www.mateusz.pl/mt/dp

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Co począć z prostowaniem ścieżek dla Pana?

 

 

Duchowa wędrówka przez pustynię, różne formy niewoli czy bolesny ogień, który trawi nas od wewnątrz to integralne części naszego codziennego życia. Obrazują one pewien wewnętrzny dynamizm i niepokój związany z naszym wzrostem.

„Jak jest napisane u proroka Izajasza: Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki! Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając [przy tym] swe grzechy (Mk 1, 2-5).

Inspirację do poniższej refleksji znalazłem w niespodziewanym punkcie dzisiejszej ewangelii. Próbując wytłumaczyć pojawienie się Jana Chrzciciela, Marek odwołuje się do proroka Izajasza, pisząc o tajemniczym wysłańcu, który ma przygotować drogę Chrystusowi. Ale w księdze Izajasza trudno doszukać się pierwszej części Markowego cytatu. Okazuje się, że Ewangelista celowo łączy trzy różne źródła w jednym zdaniu. I bynajmniej nie jest to przypadek czy literacka sztuczka, o czym przekonamy się później. Na początku spróbujmy pokrótce prześledzić ukryte w tekście Marka odniesienia. W ich świetle będziemy mogli inaczej spojrzeć na adwentowe wezwanie do przygotowania drogi dla Pana.

Zapowiedź wysłańca w cytowanym przez Marka zdaniu można w rzeczywistości odnaleźć w Starym Testamencie w dwóch księgach. Pierwsza z nich pojawia się w kontekście przejścia Izraelitów z Egiptu przez pustynię do Kanaanu. „Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem „(Wj 23,20). Anioł jest znakiem aktywnej obecności Pana i Jego ciągłej opieki nad ludem. Z drugiej strony, wiemy jak bardzo dramatyczna była ta wędrówka. Prowadzenie przez Boga oznaczało również poddanie Izraelitów bolesnemu oczyszczeniu, które miało różne etapy: uczenie zaufania, kult cielca i zerwanie przymierza, odzieranie z tęsknoty za egipską cebulą i mięsem, kruszenie fałszywych wyobrażeń o Jahwe. Upór Izraela sprawił jednak, że pielgrzymka bardzo się wydłużyła. W Ewangelii św. Marka „tobą” nie oznacza już narodu izraelskiego, lecz „Jezusa Chrystusa, Syna Bożego”. Miejsce, do którego w mocy Ducha będzie zmierzał Chrystus to Jerozolima i ostatecznie Golgota. Posłańcem przygotowującym drogę okazuje się Jan Chrzciciel, jako ostatni z proroków.

Drugą obietnicę posłańca znajdujemy w późniejszej księdze Malachiasza, ale w nieco innym kontekście: „Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie” (Ml 3, 1). Bóg osobiście zawita w świątyni, aby oczyścić „synów Lewiego”, kapłanów, którzy zaczęli składać „ofiary miernej wartości”, gdyż zabijane zwierzęta były chore lub miały wrodzone defekty. Postanowili więc co lepsze okazy zachować dla siebie, a Bogu ofiarować to, czego należałoby się pozbyć(byle co). Tłuste i dorodne zwierzę było oznaką szacunku wobec osoby, dlatego na ołtarzu Pana powinno przedstawiać się to, co najcenniejsze. Bóg nie chce formalnych ofiar. Prorok Malachiasz mówi, że nawet ludziom, których szanujemy nie wypada dawać tego, co nam zbywa, a cóż dopiero Bogu? Stąd retoryczne pytanie: „Ofiarujże to twemu namiestnikowi! – czy będzie mu miłe i czy życzliwie cię przyjmie? – mówi Pan Zastępów. (Ml 1,8). Jednak kapłani nie dostrzegają problemu. Dlaczego? Jest to skutek głęboko zakorzenionej, wewnętrznej przeszkody, która zaciemnia umysł i serce. I tylko Bóg jeden może uwolnić od jej wpływu. „Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro” (Ml 3,3). Sugestywny obraz ognia wskazuje na wewnętrzne oczyszczenie, które może być o wiele boleśniejsze niż pobyt na pustyni. Potrzebna jest wewnętrzna przemiana człowieka, której wykonawcą może być jedynie Stwórca.

Wezwanie do torowania drogi dla Pana (druga część Markowego cytatu z Izajasza) wiąże się z Izraelitami przebywającymi w niewoli babilońskiej, którzy po zwycięstwie perskiego króla Cyrusa nad Asyryjczykami, ok. 550 roku przed Chr, otrzymali obietnicę powrotu do ojczyzny i odbudowania świątyni jerozolimskiej. Różnica w stosunku do pierwszej niewoli w królestwie faraonów polega na tym, że w Babilonie Izraelici znaleźli się za „karę”. Po drugie, ich powrót do Palestyny nie trwał tak długo jak za pierwszym razem. Izajasz ogłasza, że naród odpokutował swoje przestępstwa.

