Jacques Maritain

6. Chrześcijanin wobec innych

Ostatnio, przypatrując się wraz z wieśniakiem znad Garonny współczesnym ludziom, powiedzieliśmy, że nie wszyscy oni są chrześcijanami. Być może w krajach katolickich, takich jak Włochy, Polska, czy Hiszpania, nie spotyka się na co dzień wielu wyznawców innych religii, lecz gdy tylko opuścimy Europę, natychmiast stajemy twarzą w twarz z różnorodnością wyznań i okazuje się, że w wielu krajach chrześcijanie pozostają w mniejszości. Prawdę mówiąc, nawet w społeczeństwie katolickim, takim jak nasze, wielu ludzi nie podziela ideałów ewangelicznych. Żyją oni własnym życiem i wcale nie uważają, by było ono gorsze od naszego. Trudno wyobrazić sobie sytuację zupełnego odizolowania chrześcijan od nie-chrześcijan. Nawet w odległych czasach średniowiecza, gdy sprawy religii odgrywały o wiele większą rolę w życiu politycznym, a często były wręcz przyczyną jawnych podziałów i wojen, otóż nawet wtedy chrześcijanie potrafili żyć u boku muzułmanów, czy Żydzi u boku chrześcijan. Tym bardziej dziś, gdy kraje i narody zbliżają się do siebie, trudno wyobrazić sobie sytuację, w której jako chrześcijanie byśmy się nie kontaktowali z ludźmi innych wyznań czy z niewierzącymi. Lecz jak powinny wyglądać te kontakty? Co mamy robić, by otworzyć się na innych i nie utracić naszej wiary. Oto co proponuje na Maritain.

Po pierwsze powinniśmy zdać sobie sprawę, że bardzo wiele rzeczy łączy nas - chrześcijan z ludźmi innych wyznań czy niewierzącymi. Człowieczeństwo jako takie nie jest naszą wyłączną własnością. Wszyscy, niezależnie od religii, stawiamy sobie te same pytania, jesteśmy dziećmi tego samego Boga i mamy przed sobą ten sam cel ostateczny. W życiu codziennym także wiele rzeczy nas łączy. Wieśniak znad Garonny przypomina tu jedną ze swoich podstawowych myśli, tę mianowicie, że pomostem między religiami, miejscem spotkania między wierzącymi i niewierzącymi, jest praktyka życia. Cóż to znaczy? Posłużmy się przykładem. Gdy pali się dom i mieszkańcy w popłochu wybiegają z mieszkań, każdy doskonale wie, że trzeba ugasić pożar. Stłumienie ognia jest rzeczą zasadniczą i rozumie to zarówno chrześcijanin, Żyd i muzułmanin. Przypuśćmy, że to właśnie oni mieszkają w tym płonącym domu. Czyż spotkawszy się na korytarzu będą prowadzili dysputy na tematy religijne, czyż będą uzgadniali podstawowe kwestie wiary? Oczywiście, że nie! Natychmiast jeden z nich chwyci za gaśnicę, drugi za wiadro z wodą, a trzeci za koc i wspólnie ruszą do gaszenia ognia. Razem będą się trudzili, a być może nawet narażali życie, by uratować dom od spłonięcia. Ten obraz pokazuje nam dobrze myśl Maritaina. Są sytuacje, w których zwykła praktyka życia wymaga od nas współpracy z ludźmi, którzy nie wierzą w Chrystusa. Także dziś nie trzeba daleko szukać, by przekonać się, jak prawdziwe są słowa wieśniaka znad Garonny. Wspólne akcje, jakie się podejmuje na całym świecie, czy to w celu uniknięcia wojen, czy złagodzenia cierpienia głodujących, czy wsparcia wygnańców i prześladowanch, pokazują jak bardzo myśl Maritaina oddziaływuje na ludzi. Musimy bowiem wiedzieć, że w większości sytuacji te akcje prowadzone są wspólnie przez ludzi różnych wyznań i różnych światopoglądów. Jest więc cała sfera spraw praktycznych, gdzie jako chrześcijanie nie tylko możemy, ale wręcz powinniśmy współpracować z nie-chrześcijanami. Wymieniliśmy troskę o zachowanie pokoju, o złagodzenie głodu, o poprawę losu uchodźców. Przykłady można by jednak mnożyć. Często samo życie stawia nas w sytuacji, gdy jedynie dzięki współpracy z ludźmi niewierzącymi w Chrystusa możemy wypracować jakieś dobro, czy to dla nas samych, czy to dla całego kraju.

Właśnie w taki sposób Maritain rozumiał praktyczną współpracę wszystkich ludzi dobrej woli. Również pod koniec życia przypominał o konieczności takiego współdziałania. Lecz jest rzeczą ciekawą, że w tym ostatnim okresie zaczął on także wskazywać na inną stronę współpracy z nie-chrześcijanami. Mówiąc krótko, zaczął przestrzegać przed niebezpieczeństwami, jakie mogą się kryć w bliskich kontaktach z nimi. O co konkretnie chodziło wieśniakowi znad Garonny?

Przyglądając się postępowaniu wielu chrześcijan po Soborze, Maritain dostrzegł, że rzucając się wir aktywnej pracy i nawiązując ścisłe kontakty z ludźmi innych wyznań, łatwo zapominają oni o własnej tożsamości. To znaczy, nie bardzo już wiedzą, kim są. Jest trochę tak, jakby trzej bohaterowie naszej opowieści o pożarze, po ugaszeniu ognia usiedli wspólnie do stołu i powiedzieli do siebie wzajemnie: oto wspólnie ugasiliśmy pożar, razem się trudziliśmy, narażaliśmy się na to samo niebezpieczeństwo, wspomagaliśmy się nawzajem, a więc wydaje się, że nie ma między nami żadnych różnic! Jesteśmy takimi samymi ludźmi, czyż to nie wystarczy? Po co jeszcze przywoływać sprawy religijne, które powodują tylko podziały i prowadzą do wzajemnych uprzedzeń! Niektórzy chrześcijanie zachowują się właśnie tak! Zdaniem wieśniaka znad Garonny, jest to tragiczna pomyłka. Co więcej, opisując sytuację, w której traci się korzenie własnej wiary przez chęć upodobnienia się do innych, mówi on o katastrofie. Smutną rzeczą jest zamykanie się we własnej wierze i niekontaktowanie się z ludźmi wierzącymi w sposób odmienny. Lecz jeszcze tragiczniejszą rzeczą jest takie otwarcie, w którym tracimy skarby naszej wiary. Pierwszego nie należy zaniedbywać, lecz drugiego należy się szczerze wystrzegać. Gdy zaś nie można zgodnie współpracować z nie-chrześcijanami lub też pojawia się niebezpieczeństwo, że taka współpraca może osłabić naszą wiarę, wtedy pozostaje modlitwa za naszych braci i nasze siostry, dzieci tego samego Boga, kochającego ich miłością Jezusa Chrystusa.

 

 

7. Osobowa prawda chrześcijaństwa


początek strony
© 1996-1997 Mateusz