www.mateusz.pl/mt/ko

KRZYSZTOF OSUCH SJ

Mrok nienawiści ustępuje przed światłem Miłości

 

 

Po tym zaś poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała. Po tym właśnie poznajemy, że jesteśmy w Nim. Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował. Umiłowani, nie piszę do was o nowym przykazaniu, ale o przykazaniu istniejącym od dawna, które mieliście od samego początku; tym dawnym przykazaniem jest nauka, którąście słyszeli. A jednak piszę wam o nowym przykazaniu, które prawdziwe jest w Nim i w was, ponieważ ciemności ustępują, a świeci już prawdziwa światłość. Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć. Kto zaś swojego brata nienawidzi, żyje w ciemności i działa w ciemności, i nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy (1 J 2,3-11).

Fragment Janowego Listu stwarza dobrą sposobność, byśmy zadali sobie bardzo ważne pytanie: Czy znamy Jezusa? Czy ja znam Jezusa? To pytanie ważne jest zawsze, jednak odpowiedź na nie ma szczególne znaczenie teraz, gdy w kolejnym roku liturgicznym zamierzmy poznawać Jezusa i głębiej wejść w Jego świat. Św. Jan podsuwa nam klarowne kryterium, dzięki któremu zdamy sobie sprawę z tego, w jakim jesteśmy miejscu i ile jeszcze potrzeba trudu, by poznać Jezusa naprawdę. Oczywiście, św. Janowi nie chodzi o znajomość zewnętrzną, faktograficzną, ale dogłębną, serdeczną. Taką, dzięki której dochodzi do upodobnienia ucznia do Mistrza. Taką, która wyeliminuje z naszego życia wszelką nienawiść. Dokładniej mówiąc, nienawiść do brata, do bliźniego! (Nienawiść do grzechu, do nieprawości – niech pozostanie. Niech nawet wzrośnie.)

Test na to, czy znam Jezusa

Kryterium pozwalające rozeznać, czy znamy Jezusa, brzmi tak: Po tym zaś poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. A zatem to trzymanie się (wypełnianie) Jezusowych przykazań i Jego nauki – świadczy o tym, że znamy Jezusa. Jest jasne, że nauka Jezusa jest rzeczywistością dość rozległą. Pouczeń Jezusa zawartych w czterech Ewangeliach nie da się skwitować jednym czy paroma zdaniami. To prawda. Ale we wszystkim, czego Jezus naucza i co przykazuje, da się uchwycić pewną esencję, czyli to, co jest najważniejsze. Dobrze wiemy, że esencją Jezusowej nauki jest miłowanie Boga całym sercem, a bliźniego swego jak siebie samego (por. Mt 22, 37-39). Oczywiście, w domyśle jest nam „przykazana” także miłość do siebie samego. My bowiem (każdy z osobna) też zasługujemy na miłość. Gdybyśmy nie miłowali samych siebie (będących arcydziełem Stwórcy), to grzeszylibyśmy, a ponadto nie mielibyśmy „miary” dla miłowania naszych bliźnich!

Św. Jan doskonale wie, że te trzy najważniejsze miłości: do siebie samego, do bliźniego i do Boga – udadzą nam się tylko wtedy, gdy dobrze poznamy Jezusa! Gdy poznamy Go dogłębnie, bardzo osobiście i serdecznie. To jedynie kontaktując się z Jezusem – na modlitwie i w sakramentach (by określić to najkrócej i zasadniczo) – przyswajamy sobie wszystkie dobra obecne w Jego Osobie i wszystkie skarby ukryte w Jego Sercu! Największym i najcenniejszym skarbem Jezusowego Serca jest oczywiście agape – Jego Boska Miłość!

Różnie sobie myślimy

O naszej relacji i więzi z Jezusem myślimy sobie różne rzeczy. Czasem wydaje się nam, że uczyniliśmy już wszystko dla poznania Go i miłowania. Czasem zdajemy sobie sprawę z tego, że jest przed nami jeszcze długa droga poznawania Jezusa i wzrastania w zażyłej przyjaźni z Nim. Bywa i tak, że nie wiemy, co i jak powinniśmy uczynić, by pogłębić poznanie i zażyłość z Nim. Na początku najważniejsze jest jednak to, żeby stanąć w prawdzie. Do tego zmierza św. Jan, gdy swoimi mocnymi i przejrzystymi stwierdzeniami próbuje obudzić nas z duchowego letargu; gdy próbuje odebrać nam (być może) fałszywe samozadowolenie.

