www.mateusz.pl

STANISŁAW ŁUCARZ SJ

Eucharystia z perspektywy ignacjańskiej

 

 

Ten mój drobny przyczynek do całej serii tekstów o Eucharystii, które w roku Eucharystii będą umieszczane na „Mateuszu”, ma bardzo specyficzny charakter. Jest to spojrzenie na Eucharystię z perspektywy tej duchowości, którą żyją jezuici i ci wszyscy, którzy na różny sposób czerpią z duchowości ignacjańskiej. Na całą rzeczywistość Kościoła składają się bowiem przeróżne charyzmaty, z których każdy stanowi cząstkę Ciała Chrystusa w specyficzny sposób ożywianą Jego Duchem. Cieszył się też będę, jeśli te przeróżne „charyzmatyczne” wrażliwości na to centrum chrześcijaństwa dojdą tu do głosu, ukazując z jednej strony wielką różnorodność, a z drugiej – jestem o tym przekonany – zadziwiającą jedność, będącą ostatecznie jednością w Jezusie Chrystusie, który właśnie w Eucharystii karmi nas Sobą samym.

Jeden najważniejszych dokumentów posoborowej odnowy w Towarzystwie Jezusowym (to właściwa i oficjalna nazwa zakonu jezuitów) tak definiuje bycie jezuitą: „Być jezuitą, to doświadczać, iż jest się grzesznikiem, ale powołanym na towarzysza Jezusa” 1. Definicja ta określa pewien permanentny stan bycia grzesznikiem i zarazem permanentny stan bycia powoływanym. Może dla kogoś takie postawienie sprawy może wydać się zaskakujące, albo nawet gorszące, jednakże jest ono zgodne z dwutysiącletnim głębokim doświadczeniem Kościoła. Ostatecznie to każdy chrześcijanin, w każdym powołaniu staje zawsze pomiędzy tajemnicą grzechu a tajemnicą usprawiedliwienia i zbawczej łaski. Staje w tym «miejscu» z całym grzesznym podłożem swej własnej ludzkiej natury, całym dziedzictwem «pychy tego życia», z całym egoistycznym dążeniem do panowania i decyduje się przetworzyć siebie i «przeobrazić» na podobieństwo Chrystusa 2.

W tej duchowej dynamice niezwykłą rolę spełnia Eucharystia. Trzeba bowiem pamiętać, że ze swej istoty Eucharystia nie jest dla doskonałych, lecz dla grzeszników 3. Mówi o tym już sam Pan w słowach: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają... nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników 4. Zresztą mówią nam o tym bardzo wyraźnie i słowa wprowadzenia do aktu pokutnego na początku każdej Eucharystii, bardzo często także przez nas niedokładnie, albo nawet fałszywie oddawane w rodzaju: Przeprośmy Pana Boga za nasze grzechy, abyśmy mogli godnie uczestniczyć w najświętszej ofierze, albo abyśmy z czystym sercem mogli sprawować najświętszą ofiarę... itp. Tymczasem tekst oryginalny z Mszału Rzymskiego brzmi po prostu: Fratres, agnoscamus peccata nostra, ut apti simus ad sacra mysteria celebranda. Dla młodszego pokolenia nie bardzo już radzącego sobie nawet z prostą łaciną tłumaczę dosłownie: Bracia, uznajmy nasze grzechy, abyśmy byli zdolni do sprawowania tych świętych tajemnic. Kluczowym w tym tekście jest słowo: aptus oznaczające zdolny, odpowiedni, właściwy. Jesteśmy więc na początku każdej Eucharystii wezwani, aby stanąć przed Bogiem jako grzesznicy, a więc niegodni Jego miłości. My sami nie jesteśmy w stanie nadać sobie godności wobec Boga, nie możemy oczyścić naszych serc... Jezus Chrystus zawsze przychodzi do stajni. To On ze zwykłej stajni czyni miejsce swego narodzenia, On ją oczyszcza, On w niepojęty dla nas sposób czyni godną. My jesteśmy wezwani nie do oczyszczenia, bo tego sami nie potrafimy, ale do otwarcia, prawdziwego, szczerego otwarcia tego wszystkiego, czym może się i brzydzimy i co nas wewnętrznie, a czasami i zewnętrznie kompromituje. To jest warunek właściwego uczestnictwa w Eucharystii – wejść w nią jako grzesznik na podobieństwo ewangelicznego celnika, a nie jak pyszny faryzeusz, który przechwalał się swą domniemaną doskonałością i poniżał celnika, i w ten sposób zamknął się na to, co najcenniejszego Bóg w Jezusie Chrystusie pragnie człowiekowi przekazać, swą miłosierną miłość do grzeszników. To jest najcenniejszy dar, jaki przynosi Eucharystia – sedno Paschy Jezusa Chrystusa. Najkrótsze jej starochrześcijańskie streszczenie brzmi: Jezus Chrystus umarł za nasze grzechy i zmartwychwstał dla naszego usprawiedliwienia 5. Każda Eucharystia jest tego uobecnieniem. W każdej Eucharystii Jezus przeprowadza nas ze stanu grzeszności do stanu usprawiedliwienia, w każdej umywa nam nogi, to znaczy obmywa to w nas, czego my sami nie obmywamy, a jeśli już to robimy, czynimy to z konieczności i z niechęcią, albo nawet ze wstrętem. Pamiętamy, jak Pan ostrzegał św. Piotra, który nie chciał, aby mu nogi umywał: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze mną 6

