Jacques Maritain

2. O właściwe zrozumienie Soboru

Podczas naszego pierwszego spotkania poświęconego Maritain'owi mówiliśmy o roli, jaką odegrał on w przygotowaniu ostatniego Soboru. Wydawać by się mogło, że zapoczątkowana przez Sobór i trwająca nieustannie odnowa Kościoła, powinna napełnić go spokojem i radością, dać mu głębokie przekonanie, że oto spełnił to, co miał do spełnienia, bieg ukończył, wiary ustrzegł. Niestety, ostatnie lata życia Maritain×a wcale nie były spokojne. Odnowa posoborowa nie przebiegała zgodnie z jego wizją.

Krótko mówiąc, Maritain nie tak wyobrażał sobie świat i miejsce Kościoła w świecie. Sprawy po Soborze nie potoczyły się tak, jak tego pragnął, a przynajmniej w znacznej mierze nie tak! Dożywając swoich dni we wspólnocie Małych Braci od Jezusa, w Tuluzie, Maritain po raz ostatni sięga po pióro. Ponad osiemdziesięcioletni myśliciel znów chce dać świadectwo swojej wierze, zabierając głos w sprawach najważniejszych: Bóg, świat, Kościół, wiara, nauka, prawda - oto tematy jego ostatniej książki. Dlaczego zdecydował się na jej napisanie? Dlatego, że w jego najgłębszym przekonaniu nauczanie Drugiego Soboru Watykańskiego nie przez wszystkich chrześcijan zostało właściwie zrozumiane, co więcej - wielu z nich odczytuje dokumenty soborowe z gruntu fałszywie. Właśnie dlatego Maritain decyduje się na jeszcze jedną wypowiedź, jeszcze jedno słowo, tym razem ostatnie, a więc w jakimś sensie także ostateczne. Kiedy zaś mówi się po raz ostatni, mówi się wprost, jasno i dobitnie, by nie pozostawić wątpliwości. Mówi się odważnie, nie odmierzając słów po aptekarsku w obawie przed krytyką, niechęcią, czy obojętnym milczeniem. Nie, tym razem Maritain nie zamierzał zwracać uwagi na subtelność i wyrafinowanie stylu. Właśnie dlatego zatytułował swoją ostatnią książkę Wieśniak znad Garonny.

W tym miejscu należy się naszym czytelnikom drobne wyjaśnienie. W języku francuskim istnieje powiedzenie wieśniak znad Dunaju. Oznacza ono człowieka, który nazywa rzeczy po imieniu, mówi jasno i odważnie, a kiedy wymagają tego okoliczności potrafi także mówić twardo. W języku polskim mówimy o kimś takim, że mówi prosto z mostu lub że nie owija w bawełnę. Sens obu powiedzeń jest mniej więcej taki sam. Właśnie taką postawę miał na myśli Maritain, nazywając siebie wieśniakiem znad Garonny. Skąd jednak w tytule jego książki zamiast Dunaju pojawia się Garonna? Odpowiedź jest prosta: Garonna to rzeka, która przepływa przez Tuluzę, miasto, w którym filozof francuski przebywał przez ostatnie lata swego życia.

A zatem mamy przed sobą książkę napisaną przez wieśniaka znad Garonny. O czym jest ta książka? Jednym słowem, opisuje ona bezdroża, na które weszło wielu chrześcijan po ostatnim Soborze oraz wskazuje na drogi wyjścia z kryzysu. Siłą rzeczy, książka dotyczy przede wszystkim Kościoła w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych. Warto o tym pamiętać, gdyż wiele spraw potoczyło się tam inaczej niż w Polsce.

Kiedy wszyscy zaczynają poddawać w wątpliwość takie rzeczy jak dobro i zło, obowiązek moralny, sprawiedliwość, prawo, prawdę, a nawet podstawowe zasady myślenia i zdrowego rozsądku, to znaczy, że wszyscy powoli tracimy głowę. Współcześni ludzie stają się podobni do zwierząt, które tracą instynkt; do pszczół, które przestają produkować miód, do pingwinów czy albatrosów, które przestają budować gniazda. Błędne zrozumienie ducha ostatniego Soboru doprowadziło wielu naszych braci do negowania podstawowych zasad, na których opiera się gmach naszej wiary. Namnożyło się tak zwanych filozofów i myślicieli, a każdy z nich przedstawia swoją własną doktrynę, nazywając ją jedynie prawdziwą. Zresztą, doszło nawet do tego, że głównym zajęciem wielu współczesnych myślicieli stało się nie tyle przedstawianie własnych poglądów, co niszczenie poglądów innych osób. W ten sposób nie wiadomo już, z czym powinniśmy się zgadzać, natomiast wiadomo, co powinniśmy odrzucić. A ponieważ wszyscy krytykują wszystkich, okazuje się, że najbardziej właściwą postawą byłoby odrzucenie wszystkiego. We współczesnej myśli taki stan nazywa się postmodernizmem.

Nie ma już jednej pewnej prawdy, na której można byłoby się oprzeć. Na jej miejsce pojawiły się setki prawd czy raczej półprawd, wzajemnie sprzecznych i skłóconych.

 

 

3. Na kolanach przed światem


początek strony
© 1996-1997 Mateusz