Kilkadziesiąt lat pobytu w obcej ziemi to kolejna forma oczyszczenia. Dlatego nie było koniecznym, aby Izraelici tak długo błąkali się po pustyni, kiedy wracali do swego kraju z Asyrii. Doświadczenie wygnania dało im do myślenia. Zrozumieli, że odeszli od Boga. W końcu dostrzegli głębsze przyczyny zniszczenia Jerozolimy i deportacji do Babilonu. Teraz Jahwe triumfalnie zaprowadzi Izrael do Ziemi Obiecanej. Będzie szedł z całą wspólnotą przez pustkowia z pagórkami i dolinami. Dlatego Izajasz woła do ludu: „Głos się rozlega: „Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu! (Iz 40, 3)

Jaki obraz wyłania się z tych trzech odniesień? Widać wyraźnie, że przewija się przez nie wspólny wątek. Wszystkie fragmenty podkreślają aktywną i dynamiczną rolę Boga, który inicjuje działanie i nim kieruje. Na różne sposoby Bóg dokonuje zbawienia przez oczyszczenie, które następuje w trzech fazach: wędrówka przez pustynię, pobyt w niewoli wśród wrogich ludzi i nieznanej kultury, lub bezpośrednia wewnętrzna transformacja „synów Lewiego”. Te trzy fazy niekoniecznie muszą być od siebie oddzielone. Bardziej chodzi tutaj o opis pewnego procesu, który dokonuje się w konkretnym czasie i miejscu. Doświadczenie pustyni, czyli ogołocenia i wyobcowania, może być związane z pobytem w miejscu, w którym nie czujemy się u siebie i użyte jako narzędzie wewnętrznej przemiany. Ponadto, oczyszczenie bierze swój początek w Bogu i nie jest możliwe poza wspólnotą, która poddana jest Jego wyzwalającemu działaniu.

W dzisiejszej opowieści Marka pojawiają się wszystkie trzy fazy oczyszczenia: mieszkańcy Jerozolimy i Judei opuszczają swoje miejsce zamieszkania i wychodzą na pustynię, gdzie Jan udziela chrztu. Naród ponownie znajduje się pod jarzmem rzymskiej okupacji. Świątynia została zamieniona w ”jaskinię zbójców” i targowisko, na którym załatwiano własne interesy. (Por. Mk 11, 15-17). Nadchodzi „mocniejszy” od Jana, który przeprowadzi oczyszczenie, ale nie w zwykłej wodzie czy jako polityczny wyzwoliciel lub ten, kto przywróci porządek w świątyni. Syn Boży otworzy drogę do wewnętrznej transformacji mocą Ducha, a nie do rewolucji obalającej panowanie Cezara. Wprowadzi kult w ”Duchu i Prawdzie”, w którym wszyscy (Żydzi i poganie) staną się kapłanami składającymi w ofierze nie tyle „coś”, lecz siebie samych na służbę Bogu i bliźnim.

Zapytajmy jednak, jak to odnosi się do nas? Przede wszystkim w chrześcijaństwie nie chodzi o samo-oczyszczenie. Nasza rola polega na przygotowaniu drogi dla Pana. Ale, jak zauważyliśmy wyżej, nawet tutaj inicjatywa w pewnym sensie należy do Boga. Co więc począć?

Jeśli to Bóg ostatecznie jest źródłem oczyszczenia naszego serca, musimy odwrócić kierunek naszego patrzenia. Nie wiedzieć czemu, pierwsze pytanie, jakie rodzi się w nas, kiedy myślimy o religii, brzmi, co powinniśmy zrobić, co przedsięwziąć. Sądzimy, że bycie z Bogiem zakłada najpierw podjęcie arcyszczególnych wysiłków z naszej strony. Tymczasem, to nie my jesteśmy źródłem przemiany. Św. Tomasz z Akwinu twierdzi, że człowiek jest istotą przyjmującą. Rodzi się bez wiedzy. Pragnie i dąży do spełnienia. Ostatecznie będzie nasycać się rozkoszą oglądania Boga.

