www.mateusz.pl/mt/ko

KRZYSZTOF OSUCH SJ

Jezus Ukrzyżowany – Zwycięzca pokorny i potężny

 

 

Liturgia Wielkiego Piątku przebiega w sposób najzupełniej wyjątkowy: w centrum uwagi staje najpierw przejmujący opis Męki i Śmierci Boga-Człowieka; potem – wraz z całym Kościołem – stajemy się jednym wielkim błaganiem skierowanym do Boga Ojca. To dzisiaj ze szczerą wdzięcznością całujemy Krzyż. Jak w każdej Mszy świętej (choć dziś jej nie sprawujemy), posilamy się Ciałem Pana. A po przeniesieniu Eucharystycznego Jezusa do symbolicznego Grobu będziemy czuwać i oczekiwać na „rzecz” niebywałą, na Jezusowe powstanie z martwych. Czy te wszystkie „elementy” liturgii Wielkiego Piątku i całego Triduum dotkną nas do żywego i na nowo obdarują?

Trzy wrogie żywioły

Tak, ale najpierw trzeba przywołać kilka ważnych prawd o naszej ziemskiej egzystencji, która jest jednocześnie i wzniosła, i bardzo zagrożona.

Wielkie i wzniosłe jest to, że poznaliśmy naszego Boga Stwórcę i siebie samych jako rzeczywistość tajemniczą, wielką, przepastną i nieskończenie obiecującą. Dotarła do nas, mniej lub bardziej intensywnie, ta prosta, głęboka i radosna prawda, że sam Bóg Stwórca gorąco pragnie, byśmy radowali się cudnym i cudownym darem życia! I że On zapewnia nas, iż przed nami jest „dal” wiecznego życia i wiecznego szczęścia!

Niestety, wszystkich nas – przynajmniej od czasu do czasu – dopadają poważne wątpliwości, smutki i strapienia. Nasza wiara w to, że Bóg Ojciec ma wobec nas wspaniałe zamiary i że na pewno je zrealizuje – bywa nieraz targana niepewnością.

Niech każdy z nas pomyśli o własnej drodze wiary, nieraz atakowanej przez niewiarę i mroczne zwątpienia. Można by też przywołać wielki kryzys wiary w wielu chrześcijańskich narodach. Benedykt XVI mówił wczoraj tak: „Czy my, lud Boży, nie staliśmy się może w wielkiej części ludem niedowiarstwa i oddalenia od Boga? Czyż nie jest prawdą, że Zachód, centralne kraje chrześcijaństwa znudziły się swą wiarą oraz własną historią i kulturą, nie chcą już znać wiary w Jezusa Chrystusa?” (W czasie Mszy krzyżma). – Ale nie to chcę teraz dokładniej opisywać.

Raczej zechciejmy – w uroczysty dzień W. Piątku – zapytać wprost: Dlaczego to wspaniała, wzniosła i radosna treść wiary (czasem lub często) „wyparowuje”, słabnie; a wraz z nią my słabniemy i marniejemy?

Chyba dzieje się tak za sprawą jakichś żywiołów, które mocno uderzają w religijną wizję człowieczego losu. Rzeczywiście, to naprawdę potężne żywioły sprawiają, że cudny i cudowny dar życia i żywej wiary oraz nadziei traci blask. Te potężne żywioły to: szatan, grzech i śmierć.

Czasem przyzwyczajamy się do brzmienia tych słów, ale kryje się za nimi coś, co od zarania dziejów niszczy i „psuje” Boży dar istnienia.

Głównodowodzącym w ofensywie przeciw człowiekowi jest szatan, złe duchy. Niełatwo jest odpierać ataki kogoś, kto jest bardziej inteligentny i kłamstwem posługuje się bez najmniejszych zahamowań. Chce nam maksymalnie zaszkodzić, a udaje kogoś bardzo życzliwego i oczywiście lepiej poinformowanego. Tak było już w rajskim kuszeniu.

Nasz wróg z upodobaniem straszy nas Bogiem fałszywie przedstawionym. Ma on niemałą satysfakcję, gdy uciekamy przed Bogiem, a więc przed Kimś najbardziej nam życzliwym.