Fundamentalnym doświadczeniem duchowym św. Ignacego była wizja znad rzeki Cardoner. Sam św. Ignacy tak je opisuje: Otrzymał wtedy tak wielką jasność dla umysłu i to do tego stopnia, że jeśli rozważy całe życie swoje do 62 roku i jeśli zbierze razem wszystkie pomoce otrzymane od Boga, i wszystko czego się nauczył, i choćby to wszystko zebrał w jedno, to i tak nie sądzi, żeby to wszystko dorównywało temu, co wtedy otrzymał w jednym tylko przeżyciu. Stało się to w ten sposób, że w umyśle jego pozostała taka jasność, iż mu się zdawało, że stał się nowym człowiekiem, i że posiada inny umysł niż ten, który miał przedtem. Trwało to przez chwilę, a potem poszedł uklęknąć pod krzyżem, który był w pobliżu, aby podziękować Bogu 7. O. de Polanco, jego osobisty sekretarz w czasach, gdy Ignacy był już Generałem zakonu, ujął krótko treść tej łaski: Omnia divina et humana – wszystkie sprawy Boskie i ludzkie 8, a więc całość relacji Boga do człowieka, czy do ludzkości. Naturalnie doświadczenie to nie miało charakteru poznania intelektualnego, bo to rządzi się innymi prawami. Było to ogarnięcie całej egzystencji Ignacego przez Boże światło, które uczyniło go – jak sam mówi – innym człowiekiem. By jednak to doświadczenie właściwie pojąć, trzeba umieścić je w kontekście życia Ignacego. Otóż poprzedziły je miesiące udręk duchowych i dojmującego doświadczenia własnej grzeszności w Manresie, aż po skrupulanctwo i myśli samobójcze. Trzeba pamiętać, że Ignacy idący brzegiem Cardoneru to człowiek zgnębiony i wyczerpany. Nic mu już nie pozostało z dawnego dumnego, hiszpańskiego hidalgo. Ignacy nie ma najmniejszej wątpliwości, że jest wielkim grzesznikiem, może jednym z największych na ziemi. I to właśnie w tym momencie Bóg go podnosi. Jest to dla niego niezwykle głębokie doświadczenie miłości Boga do grzesznika, które w rodzących się wtedy Ćwiczeniach Duchowych każe mu wydać okrzyk pełen zdumienia i wstrząsu nad miłością Boga do grzesznika. Pamiętamy też, że po tym doświadczeniu Ignacy idzie pod krzyż i tam rozmawia z Ukrzyżowanym. I ta rozmowa znajdzie swe odbicie w Ćwiczeniach Duchowych i stanie się naszym wspólnym dziedzictwem: Co Chrystus uczynił dla mnie, a co ja uczyniłem dla Chrystusa? On, chociaż był Stwórcą, stał się człowiekiem, a mając życie wieczne, [przyjął] śmierć doczesną i w ten sposób umarł za moje grzechy 9. A ja? Jeśli jestem szczery, to przyznam, że poprzez moje grzechy na swój sposób przyczyniłem się do Jego śmierci w tym pokoleniu. Otrzymałem od Boga na Chrzcie św. wspaniały dar życia Jezusa i własnymi postawami zabijałem to życie w sobie i w innych 10.