My próbujemy odwracać role. Dawanie stawiamy przed przyjmowaniem. Ale co możemy dać, jeśli i tak wszystko jest darem? Nie mamy mocy stwórczej, ale możemy się na nią otworzyć i ją przyjąć. To jest nasze zadanie. Oczywiście, akceptacja mocy Bożej nie wyklucza pewnych działań, aktów, czynów z naszej strony, ale raczej chodzi o owoce Jego działania, niż nasze wysiłki. Jeśli już podejmować się czegokolwiek, nasze akty winny płynąć z Bożej inspiracji, a nie z naszego widzimisię czy fałszywej pobożności. Nieraz sądzimy, że w Adwencie czy Wielkim Poście chodzi o to, abyśmy coś postanowili i ”silną wolą” to wykonali. Nie zastanawiamy się nawet zbytnio nad tym, co to miałoby być i czego rzeczywiście Bóg od nas oczekuje. Ot, wystarczy z czegoś zrezygnować. Niestety, często nam się nie udaje i rychło wyciągamy zgubny wniosek, że w sumie to chyba niewiele z nas już da się wykrzesać. Rodzi się zniechęcenie. A jeśli mimo wszystko uda nam się wytrwać w postanowieniu i zwalczyć jakąś przypadłość, od razu czujemy się lepsi, wspanialsi, no i oczywiście doskonalsi od tych, którym nie wyszło. I właśnie te dwa doświadczenia są z jednej strony dowodem bezdroży, na jakie często wchodzimy. Z drugiej szansą, aby zaprosić do swojego życia prawdziwego Zbawiciela. To zaproszenie staje się faktem, kiedy otwierają nam się oczy na realną obecność Boga w świecie i naszym życiu, który ciągle działa.

Jeśli nasza wewnętrzna przemiana następuje w tym miejscu, czasie i etapie naszego życia, na którym aktualnie się znajdujemy, musimy zdać sobie sprawę, że to, co nas spotyka nie jest przypadkiem. Duchowa wędrówka przez pustynię, różnorakie formy niewoli, czy bolesny ogień, który trawi nas od wewnątrz to integralne części naszego codziennego życia. Obrazują one pewien wewnętrzny dynamizm, ruch, niepokój. Te doświadczenia, które z woli Bożej nas kształtują, nie zachodzą w sztucznych warunkach czy wyłącznie podczas religijnych uniesień. Problem w tym, że często nie jesteśmy tego świadomi. Jeżeli chcemy bardziej otworzyć się i przyzwolić na działanie dyskretnie obecnego Boga, musimy postawić sobie konkretne pytania. To jest nasze przygotowanie drogi. Nie trzeba sztucznie tworzyć doświadczeń pustyni, niewoli czy ognia. One już istnieją. Podobnie jak mieszkańcy Jerozolimy i Judei musimy opuścić na chwilę, to co robimy i udać się w inne miejsce, czas modlitwy, refleksji, dystansu. Dopóki jesteśmy pochłonięci jedynie codziennymi obowiązkami, pracą, troskami trudno będzie cokolwiek zobaczyć.

Oto przykładowe pytania: Jak doświadczenie pustyni, niewoli i oczyszczającego ognia przejawia się w naszym konkretnym życiu? Co nas zniewala i męczy? Od czego chcielibyśmy się uwolnić? Nudna praca, monotonia gotowania, sprzątania, wychowywania, prowadzenia lekcji w szkole, trudności w dialogu ze współmałżonkiem? Co spędza nam sen z oczu i dlaczego? Troska o innych, lęk o przyszłość, nadopiekuńczość, niestabilna praca, ból po stracie kogoś bliskiego? Bez czego nie wyobrażamy sobie naszego życia? Bez telewizji, Internetu, alkoholu, seksu, ubezpieczenia, bycia uwieszonym na czyjejś szyi, poszczególnych relacji, kontroli nad wszystkim i wszystkimi wokół? W jakich sytuacjach czujemy się ogałacani i sfrustrowani? Brak sukcesów i słabe osiągnięcia, niedocenienie w pracy czy w domu, uczuciowe niespełnienie, niezauważenie naszych wysiłków przez innych? Czego czujemy się pozbawieni? Pełnej wolności, większego majątku, spokoju, pięknego ciała, dzieci? Za czym tęsknimy? Za miłością bez granic, za lepszą wypłatą, za bliską osobą, za zdrowiem? Czy oczekujemy jeszcze czegoś, co może przekroczyć naszą zwykłą, wypełnioną rutyną codzienność? Kiedy zapala się w nas ogień, który chętnie i szybko byśmy ugasili, ale nie potrafimy tego uczynić? Ogień samotności, niewystarczalności, tęsknoty, wewnętrznego rozdarcia? Ogień niespełnionej bądź odrzuconej miłości? Ogień ciągłego niedowartościowania? Ogień, który co rusz odnawia się w pytaniu: „Gdybym miał to, lub tamto, był taki, a nie inny,…? Co nas niepokoi? Taka czy inna słabość, grzech, droga, którą zmierza ktoś z naszych krewnych lub przyjaciół, zło, które panoszy się wokół? Co uporczywie pojawia się na naszej drodze jako „niechciany” obiekt, intruz, który wdziera się do naszego życia bez naszej zgody? Powtarzające się upadki, ciężka choroba, obowiązki, które spadły nas niespodziewanie? W jakich sytuacjach próbujemy ofiarować Bogu i innym „byle co”, myśląc o sobie i świętym spokoju? Ktoś chce być wysłuchanym, a my myślami jesteśmy gdzie indziej. Dziecko chce się pobawić klockami z tatą, ale tata jest wiecznie zajęty, więc włącza swojej pociesze grę komputerową.

