www.mateusz.pl/mt/dp

DARIUSZ PIÓRKOWSKI SJ

Udział w kielichu wielkości

 

 

Nieraz możemy mieć pretensje do Boga, że nie spełnia naszych próśb, nawet najszczerszych, jak w przypadku Jana i Jakuba z dzisiejszej Ewangelii. Jezus mówi, że problem tkwi w nas, a nie w Bogu i Jego rzekomej nieprzychylności. Nie zdajemy sobie sprawy, o co prosimy. A Bóg nie poda nam skorpiona zamiast jajka, czy kamienia zamiast chleba.

Spójrzmy najpierw na kontekst tego wydarzenia. Jezus, jak wcześniej pisze św. Marek, z pośpiechem zdąża do Jerozolimy (Mk 10,32). Uczniowie nie bardzo rozumieją, dlaczego On tak pędzi. Zauważając zdziwienie uczniów Jezus wyjaśnia im, że idzie do Miasta Świętego, aby być odrzuconym, zabitym, ale też, aby po trzech dniach zmartwychwstać.

Jakub i Jan przychodzą do Jezusa właśnie w tym momencie. Czują, że niebawem wydarzy się coś ważnego. Jednak zapowiedź śmierci ich Mistrza w ogóle do nich nie dociera. Jakby nie chcieli o tym słyszeć. Świadczy o tym chociażby wcześniejsza reakcja Piotra: „Panie, niech Cię Bóg broni. Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie (Mt 16, 22)”. Nawet po zmartwychwstaniu niewiele się zmienia. Uczniowie z Emaus ze smutkiem stwierdzają: „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela (Łk 24, 21)”.

Apostołowie wierzą w Jezusa, ale jeszcze w niedoskonały sposób. Myślą o Nim w kategoriach polityczno-narodowych. Jezus w Jerozolimie objawi się jako król, obejmie władzę i odnowi Izrael. Mają raczej na względzie udział w honorach królewskich. No bo skoro już chodzą tyle miesięcy za Mistrzem, to chyba coś się za to należy. Pewnie dlatego wpadli na pomysł, że zanim Jezus dotrze do Jerozolimy i zostanie królem, warto przedłożyć mu swoje pragnienie i poprosić o szczególniejsze względy, bo można nie zdążyć albo inni ich w tym uprzedzą.

Uczniowie rzeczywiście nie wiedzą, o co proszą. Wybrażają sobie królowanie Jezusa biorąc za wzór ziemski porządek władzy. To prawda, że często po prawicy i lewicy władcy zasiadali jego zaufani, najbliżsi, najbardziej oddani. I to pragnienie apostołów, oprócz ambicji i chęci bycia wielkim po ludzku, ma także pozytywny aspekt. Obaj chcieli być blisko Jezusa. Jeden chciał zasiąść po Jego prawicy, a drugi po lewicy. I Jezus nie potępia ich za to. Odpowiada enigmatycznie, że miejsca te dostaną ci, dla których je przygotowano.

W kontekście całego Pisma Świętego ta odpowiedź może brzmieć jeszcze bardziej tajemniczo. Po prawej stronie Boga Ojca tak naprawdę ma zasiadać Mesjasz, Syn Człowieczy. Na Sądzie Ostatecznym Jezus stawia owce, czyli błogosławionych po prawej stronie, a kozły, czyli przeklętych ludzi po lewej stronie. Kiedy Abraham rozstawał się z Lotem, Lot poszedł na wschód – w lewą stronę (Rdz 13,9), nie przypuszczając, że trafi do Sodomy i Gomory. Wiemy, jak skończyli mieszkańcy tych miast. Na Golgocie jeden łotr wisiał po lewej, a drugi po prawej stronie Jezusa. Nie wiemy wprawdzie czy dobry łotr zawisł po prawej stronie. Niemniej jeden z nich urągał Bogu, a drugi po spotkaniu Jezusa w tak tragicznych okolicznościach, nawrócił się.

Te obrazy pokazują, że prawa strona to symbol szczęścia, a lewa nieszczęścia, bycia z dala od Boga. Prawa ręka to symbol mocy, autorytetu, ale też opieki Bożej. Bóg wyciąga swoją prawicę, aby walczyć z nieprzyjaciółmi. Jezus dotyka prawą ręką tredowatego, nakazuje złemu duchowi opuścić człowieka.