Św. Ignacy wielokrotnie przed doświadczeniem nad rzeka Cardoner uczestniczył w Mszach świętych. Ale było to zapewne uczestnictwo dewocyjne, jak to i dziś przytrafia się wielu, nie wyczuwającym nawet prawdziwej głębi tego misterium. Potem – będąc innym człowiekiem – mając za sobą owo doświadczenie przeogromnej miłości Boga, patrzył na nią innymi, nowymi oczyma. To doświadczenie Boga kochającego grzesznika i powołującego go do szczególnej bliskości, nie będzie go już opuszczać i będzie szczególnie mocne właśnie w Eucharystii. Nie mogło być zresztą inaczej, bo jakżeż synteza spraw ludzkich i Bożych znad Cardoneru nie mogła znaleźć odbicia w sakramentalnej syntezie spraw Boskich i ludzkich, jaką jest Eucharystia. Dlatego będzie ją tak często i z taką żarliwością sprawował. Wystarczy na chybił trafił otworzyć jego dziennik duchowy, aby się o tym przekonać. Ileż łez i głębokich poruszeń serca będzie z nią związanych. Będzie to zawsze szczególna, przemieniająca bliskość Chrystusa. Stąd też Ignacy stanie się najgorliwszym propagatorem częstej komunii św. w swoich czasach. Pisząc Konstytucje będzie ofiarowywał wiele Mszy św., by uzyskać jasność, co do poszczególnych zapisów. Myślę, że nie chodziło tu św. Ignacemu tylko o wyproszenie łaski, ale też o poddanie się tej szczególnie mocno przemawiającej w Eucharystii miłości Boga do człowieka, która z grzesznika czyni go sprawiedliwym, z buntownika dzieckiem, a ze zbłąkanego pielgrzyma towarzyszem Jezusa.

Charyzmat ignacjański żyje z Eucharystii. Całe Ćwiczenia od fundamentu po Ad amorem są Eucharystią rozpisaną na poszczególne jej części. Bez tej sakramentalnej Paschy Jezusa i Jego przeprowadzania nas od grzechu do świętości, z niewoli do wolności, z zagubienia do miłości, byłyby może i cenną ludzką próbą dotarcia do Boga, próbą, jakich pełna jest historia ludzkości, ale zawsze próbą, w której ustaje się w drodze. Człowiek nie potrafi dotrzeć do Boga, jeśli Bóg osobiście i realnie po niego nie wyjdzie. Pozostanie mu nirwana, albo jakaś inna bliżej nieokreślona transcendencja, co proponuje nam tyle różnych technik, do których wielu zwłaszcza na Zachodzie nierzadko się odwołuje. Pan jednak na miejsce i czas wychodzenia nam naprzeciw wybrał swe ziemskie życie od dziewiczego poczęcia przez Maryję zasłuchaną w Słowo Boga po krzyż i zmartwychwstanie. Syntezą zaś tego życia i jego nie tylko realną, ale i skuteczną obecnością daną nam przez Niego samego jest właśnie Eucharystia. Na miarę naszej otwartości, to znaczy, na miarę naszej pokory, objawiającej się przede wszystkim w uznawaniu się za grzesznika, staje ona dla nas codziennym Cardonerem, przemieniającym nas – jak ongiś Ignacego – w innych ludzi, w ludzi dla innych

Stanisław Łucarz SJ

 

1 Dekrety Kongregacji Generalnej XXXII, 11,1.
2 Por. Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska Redemptionis Donum, 13.
3 Naturalnie Eucharystia nie zastępuje Sakramentu Pokuty. Nie podważamy tu w żaden sposób zasady: „Jeśli ktoś ma świadomość grzechu ciężkiego, przed przyjęciem Komunii powinien przystąpić do sakramentu Pojednania” (por. Katechizm Kościoła Katolickiego 1385; Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 918; Encyklika Ecclesia de Eucharistia 36). Grzech ciężki jednak oznacza złą wolę wyrażoną  w  świadomym i dobrowolnym zerwaniu więzi z Bogiem i  z Kościołem poprzez konkretne decyzje, czy uczynki. Grzeszność, o której tu mowa, zakłada dobrą wolę, która zmaga się z pokusami i własną słabością i z tego zmagania nie zawsze wychodzi zwycięsko. Tego rodzaju upadki są tzw. grzechami lekkimi, które nie tylko nie są przeszkodą w pełnym uczestnictwie w Eucharystii, co więcej Eucharystia gładzi je.
4 Mt 9,12-13.
5 Por. Rz 4,25.
6 J 13,8b.
7 Św. Ignacy Loyola, Opowieść Pielgrzyma 30-31.
8 Juan de Polanco, Chronicon Societatis Jesu, I 20.
9 ĆD 53.
10 Por. H. Dziadosz, Doświadczyć Boga. Życie chrześcijańskie w Ćwiczeniach Duchowych św. Ignacego Loyoli, Kraków 1999, 163.

 

 

 

© 1996–2004 www.mateusz.pl