenie Izraela o zmierzchu. I wezmą krew baranka i pokropią nią odrzwia i progi domu, w którym będą go spożywać (...) Spożywać będziecie pośpiesznie, gdyż jest to PASCHA na cześć Pana. Tej nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła (...) Krew będzie wam służyła do oznaczenia domów, w których będziecie przebywać. Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdyż będę karał ziemię egipską" (Wj 12,1n).

Znakiem wyzwolenia była zatem krew baranka. Ten baranek jest, jak to się określa w języku liturgicznym, tzw. typem. Przez typy, często występujące w Starym Testamencie, rozumie się osobę, przedmiot lub wydarzenie biblijne, które są zapowiedzią przyszłych rzeczywistości: osób, przedmiotów lub zdarzeń. Baranek nocy paschalnej jest właśnie typem innego Baranka, który przeleje swą krew na krzyżu, aby odkupić grzechy ludzkości. Prorok Izajasz w ten sposób zapowiadał Chrystusa: "Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich. Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego" (53,7.10). Proroka Izajasza dobrze znał poprzednik Chrystusa -- Jan Chrzciciel. Pod wpływem światła Ducha Świętego, zobaczywszy Jezusa nad brzegiem Jordanu, zawołał: "Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata" (J 1,29). Warto okrzyk znad Jordanu zapamiętać, bo on zostanie powtórzony nieomal dosłownie w każdej mszy św. W ten sposób zarysowuje się już jedna linia genezy naszej współczesnej liturgii. Przez baranka, wyzwalającego z niewoli egipskiej, aż do Baranka Bożego, zbawiającego od grzechu.

Drugą linią będzie sama uczta paschalna. Odbyła się ona nie tylko w nocy wyzwolenia z Egiptu, ale powtarza się rokrocznie. Stało się to z nakazu samego Boga: "Dzień ten będzie dla was dniem pamiętnym i obchodzić go będziecie jako święto dla uczczenia Pana. Po wszystkie pokolenia w tym dniu świętować będziecie na zawsze" (Wj 12,14). Obchód paschy starotestamentowej uległ z biegiem czasu modyfikacjom. Zaczął obejmować cały tydzień. Ze względu na to, że wolno było w czasie tego największego święta spożywać tylko chleb niekwaszony, nazwano je Świętem Przaśników. Jednak centralnym momentem pozostała wieczerza paschalna. Obchodzono ją czternastego dnia miesiąca Nisan. Ponieważ Chrystus przed męką spożył ze swoimi uczniami wieczerzę Paschy i z niej narodziła się msza św., dlatego konieczne jest zapoznanie się z tym żydowskim obrzędem.

Wieczorem czternastego dnia miesiąca Nisan rodzina izraelska zbierała się wokół upieczonego baranka. Uczestnicy zajmowali pozycje półleżące. Opierali się na lewym łokciu, prawą zaś brali pokarmy. Ojciec rodziny -- przewodniczący liturgii -- podawał kielich wina zmieszanego z wodą. Warto zwrócić uwagę na te szczegóły. W czasie mszy św. jest również kielich z winem i kilkoma kroplami wody. I w czasie przygotowania darów ofiarnych tekst naszej modlitwy jest bliski słowom, wypowiadanym przez ojca rodziny. Podając kielich, mówił on: "Błogosławiony jesteś, Panie Boże nasz, któryś stworzył owoc winnej latorośli". Na stole biesiadnym oprócz baranka leżały gorzkie zioła, przaśne chleby (hostia we mszy św. jest przygotowana z przaśnego ciasta) i masa, przyrządzona z rozmaitych owoców. W tej właśnie masie ojciec rodziny maczał zioła i błogosławiąc Boga za stworzenie owoców ziemi, podawał je współbiesiadnikom do spożycia. Wieczerza nie była monotonną ceremonią. Do rytuału wieczerzy należał dialog: pytanie najmłodszego biesiadnika o sens ceremonii i szczegółowe wyjaśnienie. Baranek ma przypominać baranka z nocy wyzwolenia. Chleby przaśne -- nie podlegające zakwaszeniu, które wymaga dłuższego procesu fermentacyjnego -- mają sugerować konieczność szybkiego wyjścia z niewoli. Wreszcie, gorycz ziół upamiętnia gorycz niewoli. W czasie śpiewu psalmów pito po raz drugi z kielicha. Następnie chleby przaśne były łamane przez seniora i po błogosławieństwie i umaczaniu w ziołach podawane uczestnikom. Łamanie chleba, rozdawanie... ileż tu analogii z Ofiarą bezkrwawą! Inaczej widzi się teraz Judasza, który otrzymał przed zdradą umoczony kęs. Dzielono również baranka i każdy otrzymywał swoją część. Po spożyciu pito trzeci kielich, zwany kielichem błogosławieństwa. W nastroju wdzięczności i radości śpiewano psalmy i hymny. Wieczerzę kończył czwarty kielich.