Być po prawej stronie Boga to cieszyć się Jego szczególnymi względami, to miejsce dla przyjaciela, który – jak mówi Psalm 16 – będzie kosztował rozkoszy Pana. Prosić więc o to, żeby znaleźć się po lewej stronie Chrystusa, to w pewnym sensie domagać się kamienia zamiast chleba.

Czy my czasem nie jesteśmy podobni do apostołów? Czyż to nie jest wspaniałe uczucie być podziwianym, być w centrum zainteresowania? Czy czasem nie tęsknimy za tego rodzaju wielkością? Czy nasze prośby do Boga nie są nierzadko uwarunkowane pragnieniem fałszywej wielkości: nie tej, którą nosimy w sobie, ale tej, którą tworzymy sobie w oparciu o to, co o nas mówią inni, jak nas postrzegają, w oparciu o pozycję, którą zajmujemy lub tytuł, który mamy przy nazwisku?

Jezus ukazuje inną wizję wielkości, która jest paradoksem. Chcesz być wielki, to stań się niewolnikiem wszystkich. Niewolnik i sługa wykonuje podrzędne zadania, które wydają się czymś nieznaczącym. Chrystus mówi: prawdziwie panować oznacza służyć, pochylać czoło przed drugim. Co to oznacza? Żeby móc ze spokojem służyć i nie czuć się przy tym poniżonym, trzeba umieć „panować” nad sobą, czyli być dojrzałym duchowo.

Psychologia mówi nam o kompleksach niższości czy wyższości, które są dwiema stronami tego samego medalu: że człowiek nie czuje się wartościowy. Jezus nie czul się poniżony na Golgocie, bo wiedział kim jest, bo cały czas miał świadomość, że Ojciec jest z Nim.

Tak to już jest w życiu, że ktoś musi nam powiedzieć, że nas ceni, że cieszy się z nas, że ufa nam. W najgłębszym sensie taką akceptacją i miłością darzy nas Bóg. „Drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję”. I w sumie po to Jezus przyszedł na ziemię, po to istnieje Kościół, po to wsłuchujemy się w Słowo Boże i przyjmujemy sakramenty, żeby ta prawda rzeczywiście do nas dotarła. Jeśli czuję się kimś wielkim, bo ukochanym przez Boga, to wówczas jest obojętne, czy będę wykonywał prozaiczne obowiązki, czy zajmował wysokie stanowiska. Bo cóż może nas poniżyć, jeśli w oczach Bożych jesteśmy wielcy?

Ale czy nie zachowujemy się nieraz jak apostołowie, o czym Ewangelista nie waha się pisać? Jezus mówi o swojej śmierci i to kilka razy, a do nich to w ogóle nie dociera. I tak bywa nie tylko wtedy, kiedy Bóg mówi do nas przykre rzeczy. Trudno nam Go również słuchać, kiedy mówi nam, że nas kocha. Boimy się Jego zbliżenia, bo jak się Bóg za bardzo do nas zbliży, musimy przewartościować nasze życie: sympatie i antypatie, majętność, praca, przyjemność, uznanie, wpływy, znaczenie i władza. Wszystko nagle staje się relatywne, ale czy nam nie jest z tym dobrze?

Panowanie Boga nie rozpoczęło się triumfalnie, ale wówczas, gdy Jezus dawał swoje życie na okup za wielu, na krzyżu. Wówczas Bóg zbliżył się do nas najbardziej jak tylko mógł. To samo wydarzy się w sposób niewidzialny za chwilę na tym ołtarzu. Niezmordowanie, każdego dnia Jezus głosi, że twoja wielkość bierze się z Jego wielkości, w której masz udział. Symbolem wielkości Chrystusa jest Jego Krew, czyli życie, które daje Ci za darmo. Nie goń więc za byle czym, przyjdź i zaczerpnij tej wielkości z Jego kielicha, z którego możesz pić.

Dariusz Piórkowski SJ
darpiorko@mateusz.pl

 

Dariusz Piórkowski SJ, obecnie pracuje jako duszpasterz akademicki w DA „Xaverianum” w Opolu

 

 

 

© 1996–2006 www.mateusz.pl