www.mateusz.pl/mt/dp

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Benedykt XVI przybywa do Polski

 

 

Być może Papież będzie zwracał uwagę na to, że obecna sytuacja duchowo-polityczna w Europie stawia Polaków przed nowym wyzwaniem dla wiary, które domaga się rozbudzenia w wierzących ducha misyjności. Ta misyjność polega najpierw na świadectwie życia chrześcijańskiego, wiernego Chrystusowi i Kościołowi. Z kolei wierność zakłada dążenie do dojrzałości wiary.

Na falach oceanu Europy

Wizyta Papieża-Niemca w naszym kraju będzie z pewnością wydarzeniem wyjątkowym. Hasło tegorocznej pielgrzymki: „Trwajcie mocno w wierze” sugeruje jednak, że Benedykt XVI przybywa do Polski najpierw jako Pasterz wierzących, aby potwierdzić i umocnić naszą wiarę, ale także wskazać drogę do jej dalszego rozwoju.

Spróbujmy więc przewidzieć, z jakim przesłaniem Benedykt XVI zwróci się do nas Polaków, czego można się spodziewać, jakie słowa skieruje do nas papież – sternik obecnego Kościoła? Uczynimy to na podstawie jego wcześniejszych doświadczeń i wypowiedzi związanych z Europą, chrześcijaństwem i Polską.

Kościół często bywa porównywany do łodzi, która miotana falami zmierza do portu zbawienia. Wbrew pozorom nie chodzi tu o rybaków galilejskich, którzy pod wodzą św. Piotra opływają jezioro Genezaret. Źródłem tej metafory jest opowieść o Odysie przywiązanym do masztu okrętu w celu uniknięcia zwodniczego śpiewu syren. Św. Klemens Aleksandryjski widział w królu Itaki samego Chrystusa, a w załodze i sterniku chrześcijan płynących po oceanie życia.

Być może ten obraz przyszedł na myśl kard. Ratzingerowi, kiedy otwierając konklawe zwrócił uwagę na ogrom fal i powiewów ideologii oraz sposobów myślenia, jakie wstrząsały światem w XX wieku. Także „łódka myśli wielu chrześcijan była nierzadko huśtana przez te fale – miotana z jednej skrajności w drugą: od marksizmu przez liberalizm aż po libertynizm; od kolektywizmu do radykalnego indywidualizmu; od ateizmu do niejasnego mistycyzmu religijnego; od agnostycyzmu po synkretyzm i tak dalej” (Homilia na rozpoczęcie konklawe). Kontekstem tej wypowiedzi jest refleksja na temat stopniowego przechodzenia chrześcijanina od wiary „dziecięcej” do wiary „dorosłej”, której pierwowzorem jest sam Chrystus.

Benedykt XVI jest przekonany, że dzisiejsze syreny dysponują o wiele bogatszym i wyrafinowanym repertuarem niż w czasach Odysa. Takie wrażenie można odnieść, kiedy czyta się dzieła Ratzingera już z czasów jego pracy akademickiej, poprzez teksty z okresu jego posługi jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary aż po przemówienia z pierwszego roku pontyfikatu. Papież odważnie mierzy się nie tylko z dzisiejszą myślą, ale w świetle Ewangelii próbuje opisać i zrozumieć kondycję cywilizacji zachodniej. W swoich diagnozach bywa nieraz tak wyrazisty i konsekwentny, że budzi u niektórych konsternację, a nawet szok.

Kard. Ratzinger twierdzi, że chrześcijańska Europa przeżywa kryzys, analogiczny do czasów schyłku Cesarstwa Rzymskiego. Po rozpadzie wielkich ideologii: marksistowskiej i nazistowskiej, które miały zbudować raj na ziemi, powstała ogromna próżnia duchowa. Jest ona raczej owocem spustoszenia i zagubienia umysłów oraz serc współczesnych, którzy już nie są pewni, czy w ogóle istnieje coś, na czym można by się w życiu oprzeć, skoro już tyle projektów zawiodło. Na tym gruncie rodzi się tak bardzo podkreślane przez Papieża zwątpienie dzisiejszego człowieka w poznanie prawdy, która jego zdaniem jest „kochającą myślą”, a nie jakąś czystą racjonalnością. Prawda jest ostateczną podstawą całej rzeczywistości. Można do niej dotrzeć, jeżeli przekroczy się zredukowane podejście do poznania, tak bardzo na nas dziś oddziałujące, wedle którego osiągnąć i poznać możemy tylko to, co widzialne, uchwytne, dotykalne.