Przygotowanie drogi nie oznacza, że sami mamy sobie z tym wszystkim poradzić. To Bóg przemienia i oczyszcza. W tych wszystkich doświadczeniach usuwa z naszych serc, umysłów, psychiki i ciała to czego, sami się nie pozbędziemy. Bóg dotyka istoty, korzeni, a nie tylko zewnętrznych przejawów. Czasem „nic” się nie zmieni, dopóki nie zauważymy problemu. (Tatuś nie otrzyma anielskiego objawienia, aby bardziej zainteresował się synem lub córką, bo własne dziecko jest dla niego ciągłym objawieniem z nieba, którego nie dostrzega).

Chociaż oczyszczenie dokonuje się na okrągło, będzie ono intensywniejsze, jeśli zauważymy w sobie jakiś wymiar pustyni, niewoli czy ognia. Wówczas wystarczy z tym przyjść do Boga, odsłonić to przed Nim, wyznać biedę, jak tłumy nad Jordanem. To są nasze grzechy. Bo „grzech – jak powie św. Maksym Wyznawca – polega na ignorowaniu istoty rzeczy i zatrzymywaniu się na ich warstwie zewnętrznej”. Chodzi więc nie tyle o przekroczenie jakiegoś przepisu czy prawa, ale o działanie pod wpływem wykrzywionego patrzenia na rzeczywistość. Oczyszczenie z naleciałości tak rozumianego grzechu to dar Boga, to przywrócenie właściwego spojrzenia. Na Boga nie można patrzeć jak na kogoś, komu rzuca się „chore i skażone zwierzęta”. Ani Bóg, ani drugi człowiek nie są do naszej wyłącznej dyspozycji.

Wróćmy do dzisiejszej ewangelii. Bóg działa przez znaki i rytuały. My też ich bardzo potrzebujemy, chociaż często próbujemy wypchnąć je poza margines codzienności. Ludzie z Jerozolimy udają się nad Jordan. Jakże prosty i urzekający znak: pustkowie nad rzeką, zanurzenie w wodzie, obmycie, wyznanie grzechów. To znacząca wskazówka dla nas. Jeśli chcemy odkryć Boga w naszych pustyniach, niewolach i ogniu oraz jeśli chcemy być wyprowadzeni z tych doświadczeń, w które uwikłaliśmy się albo po prostu zostaliśmy wprowadzeni w nie przez Boga, nie możemy ciągle żyć tak, jakbyśmy nie potrzebowali symbolicznych doświadczeń i rytuałów. Kiedy znajdujemy czas na rytuały, poza naszą pracą i zabieganiem, nasze pustynie i niewole są wystawiane na oczyszczające działanie Bożego ognia. W pewnym sensie chodzi tylko o to, żeby nasz czas spotkał się z nieprzerwanym działaniem Boga, co dokonuje się przez uświadomienie sobie tego faktu. Musimy wejść w ten strumień łaski, który płynie do nas w czasie.

Ziemia Obiecana, mlekiem i miodem płynąca, jest właściwym przeznaczeniem Izraela. Ani Egipt, ani Babilon, ani interesy pokątnie i sprytnie załatwiane przy okazji kultu, nie są miejscem, do którego zdążamy. Pustynie i niewole naszego życia mają być tylko czymś przejściowym, a nie wiecznym. Aby zamieniły się w Ziemię Obiecaną, w której nie będzie nam niczego brakować, powinniśmy ułatwić Bogu dotarcie do nas samych: „Wszystkie wasze troski przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was” (1 P, 5-7). Tylko tyle. Nic więcej.

Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski, jezuita, studiuje obecnie filozofię na Boston College w USA.

 

 

© 1996–2008 www.mateusz.pl