www.mateusz.pl/mt/ko

KRZYSZTOF OSUCH SJ

Taniec wokół „cielca” zatrzymany

 

 

Pan rzekł do Mojżesza: Zstąp na dół, bo sprzeniewierzył się lud twój, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej. Bardzo szybko odwrócili się od drogi, którą im nakazałem, i utworzyli sobie posąg cielca ulanego z metalu i oddali mu pokłon, i złożyli mu ofiary, mówiąc: Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej. I jeszcze powiedział Pan do Mojżesza: Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku. Zostaw Mnie przeto w spokoju, aby rozpalił się gniew mój na nich. Chcę ich wyniszczyć, a ciebie uczynić wielkim ludem. Mojżesz jednak zaczął usilnie błagać Pana, Boga swego, i mówić: Dlaczego, Panie, płonie gniew Twój przeciw ludowi Twemu, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej wielką mocą i silną ręką? Czemu to mają mówić Egipcjanie: W złym zamiarze wyprowadził ich, chcąc ich wygubić w górach i wygładzić z powierzchni ziemi? Odwróć zapalczywość Twego gniewu i zaniechaj zła, jakie chcesz zesłać na Twój lud. Wspomnij na Abrahama, Izaaka i Izraela, Twoje sługi, którym przysiągłeś na samego siebie, mówiąc do nich: Uczynię potomstwo wasze tak liczne jak gwiazdy niebieskie, i całą ziemię, o której mówiłem, dam waszym potomkom, i posiądą ją na wieki. 14 Wówczas to Pan zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na swój lud (Wj 32, 7-14).

Słowo Boże wzięte z Księgi Wyjścia przenosi nas w czasie do ważnego momentu, gdy Mojżesz otrzymuje od Boga kamienne tablice ze słowami Dekalogu, a zniecierpliwiony lud znajduje sobie bożka w postaci cielca odlanego ze złota. Bóg mocno reaguje na bałwochwalczy akt ludu. A my możemy się nauczyć czegoś ważnego i odnieść to do naszej wędrówki do domu Ojca – do prawdziwej i ostatecznej Ziemi Obiecanej.

Mojżesz – z Bogiem. Lud – z cielcem

Mojżesz wspiął się na górę Synaj. Przebył drogę stromą i trudną. Ofiarnie zdobył się na duży wysiłek. Uczynił to dla Pana, by być blisko Niego! W zamian otrzymał, rzeczywiście, wiele – oglądał Boga twarzą w twarz. Bardzo dużo otrzymał także dla ludu: dwie tablice z dziesięcioma Słowami Życia. Można powiedzieć, że Bóg zadał Mojżeszowi drogę do przebycia, a on przebył ją wiernie, nie bacząc na wielki trud.

Lud też został wezwany do przebycia drogi z egipskiej ziemi niewoli do Ziemi Obiecanej, Kanaan. Była to droga obmyślana przez samego Boga. Była to dobra droga, gdyż wiodła od niewoli do wolności. Bóg wymagał wierności – czyli wytrwałego polegania na Nim. Wymagał też bezwarunkowego zaufania Jemu. Ten wymóg okazał się w realizacji niezwykle trudny! Łatwo jest zdobyć się na wierność raz, drugi czy trzeci... W miarę łatwo jest ufać Bogu, gdy dostarcza On wody ze skały; gdy zapewnia mannę i gdy pomaga pokonać wrogów... Ale bardzo trudno jest pozostawać wiernym Bogu (wierzącym w Niego i Jemu) oraz trwać w zaufaniu do Niego, gdy wystawia On na próbę. I gdy robi wrażenie, że Go nie ma, że jest nieobecny, że zdał człowieka na własne siły.

Izraelici niejeden raz byli wystawiani przez Boga na próbę zaufania i wierności. I niejeden raz okazywali się nieufni i niewierni – przestawali polegać na Bogu i ufać Mu. Raz po raz mówili Mu, praktycznie: My Ci nie wierzymy. Niedowierzamy Tobie. Powątpiewamy o Twojej Mocy i Miłości! Takie zachowanie ludu było dla Boga przykre i nie do zaakceptowania. Uwłaczało ono Bożej Miłości, Wszechmocy i Mądrości. Raniło Go.