Przemożny wpływ nauk empirycznych i rozwój techniki stara się nam wmówić, że poznać można tylko to, co sami zrobimy, a w dalszej kolejności to, co możemy zdziałać. Ratzinger mówi, że współcześni nie mają już odwagi poznawać otaczającą rzeczywistość bezinteresownie, gdyż prawda (jeśli w ogóle istnieje jakakolwiek) o tyle jest ciekawa, o ile da się ją przełożyć na jakieś wymierne korzyści. Dlatego dzisiaj prawdy się nie odkrywa, lecz się ją tworzy. Tylko jak człowiek ma stworzyć sobie prawdę, skoro ona z zasady go przekracza, skoro podtrzymuje i określa cały wszechświat, wespół z nim?

Jeśli więc trudno poznać prawdę lub trzeba ją dopiero ukształtować, to co w ostatecznym rozrachunku ma być dla człowieka punktem odniesienia, zakładając, że człowiek takiego punktu w życiu potrzebuje. Jeśli go nie ma, dochodzi do pomieszania różnych porządków. Psychologia jawi się jako szczyt możliwości poznawczych człowieka i mylona bywa z metafizyką. Moralnie dobre jest to, co zgadza się z dobrym samopoczuciem. Poznanie redukuje się tylko do jakiegoś aspektu. Bóg, jeśli w ogóle brany jest pod uwagę, staje się obiektem projekcji i ludzkich wyobrażeń. Nie może być też mowy o jednej religii, która zawiera w sobie pełnię objawienia Boga, gdyż tak naprawdę istnieją różne drogi do Niego, z których żadna nie jest uprzywilejowana. Wiarę postrzega się jako coś irracjonalnego, skoro istnieje tylko to, co można udowodnić naukowo i empirycznie. „Gdy dzisiaj mówimy o wiedzy jako wyzwoleniu z niewoli nie-wiedzy, na ogół nie myślimy o Bogu, ale o wiedzy, która daje panowanie, o sztuce postępowania z rzeczami i ludźmi. Bóg nie wchodzi w grę; wydaje się, że dla zagadnienia umiejętności życia jest mało ważny” („Wprowadzenie w chrześcijaństwo”).

Jednym z poważnych symptomów załamywania się obecnej cywilizacji jest także spadek liczby urodzeń. Bogate społeczeństwa europejskie przestały postrzegać w dzieciach wielki dar i bogactwo, utraciły w pewien sposób siłę do życia i motywację do jego przekazywania. To „widoczne zmęczenie Europejczyków – fizyczne i biologiczne – jest z pewnością wyrazem zmęczenia ideowego i duchowego. Jest dowodem, że Europa nie ma już wiary w wartości, które stworzyły ten kontynent” (Wywiad dla KAI).

Dopiero na tym tle można lepiej zrozumieć swoisty odwrót wielu Europejczyków od chrześcijaństwa, które często bywa postrzegane w kategoriach zagrożenia dla prawdziwej wolności.

Trwajcie mocno w wierze

A jak wygląda sytuacja religijno-duchowa na naszym polskim gruncie? Czy przemiany, o których Papież wspomina odnośnie Europy omijają nas szerokim łukiem? Benedykt XVI wie, że religijność Polaków jest wciąż żywa. I z pewnością bardzo to doceni. Nie sprawdziły się bowiem prognozy rychłej dechrystianizacji Polski po upadku systemu komunistycznego. To pokazuje, że nawet jeśli tradycyjna pobożność Polaków pozostawia często wiele do życzenia, w gruncie rzeczy nie jest ona, jak to niektórzy ujmują, wyłącznie „przedsoborowym archaizmem”. Ojciec Święty wierzy, że nasz katolicyzm, bez względu na to, jaką przybierałby aktualną postać, ma w sobie potencjał rozwojowy, a to oznacza, że nie można dać się uśpić lub spocząć na laurach. Katolikom w Polsce nie grozi już jakiś zewnętrzny wróg, ale podziały i erozja od wewnątrz, jeśli wszyscy nie podejmą trudu odnowy i reewangelizacji. Wyzwania, którym obecnie musimy sprostać, domagają się bowiem pogłębienia wiary i tożsamości chrześcijańskiej.

Wśród tych wyzwań należy najpierw wymienić to, że nasz rodzimy katolicyzm nie jest już monolitem. Wierzący zaczynają się różnicować. Masowe wyjazdy Polaków za granicę, czy to do pracy, czy na studia, sprawiają, że szybciej konfrontują się oni z innymi kulturami, a także z odmiennymi sposobami przeżywania wiary lub z obojętnością religijną. Wskutek tego więzy z Kościołem nieco się rozluźniają, a w wielu wypadkach wręcz zanikają. W sensie pozytywnym wierzący, którzy nie porzucają praktyk religijnych za granicą, mogą także doświadczyć innego oblicza Kościoła i jego różnorodności.

