www.mateusz.pl/mt/dp

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Czystość

 

 

We współczesnej kulturze masowej króluje pewna tendencja, która stawia seks na piedestale, sprowadzając go do rzędu rekreacji i zabawy. Seksualność kojarzy się niemal wyłącznie ze współżyciem, czyli, by odwołać się do eufemizmu, z namiętnym „kochaniem się”. I w ten sposób, z ludzkiej seksualności żywcem wyrywa się serce, którym jest jej zdolność do wyrażania całej osoby i ludzkiej miłości.

Pierwszą ofiarą tego typu myślenia pada czystość, cnota, która cierpi dzisiaj z powodu fatalnego zawężenia. Wskutek tego, żadna inna cnota nie jest chyba bardziej niezrozumiana, obśmiewana i z resentymentem odrzucana jako przeżytek.

Karol Wojtyła w „Miłości i odpowiedzialności” upatrywał źródeł tego kryzysu w przeakcentowaniu subiektywnego, psychologicznego aspektu miłości, nazywanego fizycznym zauroczeniem i pociągiem. Ale to tylko jedna strona medalu. Umyka gdzieś to, co wydarza się między osobami na głębszym poziomie, czego nie da się wyczuć zmysłami i nagłym skokiem ciśnienia. A chodzi o relację międzyosobową, pełne zaangażowanie się, zakorzenione nie tylko w uczuciach, ale również w ludzkim duchu i przyrzeczonym słowie.

Kościół również po części przyczynił się do stworzenia nieprzychylnej aury wokół czystości, ukazując przez wieki wyższość życia konsekrowanego i kapłaństwa nad małżeństwem, prymat życia duchowego nad świeckim. Jeszcze całkiem niedawno ks. Krzysztof Paczos przekonywał na łamach „Znaku”, że kiedyś „miłość odłączy się mniej lub bardziej od ciała, które w swoim czasie służyło rozmnażaniu”. Seks w małżeństwie jest po prostu „mniejszym” złem. A w „Frondzie” zachęcał, aby małżeństwa rezygnowały z dzieci, ponieważ współżycie oddala od Boga, a zachowanie dziewictwa w małżeństwie! prowadzi do Boga w sposób pewny. Jeśli tak będziemy próbowali przechytrzyć naturę ludzką, nic dziwnego, że skutkuje to odwrotem od czystości w drugą stronę.

To podejście widać również w duszpasterstwie, gdzie szczególnie „nieczyste” i kalające człowieka zdają się być grzechy przeciwko seksualności, jakby inne występki nie hańbiły i nie profanowały człowieka. Obmowa, kradzież, zaniedbanie dobra nie wydają się aż tak „straszne” w porównaniu z grzechami związanymi z VI przykazaniem. Dlaczego tak się dzieje?

Josef Pieper twierdzi, że taką dziwną postawę powoduje ukryta niechęć do stworzenia i ciała jako takiego, „manichejska pogarda wobec zmysłowej rzeczywistości”, przesączająca się nadal do świadomości wierzących. Oczywiście, ten wpływ zaznacza się raczej jako pewien podskórny trend, oficjalnie potępiony przez Kościół, co wcale nie oznacza, że w praktyce martwy.

Czysty dostrzega i czyni dobro

Starożytni filozofowie nie znali cnoty czystości. Bliższa jest ona raczej tradycjom różnych religii. W chrześcijaństwie również zajmuje poczesne miejsce. Dlatego w tym tekście skupię się głównie na źródłach biblijnych, a także na myśli św. Tomasza z Akwinu.

Pismo św. nie pozwala, aby o czystości mówić jedynie w kontekście seksualnym. W jego świetle, trzeba wyróżnić co najmniej trzy rodzaje tej cnoty. Pierwsza, ogólna i dotycząca wszystkich ludzi, oznacza obfitowanie w dobro, a od strony negatywnej wolność od „domieszki” zła. Moralnie czysty człowiek przynosi w swoim życiu dobre owoce: mądrość, pokora, wstrzemięźliwość, uczciwość, szlachetność, prostolinijność, hojność, wierność, poszanowanie życia. Poza tym, „czysty jest ten, kto daje dowód bezinteresowności, kto duszą i ciałem oddaje się jakiejś sprawie” (August Comte-Sponville).