Zraniony Bóg mocno reaguje

Rzeczywiście, praktyczna niewiara i nieufność ludu była dla Boga raniącawywoływała Jego żywą reakcję. Bóg napominał lud, wzywał przez proroków do nawrócenia, do opamiętania. A gdy to nie odnosiło upragnionego skutku, to wybuchał gniewem. Gniewem świętym i zawsze „miarkowanym” nieskończoną Miłością. Gniewem „przyporządkowanym” Boskiemu Miłosierdziu. Ale mimo wszystko był to gniew, z którym nie ma żartów, i którego nie należy przemilczać, przeinaczać i pośpiesznie łagodzić „poprawnymi” interpretacjami (co dzisiaj daje się obserwować). Psalmista powie: Zaiste, Twój gniew nas niszczy, trwoży nas Twe oburzenie (Ps 90, 7).

Bóg wyczerpawszy środki nawracające takie, jak napomnienie i rozumna perswazja, zdawał się zadawać sobie pytanie: jak – przez co jeszcze można poruszyć człowieka, który ogłuchł, oślepł i otępiał? W swoim „arsenale” środków zaradczych Bóg znajdywał to, co Biblia powielekroć nazywa gniewem Pańskim, rozpaleniem się czy wybuchem gniewu Pana, a także dopuszczeniem cierpień, które nazywane bywały karą.

W języku Biblii gniew Boga i karanie są zatem obecne, nawet jeśli o Jego gniewie powie Psalmista te tchnące nadzieją słowa: Gniew Jego bowiem trwa tylko przez chwilę, a Jego łaskawość – przez całe życie (Ps 30, 6). Tak, Jego gniew i karanie zawsze mają posłużyć odbudowaniu zniszczonej relacji, zerwanego Przymierza.

Zauważać gniew i karanie Boże

Dlaczego gniew i karanie Boże należy zauważać i rozważać oraz serio traktować? Bo o nich mówi natchnione słowo Boga. Bo takie są biblijne (w Historii Zbawienia) fakty. A także dlatego, że człowiek wszystkich czasów potrafi być (i bywa) prymitywny duchowo i niewrażliwy na bezmiar Bożej Wszechmocy, Mądrości i Miłości. Na wspaniałość Jego Majestatu i Chwały!

Niestety, smutne to, ale pewno dość często bywa tak, że dopiero człowiek (lud) jakoś porażony czy przerażony gniewem Pana i dotknięty karą, cierpieniem – zaczyna myśleć i odkrywać, jak ważne jest to, by wiernie, niezachwianie ufać Bogu; i wiernie, niezachwianie trzymać się Jego drogi, Jego Ładu, Jego obietnic, Jego Słowa życia!

Bóg z bólem serca dostraja się do stępionej wrażliwości ludu, gdy (na poważnie, nawet jeśli na krótko) okazuje swe „gniewne oblicze” i, niekiedy, dopuszcza surowe karanie.

Ale też, gdy pojawiają się pierwsze symptomy opamiętania i nawrócenia, natychmiast Jego Twarz promienieje radością, a Serce jaśnieje – jak w wizji św. Marii Małgorzaty Alacoque – bardziej niż wiele słońc.

Pożyteczna lekcja cierpienia

Ojciec Karl Rahner SJ w swoich dociekaniach na temat cierpienia dochodzi (w sumie) do optymistycznego stwierdzenia, że cierpienie jest po prostu powszechnym i skutecznym środkiem, poprzez który do każdego człowieka dociera do świadomości to, co Najważniejsze. Chciałoby się powiedzieć, że jak nie dotrze po dobroci i drogą rozumu oświeconego Objawieniem, to dotrze poprzez tygiel cierpienia.

Treść tego, co najważniejsze to między innymi to, że życie nie jest czymś płaskim i banalnym (jak wirtualna gra komputerowa, od której można wstać i odejść), ale jest ono Tajemnicą, która odsyła do wielkiej i przyjaznej Tajemnicy Stwórcy. Cierpiąc wszyscy mamy szanse odczuć i jakoś pojąć, że nie wolno spłaszczać wielowymiarowej Rzeczywistości; i nie wolno redukować sensu życia do „byle czego”.