Stanu ludzkiego nieszczęścia dopełniają nasze grzechy. Są one żywiołem rzeczywiście strasznym, gdyż ze swej natury oddzielają od Boga. Istotą grzechu jest niewiara w Miłość Boga i nieufność wobec Jego Woli. To na gruncie fundamentalnego grzechu nieufności i niewiary tworzymy sobie grzeszny rodzaj życia. Dominują w nim żądze, namiętności i „złe myśli „, które skierowują ku złu (por. Mk 7, 21n).

Grzesznemu rodzajowi życia zawsze towarzyszy pełne goryczy poczucie winy. Szatan najpierw kusi atrakcją grzechu, a potem bywa różnie; albo uspokaja i wycisza głos sumienia, albo występuje w roli bezwzględnego oskarżyciela.

Swoistą fatalną pieczęcią, położoną na zepsutym darze życia jest w końcu śmierć. Śmierć jawi się w powszechnym doświadczeniu jako coś, co jest nieuniknione, okropne, poniżające i beznadziejne!

Trudno, żeby człowiek w tej sytuacji, spowodowanej działaniem trzech złych żywiołów, czuł się dobrze i szczęśliwie; nawet jeżeli skądinąd wciąż jakoś wie, że jest uczestnikiem wielkiego i wspaniałego daru. Tyle że zda się daru bezpowrotnie utraconego.

Pomoc jedynie od Boga

My sami – my słabi ludzie – w starciu z trzema żywiołami nie ostoimy się. Zostawieni samym sobie, przegrywamy. „Tylko Bóg może nas uratować”.

Bóg niezmiennie miłujący swoje stworzenia zaraz po upadku w raju dał uroczystą obietnicę. Zapewnił, że nie zostawia ludzi samych, wydanych na pastwę złowrogich żywiołów. Bóg czuje się do żywego dotknięty klęską człowieka. Podejmuje rękawicę rzuconą przez chytrego „węża” i daje gwarancję, że na pewno zmiażdży mu głowę (por. Rdz 3, 15).

Księgi Starego Testamentu wyczerpująco opisują, jak Bóg na przestrzeni wieków angażował się zbawczo po stronie Izraela. I jak stopniowo rozszerzał Swe zbawcze działanie na wszystkie narody. Przede wszystkim nieustannie ponawiał Bóg wielką obietnicę, że pośle Mesjasza, który rozprawi się z największymi wrogami człowieka: z szatanem, grzechem i śmiercią.

W prorockich zapowiedziach była jednak tajemnicza „dwutorowość”. Jedne proroctwa mówiły o potężnym Mesjaszu-Królu i Jego potężnej władzy. Inne proroctwa zapowiadały zbawcze działanie Boga, ale poprzez Cierpiącego Sługę Jahwe.

Izajasz tak Go sportretował: „Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie (Iz 53, 2-5).

Dziś wiemy, że ów Cierpiący Sługa to Jezus Chrystus.

To Wcielony Boży Syn, który w przedziwnej słabości, w pełnym pokory posłuszeństwie wobec Woli Ojca, a także w strasznej Męce na Drodze Krzyżowej i na Krzyżu – odniósł potrójne zwycięstwo: nad pychą i złośliwą inteligencją szatana.

Odniósł zwycięstwo także nad grzechem: i to zarówno nad tym, co w grzechach wydaje się złudnie atrakcyjne i przyjemne, jak też nad tym, co jest w nich porażająco szpetne i wtrąca w rozpacz. Jezus z jednej strony obnażył szpetność grzechu, a z drugiej strony przywrócił człowiekowi smak i rozkosz, wpisane w życie duchowe, w życie wiary, nadziei i miłości.

Kosztowne zwycięstwo odniósł Cierpiący Jezus, także nad śmiercią. Śmierci nadał nowe i wyraziste znaczenie: uczynił z niej drogę do Domu Ojca. Drogę trudną, ale zarazem pewną i pełną nadziei.