Czystość moralna czyni człowieka zdolnym do prawidłowego postrzegania rzeczywistości. Wtedy zaczyna on patrzeć na siebie, świat i bliźnich oczami Boga. W ten właśnie sposób św. Franciszek z Asyżu interpretuje słowa Chrystusa: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. Święty Biedaczyna utrzymuje, że czysty człowiek widzi Boga wszędzie. Nie po śmierci, ale już za życia na ziemi. Jego widzenie nie jest „zamazane” i dlatego dostrzega ślady Boga w świecie, Jego dary rozsiane w stworzeniu i w człowieku. Słowem, czystość wyostrza wewnętrzny wzrok, aby człowiek dostrzegał małe cuda w świecie, aby pełen wdzięczności afirmował w innych dobro, cieszył się z osiągnięć bliźnich i wspierał ich duchowy rozwój.

W nawiązaniu do tego, św. Tomasz z Akwinu pisze, że czystość w znaczeniu przenośnym, polega na czerpaniu przyjemności duchowej przez właściwe połączenie umysłu (a nie ciała) z jakimś przedmiotem. Konkretnie wydarza się to w miłości, a także w wierze i nadziei. Z kolei, do cudzołóstwa duchowego dochodzi wtedy, gdy „dusza połączy się z jakąkolwiek inną rzeczą, by wbrew należnemu porządkowi Boskiemu zażywać stąd przyjemności”. Prorocy nazywają ten występek tworzeniem bożków z rzeczy stworzonych, czyli kreowanie sobie wyobrażeń Boga na naszą miarę.

Nieczystość stępia w człowieku „zdolność dostrzegania, w milczeniu, głosu rzeczywistości i do powzięcia decyzji w owej ciszy, decyzji dostosowanej do konkretnej sytuacji i konkretnego działania” (Pieper).Nieczyste serce w przewrotny sposób fascynuje się złem, wychwytuje jego ponętny syreni śpiew. Jeśli lew skoncentrowany jest na upolowaniu ofiary, inne aspekty otaczającej rzeczywistości schodzą w cień. Dlatego słusznie zauważa Jacek Filek, że „jeśli miast wymyślnej rozmaitości zabijania i umierania dostarczać publiczności monotonny obraz cudu narodzin, jeśli miast gwałtu, zdrady, nieodpowiedzialnego ekscesu zaoferować jej łagodność, wierność, odpowiedzialność, zacznie ziewać i w końcu poszuka czegoś bardziej ekscytującego”. Niestety, statystyki potwierdzają tę obserwację. Niewątpliwie, człowiek czysty widzi również zło i okropności. Nie udaje, że ich nie ma. Ale nie przeraża się nimi, ani nie ulega rodzącemu dreszczyk demonicznemu zauroczeniu.

Unikać pożądliwości

Wiele nieporozumień odnośnie czystości narosło pod wpływem utożsamienia pożądania z pożądliwością. Niestety, to częściowo spuścizna po św. Augustynie, który pożądanie nazywał „chorobą ciała”, i promował „seks bez namiętności”, czyli erosa. Jednak kiedy Chrystus mówi, że „każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5, 28), nie ma na myśli jedynie seksualnej chęci zdobycia kobiety. Greckie słowo epithymeo – „pragnąć”, „chcieć”, „pożądać” ma w Biblii ambiwalentne znaczenie. Oznacza zarówno naturalne pragnienie (głód, łaknienie), pragnienie Boga, a także nieuporządkowane chęci.

Św. Jan pisze o „pożądliwości ciała”, jako dążeniu przeciwnym Bogu. Można również „pożądać złota i srebra” (Dz 20, 33). W tym sensie, nawet pracodawca może patrzeć na pracownika z pożądliwością, widząc w nim jedynie narzędzie do pracy i źródło zysku. Rodzic może pożądać własnego dziecka jako swej „własności”, chcąc zatrzymać go wyłącznie dla siebie: „Ty należysz do mnie. Przyszedłeś na ten świat dla mnie”.W tym kontekście, „pożądliwość” to raczej o pewien wykoślawiony sposób patrzenia, podsycany grzeszną żądzą egoistycznego podporządkowania sobie i zawładnięcia jakąś rzeczą lub osobą. Wskutek pożądliwości, rodzącej się w sercu, drugi człowiek staje się „przedmiotem jednostronnej zależności” (Jan Paweł II).