Cierpiąc, wszyscy przekonują się też o tym, że życie nie jest nudne (jak czasem jawi się ono w banalnie przeżywanej pomyślności i małej stabilizacji). W cierpieniu znika nuda!

Patrząc na gniew Boga, słysząc o nim jako groźbie, a także doświadczając jakiejś kary za niewiarę i głupotę, zaczynamy pojmować, że wielkiej i majestatycznej drogi człowieka do Boga (itinerarium mentis in Deum – jak mówił św. Bonawentura) nie wolno zamieniać w taniec wokół złotego cielca, w ogóle jakiegoś stworzenia, choćby najwspanialszego. Należy iść przez życie z ufną wiarą, kierując się co dzień i nieustannie ku Bogu samemu, a nie „obtańcowywać” jakąś rzecz, jakąś przyjemność, jakiś nieprawy układ itd. itp.

Święci, mistycy wiedzą, że to w cierpieniu Bóg zbliża nas do siebie najskuteczniej. Oni potrafią nawet o nie zabiegać i prosić, odnosząc się do zbawczego „wymiaru” współcierpienia z Jezusem. Nam pewno trudno byłoby o cierpienie prosić, ale możemy przynajmniej starać się dobrze o nim myśleć, kiedy przychodzi. I znosić je ufnie, pokornie i cierpliwie. Aż wyda owoc. Bóg wie jaki.

Zatrzymani w tańcu. Wprawieni w nowy taniec

Można by pytać, czy i my nie jesteśmy skorzy do zapominania o wspaniałości Boga, o Jego Chwale, o naszym powołaniu do życia wiecznego z Bogiem, a także o drodze, którą trzeba przebywać wiernie (w wierze) i ufnie – dzień po dniu...?

Czy nie marzy się nam (i też nie zdarza się) obtańcowywanie – w myślach, pragnieniach i w uczuciach... czegoś tam? Nasze myśli, pragnienia, uczucia, serca tak łatwo tańczą (czasem do upadłego) wokół pieniędzy, roboty, zdrowia, jedzenia (za dużo, za mało); wokół doznanej krzywdy czy wokół polityki, sensacji, plotek, namiętnych pożądań itd.

Jezus Chrystus przyszedł po to, żeby jeszcze bardziej zdecydowanie niż Mojżesz zatrzymywać swój lud w szalonym bałwochwalczym tańcu; i żeby nauczyć nas „nowego tańca” (niech życie będzie tańcem pełnym piękna i pasji!) razem z Nim – w obliczu Boga Ojca. Przed Ojcem – Wspaniałym, Dobrym i Miłującym.

Cztery Ewangelie to właściwie podręcznik, który uczy nas radosnego, sakralnego tańca – wobec Boga; jak Dawid przed Arką Pana!

Jest jeden poważny powód, dla którego wolimy tańczyć ze sobą i wokół rzeczy, a nie przed Bogiem i dla Niego. Tym powodem jest to, że Bóg, którego znamy, ma dla nas (może jeszcze) zniekształconą Twarz. Tak bardzo zniekształconą, że się jej lękamy! I uciekamy od niej. Jezus dobrze o tym wie, że nie znamy Twarzy Jego (i naszego) Ojca; i że dlatego bywamy smutni. I dlatego szukamy namiastek, by się nimi rozweselić...

Największym pragnieniem Jezusa było i jest to, by nam objawić Twarz Ojca – Prawdziwą. Dziś tę Twarz spotykamy w dwóch przypowieściach o tym, jak Bóg Ojciec szuka nas zagubionych – podobnie jak pasterz szuka jednej zagubionej owieczki, jak niewiasta szuka zagubionej drachmy (Łk 15).

A po znalezieniu jest wielka radość, wesele. I tańce! Starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce (Łk 15, 24). Właśnie, tańce. Ale jakże różne od tych, które musiał „uspokoić” Mojżesz.

o. Krzysztof Osuch SJ

Częstochowa, 6 listopada 2008 AMDG et BVMH

 

Inne teksty: www.mateusz.pl/mt/ko/ oraz tutaj: punkty do medytacji. Zapraszam także na strony Centrum Duchowości: www.jezuici.pl/centrsi

 

 

 

© 1996–2008 www.mateusz.pl/mt/ko