Mamy u nas także sporo katolików, którzy wprawdzie twierdzą, że należą do Kościoła i chcą w nim być, ale tak naprawdę nie wiedzą już w kogo lub w co wierzą. Jedna z wiodących polskich gazet napisała ostatnio, że naturalna metoda planowania poczęć jest dla „katolików wierzących”. Można więc wnosić, że oprócz nich spotykamy się także z „katolikami niewierzącymi”, których ona nie dotyczy, co samo w sobie jest swoistym kuriozum. I rzeczywiście ta grupa katolików, którzy de facto jeszcze nie zdeklarowali się jako wierzący (mimo chrztu), bądź są nimi tylko formalnie, sukcesywnie się powiększa. Okazuje się bowiem, że tradycyjna formacja chrześcijańska oparta na przygotowaniu do pierwszej komunii św. i bierzmowania już dzisiaj nie wystarcza, aby wiara znalazła rzeczywisty oddźwięk w codziennym życiu.

Wśród starszego pokolenia załamał się pewien sposób funkcjonowania w społeczeństwie i świecie. Upadły różnorakie mury. Otworzyły się granice. Wzrasta mobilność społeczeństwa. Dzisiaj nie sposób spędzić całego życia w jednym miejscu lub pracować do emerytury w jednej firmie. Młodzi radzą sobie z tym nieźle. Ale nie wszyscy potrafią odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Ludzie starsi, którzy pozostają wciąż wierni Kościołowi i szczerze mu oddani, nierzadko przeżywają w związku z tym wiele niepewności, zagubienia oraz lęku o przyszłość.

Ponadto – jak twierdzi Benedykt XVI – „w ramach postępującego procesu jednoczenia, różne pokusy z Zachodu z większą siłą wejdą także do Polski. Będą oddziaływać wraz ze zmianami społeczno-politycznymi, których nie da się uniknąć, które zresztą częściowo są także pożądane” (Wywiad dla KAI). Polski i Kościoła nie chroni już parasol czy tarcza ochronna, czego symbolem, paradoksalnie była wcześniej żelazna kurtyna. Nasz kraj staje się częścią Europy z wszystkimi jej blaskami i cieniami. Trzeba mierzyć się z pluralizmem poglądów i opinii, które zewsząd do nas będą napływać.

Nie jesteśmy też wolni od rozmaitych wewnętrznych zagrożeń. Przestroga Benedykta XVI przed upolitycznieniem mediów katolickich czy samego Kościoła w Polsce, podziały na kościół łagiewnicki i toruński, powracająca jak fantom sprawa lustracji duchownych, tarcia pomiędzy różnymi środowiskami opiniotwórczymi w łonie Kościoła. To tylko niektóre przykłady.

W takim kontekście historyczno-duchowym Benedykt XVI przybędzie do Polski. I do czego będzie nas zachęcał? Być może będzie zwracał uwagę na to, że obecna sytuacja duchowo-polityczna w Europie stawia Polaków przed nowym wyzwaniem dla wiary, które domaga się rozbudzenia w wierzących ducha misyjności. Ta misyjność polega najpierw na świadectwie życia chrześcijańskiego wiernego Chrystusowi i Kościołowi. Będzie nawoływał do odwrócenia przesadnej uwagi od swoich rodzimych problemów. Nie jesteśmy bowiem tylko Kościołem polskim, ale cząstką Kościoła powszechnego, za który w równej mierze jesteśmy odpowiedzialni. Być może Papież udzieli nam wskazówek, jak w coraz bardziej spolaryzowanym społeczeństwie, także w obrębie katolicyzmu, szukać zdrowej syntezy, bez pogłębiania urazów i tworzenia obozów.

Poczucie misji zakłada jednak dążenie do dojrzałości wiary. Człowiek wierzący czuje się posłany, jeśli jego wiara tętni życiem, jeśli znajduje odzwierciedlenie we wszystkich sferach życia. I to będzie, jak sądzę, zasadniczy trzon papieskich homilii i przemówień.

Jak może wyglądać ów program odnowienia i pogłębienia wiary? Zaryzykujmy kilka punktów na podstawie wcześniejszych wypowiedzi Benedykta XVI.

1. W wierze najważniejsza jest nie tyle formalna przynależność do Kościoła, ile żywa więź z osobowym Bogiem, która stale musi być pogłębiana. „Wiara dorosła nie idzie z prądem mód i nowinek; wiara dorosła i dojrzała jest głęboko zakorzeniona w przyjaźni z Chrystusem. Ta przyjaźń otwiera nas na każde dobro dając nam zarazem kryterium rozeznania prawdy i fałszu, odróżnienia ziarna od plew. Do tej dorosłej wiary musimy dojrzewać”. (Homilia przed konklawe) Ten, kto jest dzieckiem w wierze, nie posiada właściwego rozeznania, czuje się niepewny, wskutek czego może być „miotanym przez fale i poruszanym przez każdy powiew nauki” (Ef 4,14).