Nieczystość to uleganie pokusie, która każe najpierw uprzedmiotowić siebie, a następnie drugiego człowieka, naruszając jego odrębność i wolność. Tymczasem „miłość – jak pisała Simone Weil – „nie używa siły ani jej nie ulega. Jest w niej jakaś szczególna czystość. Skazić to zawładnąć. Skazić to posiąść”. Miłość czysta godzi się na zachowanie dystansu, nie przekracza pewnych barier, okazuje szacunek, chociaż nadal wyraża się w pożądaniu (pragnieniu), tyle że bez grzechu i przemocy.

Czysty lubi relacje i wspólnotę

Kolejnym biblijnym odcieniem czystości jest świętość rozumiana jako pozostawanie w relacji z Bogiem i ludźmi. Ten aspekt czystości jest chyba najbardziej zapoznany, a tylko dzięki niemu można zrozumieć powstrzymywanie się od poza lub przedmałżeńskiego współżycia. Św. Marek kilka razy powtarza w swej Ewangelii, że jednym z naczelnych zadań uczniów, powierzonych im przez Chrystusa, jest wyrzucanie duchów nieczystych (Mk 1,23; 3,11; 3,15; 5,3). Wbrew pozorom, duchy nieczyste nie były demonami terroryzującymi ludzi pokusami do grzechów seksualnych. „Nieczysty” oznacza tutaj „nieświęty” czyli odłączony od wspólnoty z Bogiem i ludźmi.

Już w Starym Testamencie nieczystość, obok rytualnego skalania, polega na zachwianiu lub zatraceniu relacji ze wspólnotą. Trędowaty był wykluczany poza wspólnotę, głównie w celu ochrony innych przed zarażeniem. Dotknięcie umarłego, który już nie żyje w świecie ludzi, powodowało nieczystość. Ludzie opętani mieszkali z dala od skupisk ludzkich, w grobach i pieczarach. Inne choroby też wyłączały człowieka z życia społecznego, ponieważ nie mógł on wykonywać swoich codziennych zadań. Duch nieczysty dobrowolnie wyklucza siebie z relacji z Bogiem i pragnie zarazić tą śmiertelną chorobą człowieka. Nie należy do Boga. Nie ma z Nim nic wspólnego.

Duch Święty, przeciwnie, udziela darów poszczególnych jednostkom dla budowania wspólnoty, Kościoła, Ciała Chrystusa. Duch Boga łączy i jednoczy. Duch nieczysty, diabeł (diabolos) dzieli i wznosi bariery pomiędzy ludźmi, izoluje, jest nieustępliwy, uparty i zawistny. Wyrzucanie duchów nieczystych to przywracanie ludzi do wspólnoty, wzywanie ich na powrót z otchłani egoizmu i powierzchownej samowystarczalności.

Nieprzypadkowo św. Ignacy Loyola pisał w Konstytucjach Towarzystwa Jezusowego, że „jezuita w zachowaniu czystości winien starać się naśladować czystość anielską”. Nie oznacza to, że ma przeobrazić się w ducha. Chodzi tutaj o pewną analogię. W kontraście do ducha nieczystego, anioł żyje w bliskiej zażyłości z Bogiem, a także pomaga człowiekowi (anioł stróż) Wpatruje się w boskie oblicze i gotów jest na każde wezwanie. Czystość ma więc wymiar relacyjny i służy zadzierzgnięciu i rozwijaniu więzi.

Dlatego cnota ta obnaża w relacjach pewne subtelne przejaskrawienia, o których pisze Henri Nouwen:”Moja miłość często wydaje się ekskluzywna: „Tylko wtedy kochasz mnie prawdziwie, jeśli innych kochasz mniej”, albo pełna zazdrości: „Jeśli rzeczywiście mnie kochasz, chcę, abyś zwracał uwagę wyłącznie na mnie”, albo manipulująca:”Jeśli mnie kochasz, będziesz dla mnie robił wyjątkowe rzeczy.