Tak jak baranek paschalny był typem, tak i wieczerza paschalna stanowiła typ naszej współczesnej liturgii. Chrystus w gronie Apostołów spożył wieczerzę paschalną według rytuału żydowskiego. W czasie tej uczty dokonał jednak szeregu zmian; a nawet tuż przed przystąpieniem do Ostatniej Wieczerzy Mistrz wprowadził pewne novum: zgodnie z rytuałem paschalnym na początku wieczerzy myto ręce. Chrystus zaś umył także nogi Apostołom. Dlatego w skład ceremonii wielkoczwartkowych wchodzi obrzęd umywania nóg przed wieczerzą liturgiczną. Izraelici chodzili boso, stąd ich nogi były brudne. I nad takimi nogami pochylił się Jezus. Służąc, wprowadził nastrój braterstwa i rozrzewnienia. Może więc przed każdą liturgią, powtórzeniem Ostatniej Wieczerzy, warto sprowokować atmosferę braterstwa? Jak to zrobić, aby to było autentycznie spontaniczne i niekrępujące? Przecież nie można tłumom myć nóg, co więc uczynić, by przełamać bariery obcości, wyrastające przed każdą mszą św.?

Zachowując pewien dyskretny dystans wobec Tajemnicy, która po obmyciu dokonała się w Wieczerniku, przytoczmy słowa relacji św. Łukasza z dokonania przez Jezusa ISTOTNEJ zmiany w ceremonii uczty paschalnej.

"A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę, aż spełni się w królestwie Bożym. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie rzekł: Weźcie go i podzielcie między siebie; albowiem powiadam wam, odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż przyjdzie królestwo Boże. Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie, połamał go i podał mówiąc: TO JEST CIAŁO MOJE, KTÓRE ZA WAS BĘDZIE WYDANE, to czyńcie na moją pamiątkę! Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: TEN KIELICH TO NOWE PRZYMIERZE WE KRWI MOJEJ, KTÓRA ZA WAS BĘDZIE WYLANA" (Łk 22,14-20).

To chyba zrozumiałe, że słowa dokonujące cudownej przemiany i będące istotną zmianą charakteru wieczerzy paschalnej wyróżniono czcionką drukarską. Słowa, przeistaczające chleb w Ciało, a wino w Krew, krzyczą męką. Ona dokonała się za kilkanaście godzin w Wielki Piątek, ale rozpoczęła się w Wieczerniku. To znaczy, że Wieczerza była OFIARĄ. Na krzyżu krwawą, a w Wieczerniku bez jej przelewania, krew pod postacią wina. W uczcie paschalnej zawarte były tylko sygnały zapowiadające: tylko wino i tylko baranek.