– Jak on to czyni? Po prostu podłącza nas do czegoś w rodzaju „wykrywacza kłamstwa”. Przy czym nie chodzi mu o drobne kwestie i maleńkie kłamstewka. Janowi chodzi aż o to, byśmy rzetelnie i zgodnie z prawdą odpowiedzieli sobie na pytanie, czy znamy Jezusa czy też Go nie znamy! Wykrywacz iluzji i samooszukiwania jest prosty i (dość) precyzyjny. Wystarczy postawić siebie w świetle tego zdania: Po tym poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. A żeby nie było wątpliwości, to Ewangelista od razu dopowiada: Kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała.

Po zastanowieniu się i udzieleniu szczerej odpowiedzi przeżyjemy pewno twórcze zaniepokojenie albo ogarnie nas pokój, którego świat dać nie może. Jedno jest wszelako pewne, że w naszym chrześcijaństwie (czy stawaniu się Chrystusowymi) nie powinniśmy przedwcześnie spocząć na laurach. Raczej winniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że bezkres (i głębia) Jezusowej nauki stoi przed nami otworem. Najprawdopodobniej sam Jezus wciąż czeka (jak mówi o tym w Apokalipsie), kiedy podejmiemy naprawdę poważne i serdeczne studium Jego Osoby, Jego Misji, Jego miłości do Ojca i do nas; a także Jego wielkich obietnic i spełnień, które w Nim stały się dla nas żywo obecne!

Św. Jan doskonale wie, że wierzący w Jezusa nierzadko wierzą połowicznie. I że dość łatwo zadowalają się różnymi iluzjami oraz zadowalają się Jezusem „przykrojonym” do swoich wyobrażeń. Jan – człowiek o oczach orła i stale zachwycony wspaniałością i ogromem Osoby Jezusa – chce nas odwieść od redukowania Jezusa do „czegoś” tam małego, zideologizowanego, wkomponowanego w czyjeś doczesne tylko wizje zbawiania ludzkości...

Owszem, to prawda, że Boży Syn stał się naprawdę człowiekiem. Naprawdę przyjął wszystkie właściwe nam ograniczenia. Ale prawdą jest i to, że uczynił to nie po, by razem z nami na zawsze „ugrzęznąć” w historii, w samej tylko doczesności. On chce nas – zgodnie ze zbawczą wolą Ojca – wyprowadzić „z domu niewoli”. Pragnie wyzwolić nas z narzucającej się nam logiki „starego człowieka”! Jako wyzwolonych prowadzi nas w świat Boskich Osób. W świat Boskiej Miłości. Istotnym elementem świata Boskiej Miłości jest także boski sposób traktowania tych, co traktują nas źle, nieprzyjaźnie, krzywdząco. (A ileż „tego” jest we współczesnym świecie. Może się wydawać, że gdzieś tam daleko. Ale i coraz bliżej i najbliżej nas).

Nienawiść wykluczyć zdecydowanie

Jeśli realnie znamy Jezusa, to już wiemy, jak powinniśmy traktować tych, którzy czynią nam źle. Wiemy też dobrze, że na okazaną nam choćby tylko niechęć tak łatwo, spontanicznie, odpowiadamy też niechęcią. Zaś na nienawiść skłonni jesteśmy (odruchowo) odpowiedzieć również nienawiścią. Krzywdę chętnie powetowalibyśmy sobie oddaniem pięknym za nadobne. Stary człowiek w nas (podjudzany przez demony) chętnie oddałby nie tylko ząb za ząb, ale i kilka zębów za jeden...

Jednak prawdziwy uczeń Chrystusa – czyli ktoś, kto Go coraz dogłębniej poznaje i co dzień od nowa napełnia się Jego Miłością – reaguje inaczej. Chce zło dobrem zwyciężyć! Nie tylko na czyjąś niechęć, ale i na samą nienawiść zdecydowany jest odpowiadać życzeniem dobra i modlitwą oraz przebaczeniem trzymanym w zanadrzu!

Św. Jan dobrze zna Jezusa i Jego świętą naukę. Ma też w sobie Jego Ducha. Nic zatem dziwnego, że w swoim życiu i nauczaniu jest Mistrzowi wierny aż do bólu. Widać to także w tym zdaniu: Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. To zdanie można by tak sparafrazować: Jeśli nienawidzisz swego bliźniego, to nie łudź się, żeś poznał Jezusa i żeś się napełnił Jego Boskim światłem. Wiedz, że nienawiść żywiona – choćby tylko do jednego człowieka – dobitnie świadczy o tym, że jeszcze nie wniknąłeś wraz z Jezusem w Objawienie Boże; jeszcze wystarczająco nie poznałeś Serca Boga Ojca. Boży Syn przyszedł objawić to właśnie, że Ojciec miłuje zawszewszystkich (por. Mt 5, 44 n).