Czystość i seksualność

Dopiero po naszkicowaniu tych szerszych ram, możemy lepiej zrozumieć czystość w znaczeniu ścisłym, związaną z umiarkowaniem, która dotyczy ludzkiej seksualności. W przeciwnym wypadku łatwo popaść w rygoryzm, cyniczną rozwiązłość, a nawet pogardę dla ciała. W biblijnej konwencji sam seks nie tworzy relacji międzyosobowej, lecz z niej wypływa. Na tym tle, czystość strzeże w nas takiego przeżywania płciowości, które nie rujnuje więzi, lecz wyraża całego człowieka i umożliwia przy okazji doznawanie przyjemności zmysłowej w taki sposób, aby kojarzyła się ona z przedsmakiem wiecznego szczęścia, a nie udręki. Ideałem nie jest tutaj niedoświadczanie podniecenia lub wygaszenie energii seksualnej, co równałoby się wadzie niewrażliwości, lecz opanowanie lub czasowa wstrzemięźliwość. Czystość pozwala doświadczać seksualności po ludzku, nie tylko w ciele, ale i w duchu, zarówno w życiu małżonków jak i osób konsekrowanych lub samotnych.

Czystość to w gruncie rzeczy uczciwość wobec własnej seksualności. Jeśli, jak mówiliśmy wyżej, ma ona wymiar relacyjny, autoerotyzm, przypadkowe związki, „skoki w bok”, flirty i puszczane oczka są kłamstwem, bo tak naprawdę niczego nie budują, chociaż stwarzają takie pozory. Podobnie, we współżyciu małżeńskim nie powinno chodzić tylko o to, aby doświadczyć przyjemności, lecz żeby fizyczna unia ciał wyrażała w miarę możliwości wzajemne oddanie, szacunek, wzgląd na aktualną sytuację osoby, a nie była jedynie świadczoną sobie obopólną „usługą”, ćwiczeniem sportowym lub, co gorsza, traktowaniem współmałżonka jak łatwo dostępny”przedmiot” dla rozładowania napięcia seksualnego.

Czystość każe sięgać ku dobru większemu niż tylko egoistyczne szukanie rozkoszy i zaspokojenia. Wyrazem takiego poszanowania w relacji małżeńskiej jest chociażby przygotowanie się do współżycia, poświęcenie sobie uwagi, celebrowanie tego aktu tak, aby to było spotkanie, a nie pospieszne i mechaniczne zaspokojenie chuci. Dlatego ważna jest czułość, gra wstępna, zaaranżowanie sprzyjających okoliczności, odpowiedni czas, a nade wszystko świadomość, że małżonkowie są sobie podarowani. Współżycie wiąże się również z odpowiedzialnością i musi być wpisane w całokształt wspólnego życia małżonków. W grę może wchodzić poczęcie dziecka, które nie jest przecież „sprawą” kobiety, lecz obojga współżyjących małżonków. Oczywiście, w życiu różnie bywa i nie zawsze udaje się dociągnąć do tego ideału. Ważne jednak, aby o nim nie zapominać. Dlatego czystość jest cnotą, osiąganą stopniowo.

Św. Tomasz z Akwinu twierdzi, że w dochodzeniu do każdej cnoty istnieją ogniwa pośrednie. Nie od razu wspinamy się na szczyty. Seneka pisze w jednym ze swoich listów, że „śpieszymy w kierunku cnoty chociaż wady przeszkadzają nam w drodze”. Dlatego Doktor Anielski w czystości dotyczącej seksualności zarysowuje ważne rozgraniczenie między czystością a powściągliwością. W pierwszym przypadku chodzi o trwałą, głęboko zakorzenioną zdolność, która stała się drugą naturą człowieka. Wtedy panowanie nad sferą seksualną nie wymaga forsowania siebie i ogromnej wewnętrznej walki. Z wadą mamy do czynienia wtedy, kiedy człowiek folguje swoim skłonnościom i w ogóle się tym nie trapi. Natomiast powściągliwość, pragnąc dobra, mozolnie opiera się pragnieniom i dlatego jest już pierwszym stopniem cnoty.