Rok Liturgiczny i codzienność

Mamy cały Rok Liturgiczny i całe chrześcijańskie życie, by z uwagą kontemplować zdumiewające zwycięstwo Jezusa nad szatanem, grzechem i śmiercią.

Oczywiście jedynie stopniowo uda się nam napełnić swe wnętrze darami Cierpiącego i Zwycięskiego Sługi Jahwe. Ale to jest zawsze pewne: Cały Jezus – ze wszystkimi licznymi paschalnymi darami – stoi przed nami otworem. Zaprasza. Pragnie, byśmy dzięki Niemu odzyskali pełną radość z cudnego i cudownego daru bycia człowiekiem, który jest także dzieckiem Boga Ojca i bratem Jezusa Chrystusa.

W Liturgii wielkopiątkowej rodzą się w nas różne głębokie uczucia.

Oby na pewno zrodził się w nas i pogłębił podziw dla potężnej Miłości naszego Pana i Zbawiciela. A także wdzięczność, gdyż tak dużo kosztowało Jezusa zwycięstwo nad trzema wrogami ludzkiej godności i szczęścia. Tak, jesteśmy Panu Jezusowi szczerze wdzięczni!

Głęboko Mu się kłaniamy. A nawet klękamy przed Nim na oba kolana, adorując Jego wielki Trud i Miłość, która jest miłością bez miary!

Z serca czcimy drzewo Krzyża, które dzięki Jezusowi przestało być okrutną torturą, a już na zawsze stało się symbolem doskonałej Miłości i Ofiary!

Mając żywszą świadomość, czego Jezus dla nas dokonał, przyjmijmy Go jak najserdeczniej w Komunii świętej. Weźmy w siebie całą Jego Miłość – czułą, potężną i pokorną. Miłość – do Boga Ojca i do siebie nawzajem, do siebie samego, a także do wszystkich dzieł Boga Stwórcy!

Tak „wyposażeni” treścią Wielkiego Piątku, ufniej idźmy w naszą codzienność, która jest naszą jedyną drogą do Domu Ojca. Jednoczmy nasze krzyże z Krzyżem Pana.

Sami zjednoczeni z Jezusem – Ukrzyżowanym, a jednak Zwycięskim – coraz odważniej i ofiarniej trudźmy się około sprawy zbawienia wszystkich ludzi!

Czymże będzie nasz trud – choćby największy – w porównaniu z trudem naszego Pana i Zbawiciela?!

Mistycznie o śmierci

Szczerze powiedziawszy, chciałem powyższe myśli ująć jak najkrócej, by móc obficie przytoczyć słowa Jezusa o śmierci, kierowane do dusz mistycznych. Zmieniając proporcje, przytoczę tylko jeden fragment:

Sylabizuj już teraz alfabet miłości na chwilę twej śmierci. Twoje ostatnie tchnienie to twoje Consummatum est – Wykonało się! Powiedz mi je już teraz. Nie pozwól, by było coś przypadkowego w tej ważnej i pięknej chwili, jaką jest śmierć. To chwila spotkania. Spiesz się, moja umiłowana, aby ofiarować Mi myśli o śmierci. Umieraj już naprzód – czy rozumiesz? – przyjmując śmierć jak radość oczekiwaną, którą się piastuje w myśli, radość, która się zdarzy tylko raz... i którą należy przeżyć w całej pełni.

Mów: Gdy moje powieki zaczną się zamykać na sprawy tej ziemi, oczy moje będą szukały Twego spojrzenia miłości. Gdy uszy moje się zamkną, będę nadsłuchiwać Twojego głosu miłości. Panie, przyjmiesz cierpienie mego ciała jako wynagrodzenie za grzechy mojego życia i życia grzeszników, dla uwielbienia prawdy. A jeśli moje konanie się przedłuży, niech się przedłuża także moja miłość. Niech będzie wierną odpowiedzią na Twoją miłość na Krzyżu.

Mów tak często, moje dziecko, nie zostawiaj niczego przypadkowi. Wkraczaj radośnie w dziedzinę ostatnich chwil życia, jak gdybyś szukając ręki śmierci, chciała ją uczynić bliską towarzyszką twej drogi, aby lepiej mówić jej językiem i dostosować do niej twoje zachowanie.

Jakże mądre i gorliwe byłoby takie życie... Jak lekkim krokiem przebiegałoby się to, co pozostało jeszcze do przebycia... Jaki uśmiech w duszy, która czeka... Oblubieniec również czeka... Jeżeli twoje gorące pragnienie wzrasta, to cóż powiedzieć o Nim? On cię stworzył. Twoje pierwsze tchnienie należało do Niego, ofiaruj Mu także ostatnie, aby je zerwał, oddasz Mu tym chwałę: On pozwala, abyś mogła w ten sposób Go uczcić.

Dziękuj Mu za tę łaskę. Czy nie wiesz, że ‘dotknąć’ Boga to łaska niezwykła? Ponieważ jesteś Jego małym obrazem, utrwala się w tobie Jego odbicie. Być podobnym do Boga... Dziękujcie waszemu Stwórcy. Dziękujcie Mu za Jego subtelność. Jesteście z rodziny Bożej” (Gabriela Bossis, ON i ja, t. 2, nr 56).

Można by w końcu powiedzieć: Chrystus, Wielki Piątek, Święta Wielkanocne, chrześcijaństwo i kultura chrześcijańska, nasza wiara i kościoły… – po to jest to „Wszystko”, żebyśmy mogli szczerze wyznawać i zawołać: Niestraszna nam śmierć! Niestraszny nam szatan. Niestraszne nam grzechy!

A przede wszystkim po to jest to „Wszystko”, byśmy odzyskali życie znów jako Dar cudowny i cudny! I by stąd płynęła radość! Radość pełna, czyli taka, jaką miał Jezus Chrystus na tym świecie (por. J 15, 11).

Owszem, jest to (na razie) radość trudna i (czasem) przez łzy. Ale jest radość realna. Pewna, bo ugruntowana w wielkopiątkowym zwycięstwie naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa.

Częstochowa, W. Piątek, 22 kwietnia 2011 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ

 

Zobaczyć siebie oczami ChrystusaZOBACZYĆ SIEBIE OCZAMI CHRYSTUSA
„przed tobą jest DAL”

To dobroczynne: dać się olśnić Bogiem możliwości wielkich – nieskończonych. A widać je w atomie i cudzie życia, w „nieobjętej ziemi” i bezkresnym kosmosie, a także w dokonaniach człowieka. Ale czy to już wszystko? Zamiary Boga wobec nas są zawrotne. Przed nami jest DAL życia w Bogu, a nie cieśnina przemijającej doczesności i śmierci (por. Hi 36, 16).
Autor podejmuje kilka tematów podwyższonego ryzyka i przedstawia je, być może, wbrew dyktatowi „poprawności”. Chętnie rozważą je ci, którzy nie chcą być manipulowani ani przez małodusznych ludzi, ani przez złośliwe demony. Do trudnych tematów należą prorockie upomnienia, gniew i karanie Boga, który zawsze i przez wszystko naprowadza na swe nieskończone Miłosierdzie. Lekcja cierpienia skojarzona jest z …tańcem.
Obiecująco brzmi stwierdzenie św. Augustyna, że „przyjemność pokonuje się tylko przez przyjemność” i że wszyscy potrzebujemy delectatio victrix, czyli «zwycięskiego rozkoszowania się» Bogiem, aby pokonać zniewalającą atrakcję grzechu! Ostatnia konferencja podprowadza – nas drogocennych! – do powierzenia się dłoniom i Sercu Matki, a także do współdziałania z Nią (zwłaszcza w czasie trwającej Wielkiej Nowenny Fatimskiej).
Rozważania adresowane są do różnych osób – zarówno do (już) wierzących, jak i do (jeszcze) czekających „na kamieni nagłe przebudzenie” i „na głębie co u stóp naszych legną” (M. R. Rilke).
Sesja odbyła się w Centrum Duchowości Księży Jezuitów w Częstochowie w styczniu 2011.

 

 

 

© 1996–2011 www.mateusz.pl/mt/ko