Kto tę prawdę bierze sobie do serca, kto się nią napełnia i nasyca, ten czyni podobnie jak Ojciec: miłuje zawsze i wszystkich! Miłuje osoby – czyli arcydzieła Boga, stwarzane na Jego obraz i podobieństwo.

Miłość rozciągnąć na wszystkich

A zatem czy ja miłuję wszystkich, czy tylko tych, którzy mnie miłują? Inaczej mówiąc: czy dostrzegam, że każda osoba jest bezcenna, dobra i piękna? Czy sprzyjam każdemu człowiekowi? Czy także o tym, który wyrządził mi krzywdę, potrafię powiedzieć: «Dobrze, że jesteś! Ty też jesteś dobry, choć w tej chwili, czynisz (jeszcze) zło! Tak, jest mi przykro z powodu zła przez ciebie uczynionego, ale i tak sprzyjam tobie. Dobrze ci życzę. Gotów jestem troszczyć się o twoje dobro. Modlę się za ciebie. Pragnę dla ciebie Bożego błogosławieństwa. Ofiaruję ci moje przebaczenie, choć ty jeszcze o nie nie prosisz, a może nawet nim (na razie) gardzisz. Pragnę, byś doświadczył Bożego Miłosierdzia».

Dopiero ten, kto tak odnosi się do swoich bliźnich (zło-czyńców), ten naprawdę poznał Jezusa i już chodzi w świetle Boskiej Miłości. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć. – Tak, taki się nie potknie i nie zatrzyma się w drodze do Nieba. Taki człowiek jest współpracownikiem Jezusa i wraz z Nim przemienia świat, dziś tak bardzo terroryzowany i niszczony przez demoniczną nienawiść czy przez jej „łagodniejsze” odmiany – takie jak niechęć, zazdrość czy poniżanie innych itd.

Kto zaś swojego brata nienawidzi, żyje w ciemności i działa w ciemności, i nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy. To słowo Boże jest jasne i proste. Jest też ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny. Potrafi osądzić pragnienia i myśli naszych serc, oddzielając miłość od nienawiści, światło od ciemności, życie od śmierci (por. Hbr 4, 12).

Jeśli stwierdzam u siebie nienawiść (do osoby!, a nie: do zła, do grzechu), to winienem w zapadającej wokół mnie ciemności dojrzeć zapalającą się „czerwoną lampkę”. Ta lampka ostrzega, że jestem właśnie w duchowej ciemności! I że główną przyczyną tej ciemności jest to, że nie znam Boga, nie znam Jezusa, który potrafi Miłością rozświetlić ciemność nienawiści i zniweczyć ją. To jedynie Miłość sprawia, że wiemy, dokąd podążamy i kim tak naprawdę jesteśmy. I kim jest każdy człowiek.

Co winienem uczynić, gdy (czasem, znów) dostaję się w strefę ciemności? Jest to ulubione pytanie św. Ignacego Loyoli: quid agendum?, co należy czynić? – Odpowiedzi mogą być różne. Kreatywne. I podobne co do istoty. Ja, na koniec ograniczę się do prostego stwierdzenia, że całe Ćwiczenia duchowne św. Ignacego są praktyczną odpowiedzią (i podpowiedzią): co należy czynić, by z rosnącą pasją poznawać Jezusa, miłować Go i mocą Miłości z góry zstępującej kształtować wszystkie podstawowe relacje.

o. Krzysztof Osuch SJ

Częstochowa, 29 grudnia 2010 AMDG et BVMH

 

1 Bardzo podobne rozważanie, zatytułowane Najmniejsi i szczęśliwi, jest też w mojej nowej książce Przed tobą jest DAL. Rozważania o miłości, pokonanej śmierci i jasnym wyborze. Wydawnictwo WAM 2010.

 

Czytelników moich rozważań pragnę zaprosić do Centrum Duchowości w Częstochowie na styczniową sesję: Zobaczyć siebie oczami Chrystusa. http://www.centrsi.nazwa.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=219:21-23-stycznia-2011&catid=44:weekendowe&Itemid=70

Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko. Zapraszam na odnowione strony Centrum Duchowości: http://www.czestochowa.jezuici.pl

Moje nowsze rozważania, zamieszczane na Mateuszu, ukazały się w formie nowej książki: Przed tobą jest DAL. Rozważania o miłości, pokonanej śmierci i jasnym wyborze. Zobacz: http://katalog.wydawnictwowam.pl/?Page=opis&Id=57530

 

 

 

© 1996–2010 www.mateusz.pl/mt/ko