Stąd nawet długotrwałe upadki w dziedzinie seksualnej, chociaż nadal noszą znamiona grzechu powszedniego, nazywane są przez św. Tomasza „słabością” (infirmitas). Dopóki człowiek „przejmuje się”, zachowuje w sobie właściwy kierunek i wyczucie moralne, nawet jeśli przed nim jeszcze długa droga. Dlatego ten, kto mimo wysiłku nie potrafi kontrolować siebie nie jest nieczysty, chociaż jego działania tak zdają się wyglądać. Ponadto, twierdzi św. Tomasz, osoba, która często traci kontrolę nad sobą (nie tylko w sferze czystości, ale, na przykład, wskutek swej wybuchowości), jest z reguły szybka w uznawaniu swej winy i chęci poprawy.

Dziewictwo

Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć trzecią formę czystości, czyli dziewictwo lub czystość jako ślub zakonny, wedle której człowiek zobowiązuje się do powstrzymania się od współżycia seksualnego i intymnej relacji z płcią przeciwną nie dlatego, że te dobra są czymś złym, ale dlatego, że przedstawiają sobą wielką wartość.

Według św. Tomasza, abstynencja od przyjemności seksualnej w przypadku niektórych osób nie jest nienaturalna i szkodliwa dla społeczeństwa. Bowiem dla jego integralnego rozwoju ważny jest nie tylko przyrost naturalny, ale również kultywowanie wartości duchowych i intelektualnych. Osoby żyjące w konsekrowanej czystości, zdaniem świętego, mogą bardziej poświęcić się „kontemplacji boskich spraw ze względu na piękno i zdrowie całej ludzkości”. Innymi słowy, osoby bezżenne są istotnym uzupełnieniem w społeczeństwie. Ich dziewictwo nie ma celu samego w sobie, lecz wspiera tych, którzy są bardziej zaangażowani w sprawy tego świata, służąc im radą i otwierając przed nimi skarby duchowego świata. Czasem zapominamy, że bezżeństwo nie jest wymysłem Kościoła. Również wielu filozofów, artystów, muzyków, pisarzy i mistyków w innych religiach, dobrowolnie rezygnowało z małżeństwa i rodziny, by lepiej oddać się swoim pasjom. Z drugiej strony, prawdą jest, że współcześnie bycie filozofem, profesorem czy artystą wcale nie wyklucza się z małżeństwem i rodziną. Pomimo tej słabości, warto jednak zauważyć, że św. Tomasz nie odwołuje się w uzasadnieniu dziewictwa do religijnych argumentów.

Poza tym, jego zdaniem, „człowiek dziewiczy nie stroni od wszystkich przyjemności, lecz tylko od płciowych i to zgodnie ze zdrowym rozsądkiem”. Wprawdzie św. Tomasz nie przystałby na tezę, że bez seksu nie można żyć, to jednak wyraźnie twierdzi, że „kto odmawia sobie wszelkich przyjemności wbrew zdrowemu rozsądkowi jako czegoś zdrożnego, jest „dzikusem bez uczucia”. Doktor Kościoła zaznacza, że „łaknienie przyjemności dotyku, służy utrzymaniu życia”. Rodzice nie mają z dziećmi relacji seksualnych, jak w związku małżeńskim, ale dotykają, obejmują i całują swoje pociechy, co wyraża ich miłość i zarazem jest przyjemne. To kolejna racja przemawiająca za tym, że redukcja seksualności do podniecenia i orgazmu jest jej zubożeniem. Cały człowiek jest istotą seksualną. I o tym przypomina nam czystość.

Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski, jezuita, obecnie mieszka w Krakowie i pracuje jako redaktor naczelny w Wydawnictwie WAM. Współpracuje z „Mateuszem” i portalem „Deon.pl”. Ostatnio wydał „Słowo w naczyniach glinianych. Medytacje na Wielki Post i Triduum Paschalne”.

 

 

© 1996–2011 www.mateusz.pl