Według Papieża wiara nie jest jakąś hipotezą, lecz „pewnością stanowiącą fundament naszego życia”. W swoim „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” kard. Ratzinger opisuje wiarę jako „stanie przy czymś lub przy kimś”. Odwołuje się przy tym do słów proroka Izajasza: „Jeśli nie uwierzycie (= nie będziecie stać przy Jahwe), nie ostoicie się „(Iz 7,9). Słowa te określają wiarę jako zajęcie pewnego stanowiska, ufne stanięcie na gruncie Słowa Bożego.

Wiara nie jest powierzeniem się czemuś ślepemu, irracjonalnemu. Jest najpierw zbliżeniem się do Osoby, która zarazem zawiera w sobie sens. Ale „wiara chrześcijańska żyje tym, że nie daje sensu obiektywnego, lecz że ów Sens zna mnie i kocha, że mogę Mu się powierzyć z gestem dziecka, które wie, iż w matczynym „ty” zawiera się odpowiedź na wszystkie jego pytania”.

2. Ojciec Święty z jednej strony dostrzega, że „w Polsce świadomość żywych korzeni chrześcijańskich wyraża się m. in. w bogactwie powołań, które są ogromnym dobrem, a zarazem czymś wyjątkowym w Europie. Powołania zawsze są wyrazem żywotności Kościoła, jego siły duchowej” (Wywiad dla KAI). Z drugiej zaś pisze: „ważne jest, aby polski katolicyzm, tak mocny życiem wiary, miał także tę siłę intelektualną, która podejmuje dialog z wszystkimi nurtami współczesnej myśli. Chciałbym, aby ten polski katolicyzm, nacechowany nie tylko siłą wiary, ale i siłą intelektu, mógł odegrać ważna rolę i poza Polską, w kontekście europejskim”. Jest to potrzebne do tego, aby być zawsze gotowym „do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3, 14-15). Nie chodzi jednak o zwalczanie przeciwników i błędów, lecz o dialog, do którego zdolny jest ten, kto sam buduje swoją tożsamość na solidnych fundamentach.

W greckim tłumaczeniu Starego Testamentu cytowane już słowa Izajasza brzmią nieco inaczej: „Jeśli nie wierzycie, to i nie zrozumiecie”. Wydawałoby się, że wiara ujęta jest tutaj czysto intelektulanie, a aspekt osobowy schodzi na drugi plan. Jednakże, zdaniem papieża, rozumienie jest integralną częścią wiary. Bóg chrześcijan jest Bogiem miłości i słowa. Jeśli wierzący Polacy nie zakorzenią się bardziej w Bogu, to również zagubią się w światopoglądowym supermarkecie, rozmyje się ich chrześcijańska tożsamość, a na miejsce gorliwości wkroczy bylejakość i zniechęcenie. Jakąż więc świeżość i żywotność mogliby wówczas wnieść do Europy? Co mogliby zaproponować?

3. Benedykt XVI jest świadom, że dojrzałość wiary wymaga wysiłku. W przemówieniu podczas wizyty biskupów polskich ad limina duży nacisk położył na katolickie wychowanie młodzieży i dorosłych. Zachęcił Kościół w Polsce do wzmożonej troski o młodzież w duszpasterstwach akademickich, do szukania nowych form tegoż duszpasterstwa, do rozwijania wolontariatu świeckich, a także, co jest swoistym novum, do zorganizowania katechizacji dla dorosłych. Wiele słabości polskiego katolicyzmu – jak chociażby marginalne znaczenie Akcji Katolickiej czy nikłe zaangażowanie świeckich katolików w sferze publicznej świadczy o tym, że przekazano im bardzo ograniczoną wizję katolicyzmu, sprowadzonego nieraz do murów kościoła czy życia rodzinnego. Nie dziwi więc, dlaczego Papież wzywa także do intelektualnego pogłębienia wiary, bo tylko wówczas można odważniej stawić czoła różnym wyzwaniom i nie ulec pokusie „intymności wiary”, która rozpowszechnia się z coraz większą siłą.

Można więc powiedzieć, że Benedykt XVI nie będzie zachęcał Polaków do tworzenia jakiejś enklawy wiary w Europie. Przeciwnie, Papież będzie pobudzał nas do wejścia na drogę „Chrystusowej dojrzałości”, która otwiera się na innych. Sekularyzacja, która nieuchronnie dotknie także naszą Ojczyznę wcale nie musi okazać się fatalna w skutkach, jeśli przeciwstawimy się jej dojrzałą i głęboką wiarą.

Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski jest współautorem portali www.mateusz.pl i www.tezeusz.pl, mieszka w Warszawie

 

 

 

© 1996–2006 www.mateusz.pl