Ostatnia Wieczerza nie skończyła się. Jezus polecił swoim uczniom: "To czyńcie na moją pamiątkę!" (Łk 22,19) To samo, co On uczynił w Wieczerniku. I dokonuje się to na całym świecie, na wszystkich ołtarzach. Nie tylko obrzęd, pamiątka, wspomnienie historyczne, ale to samo, to znaczy mówiąc precyzyjnym językiem teologicznym uobecnianie się ofiary Wieczernika i Krzyża. Co znaczy "uobecnianie"? Dotykamy wielkiej tajemnicy wiary, dlatego niezmiernie trudno jest wyjaśnić, na czym ono polega.

Najważniejszą przeszkodą w myśleniu o mszy św. jest fakt naszego bytowania w czasie. Ostatnia Wieczerza "odbyła się", "my jesteśmy" na mszy św. i za tydzień "pójdziemy" znowu na liturgię. Występują tu aż trzy czasy, wskazujące na zjawisko przemijania. W "sferze", w której "przebywa" zmartwychwstały i uwielbiony Chrystus, nie ma kategorii czasu. Pan Bóg nie jest poddany wpływowi czasu. Gdyby tak nie było, wówczas Wszechmocny czekałby, co Mu przyniesie przyszłość. Bóg żyje w wieczności, to znaczy w tym, co teologia określa jako stale trwające TERAZ. Dla nas to, co się dokonało w Wieczerniku, dawno już minęło, stało się przeszłością, ale istnieje w niezmiennie wszystko ogarniającym Bożym "teraz". Otóż z tego "teraz" Bóg swą wszechmocą "przekazuje" nam fakty, które dla nas są przeszłością. To właśnie znaczy "uobecnianie", czyli to, o czym mówi nauka Kościoła, że we mszy św. w sposób sakramentalny uobecnia się całe dzieło zbawienia: Męka, Śmierć, Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie Chrystusa. Zdaję sobie sprawę, że wszystko, co mówię o tajemnicy mszy św., nie jest jasne, ale staram się nieco przybliżyć tajemnice wiary współczesnemu człowiekowi. Może więc łatwiejsze od pozytywnego wyjaśniania, czym jest msza św., byłoby stwierdzenie negatywne -- czym msza św. nie jest. Nie jest ona nową ofiarą. Istnieje tylko jedna, jedyna ofiara Nowego Testamentu: ofiara Chrystusa złożona na krzyżu (por. Rz 6,9 i Hbr 10,12). Msza św. również nie jest historycznym przypomnieniem ofiary krzyżowej, jest bowiem autentyczną ofiarą, identycznie tą samą ofiarą krzyża. Język liturgii jest często bardziej komunikatywny niż język suchej teologii. Trzecia modlitwa eucharystyczna prosto wyraża tajemnicę wiary: "Wejrzyj, prosimy, na ofiarę Twojego Kościoła, uznaj, że jest to ta sama ofiara, przez którą nas chciałeś pojednać ze sobą". Sposób wyrażania się liturgii w zwięzłości i jasności jest podobny do stylu Pisma Świętego. W Nowym Testamencie w Dziejach Apostolskich znajduje się pierwsze określenie mszy św. W pierwszych wiekach nie nazywano jej "bezkrwawą ofiarą", "Wieczerzą Pańską", "Eucharystią" czy "liturgią"; mówiono po prostu: ŁAMANIE CHLEBA. Ludzie pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej "codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca" (Dz 2,46). Po zawiłościach teologicznych, jakże orzeźwiające w swej prostocie są stwierdzenia Objawienia. Warto wrócić do określenia "łamanie chleba", wyrażającego egzystencjalnie podstawowe funkcje Ofiary Chrystusowej: karmienie, łamanie chleba, znacznie więcej przekazuje głębokiej treści niż niewiele znaczące a tradycyjne określenie: "msza św." Może w ten sposób przeszłoby w nasze skomplikowane czasy nieco ducha prostoty i żaru pierwszych wyznawców Chrystusa?

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
CZY MOŻNA UNIKNĄĆ ZNUDZENIA MSZĄ ŚWIĘTĄ? KULTURA MODLITWY

początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz